wika
Tego człowieka znamy z nieudanego zamachu na A.Hitlera jakiego dokonał na terenie Polski w niemieckiej fortyfikacji zwanej - Wilczy Szaniec.
Jak wiemy zamach nie powiódł się - gdyż wódz III Rzeszy przeżył ów zamach.
Konsekwencją tegoż zamachu była śmierć wielu czołowych oficerów niemieckich działających od lat w organizacji antyhitlerowskiej pod nazwą "Schwarze kapelle" , do której należał między innymi pułkownik Claus Philip Maria Schenk von Stauffenberg .
Chodzi mi o to czy ów zamach przy tak silnej pozycji , jaką miał wówczas Hitler był wogóle zasadny...i jaki to miało wpływ na losy II Wojny Światowej?.
Wiadomym jest że ową próbę nieudanego zamachu przypłaciło życiem wielu znakomitych oficerów - a między nimi szef Abwehry - admirał Canaris.
Jak więc potoczyłyby się losy wojny , gdyby A.Hitler zginął w Wilczym Szańcu?
Czy skróciłoby to czas trwania II.W.Ś.?
Czy wydłużyłoby ją o kolejne lata?.
Czy Niemcy mieli na to miejsce kandydata,który byłby gotów zastąpić Hitlera?
Czy wreszcie - II.W.Ś. zakończyłaby się szybkim podpisaniem kapitulacji Niemiec na godziwych dla Niemców warunkach?.
Do powyższych , być może zbyt trudnych pytań pozwalam sobie dołączyć krótką biografię bohatera tago wydarznia.
Hrabia Claus Philip Maria Schenk von Stauffenberg urodził się 15.11.1907 r. w Jettingen (Bawaria) jako trzeci syn hrabiego Alfreda Schenka von Stauffenberga. W 1930 roku Claus ukończył szkołę kawalerii w Hanowerze. W 1933 roku ożenił się w Bambergu z Niną baronową von Lerchenfeld. Małżeństwo Stauffenbergów miało pięcioro dzieci: Bertholda (ur.1934 r.), Heimerana (1936 r.), Franza (1938 r.), Valerię (1940 r.) oraz Konstancję (1945 r.). W czasie wojny brał udział w kampaniach wojennych przeciwko Polsce, Francji i ZSRR. Pełniąc funkcję majora w sztabie generalnym, nawiązał już w roku 1941 kontakt z oficerami sztabowymi na frontach północnym, wschodnim, na Bałkanach a także w Paryżu, Atenach i Berlinie. W lutym 1943 r., po mianowaniu na pułkownika, został Stauffenberg pierwszym oficerem sztabu generalnego 10. dywizji pancernej, biorącej udział w kampanii afrykańskiej. 7 kwietnia 1943 roku został ciężko ranny podczas ataku lotniczego. Stracił lewe oko, prawą rękę i dwa palce lewej dłoni. Okres cierpienia i rekonwalescencji był czasem refleksji, przemyśleń oraz przypływu nowych duchowych sił. Świadomość zbrodni dokonanych na Żydach, na radzieckiej ludności cywilnej i jeńcach wojennych,. Być może, także kalectwo osobiste upewniały Stauffenberga w jego coraz bardziej radykalnych przekonaniach. Uświadomił sobie konieczność usunięcia Hitlera, szybkiego zakończenia wojny oraz likwidacji całego systemu nazistowskiego. W pazdzierniku 1943 r. został Stauffenberg szefem sztabu w urzędzie ogólnym wojsk lądowych, którym kierował generał piechoty Friedrich Olbricht. Olbricht, który od 1938 r. był siłą napędową wojskowej opozycji, wtajemniczył Stauffenberga w plany zamachu stanu oraz wciągnął go w krąg spiskowców. W czerwca 1944 r. zostaje Stauffenberg powołany tymczasowo, a od 1 lipca oficjalnie na szefa sztabu przy dowódcy wojsk zapasowych z jednoczesnym awansem na pułkownika. Nominacja ta oznacza, że od tej chwili będzie on mógł często brać udział w naradach sztabowych w kwaterze głównej Hitlera. Natychmiast decyduje się więc sam dokonać zamachu. Strzał z pistoletu w przypadku jednorękiego oficera nie wchodził w rachubę: w bezpośrednim otoczeniu Hitlera podczas narad specjalnych nie było zwyczaju posiadania przy sobie broni. Przygotowania do przewrotu, zmierzające do usunięcia Hitlera, opierały się na wykorzystaniu planu pod kryptonimem "Walkiria", który przewidziany był na wypadek ewentualnego buntu jeńców i robotników przymusowych, pracujących w Niemczech. Zatwierdzony przez Hitlera plan stanowił od początku legalny kamuflaż i podstawę zamierzonego zamachu wojskowego. Przy pomocy wojsk lądowych (przewidzianych w kryptonimie "Walkiria" do stłumienia ewentualnego buntu), których szefem był właśnie pułkownik Stauffenberg, planowano zająć dzielnicę rządową, ministerstwo propagandy, wszystkie ważne placówki służbowe, aresztować funkcjonariuszy, obsadzić radiostację i redakcje prasowe. 