wika
Marek Migalski to znany komentator polityczny który wielokrotnie publikował swoje teksty w czołowych gazetach, a także często występował w roli eksperta w programach telewizyjnych. Ten charyzmatyczny politolog od niedawna przeszedł na drugą stronę barykady i sam zajął tworzeniem polityki. Migalski postanowił wystartować do Parlamentu Europejskiego z list Prawo i Sprawiedliwość, co de facto skończyło się dla niego odniesieniem pierwszego sukcesu politycznego. Tym faktem skończyła się kariera politologa, a zaczęła kariera polityka.
Przyciągnięcie Migalskiego do PiSu stało się bardzo dużym sukcesem partii Jarosława Kaczyńskiego. Przełamano bowiem pewien stereotyp iż ludzie młodzi i dobrze wykształceni stronią od tej strony sceny politycznej. Wywołało to zresztą bardzo duże zaskoczenie które przerodziło się wkrótce w ostry atak na samego Migalskiego. Środowisko niektórych publicystów i starych kolegów po fachu wylało na Migalskiego ogromne wiadro pomyj i pomówień. Mówiono o zdradzie i pisowskim aparatczyku… No ale co wolno wojewodzie to nie.. sympatykom Pis-u. Oszczędzono bowiem tego publicznego osądu skorupkowego pani socjolog prof. Lenie Kolarskiej – Bobińskiej, która związała się z PO czy prof. Kazimierzowi Kikowi (SLD) znanemu polskiemu politologowi…
W tym temacie chciałbym natomiast zapytać was jak postrzegacie Marka Migalskiego jako polityka? Czy może stać się on powiewem świeżości wobec skostniałego establishmentu?
Czy dobrze zrobił zmieniając swoją profesję?
No cóż, biorąc pod uwagę to, że w swoich wypowiedziach skręcał w stronę PiS-u (swoją droga, baaardzo to obiektywne było), taki manewr był do przewidzenia, ale to nie zmienia faktu, że mnie tą decyzją zaskoczył. To trochę dziwne - najpierw być po jednej stronie, a potem od razu, z miejsca przeskoczyć na drugą. Myślę, że lepiej by zrobił i lepiej na tym wyszedł, gdyby wycofał się z komentowania, zrobił przerwę i potem wystartował.
Ale czy Bobińska albo Klik pokazywali się w tv tak często i na taką skalę jak Migdalski? Nie no to nie argument. Prof. Kik także jest bardzo częstym gościem programów publicystycznych.. szczególnie tych lewicowych. Migalski faktycznie bardziej rzucał się w oczy bo po pierwsze bardzo szybko i sprawnie analizował otaczającą nas rzeczywistość, a po drugie nie był uczestnikiem sfory publicystów którzy zajmowali się wyłącznie krytykanctwem PiSu. A to było novum które gwarantowało pluralizm dyskursu politycznego.
No przepraszam, ale Klika to ja nigdzie nie widziałam. Nie wiem, może dlatego, że za mało oglądam tv, a może dlatego, że jak już oglądam to tam Migdalski jest, a właściwie był
To była głośna sprawa, dlatego też myślałem że znasz szczegóły. W skrócie (mam nadzieje rzeczowym) Migalski oberwał za swój stosunek do lustracji na uczelniach. Skrytykował między innym swojego przełożonego za to iż sprawuje wysokie stanowisko na państwowej uczelni, a tymczasem w PRLu był tajnym współpracownikiem SB (chodzi o prof. Jana Iwanka). To bardzo nie spodobało się środowisku które wyraźnie sprzeciwia się lustracji na wyższych uczelniach. Powstał stosowny list piętnujący zachowanie Migalskiego, który rozesłano do poszczególnych uczelni. Tym sposobem wstrzymano jego habilitacje na Uniwersytecie Śląskim, oraz uniemożliwiono mu przeprowadzenia habilitacji we Wrocławiu i na UJ.
A wszystko przez brak lojalności.
