ďťż

wika

Był jakiś tego typu temat na starym forum (coś o ulubionych lektorach) ale tu chyba nie.

Ostatno spotykam się z opiniami co niektórych ludziów, że nie lubią filmów z napisami - no cóż, jak się nie lubi czytać to nie ma się co dziwić (co ciekawe to jest opinia osob ktore jednak ksiązek czytają dużo) - niektórym koniecznośc czytania napisów utrudnia skupienie się na filmie, mnie osobiście wszelkie inne rozwiązania przeszkadzają. Tylko wspólczuć Europie zachodniej (Niemyc, Francja, Hiszpania, Włohy) gzie wszystkie filmy w kinach leca z dubbingiem - rozmawiałm z pewnym Hiszpanem, ktory akurat lubi filmy oglądać w oryginalnych wersjach, musiał się trochę naszukać żeby znaleźć w Barcelonie takie kino w ktorym puszczają oryginalne wersje. Jeżeli u nas w kraju ma to p.ójśc w takim kierunku to chyab przestanę do kina w ogole chodzić. O ile lektora jestem w stanie jeszcze znieść (zwłaszcza jeśli jest dobry) to dubbing toleruję tylkow filmach animowanych.

I apropos lektorów - czy macie jakieś ulubione wersje tłumaczenia jakiegoś filmu z jakimś konkretnym lektorem? Ja mam taki jeden - Terminator 2 z Knapikiem był dla mnie dużo lepszy niż ten lektor z wydania DVD ktory w pewnym momencie mówi tekst Sary Connor w odniesieniu do T-800 : "Ona nas wszystkich pozabija!"


Dubbing jest ze swej istoty rozwiazaniem najgorszym, poniewaz stanowi najwieksza ingerencje w wartstwe dzwiekowa dziela filmowego. Wiadomo, ze trzeba znalezc jakies rozwiazanie, bo opanowac wszystkich jezykow obcych nie sposob, ale ingerencje w tej kwestii nalezy ograniczac do minimum. Tym minimum sa oczywiscie napisy.
tylko napisy, dubbing tylko w animacjach i tylko na poziomie Shreka. Lektor tylko w tv, a i to nie zawsze, bo czytać trzeba umieć a to nie wszyscy potrafią

Dubbing jest ze swej istoty rozwiazaniem najgorszym, poniewaz stanowi najwieksza ingerencje w wartstwe dzwiekowa dziela filmowego.

Dokładnie. Dla mnie film z dubbingiem to film wykastrowany. Wyobraźcie sobie że ktoś zdubbingował LOTRa i Batman Begins (i nie mamy wtedy ani "my preciouss" ani świetnego gadania Batmana do zawieszonego na linie gościa). KATASTROFA. W ogóle jak mozna pozbawiać film jego waznej części jaką jest gra aktorów, ktora składa się nie tylko z tego co robią ale i z tego co mówią?

I ciekawe kto zagłosował na napisy i się nie przyznaje a może to przez pomyłkę?


osobiście preferuje napisy pl ale lektora preferuje tylko w kultowych komediach typu Wakacje w Krzywym Zwierciadle albo Monty Pythonów bo na innych filmach to tylko kaleczy klimat i traci się połowę zabawy
Zdecydowanie Dubbing. Co do argumentów to zgadzam sie z Jakuzzi i Giefergiem. Po oglądnieciu "Zemsty Sithów" w tej wersji językowej powiedziałem sobie - nigdy więcej. Poza tym irytujące jest to, że ruchy ust nie zgadzaja się z tekstem. Jak już napisałem - dubbing odpada, ale tylko przy filmach fabularnych. Przy filmach animowanych jak najbardziej. Pomyśleć tylko ile stracilibyśmy oglądając takiego Shreka w oryginalnej wersji.

Najbardziej lubiana wersja dźwiękowa?
Przewaga lektora nad napisami jest taka, że w wersji czytanej możemy bardziej skupić się na obrazie, niż czytanych dialogach. Kosztem jest to, że zagłuszane są głosy aktorów. W sumie tu trudno podjąć decyzję. Zależy od filmu jedne wolę oglądać z napisami inne zaś z lektorem.

Najbardziej przej... no zła jest sytuacja w Niemczech. Tam prawie wszystko leci w wersji z dubbingiem, choć jedno trzeba przyznać; poziom jest znacznie wyższy niż u nas.
Napisy, napisy, napisy. Lektorów znoszę tylko w telewizji i tylko niektórych. Dubbing nadaje się tylko do animacji i filmów o stylistyce komiksowej, takich jak "Misja Kleopatra" - tłumaczenie rewelacyjn to za największa zaletę tego filmu i wcale się nie dziwię bo sam też tak uważam. Gadanina Murphy'ego nie ma szans rozbawić mnie tak jak Stuhr.


No ja nie wiem co w tym dubbingu jest takiego fantastycznego

No to masz pecha, że padło akurat na Ciebie


To nie widziałeś jak w TV zawsze aktorzy mówią "Prosimy żeby wszystkie stacje puszczały filmu dubbingowane a nie lektorowane !" - coś takiego zawsze mówi Wojciech Malajkat
ja widziałem kiedyś, mówią tak, bo chcą żeby im płacono za podkładanie głosów ja jestem zdecydowanie na NIE, ale w sumie i tak już filmów w TV nie oglądam.
Akurat Shrek jest przykładem, jak dubbing powinno się robić, a wersja z lektorem byłaby do chrzanu, już lepiej napisy. Z resztą dialogi w kreskówkach typu "Shrek" są "budowane" od nowa i opierają się na "żartach językowych" danego kraju i głupio by wyglądało, jakby Osioł mówił jedno po angielsku a lektor/napisy co innego po polsku.,

Axel :arrow: że akurat tobie się dubbing w Shreku nie spodobal, to nie zmienia to faktu że podoba się zdecydowanej większości (Artemis już przytoczyła kilka dobrych wyjaśnień dlaczego). Co więcej sporo osób uważa właśnie to za największa zaletę tego filmu i wcale się nie dziwię bo sam też tak uważam. Gadanina Murphy'ego nie ma szans rozbawić mnie tak jak Stuhr.
Dokładnie. Ja z resztą doszłam do wniosku, że właśnie Osioł/Stuhr uosabia to, co w "Shrekach" najlepsze: połączenie rozrywki dla dorosłych z rozrywką dla dzieci. My śmiejemy się w REWELACYJNYCH tekstów (no właśnie, Axel, co ci się nie podoba w niemalże już kultowych kwestiach polskiego Osła?), a dzieci albo coś załapią, albo rozśmieszy je sam głos Stuhra, który jest bardzo charakterystyczny no i... imho samoczynnie wywołuje banana ma twarzy ;).
To może odbiegnijmy od tematu Shreka bo dyskusja prowadzi nie w tym kierunku co trzeba. Dla mnie się nie podobał dubbing w Shreku ale równie dobrze nie lubię wersji dubbingowanych choć są wyjątki (ale to na prawdę rzadko) i są to seriale animowane oczywiście.

Pamięta ktoś dubbing w serialu "Przyjaciele" na Canal+ ? Chyba większość z was sie zgodzi, że to było koszmarne.
Ale my po prostu chcielibyśmy wiedzieć, CO KONKRETNIE podobało ci się w oryginalnym dubbingu "Shreka", a co NIE PODOBAŁO w polskiej wersji - bo inaczej dyskusja nie ma sensu ;))).
najbardziej lubie oglądać filmy z napisami. ale to ma swój duży minus.. nie można spożywać zupy i wcinać kotleta jak sie ogląda . a dubbing jest zdecydowanie najgorszy!

Ale my po prostu chcielibyśmy wiedzieć, CO KONKRETNIE podobało ci się w oryginalnym dubbingu "Shreka", a co NIE PODOBAŁO w polskiej wersji - bo inaczej dyskusja nie ma sensu )).
KONKRETNIE to mi się podobał cały oryginalny dubbing w Shreku a w polskiej wersji NIE PODOBAŁO mi się ogólnie wszystko bo nasi aktorzy głupio chcieli naśladować ten oryginalny dubbing. Słabo naśladowali głosy i ogólnie dla mnie się nie podobała polska wersja.

