ďťż

wika

jak w temacie - co wy na to? moim zdaniem jest ewidentny ukłon w stronę kina popularnego, które ma cholernie wielu fanów, a jest zazwyczaj niedoceniane przy rozdawaniu 1) nominacji, 2) nagród. Załapią się częściej komedie, sf, może jakiś horror. Chodzą słuchy, że kategoria z filmami animowanymi pójdzie w odstawkę na rzecz najważniejszej z kategorii...

Dobry pomysł? Zły pomysł? Ja obstawiam to pierwsze (producenci też, bo marketingowo sporo można ugrać). Będzie ciekawiej. I chyba sprawiedliwiej.


W tym roku nawet pięciu dobrych filmów nie znaleziono do najważniejszej kategorii, a co dopiero 10

Jak dla mnie pomysł taki sobie, 10 to według mnie stanowczo za dużo.

Rozumiem, ze chodzi o oscary?
ale TDK albo Wall-E już nie. choć - sugerując się ocenami widzów - na wszelkie nagrody zasługiwały.

jakby nie było, 10 nominacji to działanie sprytne biznesowo, bo wiadomo, że filmy nominowane zarabiają więcej, mają lepszy PR, fani konkretnych tytułów mogą być bardziej zadowoleni. Czy 10 to za dużo? Nie. Jeśli do tradycyjnej listy dorzucisz np. zbierającego świetne recenzje Star Treka, Hangover, jakiś obcojęzyczny, animację i jakąś alternatywę - i już masz ładny komplecik, który niektórzy mogą nazwać sprawiedliwszym, jesli chodzi o nominację do najważniejszych nagród filmowych.



ale TDK albo Wall-E już nie

No i dobrze, żaden z nich nie zasłużył


jakby nie było, 10 nominacji to działanie sprytne biznesowo, bo wiadomo, że filmy nominowane zarabiają więcej,

Czyli wrzucimy do nominacji takie filmy, które i tak dużo zarabiają, a ambitniejsze produkcje nie skorzystają nawet na oscarach.

Jasne, że TDK i WALL-E zasłużyły na nominację, podobnie jak kilka innych filmów zeszłego roku (Gran Torino, Doubt, The Wrestler czy nawet In Bruges). Dla mnie to kapitalna wiadomość, bo każdego roku zdarzają się niesnaski związane z pominięciami (United 93, Historia Przemocy, Eternal Sunshine of the Spotless Mind, City of God, lista jest dłuuuga). Teraz będzie ich mniej. Zagrywka oczywiście stricte marketingowa, ale co z tego? Rozszerzenie listy w żaden sposób nie powinno wpłynąć na ostatecznego zwycięzce, bo najlepszy film to najlepszy film, niezależnie czy wybiera się z 5, 10 czy 50 filmów. Voice splitting? Może, ale nie wydaje mi się, żeby miał tutaj szczególne znaczenie. Moim zdaniem to rozszerzenie nie jest robione dla Terminatorów, Transformersów czy nawet Star Treków (choć to akurat jest świetny film ), ale dla tych wartościowych filmów, które zawsze kończą z nominacją za scenariusz i jakąś kreację aktorską.

Jedyne co muszę przyznać to, że Pixar prawdopodobnie mocno lobbował tą zmianę . No i chyba stanie się to co miało się stać rok temu, czyli pierwsza Pixarowa animacja będzie nominowana do najlepszego filmu. Oczywiście "przy małe pomocy przyjaciół" jak śpiewali jacyś goście

dokładnie, Koleś. filmy obocojęzycznie nie raz zasługują na nominację za najlepszy film w ogóle. I teraz będą miały szansę na większy rozgłos, popularność - i dobrze. Popatrzcie jak fajnie wyglądałyby nominacje za zeszłoroczne filmy:
1. The Reader
2. Slumdog
3. Frost/Nixon
4. Benjamin Button
5. Milk
6. Wall-E
7. The Dark Knight
8. The Class
9. Before the devil knows you're dead
10. Gran Torino

no sprawiedliwiej. nie żeby to była moja lista, ale miałbym za kogo trzymać kciuki.

