ďťż

wika

Z chwilą wejścia Polski do Unii Europejskiej Polacy masowo zaczęli poszukiwać lepszego życia na Zachodzie. Lepsze płace, perspektywy życia na wyższym poziomie skusiły wielu Polaków do podjęcia ryzyka i opuszczenia swojej ojczyzny.
Realia w Polsce w porównaniu z Europą są druzgocące przede wszystkim jeśli chodzi o sprawy płacowe.

Obecnie wielu ludzi (w tym najwięcej młodzieży) swoją przyszłość wiąże z wyjazdem za granicę. Jaki jest natomiast wasz pogląd na tą kwestię?
Czy zamierzacie dołączyć do setek tysięcy Polaków którzy wyjechali z kraju w nadziei na lepsze jutro? Czy może chcecie pozostać w Polsce i tutaj spróbować swojego szczęścia ?
Może ktoś z Was był (bądź obecnie jest) już na emigracji i chciałby się z nami podzielić swoimi przeżyciami, etc.

Chciałbym rozpocząć z wami szeroką debatę poświęconą powyższemu tematowi. Tak wiec zapraszam.


Temat jaki poruszyłeś Szymku jest bardzo trudny. Większość młodych ludzi nie widząc dla siebie przyszłości, perspektyw rozwoju siebie jak i swojej kariery wyjeżdża na Zachód łudząc się, że może tam się uda. Niestety, przykro jest żyć w państwie, które w zasadzie nie oferuje za wiele swoim obywatelom. Obecnie, w dobie dzikiego kapitalizmu, możemy jedynie spodziewać się drakońskich praw, które będą chronić jedynie pracodawców a pracowników nasz rząd uczyni tanią siłą roboczą. Jak tu godzić się na takie rzeczy, mając w umyśle to, że nasi sąsiedzi zza zachodniej granicy po skończeniu studiów dostają pracę godziwą i nie dostają za nich marnych groszy, za które ledwie przeżyją do końca miesiąca..? Gdzie tu jakieś plany na przyszłość ?? Jest to dość odpychające. Z drugiej jednak strony pozostaje fakt pozostawienia rodziny w kraju a także pozostawienie samego kraju.
Myślę, że każda decyzja o wyjeździe nie jest łatwa do powzięcia, ale zawsze za nią stoi troska o przyszłość i chęć rozwoju. Tak przynajmniej ja to rozumiem. Jestem za to ciekawa Waszych opinii, dlatego zapraszam do włączenia się w dyskusję
Jakoś nie wyobrażam sobie żebym mogła opuścić na dłużej ( a już na pewno nie na zawsze!)Polskę i wyjechać za granicę w pogoni z pieniędzmi. Tutaj mam wszystkich ludzi na których mi zależy, za którymi tęskniła bym na pewno mocno. Chętnie natomiast wyjechałabym w okresie wakacyjnym żeby dorobić sobie na studia. Moja chęć wyjazdu nie jest bynajmniej spowodowana zbyt niskimi zarobkami na wakacjach w Polsce. Problem jest taki, że w moich okolicach w ogóle nie ma pracy w czasie wakacji a wszyscy szukają pracowników na stałe. Nie wiem czy wy zauważyliście jak ""zagranica" zmienia ludzi. Jak osoby, które wyjechały wracają będąc innymi ludźmi. Jak rodzą sie tragedie bo tato/mama mieli wyjechać na dwa miesiące i po tych dwóch miesiącach informują rodzinę, że zostają na stałe i w miarę możliwości ściągną resztę rodziny do danego kraju. Tak się składa, ze jakiś czas temu wpadł mi w ręce artykuł o Polakach w UK. Strasznie to było niemiłe gdy czytałam jak nasi drodzy rodacy z Anglii wyśmiewają się z Polaków pozostałych w kraju nazywając ich frajerami zarabiającymi marne grosze tutaj w Polsce i tyrającymi dla rządu...

Obecnie, w dobie dzikiego kapitalizmu, możemy jedynie spodziewać się drakońskich praw, które będą chronić jedynie pracodawców a pracowników nasz rząd uczyni tanią siłą roboczą.

Niestety, nie do końca mogę się zgodzić z takim stwierdzeniem - nie należy w taki sposób generalizować. Dziś bardzo wiele praw broni interesu pracowników, a nie pracodawców. Obciążenia związane z zatrudnieniem są bardzo duże. Nie twierdzę, że w wielu firmach występuje też wykorzystywanie pracownika, ale taka postawa pracodawców często jest związana z obciążeniem, jakie spada na pracodawcę.


