ďťż

wika

Odnoszę dziwne wrażenie że zakładałem kiedyś podobny temat, jeśli tak to niech go ktoś odszuka, a jeśli nie, to here... we... go!

Byłem dzisiaj trzeci raz na TDK, tym razem z rodzicami. ten seans przypomniał mi, dlaczego chodzę do kina na poranne seanse, jak i o tym, że niektórzy ludzie są zwyczajnie - przepraszam za wyrażenie - pojebani.

Oto co mi się dzisiaj przydarzyło:
- wolne miejsce obok mnie oznaczało tylko jedno - spóźnialskiego widza. I owszem, wparował na salę pod koniec prologu z wodą mineralną i popcornem. Nie zdążył dobrze usiąść, a już wpieprzał. Mniej więcej w połowie filmu, świecąc sobie komórką, szukał wody, która się gdzieś poturlała...
- ludziom za mną miałem ochotę zaprezentować sztuczki z ołówkiem. Wyróżniała się pewna kretynka, która nie wiem po co przyszła na taki film, skoro ordynarnie, złośliwie się przez cały seans po prostu śmiała i komentowała razem ze swoim gachem. Na końcu dostała czkawki, którą słyszano chyba w pierwszym rzędzie
- no i oczywiście cały szereg innych fajnych rzeczy, których nie pojmuję - jedna pani wyszła z filmu tylko po to, by wrócić na salę z nową colą i popcornem!!! Ludzie, Trzymajcie mnie...

Zapraszam do opisania własnych "przygód".


Tak jem popcorn i popijam napoje podczas filmów, ale robię to jedynie wtedy gdy idę na jakiś głośny blockbuster typu Szklana Pułapka czy Transformers, gdzie dźwięki i tak skutecznie zagłuszą wszystko. Nigdy, przenigdy nie jadam podczas innych filmów, jak komedie, czy jakieś filmy psychologiczne, dramaty, itd. bo to po prostu nie pasuje. Przychodzę wtedy na film a nie tylko po to by dobrze się bawić, przy letnim odmóżdzaczu. Czy jadłem na TDK? Ta, jadłem i nie czuję się winny. Nie byłem jedyny, poza tym nie sądzę by ktoś mnie słyszał.
kiedyś czekając na koleżankę postanowiłem skoczyć do kina. miałem przy sobie plecak wypełniony różnymi pierdołami oraz dwie wielgachne reklamówki, również wypełnione jakimś syfem. jednym słowem, byłem obładowany jak wielbłąd, więc obejrzenie filmu wydawało mi się wówczas dobrym pomysłem na przeczekanie. kupiłem bilet (na 'Osade' bodaj) i udałem sie grzecznie na sale. w środku siedziało raptem 10 osób na krzyż, wybrałem zatem pierwsze lepsze miejsce gdzieś w górnych partiach widowni. porozkładałem sie ze swoimi rzeczami po sąsiednich fotelach, po czym rozparłem się wygodnie i nogi ułożyłem na oparciu. normalnie jak król.

niestety, długo nie było mi dane cieszyć sie ta ciężko wypracowaną komfortowa sytuacją, albowiem tuz przed rozpoczęciem seansu na sale wszedł najbardziej wkurwiający jegomość, jakiego spotkałem w przybytku zwanym kinem. gostek podchodzi do mnie i mówi, że siedzę na jego miejscu. na dowód mojej zbrodni pokazuje bilet. aż musiałem się rozejrzeć z niedowierzaniem - okazało się, że nie było żadnej masowej teleportacji, 95% sali kinowej nadal świeciła pustkami. po wymianie "uprzejmości" z tymże miłym człowiekiem i ze względu na zupełny brak zrozumienia z jego strony postanowiłem... skapitulować. jakby nie patrzeć, prawo było po jego stronie:) mamrocząc pod nosem rożne zapamiętane łacińskie zwroty i inne obelżywe słowa, czym prędzej przetachałem się z tym całym swoim kramem jak najdalej od tego miłego pana, co zresztą nie było wcale takie pojedyncze ze względu na zakończoną przed kilkoma sekundami fazę mojego wygodnego rozsiadania się oraz z powodu wygaszenia wszystkich świateł na sali.

oczywiście całkiem możliwe, ze ów jegomość miał zaawansowana nerwice natręctw i jakby nie usiadł w tym konkretnym miejscu, to by mu głowa eksplodowała. mógł również przyjść do kina w rocznicę zejścia swojej ukochanej małżonki, która zadławiła sie precelkiem w tym właśnie bezczeszczonym przeze mnie fotelu. tak czy siak, cały dzień miałem już dokumentnie spierdolony:)

EDIT

odpowiadając na pytanie z ankiety: nie.
Odpowiedź - tak, ale jem i piję na tyle cicho że jeszcze nikt się nie skarżył
Nie rozumiem jak można tak głośno zachowywać się w kinie.. Mi by było.. Hmm, głupio
Przygód większych nie miałem, ostatnio na TDK facet około 40 siedzący koło mnie pisnął jak 12 latka w momencie SPOILEREK LECIUTKIPrzebrany "Batman" uderzył w szybę przed burmistrzemSPOILERKA KONIEC


Hmm... To zabawne, bo kiedyś na seansie 'Osady' okazało się, że sala jest praktycznie pusta. Wbiłem więc i skierowałem się ku miejscu oznaczonemu na bilecie. Oczywiście okazało się, że spośród pierdyliarda miejsc na sali, to właśnie moje upatrzył sobie jakiś obładowany reklamówkami sierściuch...

...NOT;)

Osobiście nic złego w popcornie czy napojach nie widzę (tak, to takie małe usprawiedliwienie, gdyż sam namiętnie wcinam w trakcie seansów) bo można się nimi raczyć i NIE HAŁASOWAĆ. Ale dajcie mi adres gościa który wpadł na arcymądry pomysł sprzedawania w kinach nachos, to osobiście przejdę się mu podziękować;)
Picie kupuje zawsze, jedzenie (popcorn) okazyjnie, i szczerze powiedziawszy nie widzę w tym nic złego (ani nie przeszkadza mi moje własne jedzenie, ani nie przeszkadza mi jedzenie osób po bokach, zwłaszcza że naprawdę tego nigdy nie słychać). Nawyk wyłączania komórki mam od zawsze…
Do kina generalnie preferuje chodzić sam, bo łatwiej mi się wtedy wczuć się w obraz, choć towarzystwem okazyjnie [zwłaszcza na jakichś filmach typu „Kung-Fu-Panda”] też nie pogardzę... Zwłaszcza że większość moich znajomych popiera zasadę – „Seans się zaczyna – milkniemy!”. Okazyjnie się zdarzy jakiś komentarz/szepnięcie, ale zwykle tylko na jakichś filmach z cyklu "zero fabuły, dużo akcji" [Z jednym kolegą pamiętam że trochę na "Jestem Legendą" sobie pogadaliśmy, ale po za nami były tylko ze trzy osoby w kinie, zresztą też między sobą gadali, więc "no harm done"]

Co do rozmów w kinie, to w sumie nie pamiętam jakichś większych incydentów…

Jak sięgam pamięcią, to miałem jednego znajomego (ironicznie osoba ode mnie starsza), który nie dojść że miał głośny drażniący śmiech, to jeszcze cholernie lubił komentować wszystko co na ekranie, takimi „No, nie!”/„O! Wiem co teraz zrobi…”, co nie przeszkadzało gdy oglądało się z nim jakąś komedię w telewizji, ale miałem z nim okazje być co najmniej dwa razy w kinie, i co chwila było „O! Ja cię!”, „Ty, sądzisz że ona zajebiście wygląda?”, „Oooo… Nie wierzę!” i tym podobne wykrzykiwania, które w połączeniu z jego śmiechem, straszliwe przeszkadzały w oglądaniu…

Z bardziej niedawny incydentów, to tylko mi sie kojarzy, że jak na „Wall-E” byłem, to w tym samym rzędzie co Ja, siedziała czwórka takich małych „lolit” (dziesięciolatki, a ubrane jakby miały siedemnaście, i od dwóch lat pracę w klubie nocnym).
Że gadały przez zwiastuny na głos, to nic złego (choć dobijała mnie jedna, która co każdy zwiastun zdezorientowana pytała „To już film?”), ale niestety minęło jakieś pierwsze pięć minut filmu nim się wreszcie zamknęły, a później okazyjnie w trakcie seansu zaczęły między sobą nawijać (najwyraźniej film dla nich za ciężki, bo głownie pytały siebie nawzajem „O co chodzi?”). Miałem ochotę im powiedzieć by się przymknęły, ale albo czytały w moich myślach, albo zrządzenie losu, bo zwykle cichły, dosłownie dwie sekundy, nim już miałem im zwrócić uwagę… Z drugiej strony, trochę mi też było głupio, bo w końcu film dla dzieci, których sala była pełna…
W sumie na filmach tego typu [np. „,Madagaskar”] zawsze jest od metra dzieciaków, które drą się, i wykrzykują coś do postaci na ekranie, i ciężko je tu winić… Chociaż nie zawsze, tylko dzieci, bo przypomina mi się jak na „Shrek 3”, jakaś kobita siedząca obok mnie, najpierw przed seansem nawijała do koleżanki jaka to ona miłośniczka kina, że kocha jak sala jest pełna bla,bla,bla, a potem w scenie gdy król umiera skomentowała na głos by cała sala słyszała „I to niby miało być zabawne?”, a dosłownie dwie minuty późnie jej komórka zadzwoniła… Ech…
Jedzenie czy picie w kinie... hmm... Kiedyś sam coś niecoś podjadałem i popijałem (zwykle baton i puszka coli), ale zawsze dyskretnie, bez hałasu. Ostatecznie, w trakcie seansu słychać tyle różnych dźwięków-nie-wiadomo-skąd, że i odwijany papierek od snickersa można uznać za dopuszczalny efekt uboczny wizyty w kinie. Co innego jednak tego typu hałas, a co innego smród, jaki roznoszą po sali ci, którzy obżerają się popcornem. Swąd spalonego papieru (bo tym właśnie jest prażona kukurydza) potrafi skutecznie zdekoncentrować i doprowadzić do morderczych myśli. Jak to coś w ogóle może smakować? A ludzie targają do kina całe kotły tego świństwa, młodzi i starzy, bez wyjątków. Nawiasem mówiąc, jeden jedyny raz w kinie zdarzyło mi się zachować jak zwykły burak. W połowie którejś części "Władcy pierścieni" wymknąłem się do bufetu po snickersa, taki byłem głodny. A że nie siedziałem z brzegu, podczas powrotu kilka osób musiało zmierzyć się z moim uprzejmym "przepraszam". :-)

- seans ' Human Traffic'; jakis zabawowy typek wymachuje lapami we wszystkie strony w rytm muzyki. cale szczescie, ze okupowal dolny rzad.