Ale ja już mówiłem, zmieńmy temat bo ta dyskusja prowadzi nie w tym kierunku co trzeba !


Całkiem nie głupi pomysł ale mało realny. Ale na Discovery już leciały programy gdzie studio zrobiło eksperyment - kilku lektorów i lektorek podkładało głosy dla poszczególnych osób. Wyszło to trochę dziwnie bo zamiast każdy lektor czytać wciąż dla tej samej postaci to czytał różnie - raz jak mówił jeden człowiek a raz drugi.


w TVP tez kilka filmow przyrodniczych tak zrobil (pan i pani) dla mnie to bylo zenujace i glupie


Tutaj na samym dole: http://en.wikipedia.org/wiki/Lector


nalezy sie cieszyc bo wnosimy wklad w kulture europejska oraz unie euuropejska


Pamięta ktoś dubbing w serialu "Przyjaciele" na Canal+ ? Chyba większość z was sie zgodzi, że to było koszmarne.


glupi serial nie smieszny
Cóż za wyczerpująca wypowiedź! Dawno nie widziałem po kimś takiego zaangażowania i twórczego podejścia.


w polskiej wersji NIE PODOBAŁO mi się ogólnie wszystko bo nasi aktorzy głupio chcieli naśladować ten oryginalny dubbing. Słabo naśladowali głosy i ogólnie dla mnie się nie podobała polska wersja.

Ja nie odniosłam wrażenia, że chcieli naśladować oryginalny dubbing, a tym bardziej głosy :)
Ale jezeli nie chcesz o tym rozmawiac...

Jajcasz, nie pisz kilku postow pod rzad, masz cos takiego jak opcja 'edytuj' ;)
Mi chodziło raczej o to, że nie można udawać "głosów" - jaki się głos ma, taki ma, można nim co najwyżej trochę manipulować, ale nic więcej. I jeszcze Axel napisał, że nasi aktorzy próbowali podrabiać amerykańskich wykonawców i im nie wyszło, co jest bzdurą (i jedno, i drugie).

najbardziej lubie oglądać filmy z napisami. ale to ma swój duży minus.. nie można spożywać zupy i wcinać kotleta jak sie ogląda . a dubbing jest zdecydowanie najgorszy!

Można, nie wiem w czym problem, jedną ręką trzymasz talerz, drugą łyżkę/widelec robiłem to już wiele razy :] a że lubię coś wcinać jak oglądam to trzeba było coś wymyślić.


glupi serial nie smieszny

Może i śmieszny chwilami, ale kupować go na DVD to już jakiś obłęd ( a dubbing był tragiczny)
Dubbing jest b. dziwnie stosowany. W filmach animowanych przewaznie mi sie podoba, glosy tam pasuja i tyle.
Natomiast w filmach fabularnych...no coz... gorzej niz najgorzej. Zwlaszcza w filmach z udzialem Eddiego Murphiego (wezmy za przyklad "Nawiedzony Dwor"). Nie ma w tych podstawionych glosach nic naturalnego i psuje przyjemnosc ogladania. Nie mam pojecia kto dobiera tych ludzi podstawiajacych glos (moze gluchoniemi).
Albo ten film "Psy i koty". Po prostu katorga! Glowny bohater wyraza emocje w taki sposob, jakby siedzial na tronie i wyproznic sie nie mogl (ohydne ale prawdziwe)

Mi chodziło raczej o to, że nie można udawać "głosów" - jaki się głos ma, taki ma, można nim co najwyżej trochę manipulować, ale nic więcej. I jeszcze Axel napisał, że nasi aktorzy próbowali podrabiać amerykańskich wykonawców i im nie wyszło, co jest bzdurą (i jedno, i drugie).

głosy można udawać z powodzeniem, co zresztą potrafi niejeden komik, że o naszym rodzimym Kryszaku nie wspomnę
A nasi aktorzy nie próbowali podrabiać tych amerykańskich, tylko mieli zostać w duchu ich oryginalnych głosów i tonacji, co niewątpliwie im się udało.

Nie mam pojecia kto dobiera tych ludzi podstawiajacych glos (moze gluchoniemi).
Coś w tym jest co mówisz widziałem kiedyś wywiad z reżyserką polskiego dubbingu do Shreka i ona powiedziała, że jak planuje wybrać aktorów to na początku ogląda film z wyłączonym głosem.
Dla mnie najgorszym rozwiązaniem jest dubbing, z pominięciem filmów animowanych (takich zresztą nie oglądam). Jeśli na ekranie widzę osła a słyszę Sczuhra czy kogoś tam - to w porządku. Jednak jeśli widzę np. De Niro a słyszę jakąś Linde - to Uuuuuu...

A tak w ogóle to nie ma jak damski lektor w Batmanie...

Sczuhra czy kogoś tam
Nie ma to jak ignorancja i szacunek.
Lektor to najgorszy wynalazek filmowego świata. Nie słychać spod niego niemal połowy muzyki filmowej... Masakra. taka "Cieńka Czerwona Linia" czy "Osada" z lektorem to kompletna prowanacja ścieżki dźwiękowej filmu

Dubbling też czasem może namieszać... Ostatnio oglądałem film "Zebra z klasą" i z ciekawości w jego trakcie przełączałem sobie wersje językowe... Okazało się że wersja oryginalna od tej z polskim dubblingiem różni się muzyką! A dokładniej chodzi o to że muzyka pod dubblingiem jest niższa o kilka tonacji - co jest wynikiem ingerencji jakiegoś dźwiękowca. Rezultat tego jest taki że cała muzyka, mimo że ta sama, brzmi zupełnie inaczej. W polskiej wersji jest mroczniejsza potężniejsza... Chyba nie muszę tłumaczyć jak to wpływa na odbiór filmu... Jestem ciekaw kto jest odpowiedzialny za taką ingerencję w tę ścieżkę dźwiękową...
Kiepski sprzęt...
W Misja Kleopatra PL nie slychac wogole plaskaczy jakie zadaje Obelix kolesiowi od kamieni, bo oryginalny dziwek zostal po prostu usuniety i wstawiono tam polskie dialogi. Wyglada to koszmarnie.
Naturalnie napisy. Chociaż lubię oglądać filmy z lektorem, ale to też nie wszystkie. Np. "Zakochanego bez pamięci" oglądam zawsze z lektorem. Raz że uwielbiam głos tego gościa (zapomniałem nazwiska), a dwa - sam film ogląda mi się z jakiegoś powodu lepiej. To samo z "Constantinem".

Dubbingu ogólnie nie znoszę, nawet w filmach animowanych (jeden wyjątek - "Lilo i Stich" plus rzeczy typu klasyka Disneya). Dubbingiem do "Shreków" też się nie zachwycam. Jeden osioł się udał i tyle, reszta mi się w ogóle nie podoba. Kot W Butach w wykonaniu Malajkata to porażka, podobnie niektóre dialogi w polskiej wersji. "Kocham drożdże!" (oryg. "It's alive!") to chyba największy bubel w historii dubbingu.
Za to dubbing do "Wallace'a i Gromita: Klątwy Królika" to istny koszmar.

Dubbing w filmach aktorskich to osobny horror. Wspomniane już "Gwiezdne Wojny" to najlepszy przykład, a sytuacje kiedy dorośli ludzie brzmią jak dzieci są standardem.