Ja natomiast najbardziej nie rozumiem tych młodych ludzi którzy po ukończeniu studiów pakują walizki nie podejmując nawet próby stworzenia czegoś w Polsce, i uciekają na przysłowiowe Wyspy ażeby potem pracować tam w kuchni jako zmywacz naczyń, bądź składacz pudełek w markecie. Zastanawiam się z czego wynika takie małe cenienie się niektórych ludzi za granicami naszego kraju. Jestem zdania ze człowiek nie po to kończy studia, ażeby potem (przepraszam za kolokwializm) być niewolnikiem w obcym kraju.

Oczywiście żadna praca nie hańbi, wiem o tym aż nadto bo pracowałem w Polsce przy różnego rodzaju zadaniach, gdzie czasem ludzie mieli mnie za nic. Nie chciałbym jednak kiedyś ażebym nadal był tak traktowany z góry przez innych mimo to że zdobędę już to wyższe wykształcenie.
Uważam też, że lepiej w swoim kraju zarabiać 1000 zł i mieć poczucie ze robi się coś pożytecznego, niż zarabiać pięć razy więcej w podlondyńskiej knajpie przy zmywaniu naczyń.

Za granice wyjeżdżałam wielokrotnie zwłaszcza w okresie wakacji, by podreperować swój budżet, jak również odciążyć rodziców. Doświadczenia które tam zebrałam pozwalają spojrzeć mi z dużym dystansem na emigrację zarobkową. Z pewnością jest ogromna różnica w wyjeździe okresowym (trzy miesiące) a pobytem znacznie dłuższym. Niemniej jednak nawet w tak krótkim czasie można wiele zaobserwować i wyrobić sobie zdanie o naszej Polonii.

Bardzo często spotykałam się z narastającym podziałem na tych którzy mieszkali w danym kraju na stałe z możliwością pracy legalnej, a tymi którzy podejmowali pracę ,,na czarno''. Rzadko się zdarzało żeby ci z pierwszej grupy pomagali swoim rodakom, najczęściej można było zauważyć izolację. Poza tym częściej można było usłyszeć o wykorzystaniu niż pomocy. O naciąganiu, oszustwie w rzekomej pomocy przy pośrednictwie w szukaniu pracy słychać nagminnie. To daje pewien obraz naszego społeczeństwa przebywającego za granicą.

Sama miałam propozycję pozostania na stałe nie skorzystałam jednak. Z prostych przyczyn, to tutaj jest moje miejsce, to tuj jest mój kraj. Będąc u siebie czuje się pewnie i staram się radzić z kłopotami na tyle dobrze na ile potrafię.

W rozmowach ze znajomymi którzy podejmują decyzję o wyjeździe, często przytaczam dowcip który świetnie oddaje sens emigracji. Wam też go przytoczę.

Louis Armstrong po swojej śmierci trafił do nieba. Wraz z aniołami urozmaicał sobie czas miłymi rozmowami, śpiewem itp. ŚW Piotr oświadczył pewnego dnia, iż organizowana jest wycieczka do piekła. Luis oczywiście tez się wybrał. Będąc w piekle ujrzał wszystkich swoich kupli którzy sprawiali wrażenie szczęśliwych, trwało przyjecie, dziewczyny tańczyły po stołach alkohol , cygara jednym słowem zabawa na całego. Tak minął dzień w piekle i pora była wracać do nieba. Od czasu tej wycieczki Luis nie mógł odzyskać dawnego spokoju, już nie cieszyły go niebiański widok. Snuł się smutny aż w końcu odważył się zapytać Piotra czy istnieje możliwość ponownego wypadu do piekiełka Św Piotr odpowiedział, ze owszem jednak tym razem to nie będzie wycieczka tylko stały pobyt i jeśli Luis jest zdecydowany to nie ma powrotu, będzie musiał już tam pozostać. I tak oto nasz bohater trafił do bram piekieł. Wchodzi, nasłuchuje, a tam cisza, ciemno po imprezie ani śladu. Zdezorientowany zapukał do drzwi z tabliczką lucyfer. Pyta gdzie są jego kumple? Gdzie impreza, muzyka? Lucyfer z szyderczym uśmieszkiem odpowiedział
-Widzisz Luis należy odróżnić zwykłą wycieczkę od emigracji, a teraz właź do kotła :))