- na 'Kosmicznym Meczu' dzieciarnia rzucala w siebie popcornem ponad rzedami. moj brat z deczka sie wkurw* i rzucil w nich chyba batonem. ktos z nich chyba dostal, bo wszyscy sie uspokoili.

- na "Goraczce" jakas babka bez przerwy piorunowala oburzonym wzrokiem mojego ojca, ktory przyprowadzajac dzieciaka na tak dorosly film, wykazal najwyzszy stopien ignorancji
szczerze nie chce mi się powtarzać przygód z innego forum - może kiedyś wkleję

co do jedzenia, to proszę bardzo...ale nienawidzę popcornu - śmierdzi to na milę, z reguły wiadra są większe niż głowa jedzącego i po prostu nie da, NIE DA się tego cicho jeść (no chyba, że bierzemy popcorn i colę na raz i połykamy, ale nie polecam :>), a każdy kto powie inaczej jest z innej planety
Dodam jeszcze, że nie jem ani nie piję w kinie. W ogóle uważam to za wyjątkowo idiotyczny zwyczaj (sorry w kierunku wszystkich pożeraczy ) i marzy mi się likwidacja kinowych bufetów (ta, już to widzę) oraz zakaz wnoszenia napojów/jedzenia na salę.
Ja mam jakiegoś dziwne szczęście do ludzi siadających za mną. Zazwyczaj grupy drące ryja/głośno gadające przed i w czasie filmu.



A popkornu nie żrę bo nie lubię i mnie nie stać. Albo odwrotnie. ;)
Moimi idealnym seansem był Pulp Fiction. Sala praktycznie pusta max 6 osób, bilet 10 zł po proostu jak u siebie w domu. No ale co jak co zdarzają się przypadki w których nie można wytrzymać. Jeśli chodzi o mnie to jestem przeciwnikiem jakiejkolwiek formy wpier...nia podczas seansu. Ewentualnie woda może być. Ale po kiego chu... komuś jakieś naczos czy jak to gówno sie nazywa od samego patrzenia i smrodu głowa od tego boli. Najgorszy koszmar jednak przeżyłem na tzw Nocach Kina. Nigdy więcej nie popełnię już tego błędu. Podczas Dnia Świra ochrona składająca się z 10 osobowego oddziału SWAT 7krotnie wkraczała na sale i zastanawiała sie czy nie wyprowadzić jednego rozwydrzonego pijanego i naćpanego debila, który każdy dialog powtarzał na głos. Aha aby usiąść trzeba było sprawdzić czy ktoś na dane siedzenie nie nalał lub co innego nie zrobił. Na Masakrze piłą mechaniczną jakaś 9 czy 8 wybiegła z przerażeniem z sali, aha i ktoś zasnął na środku sali zaraz pod ekranem kinowym. Jednym słowem PATOLOGIA.
Mnie się ostatnio ładnie trafia
"Wall.e" - osiem osób,
"Mumia" - z piętnaście osób
"Mroczny rycerz" - siedem osób, czyli 6 facetów i ja
jutro na "Łowców smoków" - na razie jedyna rezerwacja na sali to ja ;D
więc jest cacy
Patologią ogólnie jest chodzenie DO KINA, nie na film, czego dowodem kilkuminutowe wycieczki poza salę (np. po dodatkowe żarcie, bo przecież w kinie trzeba się nawpie*dalać), wchodzenie na salę gdy film trwa w najlepsze, albo przychodzenie do kina ot tak, w ciemno.

Tydzień temu w sobotę kiedy czekaliśmy przed pokazem przedpremierowym TDK, dwie lasencje weszły do kina ze swoimi chłopami, po czym jedna rzuca Co grają? I zapada decyzja co obejrzeć... Wiem że kino to również rozrywka, ale zwyczajnie nie pojmuję tego typu rzeczy.
Wiem coś o tym, kiedyś stałem w kolejce po bilety za Dymkiem, bez kitu oni tylko do telezakupów mango się nadają. Ostatnio rozwalił mnie jakiś klingon o manierach rolnika zapytany swojego kolegi na co idziemy a przywódca stada przemówił "Na Mumi" aż mi się pięść zaciska.
Już kiedyś wypowiadałam się w tym temacie na tym forum, ale może powtórzę, bo to było naprawde wielkie przeżycie. Kino "Apollo" w Poznaniu (jeszcze przed remontem). Nie pamiętam tytułu filmu. Widzów na sali nie za dużo. Tuż za nami (pewnie byłam z ówczesnym narzeczonym) lekko z prawa, siedzi facet wtranżalający jabłko i plujący wprost przed siebie odpadami jakie mu z tego owocu zostawały w gębie (na szczęście nie siedzieliśmy na lini ich lotu) No dobrze, myślimy sobie filozoficznie - wszystko się kiedyś kończy, to pewnie i to jabłko również. I nie pomylilismy się. Niestety, gość (chyba nie był do końca normalny, podejrzewam) po konsumpcji jabłka zabrał się za swoje baboki. Niezapomniane wspomnienia zostały na lata. Żaden popcorn mi nie straszny, ani żadna cola - podziwiam tylko pojemność i odporność żołądków ludzkich, i cierpliwość.
Mnie się w sumie nigdy nie zdarza trafić na coś niezwykłego, pomimo, że od zeszłych wakacji w kinie byłem jakieś 50 razy, a wcześniej też dosyć często tam uczęszczałem. Nieczęsto trafiam na dresów, czy małe, wkurzające dzieci, równie rzadko trafiają się różni dziwacy, czy ludzie, którzy jedzą w wyjątkowo głośny sposób. I powinienem chyba naprawdę opatrzności dziękować, bo bardzo często idę na film w dniu premiery, zwykle w późniejszych godzinach, kiedy na sali jest dużo osób. Chociaż seansu Sukiyaki Western Django nie zapomnę nigdy - za mną siedział facet, który śmiał się w najbardziej nieodpowiednich momentach, a jego śmiech idealnie przypominał Goofiego

Popcorn kupuję niemal zawsze (Colę też, aczkolwiek w sklepie obok, żeby było taniej), ale potrafię jeść go tak, by nie przeszkadzać innym. Najbardziej wkurzają mnie pipy, które jedzą po jednym kawałeczku, odgryzając pół ziarenka - skrzypi to wtedy niemiłosiernie i wkurza bardziej, niż w przypadku ludzi, któzy się obżerają.

A sam zachował się jak burak tylko raz - na seansie Katynia. I mam nadzieję, że w tym jednym konkretnym wypadku tytuł filmu niejako mnie usprawiedliwia ; ).
No wiesz, Mierzwiak, są filmy jak „Charlie i fabryka czekolady” (czy na dobrą sprawę „Sweeney Todd” ) gdzie w czasie filmów tyle smakołyków pokazują że aż ślinka cieknie aby coś przekąsić…

A tak poważniej to w całym życiu RAZ mi się zdarzyło na filmie (na „Iron-manie” z tego co pamiętam) wyjść w połowie na równo dwie minuty za potrzebą.

Piję czasami coś (no dobra, zazwyczaj coś piję... tylko na TDK chciałem złapać dosłownie każdą sekundę i na sucho siedziałem ), ale jeść nie jem od kiedy stałem się świadom życia .

- kiedyś na Superman Returns siedziała koło mnie babcia z wnuczkami: "ale głośno" i "z napisami?" były na prawdę uciążliwe.

- Iron Man - dwóch miłych gości siedzących koło mnie komentowało prawie kazda akcje: "ale przyp*erdolił".

- Shrek Trzeci - byłem z bratem i kuzynem. Jako, że były słabe miejsca to ja z kuzynem usiadłem w jednym rzędzie, a mój brat piętro niżej. Koło niego siedziała jakaś rodzinka - dzieci + dwie kobiety. Jedna z kobiet wstała i chciała, gdzieś wyjść. Po drodze stanęła w miejscu i zaczęła gadać z współtowarzyszami. Mój braciszek nie widział NIC .

- Zemsta Sithów -koło premiery, tradycyjne kino (nie żadne multi itp), kolejka jak siemasz wiktor, a w niej jakis glupi fan, który postanowił streścić jakimś podnieconym idiotom, najważniejsze momenty filmu... :/

I na koniec - ostatnio na TDK. Skonczyl się film, siedziałem dalej, po wyświetleniu się napisu komu dedykowany jest flm, wstałem i zacząłem kierowac sie do wyjscia. A tu patrze - pol kina siedzi na miejscach. No szacun. Po drodze dosłyszałem, że czekają na scene po napisach .

PS. Mental, dlatego w śp. ostródzkim kinie kupowało się bilet. A miejsce to już w ramach prawa dżungli sobie dobierałeś .
Nienawidzę dzieci w kinie... Wiem, że nie mam się co czepiać, bo film dla dzieci, ale czemu tatuś z trójką musi siadać akurat w moim ukochanym ostatnim rzędzie i dzieci mówią, na co chcą iść, a tatuś odbiera komórkę w trakcie seansu. Wrrr.

Jak sięgam pamięcią, to miałem jednego znajomego (ironicznie osoba ode mnie starsza), który nie dojść że miał głośny drażniący śmiech, to jeszcze cholernie lubił komentować wszystko co na ekranie, takimi „No, nie!”/„O! Wiem co teraz zrobi…”, co nie przeszkadzało gdy oglądało się z nim jakąś komedię w telewizji, ale miałem z nim okazje być co najmniej dwa razy w kinie, i co chwila było „O! Ja cię!”, „Ty, sądzisz że ona zajebiście wygląda?”, „Oooo… Nie wierzę!” i tym podobne wykrzykiwania, które w połączeniu z jego śmiechem, straszliwe przeszkadzały w oglądaniu…

Znam to. Moja siostra ma znajomą, która podczas oglądania filmu lubi pytać np. "A czemu ona to robi?", "Dlaczego on tam idzie?", co jest podwójnie wkurwiające, bo na ogół oglądam film po raz pierwszy i nie wiem, czemu ona to robi albo dlaczego on tam idzie.

Nie widzę problemu, jeśli chodzi o picie i jedzenie. Można to przecież robić cicho.