PS. Widział ktoś "The Ring" Verbinskiego z dubbingiem? Jest na dvd. Naomi Watts mówi głosem gimnazjalistki chyba...
Dla mnie najgorszym rozwiązaniem jest dubbing,nieznoszę,niecierpię,nienawidzę,ten kto wymyślił dubbing powinien zostać obdarty ze skóry przez piramidka,w chwili obecnej uznaję tylko i wyłącznie napisy i to najlepiej angielskie nie polskie,a lektor,no cóż,czasem się fajnie z lektorem oglada ale to są nieliczne wyjątki np. lektor w Ghostbusters w starym wydaniu vhs.
AMEN! Głos aktora jest zbyt istotnym elementem filmu.
Kurde przez przypadek zaglosowalem na napisy bo nie przeczytalem pytania do ankiety. Myslalem ze jest -co jest najlepszym rozwiazaniem Ja jestem zwolennikiem napisow. Dla mnie oryginalna sciezka dzwiekowa to jest swietosc ktorej nie mozna besztac zadnymi lektorami i dubbingami. Gra aktorow jest bardzo wazna w odbiorze filmu, jak i wszelakie dzwiekki ktore np zaglusza lektor. Napisy rulez
Ktoś wcześniej pisał o łączeniu lektora z dubbingiem - święta racja.
Dlatego właśnie szlag nagły mnie trafia, jak oglądam South Park na Comedy Central.
Dla sprostowania - jeden lektor, modulujący głos osobno dla każdej postaci.
Hmmm, ja jak na MTV to oglądam to tak bardzo mi to nie przeszkadza - chłop się stara.
Napisy to idealne rozwiązanie. Jak ktoś chce - to czyta, jak nie chce - to nie czyta. :)))) Pełna wolność wyboru. :)
Oj, kurcze, nie doczytałem i zaznaczyłem NAPISY. Bo przeczytałem, które jest NAJLEPSZYM rozwiązaniem. Ale jakby co wiedzcie, że nie znoszę lektora, ani nawet najmniejszego ingerowania w dźwięk filmu.
Spirit---> Ja na ten przykład nie wyobrażam sobie braku dubbingu (takiego dubbingu) w "Shreku" czy w "Asterix i Obelix: Misja Kleopatra"... A co do tematu to najbardziej lubię z napisami i takie też najczęściej oglądam, choć np. jakieś stare komedie lub "Clerks 2" z lektorem wcale mi nie przeszkadzają;)
Napisów używam, tylko gdy film jest w innym języku niż angielski. Mam to szczęście, że rozumiem ten język na tyle dobrze by móc cieszyć się filmem bez napisów. Ostatnio to nawet zaczynają mnie męczyć te białe paski u dołu . Zwłaszcza w kinie. Siła przyzwyczajenia jest straszna.
Pytanko - czy polska wersja "Sprzedawców" Smitha to jakaś wersja ugrzeczniona, czy też przetłumaczono wszystkie teksty zostały należycie?
Co do jakości samego tłumaczenia można mieć oczywiście zastrzeżenia, ale nie, nie ma cenzury:)

[pod warunkiem że na DVD jest ta sama wersja z lektorem która leci na kanale FilmBox należącym do SPI]
Tłumaczenie jest świetne o tyle, że nie robił tego nikt związany z tłumaczeniami, a krytyk Michał Chaciński i gość po prostu wie kto to Kevin Smith, jakie skrypty pisze i jak to przetłumaczyć :]
Tak sobie przypomniałem i chciałem to napisać: na Ale kino! chodził sobie taki film "Garść dynamitu" w reżyseri pana który jak wiadomo nazywa się Sergio Leone, otóż zgadnijcie jak nazywał się lektor, który czytał ten film? Leon Serżyński, nie pamiętam, żebym słyszał jego nazwisko przy jakimkolwiek innym filmie, google też milczy na temat tego faceta, ale ja słyszałem wyraźnie i nawet przewijałem nagranie żeby sprawdzić, czy źle usłyszałem, ale dobrze usłyszałem. Czekam aż Marcin Skorsez będzie lektorem Chłopców z ferajny

Pytanko - czy polska wersja "Sprzedawców" Smitha to jakaś wersja ugrzeczniona, czy też przetłumaczono wszystkie teksty zostały należycie?

A propos polskiej wersji "Sprzedawców".Z czystej ciekawości obejrzalem wersje z lektorem na TVP1 drugą cześć "Sprzedawców".Dali oznaczenie wiekowe +16,a i tak jednak tlumaczenie bylo be.Wszystkie zwroty wulgarne byly "ugrzecznione".Np. zwrot "Eat Pussy" zostalo przetlumaczone jako "Mineta rzadzi" .To mnie na jakis czas zniechecilo do lektora.Dla mnie najgorszym rozwiazaniem jest dubbing.W bajkach jeszcze dubbing moge zrozumiec,jak np. w Shreku.Ale jak slysze dubbing w filmach fabularnych to...po prostu odchciewa mi sie ogladac ten film.Chociaz wyjatkowo dwa filmy chetnie ogladam z dubbingiem:"Asterix i Obelix:Misja Kleopatra" z rewelacyjnym tlumaczeniem Wierzbiety i "But Manitou" rowniez z rewelacyjnym tlumaczeniem Wierzbiety.Najlepszym rozwiazaniem sa napisy,bo nie uciszaja sciezki dzwiekowej jak lektor i dubbing i niekiedy mozna na napisach nauczyc sie jezyka.Film z lektorem moge obejrzec,ale jesli ma dobry glos i tlumaczenie jest dobre.Dlatego zawsze z lektorem ogladam "Pulp Fiction" z genialnym tlumaczeniem Elzbiety Galazki Salomon i czytanka Macieja Gudowskiego;"Miasteczko South Park" rowniez z tlumaczeniem wyzej wymienionej pani,z glosem Andzeja Matula,po ktorym nie spodziewalem sieze moze tak dosadnie przeklanac.Zawsze z lektorem ogladam tez Monty Pythona,z arcygenialnym przekladem ś.p. Tomasza Beksinskiego i szeptanka Janusza Szydlowskiego.Ogolnie witam wszytkich forumowiczow,gdyz jest to moj pierwszy post.

Wszystkie zwroty wulgarne byly "ugrzecznione".Np. zwrot "Eat Pussy" zostalo przetlumaczone jako "Mineta rzadzi"
I bardzo trafnie.
Sory,ale nie zrozumialem.Co bardzo trafnie?
Przetłumaczone.

Przetłumaczone.

Jak to?
http://www.urbandictionar...?term=eat+pussy
Ale co ma powyzsze dowiesc?
Przepraszam bardzo, ale "Lizać cipę" (tłumaczenie Clerks 2) a "Mineta rządzi" to dwa różne pojęcia.

Jakkolwiek "Mineta rządzi" jest bardzo zabawnym hasłem, nie jestem fanem tego typu swobody w przypadku tłumaczeń.
Proste. "Eat pussy" po angielsku działa. Mieści się w języku napisów na murach w kontekscie anglojęzycznym. Innymi słowy: można uwierzyć, że ktoś napisałby coś takiego na ścianie. W języku polskich napisów dosłowne tłumaczenie nie działa. Owszem, na murach pisują "jebać Legię", ale "lizać cipę" nikt by nie napisał. Po prostu. Nie jest naturalne, więc nie jest śmieszne. "Mineta rządzi", jak sam, Mierzwiak, napisałeś, jest zabawnym hasłem. Dlaczego? Bo wpisuje się w tenże język polskich napisów i typową konstrukcję "x rządzi". A zatem: naturalne? Tak. Zabawne? Tak. Dobre tłumaczenie? Tak.

