wika
Zygmunt III Waza był pierwszym polskim królem, który nie tylko próbował, ale stworzył pierwszą w historii naszego kraju regularną flotę wojenną. Nie była to tak doskonale rozwinięta struktura jak flota szwedzka czy duńska, o zachodnioeuropejskich nie wspominając. Jednakowoż odegrała niepoślednią rolę, wygrywając największą bitwę morską w historii polskiego oręża (wprawdzie za Kazimierza Jagiellończyka w bitwie na Zalewie Wiślanym było więcej okrętów, ale to jeszcze nie ta skala operacji) pod Oliwą. Los floty Zygmunta był tragiczny, niektóre okręty zostały zniszczone, inne przejęte przez przciwników, jeszcze inne najzwyczajniej w świecie "ukradzione" przez byłych sojuszników, Habsburgów. Pewne próby odtworzenia floty podjął Władysław IV lecz nieudanie. Jan Kazimierz również był zobowiązany do budowy floty wojennej, niestety, nie miał chyba nawet na to szans.
Jak myślicie, czy Rzeczpospolita miała szansę na trwałe zaistnienie na morskich szlakach ze swoją flotą wojenną? Czy w ogóle flota była nam potrzebna? Jakie błędy popełnił Zygmunt III, że zaprzepaścił duży wysiłek włożony w stworzenie królewskiej floty wojennej?
Zapraszam do dyskusji
Pamiętam kiedyś coś czytałem na ten temat.
Polski po prostu nie było stać na flotę według wyliczeń autora (nie pamiętam czyje, dawne dzieje) właściwie cały dochód państwa (króla) musiałby być przeznaczony na utrzymanie takiej floty, jaką zorganizował Władysław IV to musiałoby doprowadzić do rozbrojenia na lądzie a na to Polska (i nie tylko) sobie pozwolić nie mogła.
Tak więc wszystko rozbiło się o prozaiczną i bardzo przyziemną kasę.
Biorąc pod uwagę powyższe, główny kierunek naszej polityki zagranicznej w tamtych czasach i ogólne zapatrywanie się szlachty nie mieliśmy szans na jakąkolwiek dominację na morzu.
To za Władysława, za Zygmunta nie było lepiej, właściwie to Władysław miał większy autorytet wśród szlachty, więc jeśli jemu się nie udało to tym bardziej nie mogło się to udać Zygmuntowi.
Nie było chyba tak źle. Pacta conventa zobowiązywały królów do utworzenia floty wojennej. Podczas elekcji Zygmunta III dość wyraźnie podnoszono kwestę morską. Gorącą orędowniczką była Anna Jagiellonka, która w listach do sejmików litewskich pisała: "Państwo morską wolnością i państwem portów ku górze się wynosi".
Istnienie własnej floty było o tyle dla Polaków ważne, że miało to zabezpieczyć handel morski przed ograniczeniami żeglugi, jakie wobec polskich i gdańskich statków wprowadzali Duńczycy. Gorącym orędownikiem sprawy morskiej był niejaki Łukasz Chwałkowski, który w 1587 roku wydał słynną łacińską elegię, z dołączoną do niej mową do senatu i szlachty polskiej. Król miał wystawić flotę własnym sumptem.
Udało się do koncepcji morskiej przekonać część szlachty, która może i dość entuzjastycznie poparłaby królewskie projekty, gdyby nie jej podejrzenie o absolutystyczne dążenia Zygmunta. Obawiano się, że król posiadający własną flotę wojenną urośnie za bardzo w siłę. Król zresztą nic w kierunku utworzenia floty przez swoje pierwsze lata panowania nie zrobił.
O pierwszych okrętach, których użył Waza możemy mówić podczas dwóch wypraw króla do Szwecji. Zorganizowano wtedy znaczne siły, głównie z okrętów szwedzkich, gdańskich, wydzierżawionych angielskich i aresztowanych na redzie gdańskiej. Była to duża flota, bo licząca aż 85 jednostek, z tego tylko 6 wojennych.Wiceadmirałem i dowódcą floty został Tönnes Maidel.
Ponowne próby podjął Zygmunt w 1601 roku. Tworzeniem floty zajął się starosta pucki, Jan Weyher. Okrętem flagowym został galeon "Latarnia". Przyjęto resztki z floty, która wyprawiała się do Szwecji (16 niewielkich jednostek), oraz dwie pinki wystawione przez samego Weyhera. W 1605 roku król zlecił budowę kolejnych 5 okrętów. Po reorganizacji Weyher w 1606 roku dysponował flotą złożoną z 10 okrętów. W październiku 1606 roku doszło do potyczki ze szwedzką eskadrą desantową (19 okrętów) pod dowództwem adm. Gotberga na zatoce Puckiej. Nasze okręty (12 jednostek) po pojedynku artyleryjskim wspartym przez polskie baterie z lądu (półwysep Helski) przegnały wroga. Obie flotylle szły do boju w szyku torowym. W kolejnym roku też się Szwedom nie udało, uknuli więc spisek, który miał na celu porwanie Weyhera i zniszczenie floty. Nie powiódł się na szczęście.