Podobno na Islandii robi się przerwy w połowie filmu, żeby widzowie mogli pójść kupić jedzenie.
Ale oni potrzebują materiału do wytwarzania ciepła.
pytania typu "a kto to?", "a dlaczego on tak zrobił", "ale zajebiste, też tak chciałbym" itd, a jeszcze z TDK "a to ten co przećpał?", "Nie, to przećpał się Batman","Nie, Joker", "A może ten prokurator?". Nosz kurła mać, tym bardziej, że wybrałem się do kina ze znajomymi, z którymi nigdy wcześniej się tam nie wybierałem. Pierwszy i ostatni raz
jedzenie i picie mi nie przeszkadza, o ile jest spożywane kulturalnie, a nie po świńsku przeżuwając tortille z otwartymi ustami i siorbiąc colę.
Mam koleżankę, która podczas każdego filmu zadaje mi różne pytania w tym stylu. Na TDK było: "po co on zostawił im ten złamany kij?", "dlaczego kazał zabić akurat tego" i jeszcze jedno, które wyleciało mi teraz z głowy. Pamiętam już - po wyjściu z kina: "A to jakaś druga część była czy coś? Bo oni na początku już się znali"

Co do jedzenia - nic nigdy nie kupowałem i kupować nie będę - kino jest do oglądania, a nie jedzenia. Nawet, jak ogląda się "Transformers"

A co do przygód w kinie - "Spider-Man" w domu kultury w niewielkim miasteczku (hardkor). Kaszkiety latające po sali, komentarze w stylu "przeskoczę czy nie przeskoczę?" i puszka piwa postawiona przed projektorem

Mam koleżankę, która podczas każdego filmu zadaje mi różne pytania

ładna chociaż?
Ma bogate wnętrze, ale czasami dostaje zaćmy mentalnej
zwalam winę na Mentala
Mnie wkur... w kinie jedna rzecz. I nie jest to żarcie (tego uniknąć się nie da) czy śmiechy/chichy. Chodzi mi mianowicie o komórki. Nie wiem jakim głąbem trzeba być, aby na czas seansu nie wyłączyć dzwonka, ale na Boga... To samo jeśli chodzi o zerkanie na telefon. Czy nie można sobie tego darować choćby na te 2 godziny? Przeciez do kina idziemy, właśnie po to, aby miec wszystko w głębokim poważaniu i delektować się filmiedłem, na który wydaliśmy te naście złotych.
Jak filmidło jest złe to czasem człowiek patrzy ile jeszcze do końca...
no tak, bo zegarek to juz do lamusa odszedl.:/
No ciekawe jak zobaczysz godzinę na analogowym zegarku (bo tylko takich używam) w ciemnej sali... powodzenia. Z resztą nadal nie wiem co komu przeszkadza, że ktoś sprawdzi sobie godzinę.
Istnieje jeszcze coś takiego jak podświetlana tarcza, nawet w analogowych
ale czym różni się podświetlana tarcza od podświetlanego ekranu komórki jeśli na obu tylko sprawdzasz godzinę ?
Na tarczę zerkasz przez sekundę i zasłaniasz ręką
Telefon wkładasz do kieszeni . Poza tym ja nie mam podświetlanej tarczy w zegarku...o ja biedny
Ale z długoletnich obserwacji wiem, że menu komórki nieodparcie przyciąga uwagę posiadacza, który dodatkowe chwile poświęca na upewnienie się, czy aby nie przyszedł nowy sms, a jak przyszedł, to nie może sobie odpuścić możliwości sprawdzenia przynajmniej od kogo, sprawdzenia aktualnej daty, albo.... etc.

Arghhh, ok, dosyć tego bajdurzenia o bzdurach, koniec z mojej strony

A co do tematu, to wszystko jest dla ludzi, jedzenie i picie w kinach(a nawet zerkanie na czas w komórce) o ile tylko robią to w rozsądny i nie przeszkadzający innym widzom sposób. Ja sam staram się powyższe czynności ograniczyć do minimum, a przy zakupie nowego zegarka nawet specjalnie wziąłem taki z podświetlaną tarczą, żeby nie stosować komórkowej żarówy

Przeciez do kina idziemy, właśnie po to, aby miec wszystko w głębokim poważaniu i delektować się filmiedłem, na który wydaliśmy te naście złotych. No właśnie nie, spora część ludzi w głębokim poważaniu ma właśnie film, liczy się żarcie i sam fakt wyjścia z domu, na co dowodem właśnie rzeczy przytoczone w tym temacie.

Jeśli chodzi o komórki, nie zapomnę laski, która na przedpremierze Batman Begins przez dwie minuty pisała sobie smsa. Nie dało się tego niestety nie zauważyć.
Wszystko jest dla ludzi, a kino to wciąż jeden z pośledniejszych przybytków, w których ludziska mogą się rozerwać. Do kościoła chodzi się na kolanach, do teatru, filharmonii czy opery w gajerkach i z kijem w dupie, a do kina... z ułańską fantazją. Niestety.

A ja jeszcze przypominam sobie seans "Mumii" w Zakopanem w roku 1999. Kino "Sokół" pękało w szwach, a przede mną usiadł dwumetrowy koleś (nie żebym miał do niego pretensje, po prostu pech mi się trafił). Musiałem wychylać się prawie pół metra w prawo, aby cokolwiek zobaczyć na ekranie. Aż dziw, że babka po mojej prawej nie dała mi w pysk za wpychanie się z nosem w jej pole karne. :-)
Jesli sie nudzisz na filmie to WYJDZ i nie przeszkadzaj innym, a jesli jednak chcesz zostac do konca to zostan i wytrzymaj bez bawienia sie komorka. Chyba nie masz ADHD ze musisz koniecznie na ostatnie pol godziny zajac sie czyms innym? Jesli jednak masz - nie chodz do kina. Tak trudno wytrzymac te kilkadziesiat minut bez zerkania na komorke? Przez taka wioche nienawidze chodzic do kina - przez pol godziny nie potrafia usiedziec bez zarcia, picia, gadania, SZCZANIA (to mnie zwlaszcza wkurza - przeciskanie sie miedzy siedzeniami bo nie mozna bylo wyszczac sie przed filmem) i bawienia sie komorka. Ludzie - jesli zachowujecie sie tak w kinie, to... sciagajcie piraty. Bardzo prosze.
Military, rozumiem, że zapuściłeś odezwę, ale na drugi raz nie pisz w drugiej osobie, bo ja z początku myślałem, że to do mnie. A mam słabe serce.

Telefon wkładasz do kieszeni . Poza tym ja nie mam podświetlanej tarczy w zegarku...o ja biedny

jakos sobie ludzie radzili zanim czas komorek nastal (wystarczy pomyslunek, podpowiedz: sprawdzenie godziny w scenach "jasniejszych")
To poprostu kwestia własnych zasad - Ja nie mam problemu z jedzeniem i piciem w kinie, robię wszystko by tym nie przeszkadzać, jeszcze mi się nie zdarzyło bym odniósł wrażenie że komuś obok to przeszkadza (zwłaszcza że na około wszyscy zwykle też wcinają), komórkę wyłanczam, nie gadam, i puki co mogę zaoferować tylko swoją postawą że dam innym przykład, i że też będą się starali uszanować tych co są na około...
Nie jem w kinie z prostych dwóch powodów: żarcie jest gówniane i strasznie drogie(niezależnie od tego jakmi środkami akurat dysponuję, po prostu jak coś nie jest warte swojej ceny to nawet jakbym się podcierał kasą to nie kupię coli trzy razy droższej niż w sklepie). Miałem taką jedną historią, nie była to wina innego widza, w tym wypadku akurat fajnej i przyjemniej dziewczyny, tylko kina. Otóż owa dziewoja przyszła do kina w jakiejś zorganizowanej grupie, która zajęła prawie całe dwa szeregi siedzeń(mieli rezerwację), jednak ja z kumplem, którzy kupiliśmy bilety bezpośrednio przed seansem dostaliśmy miejsca w środku ich szeregu i spoczeliśmy w fotelach dużo wcześniej od nich. Jakież było moje zdziwienie gdy dziewczyna podeszła do mnie i pokazała mi bilet z takim samym numerkiem miejsca jak moje. Na szczęście nie trzeba było fatygować obsługi, bo sala była w połowie pusta. Do dzisiaj nie wiem jak to się stało, bo przecież po każdej sprzedaży bileciku kasjer zaznacza na monitorku, że miejsce jest zajęte i nie ma opcji, żeby sprzedać bilet drugi raz na to samo miejsce.
Mi już powoli przestaje przeszkadzać wpieprzanie popcornu (sam sporadycznie kupię sobie mały, żeby w ciągu reklam przed seansem sobie coś porobić. Poza tym strasznie chce się po tym pić, a jak człowiek wypije 2 litry coli, to ma gwarantowany kurs do kibla przed końcem seansu :p. Z tego powodu popcornowi mówię "nie").

W moim rankingu najbardziej irytujących zachowań ludzi w kinie są:

-wspomniane już durne komentarze. Kolesi, którzy cwaniakują i chcą przed swoimi lasiami pokazać jacy to są fajni i wyluzowani, od razu mam ochotę wynieść na kopach.

-lasie wspomnianych spoko ziomali. Ludziom w dowód powinno się wpisywać IQ, a osoby poniżej współczynnika 80 powinny mieć zakaz wchodzenia na salę kinową (z wyjątkiem filmów Baya, bo na nie to i szympansy można przyprowadzić). Durne to, hałaśliwe i razem ze swoimi cool-partnerami toczą dysputy i puszczają na głos na motyla noga komu potrzebne i wybijające z nastroju teksty "oj ja się boję"/"a fe"/"widziałeś jego kolczyk?"

-śmierdzących typów. Byłem z kumplem na Casino Royale, oczywiście całe kino pełne, a my musieliśmy dostać miejsce w pobliżu typa, od którego zawiewało jakimś słodkim smrodem i na pewno nie były to perfumy, a jakaś toksyczna mieszanka niemytych nóg i nie wiadomo czego jeszcze. Całe szczęście mój znajomy miał tester perfum i psotawiliśmy sobie skuteczną barierę zapachową. Szczerze to nie wiem jak inni widzowie wytrzymali do końca. Ja bym zwyczajnie wyszedł, głośno wyrażając powód opuszczenia sali, gdyby nie pomoc mojego kumpla.
Może siedzieliście obok Ala Bundy, jemu zawsze śmierdzą stopy.
Nie wiem czy to się tyczy do końca tematu, bo jak rozumiem rozchodzi się tu o nie odpowiednie zachowania widzów/przychodzących, ale mnie osobiście najbardziej w kinie zwykle irytują tzw. sprzątacze, gdyż nie raz zdarzała mi się sytuacja gdy film się kończy, zaczynają się napisy, wszyscy wychodzą (Co z tego że np. po napisach „Iron-mana” czy „Simpsons Movie” będzie jeszcze jedna scena, a w trakcie napisów „Wall-E” czy „Kung-Fu Pandy” będą czadowe animacje?), i ja tu z szacunku do twórców filmu zostaje, i by nie przeszkadzać sprzątającym siadam sobie w pierwszym rzędzie, a ci i tak, i tak, stoją i się gapią na mnie z takim „Idzie już pan?”, albo zaczynają oznajmująco kaszleć i zerkać na komórkę… A co im przeszkadza moja obecność, na dole, w tym by Oni poszli na górę posprzątać wyższe rzędy?
Zresztą troszkę mnie to irytuje, gdy kończy się film, ledwie co zaczęły się napisy końcowe, a jeszcze nie włączyły się światła, a już cała sala wstaje na baczność, i pędem rusza w stronę wyjścia… Już dobra, nie namawiam wszystkich by siedzieli do końca napisów, ale niech odczekają tą minutę, nim wstaną i wyjdą… Dla mnie napisy to jednak część filmu…
W Zabrzańskim Multikinie zdarzyły mi się cztery takie sytuacje:

Seans Katynia. Z mojej byłej szkoły pojechały 3 klasy. Film oglądamy w skupieniu, ale w momencie, gdy bohaterka grana przez Maję Ostaszewske dowiaduje się o losie męża i mdlejąc upada jakaś laska z równoległej klasy parsknęła śmiechem, a jej durne koleżanki zawtórowały.