Cholercia, wujek Negrin chyba zrobi z tych edukacyjnych postów codzienną rubrykę z indywidualnym logo.
Ciekawy wywod, Negrin, jest jednak jeden szkopul - Eat Pussy, jakkolwiek funkcjonalnie probowacby ten zwrot przetlumaczyc, nie oznacza Mineta Rzadzi. A to wlasnie powinno miec podstawowe znaczenie przy tlumaczeniu, nie zas to, czy owo haslo Polak napisalby sprayem na murze. Idac bowiem twoim tokiem rozumowania, tlumacz mogl rownie dobrze przetlumaczyc Eat Pussy jako Cipa Pany. :)

Ciekawy wywod, Negrin, jest jednak jeden szkopul - Eat Pussy, jakkolwiek funkcjonalnie probowacby ten zwrot przetlumaczyc, nie oznacza Mineta Rzadzi. A to wlasnie powinno miec podstawowe znaczenie przy tlumaczeniu, nie zas to, czy owo haslo Polak napisalby sprayem na murze.
Bynajmniej. W tłumaczeniu (i oczywiście mam tu na myśli tłumaczenie literackie czy filmowe, a nie użytkowe) nie zawsze chodzi o przekazanie informacji w stosunku 1:1. Generalnie celem tłumaczenia jest to, żeby odbiorca docelowy (tu: polski) czuł się tak jak odbiorca oryginału. A więc mniej idzie o tłumaczenie znaczeń, a bardziej -- o tłumaczenie sensów. Celem tłumacza jest wtedy "przełożenie emocji" (a humor to też emocja). Przypominam, że rozmawiamy o komedii, czyli takim tworze, który ma za zadanie bawić, a nie o filmie dokumentalnym o wandalach, którzy coś napisali na murze, więc trzeba dokładnie poinformować (znowu kontrast między informacją i odczuciem) widza, co to było. Odsyłam na przykład do słynnych polskich tłumaczeń "Latającego Cyrku Monty Pythona" autorstwa Beksińskiego -- bywało, że na dużo sobie tam pozwalał i bardzo słusznie. Bo wierność oryginałowi niekoniecznie musi oznaczać wierność słowom oryginału, a przede wszystkim: wierność intencjom autora. Jeśli autor chciał rozśmieszyć swojego widza albo czytelnika, nadrzędnym celem tłumacza jest wywołać podobną reakcję u swojego odbiorcy.

Do tego naturalnie dochodzi kwestia medium: mówimy o tłumaczeniu dla telewizji, a "Sprzedawcy 2" operują językiem, który, nie oszukujmy się, nie przejdzie na publicznym kanale, nawet o późnej godzinie (tak, wiem, telewizja puszcza "Psy" i nic się nie dzieje; ale wszyscy chyba dobrze wiemy, jakie panują "dyrektywy", jeśli chodzi o przekład obcojęzycznych filmów). A zatem tłumacz wybrnął z podwójnego problemu (nieswojość dosłownego hasła + wulgarność, której nie zaakceptuje zleceniodawca) bardzo umiejętnie.

Oczywiście tłumacze filmowi mają pod tym względem gorzej niż tłumacze literaccy, ponieważ w przypadku filmu widz zwykle jednocześnie widzi lub słyszy wersję oryginalną, a zatem ma porównanie i pole do (nieraz nieuzasadnionej, choć nader często i owszem) krytyki. Dlatego ja sobie chwalę, że "robię w książkach". Jeśli ja z potencjalnego "Eat pussy" zrobię "Mineta rządzi" (a zdarza się), czytelnik po prostu uśmiechnie się na -- jak to określił Mierzwiak -- bardzo zabawne hasło. Nie będzie wiedział, jak brzmiało ono w oryginale, ale wykonany będzie zamysł autora oryginału: rozbawienie odbiorcy kuriozalnym tekstem na temat seksu oralnego. Taki tez był zamysł Kevina Smitha w "Sprzedawcach 2".
Widmo minety.

(Przepraszam, tego się nie dało uniknąć).
Ta wasza dyskusja o minecie jest godna tarantinowskim tekstom. :-) Poważnie, i piszę to bez cienia ironi.
A widmo (zbliżającej się?) minety Negrina rządzi! ;-)

Bynajmniej. W tłumaczeniu (i oczywiście mam tu na myśli tłumaczenie literackie czy filmowe, a nie użytkowe) nie zawsze chodzi o przekazanie informacji w stosunku 1:1.

Zgadzam sie, niemniej taki sposob tlumaczenia, takie podejscie, powinno byc dla tlumacza fundamentem. Innymi slowy tlumacz najpierw powinien dokonywac tlumaczenia literalnego, pozniej intencjonalnego, a dopiero na koncu, i tylko ewentualnie, dostosowywac to tlumaczenie do odbiorcy z innego panstwa czy kregu kulturowego.


Generalnie celem tłumaczenia jest to, żeby odbiorca docelowy (tu: polski) czuł się tak jak odbiorca oryginału.

Widzisz, i przez takie podejscie mamy pozniej Giertycha i mohery w Simpsonach, co jest oczywistym nonsensem. Ja tak daleko idacym modyfikacjom w tlumaczonym tekscie mowie stanowcze nie.


Przypominam, że rozmawiamy o komedii, czyli takim tworze, który ma za zadanie bawić, a nie o filmie dokumentalnym o wandalach, którzy coś napisali na murze, więc trzeba dokładnie poinformować (znowu kontrast między informacją i odczuciem) widza, co to było.

Wydaje mi sie, ze gdybym zobaczyl napis na murze o tresci Liz Cipe (wersja doslowna), rozbawiloby mnie to niemniej niz Mineta Rzadzi. ;)

Wydaje mi sie, ze gdybym zobaczyl napis na murze o tresci Liz Cipe (wersja doslowna), rozbawiloby mnie to niemniej niz Mineta Rzadzi. Otóż to:)


Generalnie celem tłumaczenia jest to, żeby odbiorca docelowy (tu: polski) czuł się tak jak odbiorca oryginału.
Widzisz, i przez takie podejscie mamy pozniej Giertycha i mohery w Simpsonach, co jest oczywistym nonsensem.
Bynajmniej. (Ciekawe, ile kolejnych postów zacznę w ten sam sposób :P). W poprzedniej wypowiedzi miałem zamiar wspomnieć o pułapkach takiego tłumaczenia, kiedy je pociągnąć za daleko, ale pomyślałem, że nie muszę, bo to jasne. Ale skoro jednak temat się pojawił: oczywiście, masz rację. Celne tłumaczenie to delikatna sprawa. Najlepsze jest wtedy, gdy odbiorca w ogóle się nie orientuje, że tłumacz cokolwiek kreował. (Oczywiście mówię głównie o dubbingu w filmie czy tłumaczeniu tekstu pisanego, kiedy -- o czym pisałem poprzednio -- "spod spodu" nie wyłazi tekst oryginalny, z którym odbiorca samodzielnie weryfikuje sobie tłumaczenie). No a kiedy w realiach amerykańskich pojawiają się odniesienia do polskiej polityki (czy polskiego czegokolwiek innego), wówczas gołym okiem wiadomo, że to nie twórcy pomysł, ale tłumacza. I to jest złe. Co wolno w bajkowym "Shreku", tego nie waż się, tłumoku, robić w "Simpsonach". A jak się odważysz, to słusznie dostaniesz od widza po zadzie.

Natomiast powyższe nie oznacza bynajmniej, że opisane przeze mnie -- jak to nazwałeś -- "podejście" jest niewłaściwe. Przeciwnie: jak już pisałem, to podstawa dobrego przekładu. Nie jestem w stanie w tej chwili przywołać w pamięci każdego fragmentu "Latającego Cyrku" w wersji Beksińskiego, o którym wspomniałem poprzednio, ale nie sądzę, żeby szpikował tekst brytyjskiego programu z przełomu lat 60. i 70. nawiązaniami do polskiej współczesności. (Jeśli mu się zdarzyło, to proszę mi o tym przypomnieć :) ). Natomiast jestem przekonany, że zdarzało mu się zastępować elementy świetnie znane angielskiemu odbiorcy, a obce polskiemu, takimi, które Polak rozpozna natychmiast, ale jednocześnie nie będą odstawały od obszaru kulturowego oryginału. Widać, o co chodzi?

