wika
Jeden z najznamienitszych prezydentów w historii USA, który wywarł wpływ nie tylko na historię tego kraju, ale i innych krajów. Postać bardzo kontrowersyjna. Przez jednych uważany za wielkiego męża stanu, który zawsze kierował się realiami politycznymi i uzdrowił gospodarkę USA, doprowadzając do podźwignięcia się z wielkiego kryzysu, przez innych - za dyletanta i naiwniaka, który zaufał Stalinowi i oddał w jego ręce Europę Środkowo-Wschodnią.
Jaka jest Wasza opinia o tej postaci? Które z przypisywanych mu zasług i błędów są rzeczywiste, a które nie? Jaką naprawdę postacią był Roosevelt? Pozytywną? Negatywną?
Zapraszam do dyskusji.
Roosevelta mam za takiego ówczesnego Obamę. Też nie miał pojęcia co to znaczy robić politykę zagraniczną i wydawało mu się, że Stalina zjedna uśmiechem i stylem światowca. Skutki tego to blisko pół wieku zniewolenia połowy Europy.
Jak dla mnie F.D.R. to jeden z najbardziej niewydarzonych prezydentów USA w XX wieku.
Roosevelta mam za takiego ówczesnego Obamę. Też nie miał pojęcia co to znaczy robić politykę zagraniczną i wydawało mu się, że Stalina zjedna uśmiechem i stylem światowca. Skutki tego to blisko pół wieku zniewolenia połowy Europy.
Jak dla mnie F.D.R. to jeden z najbardziej niewydarzonych prezydentów USA w XX wieku. Elahgabal dobrze prawi Może i potrafił wyprowadzić Stany na potęgę gospodarczą, ale moim zdaniem to nie za bardzo wiedział jak świat wygląda poza USA. Są według mnie dwie opcje: albo pozwolił wodzić się Stalinowi za nos albo mu po prostu nie zależało
Może i potrafił wyprowadzić Stany na potęgę gospodarczą
Mam niejakie wątpliwości, czy i to zrobił.
Na tyle, na ile czytuję ekonomistów, to co jakiś czas pojawia się opinia, że to "dzięki" F.D.R. i jego "New Deal" kryzys w USA trwał dłużej i jego skutki były fatalne.
USA na potęgę wypromowała II Wojna i przemysł zbrojeniowy. Czyli potrzeba chwili.
elahgabal - no cóż, oceniając go przez pryzmat kontaktów ze Stalinem możnaby tak powiedzieć. Tylko pokaż mi kogoś kto z ´Kobą´ sobie poradził.
Z punktu widzenia Amerykanów (a to ich interesu a nie Polaków miał doglądać) to nie ma się czego wstydzić. Stał na czele mocarstwa, wygrał wojnę na Pacyfiku, jego administracja potrafiła na bazie wojny uczynić z USA pierwszą gospodarkę świata, dał zielone światło badaniom nuklearnym.
Powiedz co miał zrobić ze Związkiem Radzieckim? Wydać rozkaz, aby wojska nie zatrzymały się na linii Łaby? Nie miał na to szans...
Tylko pokaż mi kogoś kto z ´Kobą´ sobie poradził.
Ale jakie to ma znaczenie ?
Przecież jest rzeczą oczywistą, że z zsrr nie poradziłoby sobie żadne kontynentalne państwo europejskie, że nie poradziłaby sobie spłukana i przetrącona Brytania, ani nawet wszyscy europejscy alianci razem wzięci.
Ale USA mogło sobie poradzić. Roosevelt jednym pociągnięciem pióra mógł wstrzymać dostawy sprzętu i surowców do zsrr, co Stalinowi przysporzyłoby sporego bólu głowy.
Poza tym: nigdy się nie dowiemy co USA mogło, bo Roosevelt nie zrobił literalnie nic , żeby pomóc było nie było sojusznikowi.
