wika
Szanowni Forumowicze!
Chciałbym się zapytać Was, co sądzicie o katechezie w szkole. Obecnie przedmiot ten (wg mnie) nie może się sam określić wobec problemów, które przyszły do szkół po upadku PRLandii. Z jednej strony religia ma aspiracje być przedmiotem maturalnym (czego zresztą jestem zwolennikiem), z drugiej zaś strony głośno mówi się o tym, że religia powinna była nie wchodzić do szkół, co miałoby jej wyjść na dobre.
Jakie jest Wasze zdanie?
Moim zdaniem źle się stało, iż religia w ogóle weszła do szkół z kilku powodów.
Po pierwsze, jednak żyjemy w Państwie świeckim, więc odrębność jednostek publicznych, jakim jest szkoła i Kościoł, powinna być zachowana.
Po drugie, tworzy się złą atmosferę przejawiającą się na albo izolowaniu czy wręcz piętnowaniu osób nie wierzących lub innej wiary (dzieci często są bezlitosne) lub w innym przypadku konformistyczne podejście (bedę chodził niech się ode mnie oczepią a i tak mam to wszystko gdzieś).
Po trzecie, wiara jest indywidualną sprawą i w żaden sposób nie powinno się jej oceniać.
Po czwarte, lekcje katechezy spłycają wiarę, gdy jest to przerwa pomiędzy lekcjami polskiego a matematyki, na której można się po prostu poobijać.
Po piąte, miejscem dobrym do katechezy byłyby salki katechetyczne przy Kościele, gdzie można odczuć sferę sacrum
Ponadto jest według mnie wiele złych rozwiazań jak np. to, iż dyrektor szkoły nie może zwolnić złego katechety (księdza) lecz może go odwołac biskup. (Może coś pokręciłem ale wtedy na pewno mnie poprawicie). W szkole mogłyby się odbywać lekcje, ale raczej religioznawstwa, gdzie zaprezentowane byłyby różne religię (bez indoktrynacji), co pomogłoby zrozumieć inne kultury oraz historię.
I co najważniejsze, niezależnie, gdzie - w szkole czy Kościele - katechezę powinny prowadzić osoby do tego przygotowane, kompetentne. Niestety osobiście spotkałem się, zwłaszcza w szkole podstawowej, ze skrajną niekompetencją katechetów (i to niejednokrotnie).
Abym był dobrze zrozumiany, nie jestem ateistą. Uważam jednak, iż w tym systemie nauczania obdziera się religię z duchowości sprowadzając do kolejnego przedmiotu lekcyjnego, który nie zawsze jest lubiany.
Ponadto zadaje sobię jedno pytanie: czy katechezy nie odpychają młodych ludzi w ogóle od Kościoła. Gdy za PRL-u katechezy odbywały się w salkach zdaje się, że te salki były pełne, a osoby uczestniczące przejawiały zaangażowanie, czego nie można powiedzieć o czasach dzisiejszych.
Ja też jestem za oddzieleniem nauki religii od edukacji szkolnej, z powodów mniej więcej podobnych jak to przedstawił Buszmen. Układ, w którym religia jest nauczana w salach katechetycznych przy kościele, wydaje mi się zdrowszy.
Odniosę się tu do jednej głównie sprawy:
Co do wiary będe obstawał przy swoim. Wiara według mnie to jest to, co się samemu przeżywa. Natomiast jeśli idzie o religię, powiedzmy obrzędy z nią związane to już inna kwestia. Rzeczywiście nie jest dobrze, aby osoby uznające się za wierzące, nie znały podstawowych reguł, świąt, obrządku itd. Ale wydaje mi się, że będąc wierzącymi sami powinni poszukiwać tej wiedzy. Choćby dlatego uważam, że włączenie religii do lekcji szkolnych jest zbyt daleko idącym ułatwieniem, które z różnych powodów, także tych wyżej wymienionych przeze mnie, może stać się wypaczeniem katechezy.
Co do zaangażowania oczywiście masz rację. Za komuny na pewno przyciągał ludzi do Kościoła bunt (mowa raczej o młodych ludziach). Prawdą jest też, że dobry kapłan dużo więcej zdziała i więcej osób przyciągnie do Kościoła. Z tym się kłócić nie bedę. Jednak traktowanie katechezy jako kolejnego obowiązku szkolnego moim zdaniem może też doprowadzić do zniechęcenie wobec religii.
