ďťż

wika

Ta kobieta miała być czymś w rodzaju orędowniczki spraw niepodległości dla ówczesnej Polski u cesarza Francuzów Napoleona Bonaparte.
Z historii pani Walewskiej wynika że właściwie wplątano ją w politykę chyba wbrew jej woli.

Maria Walewska z domu Łączyńska w roli tegoż „polityka” nie czuła się chyba jednak najlepiej, toteż jej zasługi dla kraju w powyższym względzie są tu raczej (moim zdaniem) wątpliwe.
Jak wynika z jej biografii, M. Walewska nie była kobietą stworzoną do gier i układów politycznych, za to była z pewnością kobietą urodziwą i uwodzicielską (o czym mógł się przekonać sam Napoleon Bonaparte).

Do tego była chyba kobietą dość frywolną, nie dbającą za bardzo o swoją szlachecką reputację.
O powyższym fakcie świadczy m. in. jej dość burzliwa historia jej życia.

Może w tym miejscu przytoczę kilka faktów podawanych przez historyczne źródła:

„Napoleon w swej korespondencji z Marią tytułował i ją, i jej pierwszego męża Anastazego "hrabiostwem",lecz był to tytuł czysto grzecznościowy, gdyż tylko Walewscy z innych linii mieli tytuł hrabiowski polski (1824) i pruski (1872), i tylko Łączyńscy na Kutkorzu w Galicji byli hrabiami (od 1783”.

Być może to grzecznościowe i niezbyt poważne traktowanie jej przez Napoleona sprawiło że niemal od samego początku była postrzegana i traktowana jako zwykła metresa cesarza, która to „funkcja” Polsce jako takiej chluby pewnie nie przynosiła.

Wróćmy jeszcze na moment wyrywkowo do jej historii życia zanim poznała Napoleona.

„Otóż - pod koniec 1804 wyszła za mąż za szambelana Anastazego Walewskiego z Walewic. 13 czerwca 1805, po powrocie z podróży poślubnej do Włoch urodziła syna - Antoniego Bazylego Rudolfa. Nie jest tak bardzo prawdopodobne, aby zniedołężniały, blisko pół wieku starszy od Marii szambelan był biologicznym ojcem tego dziecka, urodzonego niespełna 6 miesięcy po ich ślubie; małżeństwo to zatem miało być może na celu ratowanie honoru panny Łączyńskiej. Niemniej jednak syn został uznany przez szambelana Anastazego i uważany był w późniejszych latach za podobnego do ojca”.

Sprytnie, prawda?....

„W styczniu 1807 pani Walewska spotkała się z cesarzem Napoleonem, oficjalnie po raz pierwszy widząc go podczas balu w warszawskim Zamku Królewskim. Wkrótce potem, w wyniku awansów, prezentów i liścików cesarza, została jego oficjalną metresą, którą sprowadził na trzy tygodnie m.in. do swej kwatery w pałacu w Finckenstein (dziś Kamieniec Suski) w Prusach Wschodnich, gdzie stacjonował po wznowieniu działań wojennych. W lipcu Napoleon podpisał z Rosją i Prusami traktaty pokojowe w Tylży i wyjechał do Paryża, przy czym nie jest pewne, czy zabrał ją ze sobą”.

No i proszę – bale, nadania, prezenty, liściki miłosne……wreszcie „zaszczytny tytuł” metresy cesarskiej…a Paryż wątpliwy – słowem dramat pojedynczej kochanki…no ale za to nie byle kogo, bo samego cesarza!.
Wygląda też na to że, Napoleon podpisał w tym czasie traktaty pokojowe niemal ze wszystkimi, tylko nie z Polską.

No, ale „idźmy” dalej:

„W 1809, po zwycięstwie cesarza nad V koalicją antynapoleońską, Maria Walewska mieszkała przez kilka miesięcy w pobliżu rezydującego po zajęciu Wiednia w pałacu Schönbrunn Napoleona. W tym czasie zaszła z nim w ciążę; powróciła do Walewic, gdzie 4 maja 1810 urodziła Aleksandra Floriana Józefa. Napoleon właśnie dzięki Marii przekonał się, że przyczyną braku potomka z jego żoną Józefiną nie jest on sam. Wkrótce wziął z nią rozwód, motywowany względami dynastycznymi, po czym poślubił Marię Ludwikę, córkę cesarza Austrii - Franciszka II, która dała mu legalnego potomka w marcu 1811”.

O właśnie! – powyższe „zasługi” Marii mogłyby być niepodważalne dla naszego kraju, gdyby sobie Napoleon po rozwodzie kobiet nie pomylił…a tak?....znowu dramat.