I nawet jeśli dla Jankesów Polska była tylko nazwą na mapie, to żaden rozsądny strateg nie oddaje bez choćby próby zmiany sytuacji na tyle istotnego terytorium, jakim była Polska. Dzięki swojemu dyletanctwu Jankes bez gadania oddał Stalinowi terytoria istotne ze strategicznego punktu widzenia. Co to jest jeśli nie głupota ?
Bo zauważ, że w 1945 roku USA już nie było państwem izolacjonistycznym. To było mocarstwo, które dyktowało warunki prawie całemu światu i które mogło na Stalinie sporo wymusić. A biorąc pod uwagę, że było też gotowe wziąć odpowiedzialność za powojenną rzeczywistość polityczną w Europie, to fakt tego zaniechania jest zwyczajnie obciążający. Że nie wspomnę o wbijaniu noża w plecy Churchillowi, który próbował uzyskać cokolwiek.
I nawet jeśli dla Jankesów Polska była tylko nazwą na mapie, to żaden rozsądny strateg nie oddaje bez choćby próby zmiany sytuacji na tyle istotnego terytorium, jakim była Polska. Oddał ją za życie wielu chłopców, którzy musieliby zginąć na każdym froncie zachodnim, gdyby na prośbę Roosevelta Stalin nie słał na front nowych rekrutów (załatwiał swoje interesy, tak, ale jak amerykanie potrzebowali "nacisku" na wschodzie to Rosjanie ruszali).
Chodzi Ci o Polskę? A jaką siłą ona dysponowała i co mogła dać USA? Proporcje elahgabal, proporcje...
USA mogły otrzymać bezpieczny bufor od wschodniego "sojusznika" w Europie. Nie muszę chyba pisać, o ile bezpieczniejszy byłby zachód, gdyby sowieckie dywizje nie stacjonowałyby we wschodnich Niemczech. Wojska prl nie byłyby wtedy brane pod uwagę jako siła uderzeniowa na Danię, itd.
Jak miał kontrolę w Polsce zdobyć? Należy oprócz myślenia życzeniowego spojrzeć na realia. Nie zamierzam nie doceniać pomocy amerykańskiej dla Rosjan, ale od pierwszej zimy nie była to pomoc decydująca. Amerykanie wiedzieli, że każdy willis jadący na front wschodni to kilku ich własnych chłopaków, którzy będą żyć dłużej. Roosevelta nie było stać na takie marnotrawienie zasobów ludzkich jak Stalina.
Uważam, że nie miał możliwości nacisku na Stalina. Stalina było stać na zwolnienie wojny, kilka milionów osób poległoby na froncie zamiast w gułagach. Stalin był silny i wiedział o tym. Mógł pozwolić sobie na stawianie warunków a Churchill po wojnie zachowywał się trochę nieracjonalnie, przecież sam wobec Stalina nic nie znaczył a Amerykanie nie są europocentrystami. Dla nich ważniejsza była stabilna granica niż to na której rzece przebiegała (między strefami wpływów oczywiście). A sojusznika mieli, Niemcy Zachodnie, żyjące przez pewien czas w prawdziwym strachu. Polska oferowała za mało względem tego ile by kosztowała.
Zresztą decyzje o podziale takim a nie innym zapadły w momencie, kiedy amerykanie mieli jeszcze wiele wysp na Pacyfiku do zdobycia, kiedy Filipiny były w rękach Japów, oraz kiedy jeszcze nie wylądowali w Afryce. Kiedy tak naprawdę sami Amerykanie nie wiedzieli ile ta impreza będzie jeszcze trwać, kiedy nie było pewności kiedy zdobędą atom.
Trochę spłyciłeś tym zdaniem, że mógł niby wywierać presję.