A przyszły rok? Moon, Up, Public Enemies? Czy tego typu filmy miałyby szansę na nominacje? Nie. Teraz mają.
Myślę, że akurat "Moon" jest zbyt niezależny, żeby liczyć na wyróżnienie Akademii -- chyba że posypią się dla niego jakieś inne zaszczyty.
Nie mów hop. Zgadzam się, że na nadmiar promocji "Moon" raczej nie cierpi, bo przecież amerykańska premiera już była, ale jakoś nikt o tym głośno nie mówił. Druga sprawa to tragiczny wynik kasowy. Szanse na jakikolwiek sukces rzeczywiście niewielkie, ale kto wie. Independent Spirit Awards na pewno jakoś tam popchną ten film do przodu. Jeżeli kreacja Rockwella jest rzeczywiście tak dobra jak wszyscy mówią, to może się pojawić gdzieś u krytyków jako najlepszy aktor i film jest na radarze, a to już coś . Wiem, że to pobożne życzenia, ale jednak jakieś szanse są. Możliwe, że "Moon" spotka taki sam los jak "The Visitor" i "Half Nelson". Jedyny problem w tym, że film Jonesa nie zarabia tak dobrze jak pozostałe dwa, ale to też może się zmienić. "Half Nelson" miał prawie równie tragiczne pierwsze dwa tygodnie jak "Moon", a jednak trochę kasy udało mu się zarobić. Trzeba wierzyć .

Wracając do meritum, to rzeczywiście dla "Public Enemies" otworzyła się tutaj furtka, ale myślę, że nawet przy piątce by się liczył. Ważniejsze, że realne szanse pojawiają się dla np. "The Road", który chyba był z góry skazany na porażkę. Ale coś czuję (tak jak mniejwięcej rok temu), że najlepszy film jeszcze się kręci i jeszcze się o nim nie mówi .
Ja tylko myślę sobie nad jedną sprawą: owszem, dziesiątka będzie bardziej sprawiedliwa, ale także... mniej prestiżowa. Bo nie da się przeskoczyć faktu, że pięć filmów podświadomie postrzega się jako "ścisłe grono", a dziesięć to już "dużo". Owszem, dotychczasowe nominacje zwykle bywały kontrowersyjne, często niemal jednogłośnie nie fair, ale w tym też kryła się część emocji. Teraz nominacja będzie znaczyć mniej niż dotąd.
a tam prestiżowa. jaki prestiż tkwił w nominacjach, które pomijały filmy warte nominowania? pomijane tytuły emocjonowały przez moment, ale nie były to najzdrowsze emocje
O raju, oczywiście, że można dyskutować (i się to robi), a prestiżu nie należy traktować zbyt poważnie. Ale tak czy inaczej samo wyróżnienie było pewnym sukcesem -- nawet jeśli nie do końca zasłużonym -- a częstokroć wręcz największym sukcesem, na jaki dany kandydat mógł liczyć. (Inna sprawa, że częściej dotyczyło to aktorów niż filmów). Tymczasem teraz nominacje w pewnym sensie będą się "należeć". A z kolei brak nominacji dla części tytułów to już będzie spora porażka.

Jak to zwykle bywa, sprawa ma swoje dobre i złe strony. Wy mówicie głównie o dobrych, to ja postanowiłem dla równowagi o złych A jak będzie w praniu: zobaczymy. Może fajnie to wyjdzie.
jeśli nominują Moon to odszczekasz wszystko ;P

Będzie ciekawiej. I chyba sprawiedliwiej.

No wlasnie, sprawiedliwiej. Jezeli kierowac sie zasada kazdemu wedlug potrzeb to faktycznie takie rozszerzenie ma sens. Czyz jednak nie jest wieksza satysfakcja i nie wiaze sie z wiekszym splendorem dostanie sie do tego waskiego grona pieciu najlepszych? Rozszerzenie na dziesieciu rownoczesnie oslabi range tytulu "nominowanego za najlepszy film". Bedzie ich za duzo.