Pozdrawiam

Bardzo często spotykałam się z narastającym podziałem na tych którzy mieszkali w danym kraju na stałe z możliwością pracy legalnej, a tymi którzy podejmowali pracę ,,na czarno''. Rzadko się zdarzało żeby ci z pierwszej grupy pomagali swoim rodakom, najczęściej można było zauważyć izolację. Poza tym częściej można było usłyszeć o wykorzystaniu niż pomocy. O naciąganiu, oszustwie w rzekomej pomocy przy pośrednictwie w szukaniu pracy słychać nagminnie. To daje pewien obraz naszego społeczeństwa przebywającego za granicą.

Ja z kolei znam i żart na ten temat: Dante podróżuje po piekle w towarzystwie oprowadzającego go szatana. Wchodzą do jednej sali: na środku stoi kocioł, dookoła oddziały diabłów, co chwila jakaś głowa wynurza się z kotła i jakiś diabeł biegnie wsadzić ją z powrotem. Dante pyta:
- Kto się smaży w tym kotle?
- Tutaj smażą sie Amerykanie. Strasznie dużo przy nich roboty, ile razy jeden chce uciec reszta próbuje mu pomagać.
Przechodzą do kolejnej sali. Na środku stoi kocioł, którego pilnuje tylko jeden szatan oparty o widły i pykający fajkę. Gdy jakaś postać wynurza się z kotła, szatan mówi "Nie wolno" i postać znów się chowa.
- A kto tutaj odbywa karę?
- Tutaj są Niemcy, jak im powiesz, że nie wolno to nie wolno i koniec.
Przechodzą do trzeciej sali. Nie ma żadnych strażników, tylko sam kocioł z którego raz po raz wynurz sie jakaś głowa ale zaraz znika z powrotem.
- A kto w takim razie jest tutaj?
- A widzisz- mówi szatan- tutaj są Polacy, wspaniali ludzie! Ile razy któryś próbuje uciec, reszta ściąga go na dół. Strażnicy nie są wiec potrzebni bo Polacy pilnują sie sami.

Czyżby to była najlepsza charakterystyka Polaków na emigracji?

Oczywiście nikomu tego nie zabraniam. Jeżeli faktycznie ktoś ma na oku świetny angaż, w świetnej firmie, albo chociaż jest to faktycznie niesamowicie perspektywiczne stanowisko, to jasnym jest ze nie ma co czekać. Należy podejmować takie wyzwania. Gorzej jeżeli jedzie się do takiej Anglii bo np. nie wiadomo za co się zabrać w Polsce, albo po to azeby po prostu podjąć obojętnie byle jaką prace która będzie za sobą niosła wysokie, na polskie warunki, wynagrodzenie.

Uważam, że jeżeli miałabym się zdecydować na pracę za granicą to z pewnością nie byłaby to praca przy obieraniu ziemniaków w angielskiej kuchni, bo tam zarobię 10 razy tyle niż tu jako przykładowo nauczyciel. Jeżeli zdarzyło by się tak, że w naszym kraju nie znalazłabym niczego godnego uwagi, a praca która np. trafiłaby się za granicą odpowiadałaby moim kwalifikacjom i zainteresowaniom, to czemu nie. Zawsze warto próbować i dalej się rozwijać niż stanąć w miejscu, a po czasie się cofać.
Nie rozumiem natomiast postawy takowej oto, ze lepiej wyjechać i szorować podłogi w barze francuskim niż żyć tutaj, nawet jeśli zarobek będzie nie porównywalny. Człowiek nie po to kończy studia, żeby potem wykonywał pracę niegodną jego wykształceniu, chyba że nie ma innej możliwości, ale to już inny temat. W takim wypadku sądzę, że lepiej pozostać w Polsce i zarabiać 5 razy mniej niż tam będąc traktowanym jak śmieć.
Wszakże to nie chodzi tylko o zarobki, liczy się też godność.