Na przykład (i tu kawałek z mojego ogródka) w tłumaczonej niedawno przeze mnie książce nastoletni bohater, Irlandczyk, chwalił się swoją wiedzą o małpach. Zaraz potem w myślach dodaje, dla wyjaśnienia źródła swojej wiedzy: "Thank you, Jane Goodall". Podobno to strasznie znana postać. Ja o niej wcześniej nie słyszałem, prawie żaden polski czytelnik na pewno też. W związku z tym u mnie chłopak myśli: "Niech żyje Animal Planet". Swojskie dla polskiego czytelnika? Bardzo. Wierne anglosaskiej (czy konkretniej: irlandzkiej) rzeczywistości? Również. Dla porównania odpowiednikiem tego simpsonowego Giertycha byłoby tu coś w stylu: "Niech żyją państwo Gućwińscy". Widać różnicę, prawda? :)


A skądinąd ciekawi mnie, jak przy tej minecie tłumacz wybrnął z wypowiadanego przez Jaya a propos tego napisu: "Oh, I totally do".

Wtedy byla kwestia w stylu:"My tak robimy"

Na przykład (i tu kawałek z mojego ogródka) w tłumaczonej niedawno przeze mnie książce nastoletni bohater, Irlandczyk, chwalił się swoją wiedzą o małpach. Zaraz potem w myślach dodaje, dla wyjaśnienia źródła swojej wiedzy: "Thank you, Jane Goodall". Podobno to strasznie znana postać. Ja o niej wcześniej nie słyszałem, prawie żaden polski czytelnik na pewno też. W związku z tym u mnie chłopak myśli: "Niech żyje Animal Planet". Swojskie dla polskiego czytelnika? Bardzo. Wierne anglosaskiej (czy konkretniej: irlandzkiej) rzeczywistości? Również. Dla porównania odpowiednikiem tego simpsonowego Giertycha byłoby tu coś w stylu: "Niech żyją państwo Gućwińscy". Widać różnicę, prawda?

jak dla mnie dałeś ciała z Jane (bo to jest znana postać, a że Polska kraj zaściankowy, to już nie moja wina) - swoją drogą kiedy i gdzie toczy się akcja powieści?
Oczywiście, jako że topik dotyczy tłumaczeń ekranowych, to może i to by przeszło, ale w książce spokojnie winneś dać * i wyjaśnienie na dole strony
Pytanie natomiast pojawia się inne: jak dalece można "wypaczyć" takie tłumaczenie, żeby czytelnik poczuł się swojsko?

jak dla mnie dałeś ciała z Jane (bo to jest znana postać, a że Polska kraj zaściankowy, to już nie moja wina)
Ależ to nie ma być Twoja wina. Ja akurat nie słyszałem, ale ja akurat się nie liczę; jestem święcie przekonany, że nastoletni czytelnik (od on jest głównym odbiorcą tej powieści) również nie słyszał. I ten czytelnik właśnie się liczy. Polski, choćby i zaściankowy. A sama Jane Goodall w przytoczonej sytuacji miała małe znaczenie. Główny komunikat brzmiał: "Wiem to, bo dużo czytam/oglądam".


Natomiast jestem przekonany, że zdarzało mu się zastępować elementy świetnie znane angielskiemu odbiorcy, a obce polskiemu, takimi, które Polak rozpozna natychmiast, ale jednocześnie nie będą odstawały od obszaru kulturowego oryginału. Widać, o co chodzi?

Mgliscie. :) Poza tym fakt, ze tak czy inaczej tlumaczyl Beksinski, nie musi z automatu oznaczac, ze to jest prawidlowe. ;)


Zaraz potem w myślach dodaje, dla wyjaśnienia źródła swojej wiedzy: "Thank you, Jane Goodall". Podobno to strasznie znana postać. Ja o niej wcześniej nie słyszałem, prawie żaden polski czytelnik na pewno też. W związku z tym u mnie chłopak myśli: "Niech żyje Animal Planet". Swojskie dla polskiego czytelnika? Bardzo. Wierne anglosaskiej (czy konkretniej: irlandzkiej) rzeczywistości? Również.

Rozumiem, dlaczego przetlumaczyles to tak, a nie inaczej. Od razu powiem, ze gdybym to ja tlumaczyl, napisalbym: Dzieki Ci, Jane Goodall. Ty przy tlumaczeniu kierowales sie tym, ze nie slyszales nigdy jej nazwiska. I ze prawie zaden polski czytelnik tez. Dlatego trzeba bylo malo znana Jane Goodall zamienic na bardzo popularne Animal Planet. Skad jednak ta pewnosc, ze prawie zaden polski czytelnik o niej nie slyszal? Na dowod, ze to nieprawda, wystarczy spojrzec wyzej - Mefisto jakims cudem ta pania zna. No i dlaczego w ogole funkcjonuje ta koncpecja, aby zamieniac malo popularne nazwy rzeczowe na bardzo popularne? Bo potencjalny Polak nie zrozumi? Wlasciwszym podejsciem byloby chyba zostawienie tak, jak w oryginale, a jesli czytelnik bedzie chcial dowiedziec sie, kto lub co zacz, to sprawdzi to we wlasnym zakresie, przy okazji poszerzy odrobine swoja wiedze.
Marginesem, wyobraz sobie, ze ogladasz Pulp Fiction i podczas rozmowy o hamburgerach Big Kahuna przetlumaczony jest na MacDonald. Razi? ;) A przeciez prawie zaden polski widz nie slyszal o takim fast-foodzie, jak Big Kahuna.


Ok, możliwe. Ale co innego ma znaczenie: o ile oryginał zawsze jest jeden, dobrych tłumaczeń może być wiele.

A najlepsze z tych wielu jest te, ktore jest najwierniejsze oryginalowi.


zacytowane tłumaczenie ze "Sprzedawców 2" nie jest ZŁE. I ja tylko tyle chciałem dowieść.

Zle nie jest o tyle, ze moglo byc duzo gorsze. Ty jednak napisales co innego, a mianowicie to, ze jest bardzo trafne. ;)

dlaczego w ogole funkcjonuje ta koncpecja, aby zamieniac malo popularne nazwy rzeczowe na bardzo popularne? Bo potencjalny Polak nie zrozumi?

No właśnie, nawet jeżeli szary Polak nie ma pojęcia o tym kim jest Jane Goodall, to jeżeli będzie miał ochotę sprawdzi to w encyklopedii. Dzięki temu poszerzy swoją wiedzę. Uważam, że czytanie książek ma w jakiś sposób edukować, zwłaszcza jeżeli kierowane są one do młodzieży. Dlatego zastąpienie jej nazwiska nazwą kanału przyrodniczego o którym wie każdy Polak, który ma telewizję kablową w mieszkaniu było błędem.

jestem święcie przekonany, że nastoletni czytelnik (od on jest głównym odbiorcą tej powieści) również nie słyszał. I ten czytelnik właśnie się liczy.

jeśli już przy tym jesteśmy, to jestem święcie przekonany, że nastoletni czytelnik poza "Zmierzch" może nie wyjść


Kiedy: nie jest to do końca jasne, ale albo współcześnie, albo w tzw. "niedalekiej przyszłości". Dzieje się po trochu na całym świecie (tym oraz "tamtym", magicznym).

chodziło mi o to, czy może nie dzieje się wcześniej, jak Animal Planet


Mgliscie. :) Poza tym fakt, ze tak czy inaczej tlumaczyl Beksinski, nie musi z automatu oznaczac, ze to jest prawidlowe. ;)
Z automatu nie :) Ale jest to tłumaczenie dość brawurowe i niezły przykład tego, jak można starać się zmierzyć z nieprzetłumaczalnym.

Panowie, tak sie czepiacie tej zmiany baby od goryli na animal planet, a dla mnie jest bardzo celne.