6 lipca Stauffenberg musiał wyjechać na odprawę do Obersalzbergu, gdzie wówczas czasowo przebywał Hitler. Według pózniejszego raportu gestapo miał on ze sobą teczkę z bombą, ale nie próbował dokonać zamachu. Z tego samego powodu znalazł się Stauffenberg znowu w Obersalzbergu 11 lipca. Znów nie doszło do zamachu 18 lipca 1944 roku Stauffenberg otrzymał polecenie, by 20 lipca złożyć na naradzie w Wilczym Szańcu sprawozdanie odnośnie możliwości użycia jednostek armii zapasowej na froncie wschodnim. Dzień 19 lipca minął na przygotowaniach do zamachu.. Ostatnią noc spędził ze swoim bratem Bertholdem w domu przy ulicy Tristana 8. W czwartek, 20 lipca, tuż po godzinie 6 rano, Stauffenberg i jego adiutant opuścili Berlin. O godzinie 10.15 wylądowali na lotnisku w Kętrzynie opodal Wilczego Szańca. Tuż przed godziną 13 ziemią wstrząsnął wybuch... Po kwadransie pułkownik był już w samolocie lecącym spowrotem do Berlina. Był przekonany o powodzeniu swojej misji. Aresztowano go i rozstrzelano jeszcze tej samej nocy. Zanim kule przeszyły ciało Stauffenberga, krzyknął on głośno: "Niech żyją święte Niemcy". Miał niespełna 37 lat Żona Clausa Stauffenberga Nina dowiedziała się o zamachu i rozstrzelaniu męża rankiem 21 lipca 1944 r. Trzy dni pózniej aresztowało ją gestapo. Pod koniec sierpnia 1944 r. trafiła do Ravensbrück, gdzie w odizolowanej celi pod nazwiskiem "Schank" spędziła następnych pięć miesięcy. Była wówczas w zaawansowanej ciąży; poród odebrano w styczniu 1945 r. w prywatnej klinice we Frankfurcie nad Odrą. W kwietniu 1945 roku odnalazła w Trogen (Alpy) przyjaciela swego ojca, u którego pozostała do końca wojny. Dzieciom Stauffenberga udało się przetrwać wojnę. Zostały one przewiezione do miejscowości Bad Sachsa w górach Harzu, gdzie pod nazwiskiem "Meister" zostały umieszczone w domu opieki. Na początku czerwca 1945 r. zostały one odnalezione przez Czerwony Krzyż. Po dziewięciu miesiącach ponownie zobaczyły swoją matkę. Nina Stauffenberg mieszkała po wojnie w Bambergu (Bawaria).
Witam.
Na początek kilka uwag.
Zamach 20 lipca 1944, był przeprowadzony przez wąska grupę ludzi, którzy prawdę mówiąc podobnie jak Hitler żyli chyba w oderwaniu od rzeczywistości.
Cóż bowiem oni proponowali i jakie mieli plany, po ewentualnym udanym zamachu ?
Prawdę mówiąc nic.
Jedyne co im się udało to porozdzielać miedzy siebie stanowiska w „przyszłym rządzie”. Nie mieli żadnych planów – co dalej robić po udanym zamachu. Ich propozycja polegała na zawarciu separatystycznego pokoju na zachodzie i dalszej walce na wschodzie. Mało tego, większość z nich stanowili ludzie rozczarowani nie systemem III Rzeszy, lecz odsunięciem od łask Führera.
Przecież musieli wiedzieć, że po konferencji w Casablanece (14 – 26 styczeń 1943), gdzie ustalono że walka z III Rzeszą będzie prowadzona aż do bezwarunkowej kapitulacji, nie mieli innego wyjścia jak poddać się.
Wszelkie mrzonki, o możliwości pokoju na zachodzie i dalszej walce na wschodzie, świadczą tylko o ich nierealnych planach i oderwaniu od rzeczywistości.
Pierwsze plany zamachu na Hitlera powstały w gronie kół wojskowych już w 1937 roku. Co ciekawe nie chodziło o sam system polityczny w Niemczech, lecz obawa ze Hitler prowadzi Niemcy do zgubnej wojny. Ale, nie same plany wojny były przyczyną niezadowolenia, lecz nieodpowiedni stan przygotowania do niej armii. Planowany zamach w 1938 roku, został odłożony po konferencji w Monachium. Kolejne zostały tak samo przełożone po zwycięstwie nad Francją.