Drugi seans Transformers, na sali około 60 osób, nagle 10 minut po rozpoczęciu filmu na salę wchodzi grupka 10 osób w tym z 3 dresiarzy z laluniami w miniówkach. Po chwili słychać jak otwiera się piwo w puszkach, reszta seansu to rzucanie popcornem, bekanie i piszczenie, już nie mówiąc o komórkach. DNO.

Kolejna sytuacja to drugi seans Mrocznego Rycerza. Na sali około 40 osób. Siedziałem z dziewczyną w przedostatnim rzędzie. W ostatnim siedziała jakaś babka, która w czasie prologu śmiała się bez przerwy, chyba z 2 osobom zadzwoniła komórka, a 3 dziewczyny weszły na salę z 20 minutowym opóźnieniem na nasze nieszczęście siedziały przed nami. Kolejne 10 minut na usadowienie tyłków w fotelach.

Czwarta sytuacja dotyczy mnie samego, gdy na niby to horrorze "Sadysta" (dziewczyna mnie namówiła) parsknąłem śmiechem ze 3 razy w sytuacjach, które z zamierzenia miały być straszne . Na szczęście na sali same pary i bardziej zajęte były sobą niż filmem.

Co do jedzenia owszem jadam na filmach popcorn i piję colę. Staram się robić to jak najdyskretniej i jakoś do tej pory nikt nie miał żadnego ale.

Jako ciekawostki:
Na Mrocznym Rycerzu dziewczyna dzierżyła prowiant, a gdy próbowała mi podać popcorn do buzi nie wiedziałem co się dzieje, tak byłem wpatrzony w ekran

Na premierze Transformers. Letnia noc, cieplutko, wszyscy w krótkich rękawkach i koleś w płaszczu do ziemi i berecie nerwowo rozglądający się dookoła. Mieliśmy miejsca w ostatnim rzędzie na środku, a on siedział akurat obok mnie i co chwile na mnie zerkał. W połowie filmu musiałem się przesiąść 2 miejsca od niego bo zdawało mi się, że facio zaraz mi jakąś strzykawkę wbije, albo rzuci się na mnie z nożem

Dla mnie napisy to jednak część filmu… Nie mówiąc już o tym, że człowiek chce po prostu jeszcze posłuchać motywu muzycznego, jeśli jest dobry, czy piosenki.

A ja nienawidzę, kiedy ktoś kopie w mój fotel, bo to szlag może trafić od tego. Ba, nawet jak ktoś kopie kilka siedzeń dalej (w tym samym rzędzie), to i tak się to przenosi na moje miejsce. Zwłaszcza małolaty zazwyczaj nie wiedzą, co mają zrobić z girami.

PS. Jak widać w ankiecie, po okresie wyrównanej walki górę biorą antyjedzeniowcy. Tak trzymać.
Nie jadam w kinie, bo nie lubie popcorno podobnych wyrobow, aczkolwiek nie mam nic przeciwko jesli ktos to robi. Przynajmniej nie mialam... do wczoraj. Jakies dwa elementy, plci nieznanej, z braku popcornu, nachos itp [w tym kinie nie sprzedaja, za male jest na takie ekstrawagancje ;) ] zajadali sie... chipsami. W szeleszczacych opakowaniach. Brrrr....

Nie mówiąc już o tym, że człowiek chce po prostu jeszcze posłuchać motywu muzycznego, jeśli jest dobry, czy piosenki.
Właśnie.
A zatem - Na napisach wypada zostawać gdyż :
- Szacunek dla twórców
- Muzyki wypada posłuchać
- Czasem w trakcie/po filmie są jakieś sceny

Jesli sie nudzisz na filmie to WYJDZ i nie przeszkadzaj innym, a jeśli jednak chcesz zostac do konca to zostan i wytrzymaj bez bawienia sie komorka. Chyba nie masz ADHD ze musisz koniecznie na ostatnie pol godziny zajac sie czyms innym? Jesli jednak masz - nie chodz do kina. Tak trudno wytrzymac te kilkadziesiat minut bez zerkania na komorke? Przez taka wioche nienawidze chodzic do kina - przez pol godziny nie potrafia usiedziec bez zarcia, picia, gadania, SZCZANIA (to mnie zwlaszcza wkurza - przeciskanie sie miedzy siedzeniami bo nie mozna bylo wyszczac sie przed filmem) i bawienia sie komorka. Ludzie - jesli zachowujecie sie tak w kinie, to... sciagajcie piraty. Bardzo prosze.
Podpisuję się nogami i rękoma pd tym co napisał Militarny. Jak ja nie nienawidzę ludzi którzy robią coś takiego w kinie. Do kina się idzie obejrzeć film, a nie wpierdalać popcorn, chipsy, batoniki, pić wodę,colę lub co tam jeszcze ludzie wymyślą. Jak można wychodzić w połowie seansu do kibla by się wyszczać czy kupować kolejne zapasy żarcia. Jak ja chodzę do kina w moim mieście to ciągle w czasie filmu ktoś się przepycha i wychodzi, a potem wraca i znów się przepycha
Są też typy ludzi chamów co przychodzą do kina, śmieją się głośno, bekają, komentują każdą akcję wręcz nie dają obejrzeć filmu innym. Mam kumpla co zawsze jak film się zaczyna to musi raptem gdzieś zadzwonić, albo dzwonią do niego(oczywiście dzwonków nie raczy wyłączyć). Reszta moich kumpli co kiedyś z nimi łaziłem do kina nie wytrzymają żeby nie kupić sobie paczki chipsów i coli nawet za cenę spóźnienia się na seans.
Ludzie opamiętajcie się kino to nie restauracja!
Zagłosowałem na to że nie kupuję żarcia bo to debilizm . Tak samo nigdy nie wychodzę szczać podczas filmu. Ale niestety ludzie są tak nauczenie i nic z tym raczej nie zrobimy. Kurde wreszcie ktoś założył temat w którym mogłem się wykrzyczeć

Jesli sie nudzisz na filmie to WYJDZ i nie przeszkadzaj innym, a jesli jednak chcesz zostac do konca to zostan i wytrzymaj bez bawienia sie komorka. Chyba nie masz ADHD ze musisz koniecznie na ostatnie pol godziny zajac sie czyms innym? Jesli jednak masz - nie chodz do kina. Tak trudno wytrzymac te kilkadziesiat minut bez zerkania na komorke? Przez taka wioche nienawidze chodzic do kina - przez pol godziny nie potrafia usiedziec bez zarcia, picia, gadania, SZCZANIA (to mnie zwlaszcza wkurza - przeciskanie sie miedzy siedzeniami bo nie mozna bylo wyszczac sie przed filmem) i bawienia sie komorka. Ludzie - jesli zachowujecie sie tak w kinie, to... sciagajcie piraty. Bardzo prosze. Tak, tak tak, właśnie tak. O co chodzi z tymi wycieczkami do kibla? Jak się ma sraczkę albo problemy z pęcherzem - po co iść do kina? Na TDK jakiś palant wychodził dwa razy, przemykając pięknie przed ekranem.

Nie mogę znieść spóźniania się; wchodzenie gdy film trwa kilka minut to jakaś paranoja. W niedzielę na TDK gdy film się zaczynał, kilkanaście (!!!) osób wciąż gramoliło się na salę, potem oczywiście stanie i zastanawianie się "Gdzie nasze miejsca?".

W ogóle najlepszą reprezentacją tego jak ludzie (przynajmniej ci masowo odwiedzający kina w weekend) traktują kino jest ich reakcja na rozpoczęcie filmu. Sala nie cichnie; mamrotanie i ogólny szum na sali jest dokładnie taki, jak przed filmem. Groza.

Do końca życia będę pamiętać seans Prestiżu. Nikogo z jedzeniem. Nikogo z piciem. Nikt nie rozmawiał. Nikt nie wyjął telefonu. Nikt się nie spóźnił i nikt nie wyszedł do toalety. Bajka.
A ja byłem kiedyś w kiblu na Piratach z Karaibów 2. Wytrzymałem pół seansu z pełnym pęcherzem i mówię wam wolę spieprzyć komuś seans niż się rozchorować/zeszczać w spodnie. Inna sprawa, że to taki mus już był... wiadomo, że przed seansem trzeba to załatwić, albo zwyczajnie przetrzymać, ale jak już się nie da... to niestety .
Ja na Prestiżu byłem w Gdańsku, i to był chyba najlepszy seans w moim życiu. Podczas całego seansu nie padło ani jedno słowo, parę osób miało jakieś żarcie ale raczyli się w ciszy. Niebo.
Mój ostatni udany seans to bez wątpienia "Pora Mroku". Może dlatego, że film był tak kiepski, że się z niego wszyscy śmiali, łącznie ze mną
hmm...przypomniał mi się jeszcze nawyk reklam - to odnośnie spóźniania - otóż na seans TDK w IMAXie spóźniła się ponad połowa sali, bo właśnie spodziewali się reklam. No ludzie!!!
Moje kino jest małe, ale to, co się dzieje podczas seansów to koszmar. Czasami bywa jak na kabarecie.

Więzień Azkabanu - scena niemal pod koniec, w którym Syriusz rozmawia z Harrym. Ogólnie scena o poważnym wydźwięku. I taki dialog na sali:
- Pocałuj go! Pocałuj!
- Pedały!
Ktoś z dołu (dorosły):
- Zamknij ryj, idioto!
No i cała sala klaszcze...

Pan Tadeusz - cisza, kultura. Wszyscy spali.