Jeśli to jest książka dla młodzieży, to jestem pewien, że mało kto o niej słyszał. I jeśli wierzycie, że zwykły czytelnik będzie sprawdzał jedno nazwisko w wikipedii bo go nie rozumie, to jesteście śmieszni:)

A to jak popularna jest w Polsce - z 22 książek które napisała, ukazały się u nas ...2

Nie wiem czy czytacie w oryginale książki, moge was jednak zapewnić, że nawet sobie nie wyobrazacie jak mocno potrafia byc one zmienione. Boy-Zelenski i Baranski, jedni z najbardziej znanych tlumaczy bardzo swobodnie tlumaczyli ksiazki.

Spróbójcie przeczytać Prousta w oryginale, a potem tlumaczenie zelenskiego. To są 2 zupełnie inne książki. I jakos nikomu to nie przeszkadza. Jesli sie dobrze czyta, to jaka roznica jest w tym ze kilka slow jest zmienionych?

przykładowo: gdyby się okazało, że wśród polskich nastolatków Jane Goodall jest świetnie znana, wyszłoby na to, że się myliłem

Dlatego w razie watpliwosci zawsze lepiej jest przetlumaczyc tak, jak jest w oryginale. Nie trzeba snuc domyslow i obawiac sie pomylki.


Ta druga: nie tylko żaden polski widz nie słyszał o takim fast-foodzie, ale również amerykański, bo to firma wymyślona przez Tarantino.

Tym bardziej nie nalezaloby Kahuny makdonaldyzowac, skoro to autorski pomysl. ;)


Niemniej gdyby mi zakazali używania Bardzo Brzydkich Słów, miałbym zgryz. Propozycję tego tłumacza przyjąłbym wówczas z chęcią, choć sam bym na to pewnie nie wpadł.

W obliczu takiego zakazu propozycja faktycznie nie jest zla, choc ja wciaz staralbym sie tlumaczyc blizej oryginalu, np. jako Rob Minete! Raz, ze wulgarow brak, dwa, ze oryginalowi funkcjonalnie odpowiada, trzy, ze nie trzeba modyfikowac reakcji Jaya zeby miala sens.

Dlatego w razie watpliwosci zawsze lepiej jest przetlumaczyc tak, jak jest w oryginale. Nie trzeba snuc domyslow i obawiac sie pomylki.
Ja po prostu opowiadam, jak to wygląda w praktyce. Dałem jeden, luźny przykład, o którym akurat pamiętałem. Ale tak wygląda codzinność tłumacza. Takie decyzje, mniejsze czy większe, podejmuje się na każdej stronie tekstu. A z czasem i doświadczeniem tłumacz nabiera wystarczającej swobody i pewności siebie, żeby je podejmować bez "strachu przed pomyłką". Nabiera również dystansu do tekstu i dosłownego przekładu.


A jako przykład takiego tutaj się pojawiło, i to -- żeby było śmieszniej -- przywołane przez użytkownika, z którym potem tak fajnie się bawiliście.

Tymczasowego uzytkownika. I naprawde, Negrin, dajze juz spokoj z ta rzekoma zabawa. Troche szacunku dla Regulaminu.
Co to jest mineta? (bo to chyba nie wagina? bleee) Z czym to sie je? Pytam, bo smaka mi narobiliscie
Bucho ty tak na serio?
Bucho pochodzi z ortodoksyjnej katolickiej rodziny, wiec moze nie wiedziec, co to jest mineta.

Bucho: http://segritta.blox.pl/2...bic-minete.html
jakuz! tekst go niczego nie nauczy! film mu daj!
w necie wręcz roi się od materiałów szkoleniowych w formie audiowizualnej.
Wielkie dzieki chlopaki za wsparcie (Jakuzzi - thanks man! )

Czytam i nie wierze, ze tak mozna. Na studiach juz nikt mnie nie wezmie za frajera!

PS
Teraz moim marzeniem jest zostac legendarnym Mistrzem Tajskiej Minety - Fuck Yeah!!!

ughh....ughhh...uhghhhm....tfffuuu - klaczek
http://www.empik.com/rocky-film,2771973,p

Spójrzcie na wersje językowe ;p
To Rocky miał kiedyś dubbing? Czy zwyczajnie nazwali tak lektora?
Jeśli lektor jest nieobowiązkowy i dobrze zrobiony to nic do tego rodzaju tłumaczenia nie mam, ale jeśli czyta źle przetłumaczoną rzecz to mam ochotę rzucić czymś w telewizor. Ogladam Casino Royale, James gra w pokera, mówi "check", lektor tłumaczy, że "pasuję", po czym 007 wcale nie rzuca kart, tylko gra dalej i wygrywa. WTF?
Tylko że to nie lektor tłumaczy. On dostaje przetłumaczony tekst i choćby były nie wiem, jak się nie zgadzał z tłumaczeniem, to i tak to musi przeczytać.
Lektor moze być w srednich komediach i serialach. Dubbing tylko w kreskówkach.
Ja dubbingu nie uznaję nawet w bajkach. Wyjątkiem jest pierwszy Shrek. Wszystko inne tylko i wyłącznie z napisami.
Don Vito - wiem, ale kurde jeśli ktoś przeczyta taką głupotę to efekt jest dużo silniejszy niż przeczytanie złego tłumaczenia.

Co do Casino Royale, to do końca filmu tłumacz twierdził, że check to znaczy pasuję. Rozwaliła mnie jeszcze wymiana zdań z końcówki filmu, po angielsku mniej więcej:
-I'll kill her
-Allow me
po polsku:
-Zabiję ją
-Zobaczymy(!!!)
Nie mówiąc już o zarżnięciu większości słownych żartów Bonda. Tłumaczenia tak złego to ja nawet na pirackich, a matorskich napisach nigdy nie spotkałem.

Tłumaczenia tak złego to ja nawet na pirackich, a matorskich napisach nigdy nie spotkałem.
Bo one często i gęsto są dużo lepsze niż te profesjonalne.
Zdcydowanie dubbing. Często się zdaża, ze podczas dubbingowania zminiają też muzykę. Podam przykład, przepraszam ,ale nie gniewajcie się. W sobotę był Godzilla: Ostatnia Wojna z dubbingiem angielskim. No i zminiono każdy szmer. Każdy jęk ! Śmiech dowódcy Xillian zminiono na jakieś wycie ! Amerykańce w scenakch w których ktoś krzyknął dali darcie, jakby ze ze skóry obdzierali! ŻAL ! A lektor ? Cóż lepszy, ale nikiedy mówi zbyt póżno, a niekiedy bełkocze. Najlepsze są napisy, takie dobrze synchronizowane !
Mi się lepiej ogląda filmy z lektorem. Bardziej można się skupić na grze aktorskiej, a tym samym lepiej wczuć się w klimat filmu.
Jak można się skupić na grze aktorów, kiedy lektor ich zagłusza?
Właśnie miałem zapytać o dokładnie to samo. Jak ty to robisz, Bakchos?
Mimiki twarzy im nie zagłusza. A napisy odciągają uwagę od twarzy aktorów.
gówno prawda
Cholera, zawsze musicie kogoś besztać jak ma odmienną opinię jak cała reszta kinomaniaków ? Niech sobie ogląda z lektorem jak lubi.
A nich sobie ogląda nawet z dubbingiem (niemieckim) mi to wsio ryba. Ale pisanie, że dzięki lektorowi można się skupiać na grze aktorskiej jest troche śmieszne
Oczywiście nieodłącznym elementem gry aktorskiej jest głos i jego modulacja ale to nie jest jedyny czynnik, który o niej stanowi. Jest jeszcze przecież mimika, gest i wiele innych jej elementów. Więc pisanie, że można się skupić bardziej na grze aktorskiej ma sens. Może jak są napisy to ktoś nie nadąża i zamiast oglądać film czas schodzi mu na czytaniu napisów i skupianiu się na fabule zamiast na filmie jako syntezie takich czynników jak gra aktorska, fabuła, oświetlenie, montaż i cała reszta.