Wiara jest nierozłączona z religią wyznawaną. Dlatego uważam, że nie ma nic złego w jej manifestowaniu. Nie chodzi mi o agresywne mainfestowanie, ale po prostu otwarte mówienie, w co się wierzy. Ale to jest materiał na inną dyskusję, więc to zostawię :)
dziekuję Ci Wipsanio. Całkowicie się z Tobą zgadzam.
Oczywiście wiara jest nierozłączna z wyznawana wiarą. Jednak przyjmując, iz w szkołach uczymy tylko religii w kontekscie "wiadomości o religii" uważam, ze powinno być spełnionych kilka warunków.
1. Nauka o różnych systemach religijnych, a nie ograniczanie się do jednego
2. Rozłączenie od treści stricte duchowych czy właśnie ocenianiu wiary, co niestety sie dzieje (do tego w sposób moim zdaniem zupełnie spaczony, jednak to już kwestia przygotowania katechetów)
3. To co wynika z powyższego, czyli lepsze przygotowanie katechetów. Niestety osobiście spotykałem często nie najlepszych katechetów, do których pasowało by określenie tuby Radia Maryja (a przecież nie o to chodzi)
4. Ostatni punt jaki teraz mi przychodzi do głowy to zmniejszenie władzy Kościoła jeśli idzie o katechetów księży, jeśli dobrze kojarze dyrektor szkoły nie może zwolnić księdza tylko odwołać go może dopiero biskup, co jest nienajlepszym rozwiązaniem.
Pozdrawiam
PS. Ja naprawdę nie jestem przeciwnikiem religii, pytanie czy taki system wnosi "plusy dodatnie czy plusy ujemne"
I znowu przychodzi mi zgodzić się z Buszmenem :smile: Naukę religii w formie "nauki o religiach" jestem skłonny w szkole zaakceptować. Nauka religii jako wiary jest natomiast domeną kościoła - i przezeń powinna być realizowana. Szkoła natomiast powinna pozostać światopoglądowo neutralna.
1. Nauka o różnych systemach religijnych, a nie ograniczanie się do jednego
Co do tego stwierdzenia się nie zgodzę. Ksiądz, który uczy mnie, powiedział, żebyśmy przygotowali referaty o innych religiach. Owszem zrobiliśmy tylko te największe ( judaizm, islam, buddyzm, hinduizm i. bodaj, konfucjonizm ), ale zostały dość dokładnie omówione. Bo to wszystko jest w programie. Co prawda dopiero w pierwszej lub drugiej liceum, ale jest. Poza tym, ksiądz w gimnazjum zwrócił uwagę, że, jeśli się postaramy, to będziemy mieli kilka lekcji wolnych w ciągu roku ( wolnych od robienia programu ), do dyskusji na różne tematy. Wszystko więc zależy od księdza i uczniów ( zwłaszcza w gimnazjum ).
Racja wiele zależy... Ja miałem w liceum dwóch księży. Jeden miał absolutnie gdzieś program a lekcje wyglądały tak, że spisywaliśmy na kartkach nurtujące nas problemy, a on potem wybierał co ciekawsze z nich i je omawiał razem z nami w formie dyskusji. Takie lekcje były ciekawe i pouczające. Jedną wadą było to iż ksiądz ten - mając wiele pozaszkolnych zajęć (był min. właścicielem hurtowni) - czasami opuszczał zajęcia. Miałem też innego katechetę - ten z kolei w ogóle nic nie miał dobrego do powiedzenia o jakiejkolwiek innej religii, a nawet protestantów czy prawosławnych obrzucał epitetami w rodzaju: kacerze, schizmatycy, heretycy... Tak więc, jak widać - może być bardzo różnie. Od osoby prowadzącego lekcje zależy praktycznie wszystko...
zarówno całkowite odejście od programu jest błędem - w końcu wypadałoby poznać także własne wyznanie, jak i obrażanie innych wyznań i nieumiejetność przedstawienia zalożen poszczególnych odłamów chrześcijańtwa, czy innych religii jest błędem. Warto też znaleźć zawsze czas na swobodną dyskusję o różnych problemach - faktycznie, niektórzy katecheci czy księża się tego boją. Dużo zależy od kultury dyskutujących i poziomu dyskusji.
Religia w szkole podstawowej przekazuje głównie informacje na temat religii katolickiej, natomiast, jak napisał Greenpeace, w gimnazjum i liceum poruszane są już szersze zagadnienia. Zgadzam się całkowicie z Edwardem, że nie można zaniedbać nauczania religii, którą wyznaje większość Polaków (chodzi mi tutaj o odczucia, a nie ocenę ich wiary).
