ďťż

wika

Obecnie w Polsce prowadzona jest debata nad słusznością klapsa w metodologii wychowawczej dziecka. Jak się okazuje większość Polaków stosuje tego typu środki dyscyplinujące wobec swoich pociech.
Cała dyskusja rozpoczęła się wraz z propozycją rządu Donalda Tuska dotyczącą wprowadzenia zakazu podnoszenia ręki na dziecko.

Nie chodzi mi tutaj o jakieś spatologizowane sytuacje. Wiadomym jest, że należy przeciwdziałać wszelkim brutalnym aktom wobec najmłodszych, a wszyscy kaci maltretujący swoje dzieci powinni resztę życia spędzić za kratami.

Jak natomiast widzicie kwestię pospolitego „klapsa” jako jednej z metod wychowawczych?
Czy podnieśliście rękę na swoje dziecko? Czy w ogóle wyobrażacie sobie taką sytuację?
czy klaps jest zły i czy należy za niego karać rodziców?

Zapraszam.


Wychowałam się bez ''klapsa'' moi rodzice nigdy nie karali mnie w ten sposób. Ale nie ukrywam, że były sytuacje w których naprawdę mało brakowało... W śród moich rówieśników bywało. że niektórzy rodzice doprowadzeni do ostateczności wymierzali sprawiedliwość w ten sposób, co dziwne w większości z dobrym rezultatem. A twierdzę tak, bo zdarza mi się wspominać nasze dziecięce lata i nikt podczas wspomnień nie ma pretensji do swoich rodziców o surowość, wręcz uważają, że dzięki takim metodom wyrośli ''na ludzi''.

Nie wiem czy zauważyliście jak to jest w świecie zwierząt ? Gdy suka chce zaprowadzić porządek z niesfornym młodym chwyta go zębami za kark i lekko potrząsa, zdarza się, że szczenię zapiszczy, ale w konsekwencji maluch wie już gdzie jego miejsce i czego robić mu nie wolno...

Uważam, że wtrącanie się państwa w życie rodziny i wychowywanie dzieci jest postawieniem świata na głowie, gwałt na rodzicach i ich dzieciach, które w przyszłości mogą zapomnieć o podstawowych wartościach. Zaś wprowadzenie w życie ustawy zakazującej dawania klapsów, to jest ingerencja w wewnętrzne sprawy rodziny. Rodzice powinni mieć prawo skarcić dziecko, gdy ono przez swoje zachowani np. naraził swoje zdrowie lub życie... To nie jest tak wielka tragedia dla dziecka, ale pozwala zapamiętać błąd. Gdy jednak rózga jest nadużywana, to nie jest skuteczna. Nie może też być mowy o tym, aby rodzice wyładowywali swoje problemy i frustracje na dziecku. Dziecko można skarcić przy pomocy klapsa, ale już bić go nie można. Źle się dzieje, jeżeli nie rodzice nie mają innej metody wychowawczej niż rózga i zbyt często ją stosują, bo to może u dziecka powodować agresję i urazy...

Podsumowując: karcenie - tak, wyżywanie się i notoryczne bicie - nie. Ja sam w dzieciństwie byłem okropnym łobuziakiem i, po pierwsze miałem masę siniaków (po których wychowawcy mogliby wywnioskować, że mnie w domu maltretują ), a po drugie wielokrotnie po prostu zasługiwałem na porządne lanie Zawsze jednak manto dostawałem tylko wtedy, gdy za bardzo przegiąłem - zbiłem szybę, pobiłem kolegę czy ukradłem prababci sztuczną szczękę
Ja uważam , że klaps jest potrzebny .... oczywiście nie sadyzm i bicie .... Dzięki takim ,,klapsom'' wiedziałem co w życiu jest złe , a co dobre , wiedziałem , co mogę zrobic , a co nie .... W ogóle co to za problem , myślę , że Donald Tusk ma większe problemy od tego , pozdrawiam


Wydaje mi się, że ustawa ta ma za zadanie zatuszowanie indolencji organów odpowiedzialnych za kontrolowanie nadużyć - kuratorów, policji. Ostatnimi czasy coraz częściej się słyszy o dzieciach skatowanych przez rodziców. Oczywiście takim przypadkom trzeba zapobiegać, ale wydaje mi się, że osoby upoważnione wcale nie miały ochoty przyglądać się poszczególnym rodzinom i sprawdzać, czy wychowanie przebiega prawidłowo, czy też dzieci są bite. Naturalnie łatwiej jest zakazać w ogóle dotykać dziecka, wtedy będzie można od razu i bez tracenia czasu na rozważanie poszczególnych przypadków odbierać prawa rodzicielskie hurtowo i na pniu.