Tutaj akurat się nie zgodzę, bowiem ci Polacy którzy siedzą na dworcu żebrząc o 1 funta po prostu wyjechali na przysłowiową pałę, bez załatwionej wcześniej pracy, i bez znajomości języka, i w tym przypadku są sami sobie winni.
Nie zawsze tak to wszystko wygląda. Swojego czasu oglądałem pewien dokument traktujący o właśnie takich smutnych przypadkach. W znacznej większości ludzie ci nie byli wstanie przystosować się do nowego stylu życia. Niektóry z nich faktycznie wyjeżdżali do Anglii bez jakiegokolwiek przygotowania a kończyli potem nieciekawie. Jednakże znaczny procent Polaków żebrzących na Wyspach można zakwalifikować do tych co wyjechali.. i po prostu im się nie udało, nie odnieśli sukcesu. Pamiętam taką historie człowieka który znał język, miał pracę etc. Niestety zaczęli napływać inni pracownicy, lepsi i znacznie młodsi. Finalnie człowiek ów trafił na ulicę. Pozostał tam bo wstydził się przyznać w Polsce ze mu się nie udało. To są faktyczne ludzkie dramaty i nie możemy tego uogólniać.


Mój znajomy skończył szkołę gastronomiczną i faktycznie robi bardzo dobre pieniądze na Wyspach. Inny znajomy ma tzw. „fach w rękach”. Wykłada kafelki, maluje, tynkuje, buduje, etc. Także sobie świetnie radzi na emigracji. Do czego zmierzam? Otóż do tego że za granicą łatwiej znaleźć pracę i mieć szansę na sukces gdy jest się jakimś specjalistą w danej dziedzinie. Niekoniecznie jest tam wymagane wyższe wykształcenie. Bardzo trudno jest dostać tam dobrą pracę w dziedzinach w jakich ewentualnie moglibyśmy my się tam sprawdzić. Może więc rozpoczniemy drugi kierunek? Zbrojarz betonu albo operator walca?

Musze się tu zgodzić, że w zasadzie niestety głównie poszukuje się wykwalifikowanych robotników fizycznych, którzy zajmą się pracami najniższego rzędu, takimi w których potrzeba jest głównie siła i wiedza jak coś konkretnego zrobić.
W zasadzie ludzie z wykształceniem historyka trzeba powiedzieć sobie, że wiedzą dużo, ale taka wiedza nie zapewni im wiele. Jak powiedział Mistrz : „państwo przecież nie studiujecie historii dla pieniędzy, bo przecież na tym nie zarobicie".
Na Zachodzie nie szuka się tak często ludzi, którzy potrzebni byliby do różnego rodzaju prac wymagających szerokiej wiedzy i wykształcenia, bowiem takich ludzi owe kraje mają już. Potrzebni są im natomiast tacy, którzy zajęliby się czysto technicznymi czy też gastronomicznymi pracami.
Nie raz już postulowałam, aby zabrać się za drugi kierunek właśnie jak mój wyśniony operator walca, gdyby jako historyk miałoby się przymierać z głodu

Gdyby natomiast rzeczywiście trafiłaby się praca za granicą, czy zapieralibyście się nią nogami ?? mówię tutaj o sytuacji, kiedy nie możecie znaleźć godnej Was pracy w kraju, a tam nadarza się taka możliwość. Czy wówczas podjęlibyście to niewątpliwe wyzwanie wyjechania z kraju, i budowanie czegoś za granicą ??

Musze się tu zgodzić, że w zasadzie niestety głównie poszukuje się wykwalifikowanych robotników fizycznych, którzy zajmą się pracami najniższego rzędu, takimi w których potrzeba jest głównie siła i wiedza jak coś konkretnego zrobić.
Polacy znajdują pracę przede wszystkim w sektorach budowniczych. I nie są to tylko zawody w których nie potrzeba mieć żadnego wykształcenia. Wystarczy przejrzeć oferty pracy, a swojego czasu to czyniłem dość regularnie, i można tam zauważyć iż chociażby taka Wielka Brytania potrzebuje wielu inżynierów budowlanych. A właściwie potrzebowała, bo obecnie zaczyna się to trochę zmieniać. Pracy jest bowiem coraz mniej na Wyspach co wiąże się z pewną zapaścią gospodarczą tego kraju.
Wracając do tematu to bardziej w mojej wypowiedzi chodziło mi o kontekst iż za granicą ciężko jest znaleźć prace humanistom odpowiednią dla ich kwalifikacji. No bo co może robić historyk czy filozof w obcym kraju? Chyba tylko założyć swoja firmę.

Ja jestem mianowicie tak jeszcze ciekaw, czy ktoś z Was był na emigracji zarobkowej i czy mógłby się podzielić swoimi spostrzeżeniami z nami?