Ja nie uważam się za eksperta od II Wojny (to a propos spłycania), ale z tego co pamiętam, to Stalin co rusz naciskał na utworzenie drugiego frontu. Czyli nawet nie licząc się z własnymi stratami ludzkimi jednak wsparcia aliantów potrzebował. Nie zapominajmy, że w 1941 roku Niemcy skasowały mu mnóstwo sprzętu, który jakoś tak "dziwnie" był skoncentrowany przy zachodniej granicy ZSRR. Później z kolei musiał ewakuować przemysł za Ural.
Nie twierdzę, że niepodległa Polska sama w sobie była żywotnym celem USA, ale jako element układanki geopolitycznej miała znaczenie, a Stalin nie był nadczłowiekiem. W 1941 roku był święcie przekonany, że zostanie aresztowany i postawiony pod ścianą.
Moje zdanie jest takie, że gdyby podjęto jakiekolwiek próby, to nasz los mógłby wyglądać inaczej. Odnoszę wrażenie, że przeceniasz w tym momencie pozycję Stalina i nie doceniasz możliwości USA. Nasz dramat polegał na tym, że jedyna osoba która mogła to zrobić, nie raczyła walnąć pięścią w stół.
Natomiast co do Niemiec Zachodnich i Wschodnich.
Zgodzisz się chyba, że takiego "sojusznika" jak Stalin należało trzymać na odległość kija i strach mieszkańców RFN to niewielka rekompensata jak na skutki wpuszczenia go do Europy Środkowej.
Tako i ja nim nie jestem. Czytałem natomiast, że fabryki zbrojeniowe przywiezione na Ural wznowiły produkcję po kilkunastu tygodniach (ludzki koszt tego przedsięwzięcia dziś uchodzi mojej wyobraźni a oni zrobili to 70 prawie lat temu). A zima sprzyjała. Umawiający się w Teheranie Stalin to był już mocarz. Już nikt nie mógł mu zagrozić wewnątrz a Niemcy nie mieli szans w dłuższej perspektywie. Tyle, że Stalin nie chciał walczyć sam (zaangażowanie niemieckie na froncie afrykańskim a potem włoskim było "drobne" przy froncie wschodnim). Głupi nie był.
Tak czy inaczej poczekajmy na inne głosy w tej kwestii, bo przekonać się na nie uda nawzajem.
Moim zdaniem to jeden z najgorszych prezydentów w XX wieku w USA . Daleko mu do według mnie do najwybitniejszego prezydenta Ronalda Regana . Dużo gorszy też od Eisenhowera Trumana i Wilsona . Pokonanie Wielkiego Kryzysu to moim zdaniem raczej zasługa rozwoju zbrojeń w latach 30-tych . Wynik drugiej wojny światowej w Europie to już jego całkowity blamaż Gdyby w czasie wojny prezydentem był np Truman myśle że jej wyniki byłyby znacznie korzystniejsze dla aliantów i nie byłoby Zimnej Wojny
Ciekawe założenie. Wielki Kryzys to pikuś, a II wojna wyglądałaby inaczej ? Roosevelt żył do kwietnia 1945, czy faktycznie Amerykanie się mylili wybierając go aż 4 krotnie na urząd prezydenta? Z punktu widzenia Europejczyka, może to być niezrozumiałe, jednak osiągnięcia administracji tego prezydenta z pewnością były sukcesem. Przypomnę te, że Truman w dużej mierze to też jedno z osiągnięć Roosevelta Przecież od lipca 1944 został nominowany na urząd wiceprezydenta
Wielki Kryzys to pikuś
Kryzys to z pewnością nie był Pikuś, ani nawet Pan Pikuś, ale wychodzi na to, że Roosevelt tylko go przedłużył. Tylko, że wiesz: wszystko zależy od szkoły ekonomicznej. Keynesista napisze, że F.D.R. zrobił to, co powinien. Przedstawiciel szkoły austriackiej go wyśmieje.
Ja wychodzę z założenia, że keynesizm to droga prowadząca na manowce i stąd też moja ocena działań Roosevelt`a względem Kryzysu jest negatywna.