I skad ten wniosek, ze po rozszerzeniu z 5 na 10 do grona najlepszych dostana sie pozycje mainstreamowe, wysokobudzetowe? Byc moze bedzie to po prostu kolejna piatka ambitnych, "awangardowych" filmow.
po rozszerzeniu do 10 nie dość, że sprawdzi się to, o czym pisał negrin - że spadnie prestiż (i tak już poza usa mocno wątpliwy) tych nagród - ale do puli finałowej dołączą takie bzdety jak transformersy i inne benjaminy buttony. naprawdę nie sądzę, żeby nagle akademia się nawróciła i zaczęła nagradzać depresyjną postapokalipse albo filmy sensacyjne o policjantach i bandytach. z drugiej strony nie jestem prorokiem i mogę się mylić:)

1. The Reader
2. Slumdog
3. Frost/Nixon
4. Benjamin Button
5. Milk
6. Wall-E
7. The Dark Knight
8. The Class
9. Before the devil knows you're dead
10. Gran Torino


HAPPY - GO - LUCKY!
Jeśli w ogóle taka idea rozszerzenia ma mieć sens.

Dla mnie spoko. Wiadomo - wiecej tytułów, większe emocje. A jesli to pójdzie w dwie strony - zn. w strone promowania nie tylko superprodukcji, ale i tytułów bardziej niszowych, to w ogóle pełnia szczęścia. Oby. W przeciwnym wypadku impreza trochę na tym straci, zamieni sie w coś w rodzaju Akademiii Scifi, Fantasy i Horroru.

Nie mów hop. Zgadzam się, że na nadmiar promocji "Moon" raczej nie cierpi, bo przecież amerykańska premiera już była, ale jakoś nikt o tym głośno nie mówił.
Miał premierę, ale tylko w 21 kinach (limited release).

Jeśli chodzi o zwiększenie ilości nominowanych to zależy jak do tego podejść. Z podejściem idealistycznym można założyć, że będzie to szansa na wypromowanie więcej mniej znanych tytułów. Osobiście w to wątpie, no - może ze dwa filmy więcej dostałyby kopa reklamowego (zważywszy na fakt, że dotychczas chyba średnio jeden mały film był promowany).

Podchodząc do tego realistycznie mam podobne zdanie co Negrin i Mental - spadek prestiżu i więcej słabych nominowanych pokroju TDK czy innego Buttona. Odnoszę wrażenie, że Akademia dotarła do głosów pokrzywdzonych fanów TDK, którzy wszędzie krzyczeli, że ten film powinien dostać Oscara za najlepszy film, i teraz rozszerza kategorie, żeby móc łatwiej zadowolić tego typu widza.
to przepraszam, akademia ma dawac nagrody za wartośc filmu, czy za ilość zadowolonych widzów? Bo jesli tak, to w tym roku będą kandydować "Camp Rock" i "Hannah Montana: the movie" (czy jak się tam to nazywało).
Powtórzę to co kiedyś pisałem: kategoria Najlepszy Film powinna składać się z dwóch części - kina ambitnego i tego lżejszego. Pisząc lżejszego nie mam oczywiście na myśli sprowadzenia Oscarów do poziomu MTV Movie Awards gdzie obok produkcji dobrych nominowany jest typowy filmokał, ale chyba nie muszę mówić, że takie - przykładowo - Public Enemies plasuje się w tej drugiej grupie.

Od zawsze irytowało mnie że nawet jeśli w nominowanej piątce pojawiało się kino lżejszego kalibru, musiało przegrać bo przecież wygrać może tylko Wielkie Kino Z Przesłaniem.

Od zawsze irytowało mnie że nawet jeśli w nominowanej piątce pojawiało się kino lżejszego kalibru, musiało przegrać bo przecież wygrać może tylko Wielkie Kino Z Przesłaniem.

Wystarczy wymienić "Gladiatora", "Titanica", "Francuskiego łącznika", "Rocky'ego", Forresta Gumpa", "Lawrence z Arabii", "Infiltrację", "Władcę pierścieni"...

Powtórzę to co kiedyś pisałem: kategoria Najlepszy Film powinna składać się z dwóch części - kina ambitnego i tego lżejszego.

a co to takiego kina ambitne? film o samotnej kobiecie dokarmiającej gołębie w parku? a kino lżejsze? film o samotnej kobiecie dokarmiającej gołębie i przy okazji trudniącej się fuchą płatnej zabójczyni? dla mnie rozgraniczenie niepotrzebne i konfliktogenne.
Władca Pierścieni dostał Oscara? Wow, nie wiedziałem! Dzięki.