Ogólnie rzecz biorąc - gimnazjum i liceum na sali to niemal jak oglądanie sitcomu, nawet jeśli nie ma się z czego śmiać.
Ach! Jak sięgnę pamięcią w lata szkolne, to jak na "Zemście" z klasą byłem, to mieliśmy w klasie jednego nawiedzonego typa co chyba pierwszy raz był w kinie, bo co chwila latał zmieniał miejsce (poza naszą klasą w sali były 2-3 osoby), bądź wychodził na zewnątrz sali ect. że o braku umiejętności w zachowaniu ciszy nie wspomnę.
Nasza polonistka obwieściła że już do końca roku nas do kina nie zabierze, ale ponieważ owy typ odszedł po pół roku, jeszcze czekało nas kilka seansów... Z drugiej strony mu się tak mega nie dziwę - "Zemsta" Wajdy, to bardziej niż marna próba przeniesienia klimatu sztuki Fredry na ekran i obok "Katynia" najgorsze co nam pan Wajda zaserwował (Ech, w zeszłe lato chciałem sobie odświeżyć czy za srogo nie osądzam tego filmu i jest gorzej niż pamiętałem)
Przy tych wszystkich naszych narzekaniach pamiętajmy, że zawsze może być jeszcze gorzej. Może nam się trafić gość taki jak Max Cady. I zrób wtedy coś...

http://www.youtube.com/watch?v=T1_zadUaiIo
Ja to bym w ogóle zabronił wchodzenie do kina z jakimkolwiek żarciem oraz wychodzenie w trakcie seansu do kibelka. Taki ktoś przeszkadza innym ludziom w obejrzeniu filmu, za który zapłacili. Kina niestety utrudniają i zakładają swoje własne stoiska z popcornem i cola.

Ja to bym w ogóle zabronił wchodzenie do kina z jakimkolwiek żarciem oraz wychodzenie w trakcie seansu do kibelka.
Szczególnie to drugie. Będą się w trakcie seansu zgłaszać do Ciebie. Tylko pamiętaj o wiaderku!
Może to i radykalne co mówię ale ja bym spróbował. Denerwują mnie ludzie co 3 razy w ciągu filmu przepycha się by wyjść do WC.
Im nie potrzebna złość. Im potrzebna pomoc urologa.
No, cóż... Gdyby w kinach doszło do usunięcia kibli i możliwości kupienia przekąsek to nie było by specjalnie dobre dla biznesu
Także czy na pewno dobrze na to patrzycie(co do jedzenia)? Moim zdaniem prawda jest taka, że mniej-więcej na dziesięć osób wnoszących jedzenie/picia, jedna nie umie się poprawnie z tym zachować, więc poco ma cierpieć znaczna większość?
Także jak już się wnosi jedzenie, to wypadało by je też wynieść, a nie zostawiać wiaderek po popcornie na siedzeniach…

Także jak już się wnosi jedzenie, to wypadało by je też wynieść, a nie zostawiać wiaderek po popcornie na siedzeniach…

Albo, co gorsza zostawiać popcorn rozsypany na podłodze. No, ale wtedy można poczuć się jak w chlewie, a to niektórym jest na rękę.
A zdarzyło wam się kiedykolwiek coś miłego w kinie?? Ja jedyne co pamiętam to dwóch kolesi na jednym z pierwszych seansów Zemsty Sithów, którzy przed ekranem stoczyli sobie mały pojedynek na repliki mieczy świetlnych przeplatany co bardziej znanymi cytatami z całej sagi, na poaczątku myślałem, że oni są z obsługi i tak przed każdym pokazem jest ale potem normalnie usiedli i oglądali film. Taki miły element pozwalający wczuć się w nastrój.
Nigdy nie kupiłem nic do picia i jedzenia w kinie. Ide obejrzeć film a nie jeść. Na filmie jem i pije tylko gdy oglądam w domu. Chociaż nawet w domu gdy film jest pważny, wartościowy to skupiam się na nim. Tylko.

Nigdy nie zrozumiem ludzi którzy bardziej musza skupiac sie na tym żeby im naczosik z gównianej tacki nie spadł na koszulke niż na tręsci filmu zarówno tej czytanej jak i fablarnej. Ujebani od tego popcornu, soli.. Boże..

Moja przygoda w kinie. Na Shreku Trzecim ktoś za mną otworzył butelkę (Nestea najprawdopodoniej) i miał tak zjebane lewe ręce że chyba mu sie ona wysmyknęła niczym w filmie przygodowym gdzie sześcioro rąk próbuje złapać bezcenny kamień pól butelki wylądowało na moim ubraniu. Z tyłu po 10 sekundach usłyszałem "przepraszam" ale jakby troche z domieszką rechotu. Niestety stało się to 15 min po rozpoczęciu filmu, a ja obejrzałem film do końca.

Z tyłu po 10 sekundach usłyszałem "przepraszam" ale jakby troche z domieszką rechotu.

Pełna "kulturka"
Mój najlepszy seans pt. "Oszukać przeznaczenie 2", Punkt 44, Katowice, poranny seans, byłem sam na sali M I Ó D!! A wybrałem się na ten film tylko dla tego, żeby zobaczyć puszczany przed nim "Final Flight of The Osyrys" z Animatrixa. Równie miodnie było na "Szeregowcu Ryanie" i "Między niebem a piekłem" w nieistniejącym już kinie Kosmos w Katowicach, góra 5-10 osób takich, które chciały zobaczyć film a nie nażreć się popcornu. Najgorszy seans to "Punisher" w zabrzańskim Multikinie. Rząd przede mną siedziała lasia i przez cały film nadawała do kumpeli komentując wydarzenia na ekranie. Już po 20min miałem ochotę trochę jej przerobić tą blond łeb. To już wolę tak jak na "Femme Fatale" jak parka wyszła w połowie bo jej się nie spodobało a nie pieprzę głupoty przez cały seans.
Noc kina w ursynowskim Multikinie, Infiltracja, 200 osób na sali, która mieści koło 150. Scena finałowa, a tu widzowie zaczynają klaskać! Scena tuż przed napisami, a widzowie krzyczą "kończcie to, bo zaraz się Requiem dla snu zaczyna"!

Najgorsze są seanse szkolne. W gimnazjum byłem na Starej Baśni. Przez cały seans nad głową latał mi popcorn, bo chłopaki z rzędu przede mną i z rzędu za mną rzucali w siebie przez cały film.
Jeszcze jakby ten topic coś zmienił... eh

Nie cierpie jak podczas seansu ludize gadaja ze soba (najlepsze sa plotkary) albo jak korzystaja w jakikolwiek sposób z komórki (tej telefonicznej, nie szarej).

Z niemiłych sytuacj, to miałem kiedyś taki "myk", że gość za mna cały czas stukał butami w fotel. Zwróciłem uwagę i uspokoiło sie. Ale po chwili przesiadł się pajac na fotel obok i dalej walił. No myślałem że go zabiję wzrokiem. Chyba zrozumiał.

Z miłych sytuacji, to na seansie Show Girls biegały roznegliżowane panienki (premiera) i kusiły panów, na co ich zony/partnerki poprostu czerwoniły się ze złości. Widziałem taką ciekawą rzecz, że pani obok mnie nie oglądała filmu, tylko męża (czy aby nie patrzy na te striptiserki chodzące po sali).

Z dziwnych sytuacji to premiera The Quest. Poszedłem na film znacznie spóźniony (bodajże 10 minut). W starym kinie było ciemno jak w d0pie. Ledwo dotarłem po schodkach na sale. Nie było jasnej sceny, wiec przykucnałem, aby zobaczyć jakies głowy na tle ekranu. Trzeci szereg kszesełek wydawał sie pusty, wiec skulony podreptałem w tamtym kierunku. Niestety miałem ogromnego pecha. Zamiast za podparcie krzesła, złapałem jakaś babkę za cycka. Nie dość, że wydarła się jak JASNA cholera, dostałem w sekunde z dziesięć kompniaków, to sam byłem tak przerażony, że natychmiast zapragnąłem zniknąć. Machinalnie odskoczyłem na bok i usiadłem na wymacanym krześle. Jak sie okazało, usiadłem na jej koleżankę. To była masakra. Uciekłem z kina na 5 min przed końcem, aby mnie nie zlinczowały!
Osz ja pierdziu
Ale przygoda
Jeszcze jedno mi się przypomniało.

Rok 1998, Godzilla Emericha wchodzi do kin. Kupuję bileciki na seans, ide z bratem, siadam i czekamy... Napisy początkowe, a tu nagle zaczyna się z tyłu koncert jakiegos dzieciaka, który co 20 sekund pyta matkę "Mamo, a co to jest?", "Mamo, a skąd to się wzięło?", "Mamo, a o co tu chodzi?". I tak w kółko do samego końca!

hmm...przypomniał mi się jeszcze nawyk reklam - to odnośnie spóźniania - otóż na seans TDK w IMAXie spóźniła się ponad połowa sali, bo właśnie spodziewali się reklam. No ludzie!!!

Natomiast ja na seans TDK przybylem na czas i jak ten cep ogladalem reklamy przez 45 (!!!) minut. W Odeonie 0k 25 minut reklam, to standard, ale TDK mialo taka widownie, ze po prostu nie mogli sobie odmowic wcisniecia maksymalnej ich ilosci- kasa z tego musiala byc olbrzymia, a widzowie byli mocno poirytowani. Co do przygod w kinie, to nie mam problemu z chrupaniem kukurydzy i lekkim siorbaniem, telefonow nie zarejestrowalem, choc czasem musze kogos przeprosic, bo kupie sobie bilet na miejscowke w jakims dobrym rzedzie, a tu juz ktos siedzi i nie bardzo sie kwapi, aby ustapic. No i raz zdazylo mi sie byc w kinie na czyms kompletnie niesmiesznym choc to miala byc komedia, ale ubaw zapewnila mi jakas kragla pani, ktora wpierw dostala czkawke ( jakies pol godziny) a na koniec bekla sobie w najlepsze...
Jeśli o mnie chodzi to... cóż, rzadko chodzę do kin (głównie dlatego, że do najbliższego porządnego mam jakieś 50km), a na seanse zwykle nie biorę żadnego żarcia. Raz wziąłem nachos na jakąś trójwymiarową pierdołę, ale że sala była pełna dzieciarni (sam pojechałem razem z delegacją drugoklasistów (i mówię tu o podstawówce) będących akurat pod jarzmem starszej), gdzie co drugi "widz" miał ze sobą jakiś balast, to większej różnicy to nie robiło.
Co do ciekawych obserwacji w sali kinowej, to na myśl przychodzą mi tylko PoTC2 i babcia z dwoma szczylami za małymi, by czytać napisy, robiąca za lektora i przy tym na wzór prawdziwych lektorów odpowiednio zmiękczająca treść . (pamiętam, że akurat Will przysięgał bodajże ojcu, że zabije Davy'ego, staruszce słowo "zabić" (czy coś w ten deseń, słabo pamiętam) przez gardło nie przeszło).
A co mi tam, przyznam się jeszcze, że raz z kumplem zrobiłem burdel na seansie AvP- wysypałem na podłogę chyba z pół paczki paluszków, które nie wiadomo, po jakiego czorta tam przytaszczyłem. Jakby nie patrzeć, burdel adekwatny do jakości filmu, szkoda tylko obsługi, która później musiała to sprzątać.
Teraz jednak nie noszę ze sobą do kina ani żarcia ani komórek ani kumpli, lubię jedynie czasem sobie krótko skomentować to, co dzieje się na ekranie (kiedy dzieje się głupio albo zabawnie), ale wcale nie czuję z tego powodu wstydu. Nie dajmy się zwariować, kino to nie msza do jasnej cholery!

lubię jedynie czasem sobie krótko skomentować to, co dzieje się na ekranie (kiedy dzieje się głupio albo zabawnie), ale wcale nie czuję z tego powodu wstydu.