Innym ważnym przedsięwzięciem było utworzenie eskadry okrętów przez hetmana Chodkiewicza ze zdobycznych okrętów szwedzkich oraz statków angielskich i holenderskich. Doszło wtedy do kolejnej, poważniejszej bitwy morskiej, w marcu 1609 roku, pod Salis (obecnie Salacgriva) na zatoce Ryskiej. Eskadra szwedzka licząca 20 jednostek (w tym połowa okrętów wojennych) stała na kotwicy w Salis. Polska eskadra (7 jednostek) podpłynęła nocą i zaskoczyła Szwedów. Wysłane przodem 4 brandery spowodowały zamieszanie i popłoch w szwedzkiej eskadrze. Szwedzi po utracie 2 okrętów, w pośpiechu, dysponując szybszymi okrętami uciekli.
Ponieważ flota zorganizowana była dorywczo, to mimo opisanych sukcesów oraz powodzenia w działalności kaperskiej, nie mogła odegrać większej roli. Wkrótce też podpisany został ze Szwecją rozejm. Kolejne działania Zygmunt III podjął w roku 1621. Ponieważ nie powiodła się próba uzyskania pomocy z Danii i Anglii, trzeba było tworzyć flotę własnymi siłami. Pierwszy okręt (pinka "Żółty Lew") wybudowano w 1622 roku pod nadzorem kpt. Jakuba Murraya. Przerabiano statki handlowe (pinki i fluity), budowano nowe, początkowo w Gdańsku, a po sprzeciwie tego miasta w Pucku, kupowano okręty za granicą. Łącznie przewinęło się przez flotę 18 okrętów, w tym 8 galeonów. Cztery z tych ostatnich ("Nadzieja", "Powitanie", "Wielbłąd", "Walenty") zostały zdobyte przez Szwedów w Piławie w 1626 roku. Tak dochodzimy do słynnej bitwy pod Oliwą w 1627 roku. Tuż przed bitwą nasza flota liczyła 12 okrętów, a były to:
Galeony: "Święty Jerzy", "Król Dawid", "Latający Jeleń", "Wodnik".
Pinki: "Panna Wodna", "Żółty Lew", "Arka Noego".
Fluity: "Czarny Kruk", "Biały Lew", "Płomień".
Admirałem floty został Wilhel Appelman, a po jego zachorowaniu Arendt Dicmann, dowódcą piechoty morskiej Jakub Storch, wiceadmirałem Hermann Witte a kontradmirałem wspomniany już Murray. Bitwa pod Oliwą miała ogromne znaczenie psycholigiczne i jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli, doskonały PR. Gdańsk, początkowo nieprzychylny budowie floty, gotów był po bitwie wesprzeć wysiłki króla. Również część szlachty nastawiona była pozytywnie. Dodatkowo przypadł nam zdobyczny galeon "Tygrys". Problemy finansowe związane z utrzymaniem floty pojawiły się dopiero po wysłaniu przez króla okrętów do Wismaru (na mocy porozumienia z Habsburgami). Był to ogromny błąd Zygmunta, którego efektem była utrata całej praktycznie floty.
Do Wismaru wysłano następujące okręty:
"Król Dawid" - galeon
"Wodnik" - galeon
"Tygrys" - galeon
"Syrena" - galeon
"Arka Noego" - pinasa
"Panna wodna" - pinka
"Biały Pies" - pinka
"Feniks" - fluita
"Delfin" - krejer
Osobiście nie sądzę, aby utrzymanie floty miało tak bardzo obciążyć skarb państwa. RON z powodzeniem stać było na to, tym bardziej, że oliwska wiktoria zapewniła przychylność Gdańska, bogatego i gotowego partycypować w kosztach. Łączna liczba marynarzy i żołnierzy piechoty morskiej nie przekraczała 1700 ludzi, więc nie tak wiele, po rozbudowie wzrosłoby to dwu, lub trzykrotnie. Przypomnijmy tylko, że Zygmunt praktycznie stracił 14 okrętów w okresie po bitwie Oliwskiej, praktycznie całą flotę. Comiesięczne utrymanie floty wynosiło mniej więcej 9 tys. flotrenów (czerwonych złotych polskich). Zadłużenie króla nie przekraczało przeciętnie 12 tys. florenów.
Oto przykładowe wynagrodzenie miesięczne w polskiej flocie w złotych polskich:
Admirał - 70
Wiceadmirał - 60
Kontradmirał - 55
Nadkapitan - 55
Kapitan - 50
Porucznik - 40
Szyper - 40
Sternik - 20
Podszyper - 20
Profos -30
Cyrulik - 18
Kwatermistrz - 20
Kapelan - 18
Konstabl - 18
Konstablmat - 15
St. Bosman - 16
Bosman - 14
Bosmanmat - 12
Cieśla - 12
Kanonier - 14
Marynarz - 11
Żołnierz piechoty morskiej - 10
Władysław IV wystawił flotę składającą się z 10 okrętów, jednakże były to tylko pinki i fluity, więc flota ta nie mogła odegrać żadnej roli. Zgubna polityka jego ojca doprowadziła do utraty najlepszych polskich jednostek, z tak dużym wysiłkiem zmobilizowanych. Szkoda, bo mogliśmy za Władysława osiągnąć całkiem niezła siłę na morzu składającą się z 20 jednostek.