Nie rozumiem natomiast postawy takowej oto, ze lepiej wyjechać i szorować podłogi w barze francuskim niż żyć tutaj, nawet jeśli zarobek będzie nie porównywalny. Człowiek nie po to kończy studia, żeby potem wykonywał pracę niegodną jego wykształceniu, chyba że nie ma innej możliwości, ale to już inny temat. A ja rozumiem. Nie wiem czy ktokolwiek zwrócił uwagę na to, wśród absolwentów jakich kierunków emigracja zarobkowa jest największa? Filozofia, socjologia, stosunki międzynarodowe, pedagogika, kulturoznawstwo, itp. Jednym słowem są to kierunki, na których kształci się wykształconych bezrobotnych, gdyż absolwenci w żadnym wypadku nie są przystosowani do potrzeb rynku pracy. Najbardziej zastanawiający jest fakt, iż właśnie na te pozbawione perspektyw kierunki co roku są największe nabory i najwięcej studentów na nie składa papiery. Cóż, kompletna ignorancja młodych ludzi nie zna granic. A później faktycznie lepiej jest smażyć frytki w Irlandii niż rozdawać ulotki na polskich ulicach. I jeszcze mają pretensje, że Polska nie daje im żadnych perspektyw...

Inny przykład. Moi znajomi wyjechali na Wyspę. Było ich kilku. Z tym że nie trafili do Londynu, a do takiego niewielkiego miasta.
I tak jeden z nich, bez wykształcenia, budowa. Zarobiony, wrócił do kraju.
Drugi, informatyk, perfekt angielski, obsługa sieci w szkole (15 F/ h).
Już zrobiony wrócił do Polski na stałe.
Inny, grafik komputerowy, znalazł prace w reklamie wizualnej (8 F/h). Nie zamierza wracać.
Wybory są różne.

Serenity napisał/a:
Nie rozumiem natomiast postawy takowej oto, ze lepiej wyjechać i szorować podłogi w barze francuskim niż żyć tutaj, nawet jeśli zarobek będzie nie porównywalny. Człowiek nie po to kończy studia, żeby potem wykonywał pracę niegodną jego wykształceniu, chyba że nie ma innej możliwości, ale to już inny temat.

A ja rozumiem. Nie wiem czy ktokolwiek zwrócił uwagę na to, wśród absolwentów jakich kierunków emigracja zarobkowa jest największa? Filozofia, socjologia, stosunki międzynarodowe, pedagogika, kulturoznawstwo, itp. Jednym słowem są to kierunki, na których kształci się wykształconych bezrobotnych, gdyż absolwenci w żadnym wypadku nie są przystosowani do potrzeb rynku pracy. Najbardziej zastanawiający jest fakt, iż właśnie na te pozbawione perspektyw kierunki co roku są największe nabory i najwięcej studentów na nie składa papiery. Cóż, kompletna ignorancja młodych ludzi nie zna granic.


To jest niestety jakieś niezrozumienie się Wydziałów z potrzebami rynku, daleko nie patrząc na UŁ co roku historie kończy około 70 osób . Tak naprawdę tylko kilkanaście z nich, czyli do 20 jest w stanie znaleźć pracę zgodą ze swoim wykształceniem. A co mają robić pozostali...?? Jeżeli nie skończą czegoś bardziej „życiowego” to chyba pozostaje pojechać do tej Irlandii i smażyć frytki, co uważam w przeciwieństwie do ciebie jachu, za dość poniżające w perspektywie tego że skończyłam studia wyższe. To nie po to je kończę, żeby potem pracować przy pracach, do których bynajmniej wykształcenie wyższe nie jest konieczne. Ale to oczywiście mój wybór..

Ignorancją nazywasz pasje ludzi do jakiś wybranych kierunków. Młody człowiek idzie za swoimi zainteresowaniami, a nie jest zimnym matematykiem, by obliczać co mu się bardziej opłaca a co nie. Lepiej skończyć to co się lubi, niż skończyć coś co ma się w nosie i całe życie odwalać robotę, której się tak naprawdę do końca nie „czuje”.