Znaczy lubisz to skomentowac na tyle glosno, zeby slyszeli to twoi kumple, czy na tyle glosno, zeby twoje wyrafinowane poczucie humoru poznali wszyscy widzowie?
Przy typowym dla kin nagłośnieniu (swoją drogą, czy tylko ja uważam, że przeginają tam z ilością decybeli? Czasami po kolejnym ataku głośników mam wrażenie, że zaraz ogłuchnę.) nie dałbym głowy, iż słyszy je ktokolwiek poza mną, nie mówiąc już o rzędach dalej. Jestem pewien, że gdybyśmy kiedyś spotkali się na sali kinowej, nie zakłóciłbym ci twego rytuału.
Ok, tylko jedna niescislosc: skoro juz nie bierzesz do kina kumpli (patrz: twoj poprzedni post), to komu komentujesz film na glos?
LOL, a dzisiaj ja zirytowałam stateczną rodzinkę w kinie rodzice i dziewczę, lat mniej więcej 14, bo nie dość, że przyszłam na seans SAMA (straszne, doprawdy), to jeszcze usiadłam za nimi i parsknęłam cicho, kiedy młoda spytała mamusię, czy kupi jej krem na pryszcze pełnym głosem

p.s. a najbardziej rozwalające są reklamy prezerwatyw i to dość dwuznaczne, alecą przed wszystkim, włącznie z "Łowcami smoków" (wiem, bo widziałam) i rodzice próbowali zasłonić młodej oczy

p.s. a najbardziej rozwalające są reklamy prezerwatyw i to dość dwuznaczne, alecą przed wszystkim, włącznie z "Łowcami smoków" (wiem, bo widziałam) i rodzice próbowali zasłonić młodej oczy Wink

W jakim kinie są takie reklamy? W Multikinie nie reklamowali prezerwatyw nawet przed pokazem Taken o 22:10.
Nie wiem gdzie Eorath bywa, ale ja tylko powiem że w moim Kinoplexie są, zawsze.
Jak to ładnie zabrzmiało: "bywa", a Eorath bywa w Cinema City w Bydgoszczy i są przed każdym pokazem. Za cholerę nie pamiętam producenta, ale ładnie rozpakowują opakowanie i palcem sprawdzają wytrzymałość produktu.
Unimil
Snuffer ja ty wszystko pamiętasz

W Cinema City w Poznaniu też puszczają tę/tą (nie wiem co poprawniejsze ) reklamę.
Tia, Snuffer dobrze zorientowany jak widać Pewnie cała sieć Cinema-City puszcza reklamę

p.s. TĘ reklamę
Nie żeby mnie ta reklama specjalnie interesowała, ja po prostu często w kinie bywam
U rzeszowskim Heliosie też im się takie reklamy zdarzają. Najlepiej było przed TDK - najpierw leciała zapowiedź Wall-E, zakończona tekstem w stylu "Zapraszamy wszystkie dzieci do kin", a zaraz po tym reklama wiadomego produktu
Razem z siostrą i jej dwiema przyjaciółkami wybrałem się na "Van Helsinga". Trzymałem na kolanach popcorn. Podczas jednej ze scen, gdy bohaterowie odkrywają jakieś kokony i z jednego z nich wyskoczył stwór, to aż podskoczyłem i wysypałem pół popcornu na jedną z przyjaciółek siostry. Straciliśmy trochę czasu, zbierając go z podłogi.

U rzeszowskim Heliosie też im się takie reklamy zdarzają. Najlepiej było przed TDK - najpierw leciała zapowiedź Wall-E, zakończona tekstem w stylu "Zapraszamy wszystkie dzieci do kin", a zaraz po tym reklama wiadomego produktu

No cóż, wiadomy produkt jest reklamowany na Słowacji na płatkach Nesquick z Batmanowym gadżetem w środku, a CiniMinis mają edycję z twarzą Jokera na każdym płatku, toteż kto wie czy i nie u nas uznano Mrocznego Rycerza za film również dla najmłodszych .

A wracając do tematu: Tata mojego kumpla tak przeżywa oglądany film, że np. przy niektórych akcjach krzyczy (na całe kino) "Jizus!" albo kiedy coś go bawi, to z radości tupie (głośno) nogami .

EDIT: "Mroczny Rycerz" zagościł też na polskich płatkach.
jezuuu, dzisiaj na mamma mia! jakies dwie lasie w ostatnim rzedzie podspiewywaly sobie kazda piosenke, wymienialy sie uwagami na temat colina firtha i bog wie co jeszcze.. co za towarzystwo... eh :/
zapomniałas o uwagach na temat pierce'a i tym, jaki Stellan jest cudny
jaki bylby z niego fantastyczny tatus...
To Twoje słowa Ja tam lubię Stellana po prostu a jefo Bill byl świetnie wyluzowany
no przeciez powiedzialam:)

jezuuu, dzisiaj na mamma mia! jakies dwie lasie w ostatnim rzedzie podspiewywaly sobie kazda piosenke, wymienialy sie uwagami na temat colina firtha i bog wie co jeszcze.. co za towarzystwo... eh :/

E tam. Kiedy wchodzę na salę pod koniec filmu, ZAWSZE ktoś udaje że tańczy. Nie pamiętam seansu Mamma Mii na którym nigdy by nie "tańczył".
Ok, proszę o wyjaśnienie: jak się udaje, że się tańczy?
Wstaje się (albo siedzi) i macha rękami na lewo i prawo przy okazji trochę się kiwając, teoretycznie w rytm muzyki.
Artemis i ja tylko śpiewałyśmy i ciut podrygiwałyśmy, ale siedziałyśmy same w ostatnim rzędzie, więc co tam
i tupalysmy:)
za to wydaje mi sie, ze calkiem glosno:). taki film:)
Byłem dziś na filmie „Nieznajomi”… Horror jak Horror, ale o wiele bardziej przerazili mnie nie, nieznajomi na ekranie, a inni ludzie w kinie, bo dawno tak na jednym seansie nie byłem co chwila tak rozpraszany, przez czyjeś bezczelne zachowanie…

Najpierw afera, bo kawałek przede mną usiadła czwórka jakichś „cool ziomali”, a po chwili przyszło dwóch facetów z dziewczyną, i wykłócają się z nimi bo to ich miejsce. Ziomale oczywiście mówią by się bujali, to usiedli dalej, i jeden z oburzonych poszkodowanych poszedł po obsługę. Po kilku minutach przyszedł z jakimś facetem ze sprzątaczy, ten tylko popatrzył na jego bilet, popatrzył na „ziomów” i sobie poszedł.

Mija pięć minut (filmu także, swoją drogą) wchodzą jakieś dwie „laski”, stają na schodach, na wysokości przed ostatniego rzędu (w którym siedziałem) i próbując podświetlić sobie bilet komórką, chichocząc się głośno. Stoją, i stoją tak brechtając się i kołysząc na boki, aż w końcu dostały reprymendę od kogoś komu zasłaniały ekran, to wybuchając kolejny raz śmiechem usiadły byle gdzie.
Już myślałem że będę miał spokój i będę mógł się skupić na filmie, a tu uwagę rozprasza pan z obsługi, który powrócił, i to z jakimś „bysiowatym” kolegą, i po krótszej wymianie zdań, grzecznie nakłonili czwórkę „ziomów” do wyjścia.
Dobra, teraz będzie spokój… No, wadzi jakiś typ na ukos ode mnie, który co chwila wysyła esemesy, ale jest Ok.
Mija kolejne pięć minut filmu…Słychać jakieś głośne komentarze – „Ziomy” wróciły! I to z nowym zapasem pop-cornu i napoi… Mh! Swoją drogą, chwile po nich, jakaś kolejna pani dopiero co przybyła do kina i swojego miejsca szuka…
Ech, no dobra skupiam się na filmie bo coś zaczęło się dziać – O! Wreszcie na ekranie pojawia się „facet w masce”/psychopata…
Cześć sali w śmiech! No cóż, nie ma w tym nic złego bo może w scenie faktycznie było coś zabawnego, ale niestety wcześniej wspomniane ziomalstwo, wkręciło się przez ową scenę i chyba odebrali że są na komedii, gdyż od tego momentu zaczęli co chwila się zaśmiewać z byle czego (choć głównie gdy pojawiało się któreś z trójcy filmowych psychopatów) i dosyć głośno komentować to i owo…. Choć nie do końca rozumiem komentarzy typu : „Ty, a może zamiast noża złapie za łyżkę?” bądź głośnego powtarzania ilekroć ktoś na ekranie powiedział „Fuck!”
Ech! Aby było ciekawiej kobicie dwa siedzenia ode mnie też zebrało się na puszczanie esemesów…
W pewnym momencie dwójka z ziomów gdzieś poszła sobie, i pozostali dwaj się uspokoili, a tu z kolei dwie dziewczyny siedzące za mną (i nawet nie jestem pewny czy to nie te same które pół filmu temu „chichrały” się na schodach), które jeszcze przed chwilą rzucały komentarze typu „O Jezu!”, „Boję się”, „Nie będę mogła spać po nocach”, ilekroć „facet w masce” się pojawiał, nagle zmieniły swoją postawę na „Ty, zrobię mu zdjęcie”, i w ruch poszły chichoty i aparat w komórce, co trochę potrwało, bo psychopata znikł na jakiś czas z ekranu, i oczekiwały aż znów się pojawi (i będzie stał bez ruchu dłużej niż pięć sekund)…

Słowem – Magia kina pełną gębą! Ech…
To rzeczywiście można współczuć... Dlatego na hasło "weekend + nowy lub popularny film" przeważnie mówię "nie"... Ale i tak najlepiej jest jak na seans przychodzi para ziomal+głupia lasencja

" - Misiu, ja siem bojem!
- To sie kurwa nie patrz na ekran"...
Dziś z klasą na Nocy w Muzeum 2. Horror!