„Napoleon jednak otoczył dyskretną opieką tak Marię, jak i obu jej synów, obdarowując Walewską pałacykiem w Paryżu, gdzie zamieszkała z nimi jeszcze w 1810. Wkrótce nadał małemu Aleksandrowi tytuł hrabiego oraz przynoszące zysk posiadłości ziemskie, co uniezależniło finansowo na przyszłość Aleksandra i jego matkę. Tak zabezpieczona Maria złożyła w Warszawie wniosek o unieważnienie małżeństwa z Anastazym Walewskim jako zawartego jakoby pod przymusem jej matki i brata Benedykta. W sierpniu 1812 uzyskała rozwód (Anastazy zmarł w 1814), a po kilku miesiącach - po klęsce Napoleona w kampanii moskiewskiej - pojechała do Paryża”.
W 1814 we wrześniu, po abdykacji Napoleona, odwiedziła go wraz z synem i z bratem Teodorem na wyspie Elbie, a ostatni raz spotkała się z nim w 1815, w ciągu 100 dni pomiędzy jego ucieczką z Elby, a zesłaniem na św. Helenę.

A jednak chyba nie było tak źle, bo jak widać Marysia interes zrobiła - i to duży! (tyle że pewnie też „dyskretnie”).
Toż nie dosyć że uzyskała rozwód z mężem i przypinanym ojcem, to jeszcze (i w końcu nareszcie), wyjechała do Paryża.

Co więcej!.

„W 1814 we wrześniu, po abdykacji Napoleona, odwiedziła go wraz z synem i z bratem Teodorem na wyspie Elbie, a ostatni raz spotkała się z nim w 1815, w ciągu 100 dni pomiędzy jego ucieczką z Elby, a zesłaniem na św. Helenę”.

To ostatnie można by pewnie uznać za swego rodzaju poświęcenie "cierpiącej" metresy cesarskiej, gdyby nie to że:

„W tych latach nawiązała romans z kuzynem Napoleona, hrabią i marszałkiem Francji Filipem-Antonim d'Ornano, z którym zawarła ślub dopiero po śmierci Anastazego (miała z nim rozwód cywilny, ale nie kościelny) 7 września 1816 w Brukseli. Zamieszkali razem w Liège, a 9 czerwca 1817 Maria urodziła Rudolfa Augusta, swego trzeciego syna”.

Dalej to już smutna historia, gdyż niemal tuż po urodzeniu powyższego dziecka – Maria Walewska zmarła.

Może i jest to jakaś piękna historia miłosna polskiej szlachcianki do potężnego francuskiego cesarza….jednak ja sam jakoś owego orędownictwa Walewskiej w sprawach niepodległości ówczesnej Polski dopatrzeć się nie mogę.

Pozdrawiam.


Mit o miłości francuskiego cesarza do pięknej szlachcianki jest z pewnością piękny jednakże trudno dopatryć się w nim rzeczywistej roli Walewskiej w sprawie Polski.
Nie wydaje mi się, by cesarz był człowiekiem który decyzje polityczne podejmowałby pod wpływem nalegań kobiety. Polska nigdy nie byla dla niego sprawą ważną, o czym świadczy fakt, że po rozwodzie z Józefiną , a jednocześnie w trakcie romansu z Marią Walewską, zaczął starać się o rękę siostry cesarza Rosji, ale Aleksander za rękę księżniczki Anny zażądał zobowiązania, że Napoleon nie będzie podejmował kroków mających na celu odbudowę Polski. Cesarz, bez oglądania sie na Polaków przystał na ten warunek.

Nie wydaje mi się, by cesarz był człowiekiem który decyzje polityczne podejmowałby pod wpływem nalegań kobiety.
Pewnie od strony cesarza tak to wyglądało. Jednak grał polską kartą na różne sposoby (sprawą polskiej wolności), a ponieważ pani Walewska mu się podobała, więc w jakimś sensie wymusil na polskich panach, by ją przekonali do uległości. Wśród tych, którzy nakłonili ją do tej uległości, był także jej mąż. Zresztą, pierwszy intymny kontakt raczej kiepsko świadczy o cesarzu. Wykorzystał fakt, że Maria Walewska zemdlała i po prostu dokonał gwałtu. Na obronę p. Walewskiej powiedzieć można, że w początkowej fazie odrzucała dość zdecyzdowanie podarki Napoleona.
W styczniu 1807 pani Walewska spotkała się z cesarzem Napoleonem, oficjalnie po raz pierwszy widząc go podczas balu w warszawskim Zamku Królewskim i wkrótce po tym została jego kochanką. RA>>chyba nie ma historii szlachcianki , miłosnych czy też życiowych , ponieważ ja już wcześniej wielokrotnie szukałam i do dnia dzisiejszego nic nie znalazłam, niestety , ale trzeba się pogodzić z tym faktem.