Osobiście nie wyobrażam sobie wychowania dwulatka bez klapsa od czasu do czasu. Taki berbeć nie rozumie tłumaczeń, nie przemówią do niego ani barwne opisy wielorakich zagrożeń ani tyrady etyczne. Oczywiście w miarę, jak dziecko zaczyna pojmować świat należy zacząć mu tłumaczyć pewne sprawy, jednak póki jest zdolne jedynie do jedzenia, spania, wbiegania pod samochód i wkładania palców do kontaktu jedynym sposobem, by je jakoś opanować jest zastosowanie wspomnianych tu naturalnych metod wychowania, czyli krzyku i klapsów.
Sprawa owego „klapsa” jest niezwykle delikatna. Nie chodzi przecież o maltretowanie dzieciaków, lecz przyprowadzenie ich do jakiegoś porządku, w sytuacji gdy wchodzą nam na głowę i chcą nami rządzić. Wydaje mi się, że takowa metoda, stosowana od czasu do czasu w sytuacji kiedy dziecko już przechodzi samo siebie i robi wręcz wszystko, by sprowokować dorosłego to nic nagannego, a czasem jest to konieczne.
Oczywiście największym ideałem byłoby, gdyby rodzice zawsze słownie wytłumaczyli dziecku, że to jest dobre a to złe i nie musieli odwoływać się do kar cielesnych, ale zastanówmy się, czy takie małe dziecko jest w stanie to pojąć ?? ileż to się rodzice natłumaczą a ono i tak swoje. Ponadto klaps to nie bicie pasem, czy obijanie.
Myślę, że całe to zamieszanie wokół klapsa to burza w szklance wody, klaps był jest i będzie, bo jest nie raz konieczny i to się nie zmieni.
Myślę, że klaps jest całkiem naturalną i powszechną rzeczą, co dowodzi, że nie jest tak bardzo szkodliwa i nie powinno się jej zmieniać. Zdarzają się naprawdę trudne dzieci, w przypadku których nie wystarczy nawet nakrzyczenie na delikwenta. Zwykle takie "klapsy" są skuteczniejsze od wychowania bezstresowego. Wystarczy klapnąć raz czy dwa i maluch ma nauczkę do końca życia.
Ja w ogóle nie widzę sensu takiej debaty W prawie karnym funkcjonuje takie coś jak kontratyp karcenia nieletnich, który jak wszystkie inne kontratypy wyłącza bezprawność czynu - w tym przypadku karcenia nieletnich. Innymi słowy - przyłożenie dziecku przez tyłek, zwłaszcza jeśli sobie zasłużyło, nie jest czynem karalnym, co najwyżej można tu sobie podyskutować nt. moralnej naganności tego czynu. Oczywiście od karcenia należy odróżnić znęcanie się, systematyczne bicie etc, ale to już zdążyliście zauważyć.

Kiepskich ma Tusk specjalistów w rządzie, że takich rzeczy nie wiedzą

A to ja się przyznam.
Córcia ode mnie klapsa dostała tylko raz. Moderacja się nie obrazi w pupę.
Czterdzieści kaset magnetofonowych w jednym małym pokoju, totalnie powyciąganych.
Jedno kłębowisko.
Do dzisiaj mam moralniaka
Ale już więcej tego nie zrobiła.
E tam, ja tam parę razy dostałam po tyłku (m.in. raz wtedy, jak mimo zakazu wyszłam na ulicę) i nie wspominam tego jako traumy, bo naprawdę zdarzało się od wielkiego dzwonu. Doszliśmy już do tego w tej dyskusji, że co innego jest dać klapsa raz na jakiś czas w sytuacjach absolutnie wyjątkowych, a co innego bić patologicznie czy profilaktycznie jak bodajże Chińczycy, którzy wymyślili przysłowie: "Bij swoje dziecko raz na dzień - jeżeli ty nie wiesz za co, ono na pewno wie".

Pomysł by zakazać klapsów jeśli zostanie zrealizowany i wejdzie w życie, stanie się kolejnym martwym przepisem, którego nikt nie będzie przestrzegać ani egzekwować. Zmarnuje czas i energię, które można byłoby przeznaczyć na prace nad ustawami naprawdę potrzebnymi, bo patologii niestety nie brakuje Nikt np. nie pracuje nad ustawą, która by nakazywała wymeldowanie ze wspólnego lokalu ojca rodziny, który się nad nią znęca, dzięki czemu taki sprawca mimo orzeczonego rozwodu, odebranej władzy rodzicielskiej etc. nadal terroryzuje własną rodzinę, ponieważ z nią mieszka

Czterdzieści kaset magnetofonowych w jednym małym pokoju, totalnie powyciąganych.
Jedno kłębowisko.

Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja tak rozrabiałam Mojemu ojcu wyplątałam kilka taśm szpulowych, bo bawiłam się z przyjaciółka w księżniczki, więc włosy powstały z fragmentów przebojów rockowych. Kolekcję szlag trafił, a ja zdążyłam ewakuować się za spódnicę mamusi

Ten przykład ze Szwecją pokazuje jak można sprowadzić sprawę do absurdu Generalnie Szwedzi mają dziwny system, który z jednej strony chroni dzieci, a z drugiej pakuje je w masę problemów, bo w przypadku problemów rodziców z sądem ich dzieci trafiają do rodzin zastępczych z których jakością bywa różnie, różny jest też nad nimi nadzór. Wspomina się o dużej rotacji takich dzieciaków, które trafiają do czasem nawet kilku rodzin zastępczych, a potem rosną z nich kryminaliści. Dodatkowo Szwedzi mają jeszcze taki brzydki nawyk, że dzieci najczęściej odbierają imigrantom, wychodząc z założenia, że szwedzka rodzina zastępcza wychowa je lepiej niż rodzina biologiczna i tak to się wszystko napędza Naprawdę nie życzyłabym sobie u nas takiego systemu jak w Szwecji, bo to naprawdę nic dobrego, zresztą tak jak mówiłam - lepiej pracować nad ustawami niezbędnymi, niż nieżyciowymi.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dagmara123.pev.pl
  •