Szczegóły zdążyłam już poznać i jakoś nie bardzo szkoda mi Migdalskiego, zapłacił cenę za swoją medialność i tyle On nawet nie próbował habilitować się na swojej macierzystej uczelni, więc nie ma się co dziwić, że i na innej go nie chcieli. Ja wiem, że tu się zaraz posypią oskarżenia o układy etc, no ale kurczę, to chyba oczywiste i nie trzeba mieć doktoratu by wiedzieć, że własnego gniazda czy szefa się nie kala Chyba nie był aż tak naiwny, że nie spodziewał się, że za swoje wystąpienie okoniem (inną kwestią jest, czy słuszne, czy nie - to leży w gestii moralności, a tę każdy ma inną) dostanie się z miejsca na habilitację? A, zakładam przy tym wszystkim cały czas, że jego twórczość spełnia wymogi habilitacyjne
Chciał się stać męczennikiem, któremu układy i inne takie zabraniają habilitacji, to się stał, pytanie tylko kto najbardziej na tym stracił - układ czy on? A wystarczyło tylko trochę poczekać
Co do jego habilitacji, uniwersytet to jednak nie powinien być prywatny folwark pana profesora, który jest akurat kierownikiem katedry czy instytutu. Poza tym, z tego co wiem, chciał się habilitować na swojej uczelni tylko mu to uniemożliwiono. Po prostu znaczna część kadry naukowej współpracowała dawniej z SB, bo niestety bez tego trudno było o zagraniczne wyjazdy czy robienie kariery i dzisiaj im się to czkawką odbija, a jak im ktoś na to zwraca uwagę to starają się go zniszczyć. Niedoszły arcybiskup warszawski Wielgus też tłumaczył, że on współpracował, bo Bóg chciał, żeby zdobywał wiedzę. I to jest ich nieszczęście, że nagle okazało się, że tamten system padł, chociaż oni sądzili, że za ich życia nie padnie i nic z tej współpracy z SB nie będzie.
Odnośnie politologów /socjologów w polityce warto wspomnieć, że Migalski nie jest jedynym. Choćby prof. Kolarską-Bobińską można wspomnieć, startującą listy PO w ostatnich eurowyborach.
Szczegóły zdążyłam już poznać i jakoś nie bardzo szkoda mi Migdalskiego, zapłacił cenę za swoją medialność i tyle
Pozwolę sobie nie zgodzić się.
Problemem nie jest w tym momencie to, że Migalski jest medialny, tylko fakt, że w polskiej nauce są tematy zakazane.
Jeśli takim tematem jest lustracja, należy domniemywać, że luminarze polskiej nauki to umoczeni kapusie, a to jest już dramat.
Ci ludzie mimo wszystko wychowują kolejne roczniki "młodzieży". I jeśli robią to bazując na kłamstwach, przemilczeniach i półprawdach, to źle to wróży naszej przyszłości. Proszę porównać jakość kształcenia za czasu II RP, z "jakością" za PRL.
Pomijam już fakt, że to zwyczajne świństwo, żeby donosiciele robili za autorytety.
Nazaa to jest skandal, jeżeli uniemożliwia się drugiemu człowiekowi awansu z pobudek nie mających nic wspólnego z merytorycznością. To w jaki sposób załatwiono Migalskiego jest zwykłym esbeckim draństwem. Poza tym trzeba zgodzić się z Raleenem iż
Mi kiedyś jedna z pań profesor (raczej starszych) powiedziała, że uniwersytety to jest takie miejsce, gdzie są ludzie o różnych poglądach, otwarte, i na tym między innymi polega jego wartość. Tymczasem to jest ewidentne zaprzeczenie tej idei, nawiązującej do dawnych czasów, gdy uniwersytety były co do zasady wyjęte spod jurysdykcji władz i stanowiły swego rodzaju oazy wolności.
Bardzo ceniłam sobie Marka Migalskiego, jako eksperta, politologa. Bardzo przemawiały do mnie jego interpretacje, mimo ze niespecjalnie blisko mi do niektórych rzeczy jakie prezentuje Pis. Nie raziły mnie specjalnie jego zapatrywania na partie Kaczyńskiego, nie było to tak nachalne jak innych komentatorów, którzy wprost mówią o sympatii dla tej czy innej partii.