ależ jest biografia pani Walewskiej. Claude Dufresne - Pani Walewska. Bardzo przyjemnie się ją czyta.
O pani Walewskiej był ostatnio w specjalnym wydaniu Focus Historia dość obszerny artykuł. Jest tam kilka dość ciekawych porównań wspomnień pani Walewskiej z faktami historycznymi np. według Walewskiej otrzymała ona petycję sporządzoną przez Hugona Kołłątaja z podpisami wszystkich członków rządu tymczasowego, a wręczyć ją miał sam książę Józef Poniatowski mówiąc: "Mario, musisz iść do tego mężczyzny! To nie my lecz cała Polska żąda tego od pani! Odwołuję się do pani patriotyzmu!". Tak na prawdę Hugo Kołłątaj nie mógł pisać tej petycji jako że w stycznu 1807 roku przebywał w więzieniu w Moskwie. Książę Poniatowski, w tym czasie nie darzył Cesarza zbyt ciepłymi uczuciami, tak więc i w jego udział w tej sprawie trudno uwierzyć. W całym tym micie jest jeszcze wiele nieścisłości i ostatecznie trudno mi uwierzyć w to, że "Napoleon chciał odbudować Polskę dla Marii Walewskiej".

Pozdrawiam

Historia, którą przytoczyłeś, jest żywcem wzięta z książki, post wyżej przedstawionej przez Szanownego Edwarda. Czy możesz to wyjaśnić? I popraw błąd ortograficzny.

Oczywiście. Zaczerpnąłem tą historie z wspomnianego w moim poście artykułu. Książki nie czytałem więc nie widziałem o tym, że jest to cytat z tegoż dzieła. Za zamieszanie przepraszam. Błąd poprawiony.

W takim razie ok. Samo zamieszczenie nie jest błędem, ale lepiej dać cudzysłów, jeśli przytacza się dosłownie.
Elvisie !
Chyba nigdy nie byłeś zakochany . Ja uważam że Napoleon jak najbardziej mógł chcieć
odbudować Polskę dla Pani Walewskiej (o ile był w niej zakochany tak jak podają źródła). Po za tym nie była by to wygórowana cena za miłość (stworzenie zależnego od Francji państwa, kiedy pod Napoleonem gięła się cała Europa ).
Historia zna wiele faktów większego poświęcenia z miłości np. Tadż Mahal - wieczny symbol miłości Szahdźehana do Mamutuzy Mahali!

PS. Jak się zakochasz przyznasz mi racje Elvisie .Kobiety nas zmieniają i pchają do działania!

Napoleon jak najbardziej mógł chcieć
odbudować Polskę dla Pani Walewskiej
z całą pewnością pani Walewska mu się podobała, ale raczej chciał wykorzystać jej patriotyzm, by ja zdobyć, niż dla niej odbudowywać Polskę. Był jednak zbyt wielkim pragmatykiem, by stworzyć państwo, o jakim marzyła pani Walewska - wówczas na pewno Francja nie miałaby kontroli nad Polską. A na to Napoleon zgodzić się nie mógł.
Ja popieram Edwarda. Dida, mam dopiero piętnaście lat, wszystkiego w życiu jeszcze nie widziałem i nie przeżyłem , a i nie wiem jak mocna była faktycznie ta "miłość". Napoleon był znany ze swojego "kobieciarstwa" ("podobno podejrzewano go nawet o zbytnią zażyłość z własną siostrą Pauliną"*), a jak wiadomo pięknych kobiet nad Wisłą nie brakuje...

Pozdrawiam

*Przypuszczenie pochodzi z wspomnianego w poprzednim poście artykułu.
Może macie rację, ten okres w historii nie jest mi tak dobrze znany.Jednak można ,,przypuszczać" że Napoleon naprawdę się zakochał. Chyba wtedy możliwe było by uwolnienie państwa dla ukochanej ?

PS. Nie lubię w historii tego okresu i traktuje go po macoszemu. A moim zamiarem było pokazanie że człowiek dla miłości jest gotowy na wiele poświęceni.
biorąc pod uwagę to, jak Napoleon odnosił się do kobiet - był typowym mizoginistą, raczej wątpię mocno w szczerość jego uczucia. Po prostu pożądał pięknej kobiety, chciał ją zdobyć, ale czy ją kochal? Wątpię.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dagmara123.pev.pl
  •