Dopiero klęski na wschodzie i na zachodzie, niejako zmusiły ich do działania.
Nie wyobrażam sobie jak by im się udało po ewentualnej śmierci Hitlera przejąć władzę. Na kogo liczyli, bo chyba nie na swoje „autorytety”. Jak chcieli przekonać armie i społeczeństwo do swoich racji. Na wschodzie trwała walka, żołnierz niemiecki walczył już nie o ideały III rzeszy lecz po prostu o przetrwanie swoje i Niemiec.
Nie mówię nawet o SS, gdyż nie byli w stanie przeciągnąć jej na swoja stronę, lecz mam na myśli niemiecką młodzież skupioną w HJ i BDM, mam na myśli blisko 10 mln członków NSDAP i samo społeczeństwo. Jak chcieli rozwiązać sprawę odpowiedzialności za zbrodnie wojenne i zbrodnie ludobójstwa ?
Przecież ich postępowanie było gorsze niż rewolucje z lat 1918 – 1920 w Niemczech.
Nie mieli żadnych konkretnych planów na przyszłość, uważali że sama śmierć Hitlera rozwiąże wszystkie problemy Niemiec a im da tak upragnioną władzę.
Sam zamach to już inna sprawa – kompletne dyletanctwo i całkowity brak przygotowania. Brak poparcia większości wyższych dowódców wojskowych, nie powiem, część była nawet skłonna się do nich przyłączyć, ale warunkiem była śmierć Hitlera. Nie brano nawet pod uwagę szarej masy żołnierskiej licząc, ze będzie ona bezwarunkowo wykonywała rozkazy i posłusznie na ich apel złamie swoją przysięgę – przypominam przysięgę składali nie Niemcom, lecz imiennie Adolfowi Hitlerowi.
Gdyby spiskowcy mieli wcześniej przygotowany „grunt”, w postaci rozmów i cieszyli się poparciem zachodnich aliantów, sprawa mogłaby wyglądać inaczej. Lecz prawdę mówiąc tam z kolei nikomu nie zależało na śmierci Hitlera i powstaniu nowego rządu III Rzeszy.
Wyobraźmy sobie że po śmierci Hitlera, który prawdę mówiąc, był najlepszym „sojusznikiem” aliantów, poprzez swoje nieodpowiedzialne decyzje militarne – oczywiście w tym okresie, powstaje rzeczywiste kierownictwo wojskowe i przejmuje kierowanie operacjami militarnymi na frontach. Sytuacja aliantów prawdopodobnie znacznie się by pogorszyła i przysporzyła im znacznie więcej strat.
Reasumując:
nie wyobrażam sobie by dowódcy frontowi podporządkowali się spiskowcom,
wojna musiała by trwać dalej, ponieważ zgodnie z porozumieniami z Casablanki Niemcy musieli by bezwarunkowo skapitulować, a przecież tego spiskowcy nie planowali, chcieli walczyć dalej z tym że tylko na wschodzie,
nie była możliwa separatystyczna kapitulacja na zachodzie,
prawdopodobne wewnętrzne zamieszki i co z tym związane krwawe ich stłumienie, lecz to nie miało by wpływu na działania frontowe
brak możliwości wyłonienia nowego rządu, z którym by ktokolwiek chciał rozmawiać, a zarazem który by miał poparcie kół wojskowych,
nie było w III Rzeszy politycznej opozycji, na bazie której by mógł powstać nowy rząd, a z obecnym kierownictwem skompromitowanym zbrodniami i łamaniem prawa międzynarodowego nikt by nie rozmawiał,
Moim zdaniem była to zdrada wąskiej grupy osób, którym na myśli nie były Niemcy, lecz własne interesy. Amatorszczyzna, głupota, brak wyobraźni jak i odpowiedzialności. Pominę w tym momencie złamanie przysięgi wojskowej, która wszyscy składali dobrowolnie, mając na myśli swoje kariery, samo rozczarowanie nie jest wystarczająca motywacja do zdrady.
Rezultatem ich „zamachu”, było zwiększenie terroru, wprowadzenie do wojska oficerów NSFO, zaostrzenie i tak już drakońskich kar dla żołnierzy, całkowita utrata zaufania Hitlera do kierowniczej kadry dowódców – było kilka wyjątków, zwiększenie i tak już ogromnej władzy SS, desperacka walka do końca.
Śmierć, ewentualna, Hitlera, nie miała by wpływu na dalsza walkę, która musiała by i tak być prowadzona do końca. Nikt bowiem dobrowolnie nie poddałby się sądom alianckim i byłby gotów ponieść zasłużona karę.
Pozdrawiam.
Ps. Pisząc o Stauffenbergu, nie zapominaj że po wybuchu wojny z Rosją był on organizatorem oddziałów ochotniczych, tzw. wschodnich legionów składających się z kolaborantów.