Żeby uniknąć kolejnych postów tego typu, rozszerzę swój skrót myślowy: rozdzielenie kategorii Najlepszy Film na dwie części pozwoliłoby uniknąć sytuacji (mającej wielokrotnie miejsce) w której lżejszy film wygrywa z tym ambitniejszym, a bardziej zasługującym lub odwrotnie.

no nie wiem, mierzwiak. dla mnie to jest pomysł bardziej kontrowersyjny niż poszerzenie puli "najlepszych" do 10 tytułów. werdykty akademii rzadko pokrywają się z moim punktem widzenia i to jest paradoksalnie dobra rzecz. raz, że film niewytypowany do oskara obrasta legendą wielkiego przegranego, a co za tym idzie - po latach staje się "obiektywnie" lepszy niż gdyby dostał nagrodę (niedoceniany = niezrozumiany), a dwa, że na glebie nietrafionych decyzji tworzy się historia oskarowej gaili. jeśli wszystkim dogodzisz, to powieje taką nudą, że okna i drzwi zaczną trzaskać. kontrowersje tu fundament całej zabawy oskary, podobnie jak w piłce nożnej błędne decyzje arbitrów. nie wolno tego eliminować, bo gra stanie się zwyczajnie nudna i przewidywalna.
Ja tam jako stary konserwatysta i wyznawca zasady "jeśli działa, nie naprawiaj" jestem oburzony! Od 1944 kategoria najlepszy film zawsze liczyła 5 nominowanych. (wcześniej było to od 3 do 10 w różnych latach) Wydaje mi się, że to jest optymalna liczba (nie za dużo, nie za mało) i naprawdę nie widzę żadnego racjonalnego powodu (poza modnym ostatnio w naszej cywilizacji zachodniej pragnieniem wiecznej i wszechobecnej zmiany, czyli uznawaniem zmiany za wartość samą w sobie, bez względu na jej charakter i przyczyny) dla którego należałby raptem rozszerzać dwukrotnie jedną z kategorii.

Natomiast odnośnie koncepcji Mierzwiaka coby nagradzać osobno kino ambitne i "lżejsze", to warto przypomnieć, że za zdjęcia, kostium i scenografie w latach 40. i 50. nagradzano oddzielnie filmy czarno-białe i kolorowe (dokładnie od 1939 aż do 1966). To oczywiście dystynkcja zupełnie innej natury, ale tak tylko przypominam, że istniały podwójne kategorię .
racjonalny powód jest i do tego niebagatelny - pieniądze. Więcej filmów = większy szum = większy zysk. I tyle w tej kwestii. Możemy dywagować nad sensownością zwiększonej liczby tytułów, ale liczb się nie oszuka To się o p ł a c a. I może przy okazji nie będzie tak źle, jak niektórzy sądzą (taaa, dzisiaj jestem pozytywnie zmotywowany, znaczy szklanka do połowy pełna...)

Powtórzę to co kiedyś pisałem: kategoria Najlepszy Film powinna składać się z dwóch części - kina ambitnego i tego lżejszego.

jeśli już, to powinni zrobić tak, jak przy Globach, gdzie są kategorie dla najlepszego dramatu i czegoś tam, oraz komedii i musicalu (?) - tylko oczywiście powinno się odpowiednio zmienić nazwy. A co do dychy, to uważam, że to przesada (choć w początkach Oscarów taka ilość, jak nie większa właśnie była). Przede wszystkim - co trzeba powiedzieć sobie szczerze - ostatnimi czasy trudno jest znaleźć tyle naprawdę wartych Oscara filmów, często Akademia nie potrafi nawet sensownie zamknąć 5, a co dopiero mówić o 10 (inna sprawa, że często wygrywają badziewia, o których potem nikt nie pamięta albo takie, które zwyczajnie nie zasługują na wygraną). Czy więc sprawiedliwym będzie, że zamiast pięciu naprawdę wartych tego wyróżnienia filmów, znajdzie się tam też druga piątka przeciętniaków? Nie. A czy sprawiedliwym będzie - biorąc pod uwagę, że wszystkie filmy, jakie się tam znajdą będą absolutnie wyjątkowe, jak powyższych listach - że spośród tej dychy wygra znowu coś pokroju Slumdoga? Też nie. A i niesmak będzie większy, bo taki film pokona nie 4 rywali, a 9. Tak czy siak jest to więc bez sensu. Taktycznie i finansowo to oczywiście niezłe posunięcie (szczególnie dla producentów), ale poza tym raczej wielce nietrafione. Nie mówiąc już o tym, że takie filmy muszą pokonać ileśtam innych produkcji, żeby w ogóle się załapać na nominację, a więc bez sensu jest ten konkurs jeszcze rozwlekać (co odbije się także na samej długości imprezy, bo przecież trzeba będzie zaprezentować 10, a nie 5 tytułów, etc.). Ja jestem na nie.
Podnoszenie ilości nominacji w najważniejszych kategoriach automatycznie obniży rangę tych nominacji, korzyści będa niewspółmierne do strat. Koniec dyskusji bo i o czym tu dyskutować?
no właśnie jest. nawet merytorycznie.