Zacznijmy od tego, że po jakichś 5 minutach filmu na salę wparowała procesja małolatów z na oko przedszkola. Rzędów na sali 13, tylko dwa zajęte, bo moja klasa duża jest, sami na sali, ale i tak musieli siąść prawie, że w tym samym rzędzie przemieszowując się z naszą klasą, zasłaniając ekran swymi niecnymi konturami. OK, siedli na dupach, w ruch poszły komórki i kamery w komórkach i oglądamy. Spoko, nie zawracam sobie nimi głowy, nie przyszedłem się wkurzać tylko obejrzeć zasrany film (który szczerze mówiąc jest gówno wart). No ale musieli mi spieprzyć kontemplację, wszak mieszkamy w Polsce, krainie chamstwa. No to jedziemy:

1. Ledwo usiedli, już zaczęli coś wpieprzać. Nie był to popcorn czy -o zgrozo- naczosy, ale... czipsy! K*RRRRWA - zakrzyknąłem w myślach. Zaraz miast dźwięków z głośników doszło do mych uszu szeleszczenie piepszonymi torebkami, chrupanie, gadanie, chichoty i smród nowego smaku czipsów, którego jeszcze nigdy nie czułem. Coś w rodzaju "Południowozachodnioameykańska papryka, sadzona i zbierana w radomiu". Chciałem już się do nich przejść, ale w końcu skończą im się te pi*rdolone czipsy i tyle.

2. Skończyły się, a to mogło nieść tylko kolejny rodzaj wk*rwiania. Latanie do bufetu i kibla. Znowu piepszony korowód do kibla i z powrotem. Sadzanie się na tych piepszonych dupach przez pół godziny. Dobra, kutwa chyba koniec

3. Skąd! Zaraz zaczęło sie napieprzanie w fotele nogami. Mój kolega zdeka się wkurzył i ich, nie przebierając w słowach, opieprzył. Skończyło się po CZWARTYM wykładzie

Zresztą moi koledzy z klasy nie lepsi. Zaraz rzucili się na popcorn i naczosy. Szczerze mówiąc gówno ich obchodził film co najlepiej chyba zobrazuje poniższy komiks



Skąd! Zaraz zaczęło sie napieprzanie w fotele nogami. Mój kolega zdeka się wkurzył i ich

Mój znajomy, w identycznej sytuacji, po prostu wstał, odwrócił się do delikwenta, podniósł go za tzw. chabety do góry, spytał czy byłby uprzejmy nie kopać więcej w jego fotel, potem posadził spowrotem na fotelu. Kopanie przeszło jak ręką odjął. A do tego zero przemocy.

Zresztą moi koledzy z klasy nie lepsi. Zaraz rzucili się na popcorn i naczosy. Szczerze mówiąc gówno ich obchodził film co najlepiej chyba zobrazuje poniższy komiks

A co w tym złego, że ktoś je w kinie popcorn i nachosy? Sam intensywnie spożywam podczas seansów i jakoś nie przeszkadza mi to w odbiorze filmu. Poza tym nie zapominajmy, że większość dochodów kin nie pochodzi ze sprzedaży biletów, tylko z bufetów, także powinieneś podziękować kolegom, że utrzymują kino

A co w tym złego, że ktoś je w kinie popcorn i nachosy? Np. to że smród i hałas przeszkadzają ludziom którzy przyszli obejrzeć film. To co unosiło się w powietrzu na niedzielnym, wieczornym seansie Dark Knighta mogę określić tylko jako odór.

Jak chcę coś wszamać to idę przed kinem na kebaba. 6 zł i jestem pełny i nie muszę wydawać 20 zł na zestaw "popcorn plus cola". Do kina idę na film.
Ceny zestawów w kinach są tak kosmiczne, że dziwię się, że ktoś to w ogóle kupuje

Np. to że smród i hałas przeszkadzają ludziom którzy przyszli obejrzeć film. To co unosiło się w powietrzu na niedzielnym, wieczornym seansie Dark Knighta mogę określić tylko jako odór.

Nigdy mi to specjalnie nie przeszkadzało. Może dlatego, że bardzo rzadko jestem na sali pełnej ludzi. Z reguły wybieram hardkorowe pory seansów takie jak 9 rano, czy 22:30 i mało kto jest wtedy na sali. Bardziej wkurzają mnie dzwoniące komórki, lub co gorsza, jak ktoś odbiera i zaczyna gadać.

Nigdy mi to specjalnie nie przeszkadzało.
To chyba jesteś w mniejszości.
Ja jak widzę ludzi wchodzących na salę kinową obładowanych zestawami, kosztującymi prawie tyle, co dobry obiad w średniej klasy restauracji, to już we mnie wzbiera i wyklinam w myślach... Sytuacji z chamskim zachowaniem doświadczyłem już niezliczoną ilość razy - przerabiałem wszystko, od popcornu i chipsów do kopania w fotele. Jak już ktoś wspomniał - w takim dziwnym kraiku żyjemy. Ale nic mnie tak nigdy nie zszokowało jak pewna wyfiokowana damulka (z wyższych klas ewidentnie ), która na "Tataraku" w gdańskim Multi odebrała sobie telefon i gawędziła jakby nigdy nic. Nóż się w kieszeni czasami otwiera.

Takie pytanko - co niektórzy tutaj nie widzą nic złego we wpieprzaniu popcornu (bo jedzeniem to raczej tego nazwać nie można) i twierdzą, że jak to robią, to nikomu nie przeszkadzają. Mógłbym prosić o jakiś instruktaż jak można jeść popcorn, żeby nie było tego słychać? No bo nie odbywa się to chyba tak, że wkładacie do ust po jednym ziarenku, czekając aż ślina je rozmiękczy...

Mógłbym prosić o jakiś instruktaż jak można jeść popcorn, żeby nie było tego słychać? No bo nie odbywa się to chyba tak, że wkładacie do ust po jednym ziarenku, czekając aż ślina je rozmiękczy...

Są trzy sposoby:

1. Siadasz koło jakiegoś dresa/dzieciaka, po którym widać, że ma gdzieś, czy ktoś obok niego wpieprza popcorn i delektujesz się smakiem prażonej kukurydzy

2. Siadasz daleko od reszty widzów.

3. Idziesz na seans na którym będziesz jedynym widzem

2. Siadasz daleko od reszty widzów.

I modlisz się, żeby nikt nie przylazł do Ciebie?
To nie działa.
Prawda jest taka, że żarcie w kinie to bydło i brak kultury, a żarcie nachos (czy jak to się pisze) powinno być karalne, bo to jedzenie po prostu śmierdzi okrutnie w całym kinie.

Mógłbym prosić o jakiś instruktaż jak można jeść popcorn, żeby nie było tego słychać?
Proszę bardzo: gryziesz powoli i nie jesz wtedy, kiedy w filmie jest cicho. Nie ma za co.
Dlatego ja w kinie bywam raz na ruski rok. Chwalmy tego, kto wymyślił kino domowe. Do szczęścia brakuje mi tylko projektora HD i 100 calowego ekranu (czyli jakichś 15 kzł). Chociaż oglądanie niektórych filmów na 32 calch to nie to samo, co wrażenia z sali kinowej (chociaż ja wolę te mniejsze sale, gdzie ekran nie jest tak ogromny, przez co łatwiej ogarnąć go wzrokiem i dzięki temu nie denerwuje tak bardzo roztrzęsiona kamera oraz teledyskowy montaż), to muszę przyznać, że we własnym domu o wiele łatwiej wczuć się w nastrój filmu, gdy w pokoju siedzą tylko osoby zaintereosowane seansem, a nie banda buraków stale komentujących, rżących jak bydło, ciamkających, kopiących w fotele i siorbiących colę.

I modlisz się, żeby nikt nie przylazł do Ciebie?
To nie działa


U mnie działa. Zresztą metoda Negrina też zła nie jest.


Prawda jest taka, że żarcie w kinie to bydło i brak kultury

Może, ale prawda jest też taka, że z tego bydła i braku kultury kina się utrzymują. Póki dzieciaki nie rzucają tym popcornem, to niech go sobie jedzą. Dzięki takim jak oni moje Multikino mogło zakupić cyfrowy projektor do pokazów 3D

Może, ale prawda jest też taka, że z tego bydła i braku kultury kina się utrzymują.

A nie z filmów?
Nie tylko. Około połowy kasy z biletów idzie do kieszeni dystrybutora. Za to wszystko, co kino zarobi na bufecie zostaje w kinie. Przykład:

Płacisz 20zł za bilet. Kino ma z tego 10, dystrybutor 10zł. Płacisz 20zł za zestaw w bufecie. Kino ma z tego 20zł - koszty, czyli jakieś 18-19zł.

Większość dochodów kin pochodzi właśnie z bufetów i innych "płatnych atrakcji".
Zakładasz, że na każdy sprzedany bilet są takie średnie przychody z bufetu? Chyba przesadzasz.
Nie zakładam, ja to wiem W Multikinie w którym pracowałem na każdy sprzedany bilet przypadało średnio 16,50zł wydanych w bufecie. Z tego co pamiętam, średnia cena biletu tam wynosiła też coś koło 16 zł (dane z zeszłego roku, kiedy tam pracowałem).
No to kurczę faktycznie przygnębiające to wszystko...

Nie zakładam, ja to wiem W Multikinie w którym pracowałem na każdy sprzedany bilet przypadało średnio 16,50zł wydanych w bufecie. Z tego co pamiętam, średnia cena biletu tam wynosiła też coś koło 16 zł (dane z zeszłego roku, kiedy tam pracowałem).

Trudno mi w to uwierzyć, bo bywam często w MK i na moje oko max 1/3 ludzi przyłazi z czymś do jedzenia/picia i z reguły jest to sam napój (czyli mniej niż 10zł). W/g tego co piszesz KAŻDY musiałby kupić zestaw, ew. jeśli ktoś nie kupi to ktoś inny powinien kupić wiadro pepsi i wiadro popcornu. Albo wyjść w połowie seansu żeby dokupić.

Trudno mi w to uwierzyć, bo bywam często w MK i na moje oko max 1/3 ludzi przyłazi z czymś do jedzenia/picia i z reguły jest to sam napój (czyli mniej niż 10zł).

Ja pracowałem w MK w Warszawie na Ursynowie. Tam prawie każdy po zakupie biletu szedł do bufetu po jakiś zestaw. Zdarzali się też ludzie, którzy przychodzili tylko po popcorn, nawet nie szli na film Widać u Ciebie jest inaczej. Moja koleżanka ze studiów pracuje w Multikinie (dawnym Silver Screeenie) w Gdyni i mówi, że tam to się podobnie prezentuje.
Do Multipleksów chodzą inni ludzie niż do kin jedno-, dwusalowych.