Katechecie też są ludźmi, więc bywają wspaniali i źli. Rozumiem, że nauczycieli tak delikatnego przedmiotu ocenia się szczególnie surowo. Zgadzam się, że muszą oni mieć staranne wykształcenie. Ale wadami katechetów nie obarczałabym lekcji religii.
Ale przecież nie chodzi o to aby religii nie było wogólę, tylko o to gdzie powinny odbywać się katechezy.
Co do gimnazjum czy liceum. Nie przypominam sobie aby na którejkolwiek lekcji religii były poruszane inne religie poza katolicką.
Poza tym trzea zachować troche zdrowego rozsądku tzn. z jednej strony nie powinniśmy robic takich idiotyzmów jak we Francji (chodzi mi o te nieszczęsne chusty) ale z drugiej strony nie jesteśmy państwem wyznaniowym, wiec powinna być zachowana rozdzielność instytucji publicznych od Kościoła
Pozdrawiam
Przed wojną Polska również nie była państwem wyznaniowym, a religia była OBOWIĄZKOWA. Teraz nie jest. Jeśłi chodzi o poruszanie teamtu innych religii, to zależy, jak program ułoży katecheta. Ale o tym wspomniałam wcześniej. Natomiast jeżeli chodzi o miejsce, to dla licealistó może i nie jest problemem chodzenie do salki przykościelnej, ale dla rodziców 8-letnich dzieci to może być czasem problem z odprowadzaniem ich.
Wipsanio wybacz ale co do tego ma obecność religii w szkołach przed wojna. rozumiem, ze to forum historyczne, ale mówimy o dzisiejszych rozwiazaniach. Jeśli natomiast chodzi o rodziców czemu nie zrobić czegoś w rodzaju szkółek niedzielnych. Wówczas idąc tym tropem i tak przecież pójdą do Kościoła.
Chodziło mi tylko o to, że pisałeś, że Polska nie jest krajem wyznaniowym. Więc podałam bardziej "drastyczny" przykład. Nie optuję za obowiązkiem religii. Czasy się już zmieniły.
Szkółki niedzielne to jest pewne wyjście. Nie wiem natomiast, czy przyjęłyby się u nas. W kwestii wyłączenia religgi ze szkół chodzi Ci głównie o oddzielenie kwestii świeckich od kościelnych czy drugim punkt - izolację dzieci niewierzących?
W kwestii wyłączenia religgi ze szkół chodzi Ci głównie o oddzielenie kwestii świeckich od kościelnych czy drugim punkt - izolację dzieci niewierzących?
Czyli szkoły katolicke "wychowujące młodzież w duchu katolickim", ale nie zamykające się na uczniów innych wyznań też trzeba zamknąć? Przecież zwykle nie są to szkoły państwowe, ani rejonowe, więc jest trochę "wyższy" poziom...
Co nie zmienia faktu, że religia w szkoła powinna przybrać bardziej formę - jak to już zostanło nazwane - "religioznastwa", a wiara jest zazwyczaj "wykładana" w czasie tych "przygotowań" do bierzmowania - uczniowie gimnazjów latający z karteczkami do ksiądza po podpis....
Tylko że z kolei taki ośmiolatek nie jest ani zainteresowany religioznastwem, ani bierzmowaniem...
Ja, pomijając fakt ciągłych zmian katechetów w podstawówce, miałem w trzeciej klasie świetnego księdza. Potrafił zainteresować, jeśli można mówić o zainteresowaniu religią dziesięciolatka, religią poprzez zabawne historyjki, m.in. o czterech królach i piątym biegu.
@Greenpeace:
Ja w podstawówce miałem 4 katechetów z czego jednego dwa razy, a jednego na pół roku. Przez rok uczyła nas pani, która bardzo chciała wyjechać na misje - wtedy nam się podobała religia, bo na każdej lekcji opowiadała jakąś historię o jej znajomych z misji (np. jednego ukąsił skorpion i jak go potem uratowali, albo o robakach gwinejskich, które żyją w krwi, et cetera ;)). I jednocześnie pani nie zapominała o programie, który ma w nas wpoić (i ten potrafiła ubarwić przykładami ze swojego życia - np. Towarzystwa Odnowy w Duchu Świętym (?)).
Jak widać, można połączyć program i inne rzeczy, mówiąc właściwie o wszystkim. Trzeba tylko chcieć.
Co do Towarzystwa Odnowy w Duchu Świętym, coś mi się obiło o uszy, ale teraz nie jestem w stanie powiedzieć nic więcej. Jeśli Edward mnie nie uprzedzi, spróbuję się czegoś dowiedzieć na ten temat.
nie ma Towarzystwa, są co najmniej grupy lub wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym. Dużo informacji można znaleźć tutaj