To tak samo jak z audiobookami, e-bookami i zwykłymi bookami. Niektórzy wolą słuchać, niektórzy są wzrokowcami i wolą czytać. Każdy ma rację bo nie każdy jest wzrokowcem/słuchowcem.
Jeżeli już decyduję się na lektora to tylko tej klasy - http://www.youtube.com/watch?v=0PXXjVOvVsk
Jako, że jestem na bieżąco z serialem "Trailer Park Boys" w związku z tematem, muszę zauważyć, że niektórzy lektorzy tak uzależniają, że później trudno jest się od nich odzwyczaić i zwyczajnie zmienia sie percepcja filmu. Niemal cały serial oglądałem z lektorem z Comedy Central. Potem przyszło mi obejrzeć film pełnometrażowy z innym lektorem i nie mogłem się po prostu... wkręcić. Wszystko było nie tak. Facet ma fajny akcent i próbuje interpretować dialogi w taki sposób, że wpasowuje się świetnie w klimat serialu.

Poniżej próbka:

Nie powiem - zdarza mi się oglądać filmy z lektorem, ale głównie te które widziałem już mnóstwo razy. Dziwna sprawa, że bardzo często zdarza mi się oglądać w tv filmy, które mam na dvd . Ostatnio z lektorem oglądałem całą trylogię "Władcy Pierścieni" i nie powiem, jakiś to specyficzny klimat posiada.
Świętokradczy?
Tylko troszeczkę. Po prostu zajebiście lubię tego lektora, który czyta WP w wydaniu dvd. Delektuję się tym, jak wymawia te fajne wymyślone przez Tolkiena nazwy

A nich sobie ogląda nawet z dubbingiem (niemieckim) mi to wsio ryba. Ale pisanie, że dzięki lektorowi można się skupiać na grze aktorskiej jest troche śmieszne

E tam zaraz śmieszne, każdy ma swoje dziwactwa, nie rozumiem tylko tego świętego oburzenia.
Oczywiście, że modulacja głosu jest nieodłącznym elementem gry aktorskiej, ale nie jedynym i chyba nie najważniejszym. Oczywistym też jest, że lektor zagłusza aktora. Ale tu są dwie sprawy. Po pierwsze to coś tam jednak i tak słyszymy, a po drugie jeżeli oglądamy film, w języku który nie rozumiemy to i tak nie wychwycimy niuansów aktorskich. No nie powiesz mi, że jeżeli oglądasz film skandynawski (no chyba, że znasz ten język) skupiasz się na głosie.
Poza tym nie powiesz mi także, że napisy nie odciągają uwagi od twarzy aktora. Po prostu lubię chłonąć klimat danej sceny i o ile mam możliwość to wole oglądać film z lektorem. Lubie, się skupiać na twarzy aktorów, na sposobie poruszania, na tym jak skonstruowana jest scena i lepiej to wszystko odbieram, kiedy nie muszę czytać tylko słucham lektora. Może jest tak jak piszę B2Ka, a może po prostu jest coś nie tak z moja percepcją ;P ale nie rzucajcie we mnie kamieniami z tego powodu

No nie powiesz mi, że jeżeli oglądasz film skandynawski (no chyba, że znasz ten język) skupiasz się na głosie.
Ja powiem.

Oczywiście, że modulacja głosu jest nieodłącznym elementem gry aktorskiej, ale nie jedynym i chyba nie najważniejszym. W przypadku filmu animowanego głos jest najważniejszy, bo przecież nie widać aktora.


ponieważ za pośrednictwem głosu przede wszystkim aktor wyraża emocje.
Lektor też.


Mnie czasami zdarza się obejrzeć film z lektorem (chociaż bardzo rzadko, w ostatnich kilku latach było ich kilka, może kilkanaście), tylko że wtedy łapie się na tym, że nie skupiam się na samym filmie, tylko próbuję "przez lektora" dosłyszeć, co mówią aktorzy. "Trochę" to przeszkadza przy oglądaniu, ale co tam, przynajmniej mogę się skupić na twarzach aktorów.

ale nie jedynym i chyba nie najważniejszym.

To zależy od filmu - gdy przykładowo usłyszałem przypadkiem jedną z najmocniejszych scen Zodiaca by TVN, to mi się jeż zwłosił na głowie, bo położyli to właśnie za pomocą beznamiętnego lektora (zresztą nawet i namiętny nic by tu nie wskórał).
Aha, i jeszcze raz, tak do ogólnej wiadomości - NAPISY NIE ODWRACAJĄ UWAGI OD AKTORÓW! No, chyba że czytasz literka po literce, masz -50 dpi i oglądasz ten film na ekranie wielkości pudełka zapałek.
Ja z kolei pamiętam jak oglądałem kiedyś jedną z najlepszych scen w historii kina z lektorem. Mowa o początkowej scenie przesłuchania w filmie "Scarface". No myślałem, że się popłaczę tak ją zjebali
ja tam w ogóle często płacze na filmach z lektorem

Ja z kolei pamiętam jak oglądałem kiedyś jedną z najlepszych scen w historii kina z lektorem. Mowa o początkowej scenie przesłuchania w filmie "Scarface". No myślałem, że się popłaczę tak ją zjebali

A jakie zje... dvd u nas jest. Lektor taki że masakra i szczegół, ze glosnosc oryginału jest chyba taka sama jak lektora. Napisów oczywiscie brak.

Nie ma ktoś dvd Scarface z polskimi napisami ?

Nie ma ktoś dvd Scarface z polskimi napisami ?
Nie wiem, czy to cię ratuje, ale możesz kupić R2 z UK i zrobić sobie kopię z polskimi napisami.
Ale ja już mam polskie dvd. Myslałem, ze moze mam jakąs trefną wersje i w innych polskich napisy są. Napisy jakieś sciagnalem z neta ale odpalanie dvd z napisami z dysku chodzi tylko ( o ile sie nie myle ) w WinMedia Player classic z odpowiednim pluginem. Czyli na stacjonarke ii tak trzeba zrobic kopie.

jeszcze raz, tak do ogólnej wiadomości - NAPISY NIE ODWRACAJĄ UWAGI OD AKTORÓW!
Tobie nie odwracają? Zuch chłopak, ale ocenę tego zjawiska pozostawmy każdemu indywidualnie.
Mnie na przykład odwracają uwagę (od aktorów, od filmu w ogóle), kiedy są ustawione w jakiś kosmiczny sposób. Np. tak, że niemal wyjeżdżają poza dolną krawędź ekranu (mam takich kilka DVD) albo w ogóle są za nisko w stosunku do obrazu. Mało tego, mnie czasem – tu już odnoszę się do całościowej dyskusji nt. przewagi napisów nad lektorem (lub odwrotnie) – napisy męczą jak cholera. Właśnie taki "Zodiak" na DVD – to była masakra. Przy takiej kupie dialogów i gadania od cholery nie nadążałem z czytaniem ani tym bardziej z rozumieniem. Przełączyłem na lektora. Aby skupić uwagę na aktorach.

A jakie zje... dvd u nas jest. Lektor taki że masakra i szczegół, ze glosnosc oryginału jest chyba taka sama jak lektora. Napisów oczywiscie brak.

Nie ma ktoś dvd Scarface z polskimi napisami ?


O której wersji filmu mówisz? Bo jeśli o De Palmy to są polskie napisy w wydaniu dvd...




O której wersji filmu mówisz? Bo jeśli o De Palmy to są polskie napisy w wydaniu dvd...



Ja mam jakąś całkowicie podstawową wersje.
Chodziło chyba o wersję samego filmu. Bo nie wiem czy wiesz, ale ta De Palmy to remake
Ok, krótkie pytanie. Masz ten film z Przekroju albo innej gazety?
Rzeczywiscie. To jest z jakiejs gazety. A normalne pudełko. . Oczywiscie ,ze chodzi o wersje De Palmy.

W przypadku filmu animowanego głos jest najważniejszy, bo przecież nie widać aktora.