co odbije się także na samej długości imprezy, bo przecież trzeba będzie zaprezentować 10, a nie 5 tytułów, etc

Ale mówimy tylko o kategorii najlepszy film, dobrze rozumiem? Więc ceremonia będzie dłuższa o jakąś minutę, bo tyle potrzeba żeby na ekranie przeleciały obrazki z 5 filmów więcej.


Podnoszenie ilości nominacji w najważniejszych kategoriach automatycznie obniży rangę tych nominacji, korzyści będa niewspółmierne do strat. Koniec dyskusji bo i o czym tu dyskutować?

Nie znam dokładnych danych o tym jakiego kopa daje danemu filmowi nominacja, ale myślę że to jest tak, że gdy taki "Titanic" czy "Władca pierścieni" nakosi wszelakich nominacji kilkanaście to wtedy się ludzie rzucają na kino, a wyróżnienie w postaci samej nominacji w głównej kategorii+jakiś aktor albo, scenariusz nie robi chyba wielkiej różnicy(no oczywiście oprócz malutkich filmów, dla których każde pare tysięcy widzów to duży wzrost - dla nich to duża szansa i chyba największy plus takich zmian). Popatrzcie na to z innej strony - odkąd pamiętam to przed nominacjami mówi się o parenastu tytułach które są faworytami do najważniejszej kategorii, czasami trafiają się wybitnie wyróżniające tytuły - zazwyczaj 1, 2 filmy, które są pewniakami do nominacji, a reszta to kilka/naście dobrych, albo bardzo dobrych spraw, z których kilka i tak jest odrzucanych bo nie ma miejsca. Ich poziom jest zazwyczaj podobny, więc nie ma obawy o to, że do 5 najlepszych filmów Akademia będzie dorzucała 5 takich sobie, bo nigdy nie było wybieranych 5 najlepszych. Według mnie będzie mniej poszkodowanych. Prestiż? A kto teraz patrzy na prestiż? Jak film jest duży i głośny to mu żaden prestiż nie potrzebny, jak jest dobry to docenią go albo krytycy, albo jurorzy wszelakich festiwali, albo sami widzowie zrobią mu markę. Jaki film z ostatnich paru lat zdobył dzięki Oscarom prestiż którego by nie miał gdyby nie one?
"Crash". Rewelacyjny film, o którym - gdyby nie Oscary - niewiele osób by pamiętało.
Jak dla mnie nie zasługiwał na żadne nagrody, no ale przykład dobry, raz na czas się trafi coś takiego. Moje zdanie jest jednak takie, że prestiżu się samymi nagrodami nie zdobędzie.

Nie znam dokładnych danych o tym jakiego kopa daje danemu filmowi nominacja, ale myślę że to jest tak, że gdy taki "Titanic" czy "Władca pierścieni" nakosi wszelakich nominacji kilkanaście to wtedy się ludzie rzucają na kino, a wyróżnienie w postaci samej nominacji w głównej kategorii+jakiś aktor albo, scenariusz nie robi chyba wielkiej różnicy

Racja.
Rozpatrywałem tylko aspekty artystyczne i prestiżowe, zupełnie zapomniałem o kasie, a to pewnie jest główny motyw.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dagmara123.pev.pl
  •