To jest niestety jakieś niezrozumienie się Wydziałów z potrzebami rynku Nie w tym jest problem. Uczelnie dopasowują się do zapotrzebowania wśród absolwentów szkół średnich. Jeśli maturzyści chcą iść na studia humanistyczne, które często wymagają jedynie przychodzenia na zajęcia w celu strzelania z palca i pozwalają na imprezowanie non-stop, to się nie ma co dziwić, że uczelnie zwiększają liczbę miejsc na danym kierunku. Na Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu w zeszłym roku na kierunek filozofia z elementami kulturoznawstwa było 16 osób na jedno miejsce W związku z tym, oczywistym jest fakt, iż nastąpiło nieporozumienie wykorzystane przez uczelnię, która zwiększyła liczbę miejsc w celu przyjęcia większej grupy studentów. To naturalna kolej rzeczy. Uczelnia zawsze będzie działała w swoim interesie, a nie interesie szerokiej grupy absolwentów, którzy po ukończeniu studiów nie będą nic umieli i miejsce zatrudnienia znajdą w podrzędnym londyńskim barze

Nie wiem dlaczego większość z Was kojarzy "pracę na wyspach" z obieraniem ziemniaków czy myciem toalet.

Większość z polaków którzy decydują sie na emigrację próbują zdobyć jakąkolwiek pracę aby się utrzymać. Początki z aklimatyzacją są niezwykle trudne ale po jakimś czasie człowiek przyzwyczaja się do innej kultury, języka, zwyczajów itp.

Znam osobiście ludzi którzy zaczynali od obierania kartofli a dziś są doskonale zarabiającymi menagerami w potężnych firmach. Nikt nie napisze jak bardzo człowiek potrafi być doceniony na każdym stanowisku (jeżeli jesteś dobrym pracownikiem to szef doceni Cię awansem i podwyżką ).

Rozumiem brak entuzjazmu u niektórych forumowiczów-studentów którzy są na utrzymaniu rodziców którzy brzydzą się myciem irlandzkich toalet. Człowiek w różnym wieku myśli inaczej: kiedy zaczniecie dobiegać trzydziestki a praca w której się spełniacie będzie warta "najniższej krajowej" (mieszkając nadal u rodziców) to kto wie czy nie pomyślicie o emigracji.

pasja, pasją... ale trzeba patrzyć na życie perspektywicznie, bo samą pasją nie nakarmi się rodziny. Trzeba spojrzeć na to perspektywicznie, czy w zawodzie którym skończy się studia, będzie jakakolwiek możliwość pracy, która zapewni przynajmniej średnie dochody i możliwość w miarę spokojnego życia.

Trudno Ci jachu racji nie przyznać. Jak to mówią ,,los nasz w naszych rękach'' Dlatego o ten los warto zadbać stosunkowo wcześnie. Ale cobyśmy nie powiedzieli emigracja zarobkowa trwa i raczej szybko się nie skończy. Nasi rodacy za granicą mają się dobrze, dorabiają się i jeśli są tam szczęśliwi, to cóż tylko powinszować. Chociaż ja mam swoje zdanie na temat polepszania swoich warunków bytowych. Nie jest trudno wyjechać i spróbować za granicą, sztuką zaś jest zostać tu i poradzić sobie z tym co nam nasz kraj oferuje....

Jestem właśnie po przeczytaniu jednej z gazet , która donosi o relacji z pobytu na wyspach pewnej fryzjerki. Jak się okazuje kreatywność i pomysłowość zwłaszcza młodych kobiet bywa zaskakująca, co by nie powiedzieć ''powalająca'' . W myśl zasady , że pieniądze za granicą leżą na ulicy- wystarczy się tylko po nie schylić.. Ograniczę się tylko do puenty jeleni na wyspach nie brakuje, a jak widać chyba czas na łowy przyszedł. Ciekawa jestem co ta przedsiębiorcza dziewczyna powie rodzicom po powrocie? Dorobiła się na zmywaku w knajpie? Aktualnie utrzymuję ją zamożny sponsor w wieku przedemerytalnym.


Ciekawa jestem co ta przedsiębiorcza dziewczyna powie rodzicom po powrocie? Dorobiła się na zmywaku w knajpie? Aktualnie utrzymuję ją zamożny sponsor w wieku przedemerytalnym.


Niestety, ale takie zdarzenia mają miejsce wszędzie ( w Polsce również).

Niestety, ale takie zdarzenia mają miejsce wszędzie ( w Polsce również).
Temat dotyczy emigracji, a nie Polek w Polsce
Osoba która wypowiedziała sie na łamach tej gazety wystąpiła w charakterze nauczycielki jak to się robi, udzielała wskazówek gdzie bywać, co na siebie włożyć, a nawet co mówić- to mnie najbardziej oburzyło. No a potem te święte oblicze cnotliwej panny w rodzinnych stronach..
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dagmara123.pev.pl
  •