No ale tutaj mamy (zazwyczaj) dubbing w rodzimym języku

Wolę oglądać filmy bez lektora. Wychowałem się jednak w erze telewizyjnych hitów lat 90 i przebrnąłem przez boom VHS. Tak więc, kiedy oglądam film z lektorem kręci się trochę łezka w oku do tamtych czasów.

Jakiś czas temu oglądałem z lektorem film Zły Porucznik z 1992 roku. Lektorem był Tomasz Knapik. I co tu dużo mówić, to było MISTRZOSTWO. Nie wiem jak oglądało by się film bez lektora, więc nie mam porównania. Knapik stworzył taki klimat, że sprawiało to wrażenie jakby pracował przy powstawaniu tego filmu. Zero zahamowań, obfite bluzgi wypowiadane soczystym, zimnym głosem. Popisali się również tłumacze. Na przykład taka perełka: "Get back! police activity!" przetłumaczone na "spierdalaj! policja!". Pasuje to genialnie do tego brudnego, wulgarnego i brutalnego filmu.

Na przykład taka perełka: "Get back! police activity!" przetłumaczone na "spierdalaj! policja!".
Jak tytuł przetłumaczą niedosłownie, to jest psioczenie w Logice filmowych tłumaczy. Jak jakąś kwestię przetłumaczą "przez palce", to nie ma końca zachwytów gdzie indziej. Eh, nie dogodzisz.
Dzisiaj obejrzałem sobie Bad Lieutenant i na scenie z tym "police activity" w napisach wyświetliło się dokładnie to samo tłumaczenie, które opisał Trelkovsky. Włączyłem lektora i się okazało, że to Knapik... Wyłączyłem napisy i do końca już słuchałem soczystych "kurew", "skurwysynów" i innych z ust Knapika. Era VHS się przypomniała. A na DVD chyba pierwszy raz oglądałem film z lektorem.
Za Knapikiem nie przepadam, czasami zdarza mu się wyprzedzać dialogi oryginalne (np. w Benny Hillu i Bundych), ale najbardziej mnie irytują: Janusz Kozioł, Jacek Brzostyński, Tomasz Magier i Radosław Popłonikowski. Często przełączam na inny program, kiedy słyszę tych lektorów, a kiedy oglądam film do końca to lektor ma czasem wpływ na ocenę. Niestety Tomasz Magier czytał w Nędznych psach, Konwoju, Rocky'm i Śmierci na Nilu, który oparty jest na dialogach, przez co jeszcze bardziej głos lektora był wkurzający. A Gwiezdnych wojen, Powrotu do przyszłości i MacGyvera nie polubiłem między innymi dlatego, że widziałem wersję z głosem Popłonikowskiego.

Ulubieni lektorzy:
1) Maciej Gudowski - Mocny głos, specjalizuje sie w mocnych filmach. Można go usłyszeć na TVN w piątkowym "Superkinie". Pulp Fiction, Zabójcza Broń, Imię róży, Dzika Banda, Z archiwum X, cykl Akademii policyjnej, Gladiator, Matrix, cykl Jamesa Bonda, Władca pierścieni.
2) Janusz Szydłowski - Zagubieni (Lost), Monty Python, Twin Peaks, Batman, Krzyk. Szydłowski chyba stale pracuje w TVP. Najczęściej w serialach oraz łagodniejszych filmach (chyba nie lubi przeklinać), chociaż w Nikicie wypowiedział parę bluzgów.
3) Jarosław Łukomski - dynamiczne filmy akcji Szklana pułapka 1 i 2, Na krawędzi (Cliffhanger), Zabójcza Broń 2, thrillery i horrory Egzorcysta, Carrie, Dziecko Rosemary, Milczenie owiec, seria Obcy, filmy wojenne Patton, Okręt, Helikopter w ogniu, ale również Chinatown i Pół żartem pół serio. Najczęściej w Polsacie. Pół żartem pół serio w jedynce czytał Olejniczak (wolę jednak wersję Łukomskiego).
4) Andrzej Matul - cykl Indiany Jonesa, Słomiany wdowiec, Rambo Pierwsza krew, Stowarzyszenie Umarłych Poetów, Piknik pod Wiszącą Skałą, Bezsenność w Seattle, Tess, Muppet Show, Gotowe na wszystko (Desperate Housewives). Przeważnie Polsat i TV4. Słomianego wdowca na jedynce czytał Olejniczak, a Indianę Jonesa w TVP1 - Gudowski (chociaż tego nie jestem pewien). Matul specjalizuje się w spokojnych filmach, z odrobiną ironii i poezji.
5) Stanisław Olejniczak - Allo Allo, Prison Break, Titanic, Forrest Gump, Tombstone, Tańczący z Wilkami, Mały Wielki Człowiek. Niestety jego głos kojarzy się przede wszystkim z Modą na sukces. Czyżby oglądał wszystkie odcinki ? Jego głos pasuje do dramatów i filmów obyczajowych oraz filmów pozbawionych dynamizmu. Zdarza mu się jednak czytać szybko, dopasowując do komediowej konwencji (czego przykładem Allo Allo). Najczęściej w TVP.
6) Piotr Borowiec - seriale Polsatu 24 godziny, CSI: Miami, Shogun, Herkules i Xena, także Kevin sam w domu, seriale pokazywane ostatnio na TVN7 Ostry dyżur i Detektyw Monk. Jest chyba najbardziej rozchwytywany, można go usłyszeć na każdym programie, o każdej porze.

Lubię także głos Ryszarda Radwańskiego. On chyba zawsze czyta według własnego tłumaczenia, najczęściej w 'dwójce': Hotel Babylon, Kryminalne zagadki Las Vegas, brytyjska seria Carry On... (Do dzieła...).
Szydłowski często nie przeklina, ale jak mu się trafi, to niewiele ustępuje Gudowskiemu. Polecam go szczególnie w "Departed", gdzie sadzi kurwami oraz rzadko spotykanymi bluzgami w polskich tłumaczeniach.
Ale "Departed" w wersji TVN-u czy może na dvd?
To zależy skąd pochodzi audio w moim um... wydaniu
Obstawiam DVD. Wątpię by TVN dawał bluzgi do swoich tłumaczeń.
ja oglądałem Departed na HBO i tłumaczenie było niekiepskie. ale kto czytał to nie pamiętam.

Za Knapikiem nie przepadam, czasami zdarza mu się wyprzedzać dialogi oryginalne (np. w Benny Hillu i Bundych)

Nie jego wina, tylko montażysty dźwięku. Przecież lektorzy nie czytają całości "na raz", i to mając wyłącznie jedno podejście, tylko jadą fragmentami, które później są wmontowywane w ścieżkę dźwiękową.
Ostatnio trafiłem na jakiś odcinek Bundych na Polsacie i faktycznie jest to mega wkurzające. 10 lat temu, kiedy człowiek nie znał jeszcze słowa po angielsku nie waliło tak po uszach
Military, bardzo możliwe jest to co piszesz. Dawniej lektorzy czytali na żywo, teraz już nie. Ale z drugiej strony wątpię, aby serial, którego odcinek trwa zaledwie 25 minut był czytany fragmentami.

Znalazłem na YouTubie ciekawy reportaż, którego bohaterami są lektorzy filmowi, można nie tylko ich posłuchać, ale też zobaczyć, jak wyglądają. Tutaj link.
Oni wszyscy gdy mówią wyglądają kompletnie odrealnieni. Jakby ich ktoś dubbingował wręcz. Jeśli bóg by istniał, mówiłby głosem Gudowskiego

Military, bardzo możliwe jest to co piszesz. Dawniej lektorzy czytali na żywo, teraz już nie.

Nie przeczę, że Bundy w wersji z wczesnego Polsatu mogli być realizowani najtańszymi metodami, stąd brak korekcji, ale teraz nagrania lektorów są edytowane, aby pasowały do filmu.
Myślisz, że nagrają od nowa 10 sezonów dialogów? Puszczają to z archiwum i mają w dupie, czy się to komuś podoba czy nie
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dagmara123.pev.pl
  •