Zdarza mi się być w Bałtyku kiedy na seansie jest więcej ludzi, tych kupujących żarcie jest mimo wszystko stosunkowo mało. Więcej osób kupuje coś do picia.

Do Multipleksów chodzą inni ludzie niż do kin jedno-, dwusalowych.

A to Wy narzekacie na ludzi jedzących w kinach jedno. dwusalowych? To przepraszam, że się wtrąciłem

Rzadko bywam w tego typu kinach. Nie wiem jak tam wyglądają statystki dot. dochodów z bufetu. Wydaje mi się, że jest on tak duży jak w multipleksach, ale mimo to pewnie stanowi sporą część zysków tego typu kin.

Nie zakładam, ja to wiem W Multikinie w którym pracowałem na każdy sprzedany bilet przypadało średnio 16,50zł
O boziu, nasz retailowiec za takie RPH chyba by oszalał ze szczęścia - tzn. oszalała. W Eb-gu przekroczenie granicy 5 zł to już nie lada wyczyn.

Mimo zaprezentowanych metod, nie zmieniam zdania i nie zamierzam wpieprzać popcornu w kinie, tym samym podzielając opinię Guzeppe.

Prawda jest taka, że żarcie w kinie to bydło i brak kultury, a żarcie nachos (czy jak to się pisze) powinno być karalne, bo to jedzenie po prostu śmierdzi okrutnie w całym kinie.

bez przesady - o ile jedzenie nie cuchnie, jak popcorn czy nachos, a ktoś potrafi się zachować jedząc to, to droga wolna


większość tatałajstwa z wycieczki do kina
Dobrze powiedziane: z wycieczki do kina. Wyjście na "Star Treka" to wycieczka do kina, więc czemu nie dołożyć do niej popcornu, jeśli smaczny? Jak się bawić, to się bawić. "Star Trek" to nie "Antychryst", a "Antychryst" to nie "Star Trek". Lubię fakt, że seans tzw. ambitnego filmu mogę celebrować w skupieniu, a na filmie popcornowym... jeść popcorn. Ot, tyle. A swoje odpokutuję bo po każdym kuble popcornu w kinie od tej soli trzy dni cierpię, bo schodzi mi skóra z języka
Na seans Antychrysta chętnie kupiłbym sobie kubełek prażonych łechtaczek.

Kaman, nie uwierzę, że Ty czy ktokolwiek inny tutaj dokładnie nie wie, kiedy idzie na "film popcornowy", a kiedy nie.
Przecież nie o to mi chodzi, to tylko joke : )
Wiem, że joke, ale sądziłem, że "z podłożem"
Ok, no to się rozumiemy. Przy czym bywa tak, że już obecność tego typu na danym seansie to problem, który popcorn tylko podkreśla
Może trochę późno, ale byłem na wczasach.

Terminator: Ocalenie

a) przed nami usadowiła się grupka KuL Zi0muff , którzy nie dość, że wpierdzielali czipsy w szeleszczących paczkach, to jeszcze chlali Heinekana co każdy łyk przybijając i podnosząc flaszkę "na zdrowie", skutecznie zasłaniając mi ekran.
b) scenę, gdy nagi Arni staje przed Connorem, jakiś pajac z tyłu skwitował głośnym gwizdnięciem
c) w dodatku ktoś z przodu pierwsze 10 minut przegadał z kolegą objaśniając mu coś, przy okazji gestykulując ręką. W dodatku w połowie seansu zapytał się kolegi, kto to jest Kyleł Reeseł. Myślałem, że umrę (jakby co wyjaśniam - w CC, przynajmniej u nas, napisy wyraźnie nie uznają apostrofów zamieniając je na ł)

Transformers 2
Tu było w miarę spokojnie, ale:

a) nie zdziwiłbym się, gdyby średnia wieku na sali była jednocyfrowa, toteż, za każdym razem, gdy pokazywano coś erotycznego rodzice zasłaniali latoroślom oczy i mówili bardzo głosno "Nie patrz!", a jakiś facet oburzony wstał i powiedział "To ma być film dla dzieci?!"
b) jakiś małolat pomagał Optimusowi walczyć z Decepticonami napieprzając je popcornem
c) a najbardziej mnie rozpieprzyło jak na samym końcu jakaś babka spytała się partnera "To oni w końcu wygrali, czy nie?"
Na szczęście my wiemy kto wygrał, w kinie nie jemy i nie pijemy, siedzimy cichuteńko jak makiem zasiał w nienagannie wyprostowanej pozycji i w skupieniu oglądamy te filmy, bo wiemy, że zasługują na nasz szacunek

a najbardziej mnie rozpieprzyło jak na samym końcu jakaś babka spytała się partnera "To oni w końcu wygrali, czy nie?"

A to jest bardzo dobre pytanie, bo w trakcie filmu też nie za bardzo wiedziałem kto kogo tłucze aktualnie.
Ja dla odmiany mam coś co mnie rozbawiło i miało miejsce jeszcze przed projekcją filmu. Ba! Nawet przed reklamami.

Epoka lodowcowa 3: Jakaś babka od razu po otrzymaniu okularów do 3D założyła je na nos i zaczęła bardzo energicznie rozglądać się po sali : )
No ja zaś miałem okazję przysłuchiwać się w kolejce do kasy rozmowie dwóch dwudziestoparolatków. Jeden pytał drugiego (patrząc na listę wyświetlanych filmów) czym się różni wersja 3D od 2D. W odpowiedzi usłyszał, że "lepszymi efektami".
Ludzie są naprawdę mili. Parka która siedziała za mną specjalnie się od siebie oddaliła by giry wywalić nie na moim siedzeniu tylko po bokach.
Kurczę, Wy takie fajne rodzynki w kinie spotykacie, ja jak idę to naprawdę jest nudno, spokojnie i żadnych złotych myśli nikt nie strzela. ;D
Ja mam radosne wspomnienie z "Next".
Spoiler:

W ostatniej scenie, kiedy akcja przewija się aż do Cage leżącego w łóżku, sala zamilkła, tylko nagle jeden pan bez szyi w rzędzie z przodu nie wytrzymał: "uooo kurwa!". Później chyba powiedział coś w stylu "to znowu całe to będzie leciało", ale nie mam pewności, bo sala ryknęła radosnym śmiechem.



W sumie zazdroszczę trochę, bo mi rzadko zdarza się tak przeżywać film.

Kurczę, Wy takie fajne rodzynki w kinie spotykacie, ja jak idę to naprawdę jest nudno, spokojnie i żadnych złotych myśli nikt nie strzela. ;D
No to pozazdrościć tylko, chociaż moje środki zaradcze też zazwyczaj pozwalają mi unikać oglądania filmów w towarzystwie irytujących widzów (zazwyczaj chodzę tylko na seanse w tygodniu i to przed godziną 18.00).
Przyglądam się forum od pewnego czasu (ludzie, czytanie Waszych postów to czysta przyjemność ) i postanowiłem w końcu się odezwać (poprzednich durnych postów nie liczę), a jako że taki radosny temat, zacznę tutaj.

Generalnie nie miałem żadnych krytycznych sytuacji jeśli chodzi o zachowanie ludzi w kinach, wbił mi się jedynie seans "Jestem Legendą", gdzie nie dość że kupiłem przypadkowo słodki popcorn w Kauflandzie, to jeszcze usiadł koło mnie facet który chyba wylał na siebie butelkę ohydnie słodkich perfum. Daję słowo, myślałem że nie dotrwam do końca.

No i dziś na seansie Public Enemies trafiła się urocza parka, która nie dość, że spóźniła się na film jakieś 5 minut, to co kilka minut dawała koncert w stylu - Facet szeleści, a jego kobita mówi na całą salę "NIE SZELEŚĆ!!", skuteczniej niż on zagłuszając film. Po godzinie chyba skończyło mu się żarcie i zapadła błoga cisza (i mogłem delektować się filmem jak należy )
Bodzioo, byłeś na seansie o 21? : )
Nie, na 18 się wybrałem. Może gdzieś tam się minęliśmy w holu po "moim" seansie
Nie, raczej niemożliwe.
Po środowym seansie Wrogów utwierdziłem się w przekonaniu, że poziom chamstwa na sali musi być stale regulowany - jako, że większość publiki oglądało w skupieniu obok mnie naturalnie musiały usiąść jakieś dwie idotki, które okazały się ucieleśnieniem kinowego krejzolstwa. Siorbanie coli najgłośniej jak się da, komentowanie na głos wszystkiego na ekranie, śmianie się w najbardziej nieodpowiednich scenach. Gdzie oni sie kurwa lęgną?!

Hail motherfucker who made DVDs.

Hail motherfucker

Jeśli już to Hail to the motherfucker

Jeśli już to Hail to the motherfucker
Jeśli już to "Hail the motherfucker...".
Przychodzi parka do kasy i pyta się : Czy macie jakieś filmy z lektorem ?? To ja do nich to jest Kino tu się czyta i zrezygnowali haha Zesrałem sie ze śmiechu, jak można być tak tępym
Młodzi czy starzy? Jak starzy to IMO nie tępi, tylko nie byli dawno w kinie. Jak młodzi to tępi albo liczyli na epoke lodowcową
Młoda parka nie wyglądali na tępaków , oczywiście powiedziałem im że z ich tzw. lektorem są bajki itp. mimo to zrezygnowali...
Takie zachowanie nie świadczy raczej o tępocie, tylko o tym że do kina nie chodzą i nie wiedzą jak wyglądają filmy i ich udźwiękowienie. Bywa.
Czytając filmweb zauważyłem że dla niektóre ameby używają słowa "lektor" jako zamiennika dla "dubbing".

Czytając filmweb zauważyłem że dla niektóre ameby używają słowa "lektor" jako zamiennika dla "dubbing".

I vice versa. To akurat popularny proceder wśród widzów casualowych

wg. filmwebu zamiennikiem do tego słowa jest także doubling ;D
tjah, szkoda, że nie sibling

wg. filmwebu zamiennikiem do tego słowa jest także doubling ;D
Hehe, taa, znam nawet jedną osobę, którą tak mówi, ale nie wyprowadzam jej z błędu.


Zesrałem sie ze śmiechu, jak można być tak tępym

Wzorowy klient dla Imperiala. Jakiś czas temu czytałem dobry artykuł "Polski widz Twój wróg" - http://www.zakazanaplanet...p?readmore=1013 (te diagramy są trochę przekłamane, bo właśnie nie jest brana poprawka, że z połowa tych ankietowanych nie rozróżnia słów lektor i dubbing)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dagmara123.pev.pl
  •