Decyzje o zablokowaniu mu przewodu habilitacyjnego z pobudek jakie wyżej zostały przedstawione uważam za kompletne zaprzeczenie zasad instytucji w jakiej pracował pan Migalski. To nie PRL żeby za poglądy komuś coś blokować. Tak jak podkreślano to wcześniej, instytucja szkoły wyżej państwowej to nie firma, w której pracodawca decyduje o wszystkim i należy mu się bezwzględne posłuszeństwo. Naukowcy to nie stado robotników, którzy za najmniejsze słowo krytyczne zostają pozbawieni tego czy tamtego. Dla mnie szkoła wyższa to instytucja, w której pracują jednostki które w moim przekonaniu nie muszą zgadzać się ze wszystkim co powie ich rektor. Cóż, najwyraźniej rektor o którym tutaj mówimy zapomniał się w jakiej rzeczywistości politycznej żyjemy już od ponad 20 lat.
Wracając do Migalskiego to nie podoba mi się jego decyzja o przejściu na stronę polityki. Rozpłynie się on w całej rzeszy profesorów-polityków, na dodatek będąc za granicą nie będzie miał okazji występować u nas. A nawet jeśli nie rozpynie się to jego rola raz na zawsze uległa zmianie. Bardzo tego żałuje, gdyż naprawdę ten człowiek i jego interpretacje były wprost super. Teraz jako partyjniak słuchać się tego będzie na pewno inaczej.
Co do rozpłynięcia się, myślę, że po zaliczeniu swojego epizodu politycznego, wróci do roli naukowca, jak Paweł Śpiewak. Byle się w tej pierwszej roli nie zbłaźnił, o co w polityce dużo łatwiej niż w świecie komentatorów polityki.
Rozpłynie się on w całej rzeszy profesorów-polityków, na dodatek będąc za granicą nie będzie miał okazji występować u nas. A nawet jeśli nie rozpynie się to jego rola raz na zawsze uległa zmianie. Bardzo tego żałuje, gdyż naprawdę ten człowiek i jego interpretacje były wprost super. Teraz jako partyjniak słuchać się tego będzie na pewno inaczej. Ja natomiast patrze znacznie optymistyczniej na ruch Migalskiego. Nie uważam iż rozpłynie się on wśród starych politykierów, wręcz przeciwnie. Wydaje mi się, że Migalski posiada wiele cech i przymiotów intelektualnych które mogą sprawić zmienienie niektórych tzw. standardów. Młody, błyskotliwy, bez kompleksów, wykształcony, ideowiec to bardzo ciekawa alternatywa wobec politycznego szamba związanego zarówno z postkomuną jak i ze środowiskiem postsolidarnościowym.
Młody, błyskotliwy, bez kompleksów, wykształcony, ideowiec to bardzo ciekawa alternatywa wobec politycznego szamba związanego zarówno z postkomuną jak i ze środowiskiem postsolidarnościowym.
Owszem tak, wszystko sie zgadza ale jego praca przez 5 lat to Europarlament a nie Sejm Polski, nie oszukujmy się że będzie sie on bardzo mieszał w nasze polskie bagienko. Myślę zresztą, ze Migalski nigdy do tego nie dążył i przyjął propozycje przejscia na drugą stronę tylko dlatego, że dotyczyła ona Europarlamentu. Któż to wie, ale za 5 lat Migalski moze spakować manatki i powiedzieć - do widzenia.
Europarlament gwarantuje posłom bardzo dobre zarobki, co jest niewątpliwie jednym z argumentów. Stanowi też znakomitą przechowalnię. W dodatku nie trzeba się tak angażować politycznie jak w Polsce, no i nie ma szans by został rozwiązany przed czasem. Można więc wziąć kredyt i nawet go z diety spłacić. Same zalety . Nie ma się co dziwić, że politycy tak go polubili. Nie wiadomo co będzie za 5 lat i tak doktor Migalski, jak i inni będą mieli czas zdecydować.