Źródła:
1. "Gdańscy ludzie morza w XVI-WVIII w.", Maria Bogucka, Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1984.
2. "Zwyczaje i ceremoniał morski", Eugeniusz Koczorowski, Jerzy Koziarski, Ryszard Pluta, Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1972.
3. "Polacy na szlakach morskich świata", Jerzy Pertek, Gdańsk 1957, Zakład Narodowy im. Ossolińskich we Wrocławiu.
4. "Wojny na Bałtyku X-XIX w.", Edmund Kosiarz, Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1978.
5. "Kircholm 1605", Henryk Wissner, Wydawnictwo MON, Warszawa 1987.
6. "Bitwa pod Oliwą", Eugeniusz Koczorowski, Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1976.
7. "Wojna inflancka 1600-1602", Stanisław Herbst, Wydawnictwo inforteditions, Zabrze 2006.
Pozdrawiam.
Łączna liczba nie przekraczała 1700 ludzi
Masz absolutną rację Drogi Aquariusie, nie zapomniałem o tym
Zgodnie z zapisami zawartym w Pactach conventach, król był zobowiązany do wystawienia floty własnym sumptem, więc ten koszt nam odpada. Nawet jeśli partycypuje w nim państwo, to jest to mimo wszystko koszt jednorazowy.
Głównym czynnikiem kosztotwórczym przy utrzymaniu floty było jednak wynagrodzenie, dalej utrzymanie załogi (wyżywienie, itp.), wreszcie materiały wojenne i obsługa samych okrętów. Podana przeze mnie kwota 9 tys. florenów, czyli 36 tys. złotych polskich uwzględnia wszystkie te koszty. Rocznie to jakieś 110-120 tys. florenów, czyli 440-480 tys. złotych polskich. Przypomnę, że na drugą wyprawę króla do Szwecji sejm uchwalił kwotę w wysokości 300 tys. złotych polskich (jedna tylko wyprawa), więc IMHO wydaje mi się, że tak potężny kraj było stać na własną flotę.
Pozdrawiam.
Biorąc pod uwagę to, że w pactach conventach pojawiały się różne zobowiązania, a kandydaci niechętnie podchodzili do ich realizacji, nie uważam, że było to takie proste. Szlachta, owszem, mogła zgodzić się na jednorazowe opodatkowanie na cele wojenne, ale już jakiś stały podatek nie był mile widziany - stąd też dużym kłopotem była kontynuacja niektórych kampanii wojennych, niewykorzystane zwycięstwa itd. Chyba nie do końca wśród polskiej szlachty istniało zrozumienie dla potrzeb utrzymania floty.
w Pactach conventach, król był zobowiązany do wystawienia floty własnym sumptem,
No i tu masz odpowiedź, dlaczego tej floty nie było, którego króla było na to stać, który chętnie pozbywałby się swoich pieniędzy nie mając żadnej pewności, że nie będzie ostatnim królem swego rodu na tronie polskim, to się po prostu nie opłacało.
To z jednej strony, z drugiej jest wspomniany przez Edwarda brak stałego podatku, to też nie było rozwiązanie, które zachęcałoby do takich działań.
Zgadzam się, fundusze to podstawowa przeszkoda w tworzeniu floty. Tu jednak sporo winy ponosi sam król Zygmunt III. To jego polityka zagraniczna doprowadziłe do utraty z takim mozołem zbudowanej, było nie było, zwycięskiej floty. Budowa okrętów jednak była kosztowna, ile więc razy można wydawać pieniądze na to samo? Gdyby nie te zdarzenia, Władysław IV miałby dużo łatwiej, Jan Kazimierz po prostu odziedziczyłby flotę po bracie. Wydaje mi się też, że u podwalin niepowodzenia w polityce morskiej leżała polityka wewnętrzna króla. Szlachta wręcz panicznie obawiająca się absolutum dominium, nie była skora do płacenia podatków. Zaprzepaszczono pokłosie bitwy pod Oliwą właśnie, kiedy to był najlepszy klimat na przeprowadzenie reform. Przychylny był i Gdańsk (a wcześniej jak pamiętamy nie), przyjaznym okiem zaczęła też patrzeć szlachta. Niestety, cała awantura weimarska spowodowała klęskę zamierzeń. Potem było już coraz trudniej, liczne wojny i wyniszczenie kraju nie pozwalały na nakładanie nowych, w świadomości szlachty zbędnych podatków.
Pozdrawiam.