wika
Znacie? Ogladacie?
Opowiesc o zlodziejaszku z podrzednej miesciny, ktory odkrywa karme i nawraca sie na dobra droge. Brzmi moze nieciekawie, ale jako prosta formula dla komediowego serialu sprawdza sie znakomicie. Z dowcipem bywa tu roznie. Czasem jest ciety, czasem inteligentny, czasem prostacki, czasem pikantny, czasem obrzydliwy, czesto - ku mojej prywatnej uciesze - politycznie niepoprawny. Zarty z Czarnych, Meksykancow, osob niepelnosprawnych psychicznie, kalek czy gejow, sa tu na porzadku dziennym. Czy mozna sie smiac z dziewczyny, ktora porusza sie skaczac na jednej nodze? Jasne, ze mozna, a tworcy takie gagi serwuja z zaskakujaca swoboda, bez skrepowania, choc zawsze w przyjacielsko-luzackim, niekrzywdzacym tonie, troche jak niegdys bracia Farrelly. W skorze tytulowego Earla znakomicie odnalazl sie Jason Lee, mnie jednak zawsze rozklada na lopatki przyglupawy brat glownego bohatera - Randy. Jako dodatkowy smaczek przewijaja sie przez serial znane twarze telewizyjne lub filmowe.
Long story short - zaraz po The Office w wersji amerykanskiej, moim zdaniem najlepszy obecnie serial komediowy.
Wlasnie obejrzalem pilota.
Swietna sprawa. Drugi odcinek w drodze. Jedyny minus to to, ze trwa tylko 25 minut. Przyzwyczailem sie za sprawa Losta, ze epizod trwa ponad 40 minut.
Oby utrzymal poziom dalej :)
Jedyny minus to to, ze trwa tylko 25 minut. Przyzwyczailem sie za sprawa Prison Breaka ze serial trwa godzine/odcinek.
Prison Break trwa około 40 min
Dobra cicho
My Name is Earl ma stanowczo za krotkie odcinki
20 minut to wlasciwie standard jesli chodzi o amerykanskie seriale komediowe.
Hitch mogę Ci tylko powiedzieć, że (w przeciwieństwie do Prison Break) im dalej tym lepiej :)
Genialny serial, poważnie. 3 sezon w drodze.
Przerzucilem dzisiaj 12 odcinkow. Wciagnelo mnie, nie powiem. Z humorem bywa roznie, ale serial trzyma klimat a to najwazniejsze. Choc czesciej chcialbym wybuchac smiechem a zarty moglyby byc czesciej nie-telewizijne (jak te z plonacymi kijami golfowymi, lub bojka z kolesiem majacym protezy trzech konczyn).
Ogolnie jest dobrze.
Crabman i tak najlepszy :)
Crabman jest świetny, ale koniec końców każdy z głównych bohaterów da się lubić - nawet Joy. Serial jest bardzo dobry, chociaż w drugim sezonie w środku jest lekki spadek formy to pod koniec jest znów kapitalnie, a końcówka... No, zaskakująca.
bojka z kolesiem majacym protezy trzech konczyn
W jakim sensie ta scena jest 'telewizyjna'? ;)
Swoja droga ten motyw rozpieprzyl mnie kompletnie. Absurdalny, przesadzony, niestosowny - smialem sie trzymajac za glowe. :)
tvp na jeisien zacznie emisje tego serialu. po opisie jakuza jestem troche pozytywnie zaskoczony. bede ogladac. bo juz dawno zadnego sitcomu nie widzialem.
No wlasnie ta scena nie jest telewizyjna
Chodzi mi o to, ze to zwykly serial telewizji publicznej i nie mozna w nim mocno przeklinac i pokazywac odwazniejszych zartow.
Ale ta scena wymiotla
Obejrzalem 16 odcinek i kurde. Karma mogla oszczedzic biednego Earla i pozwolic mu spotykac sie troche z ta profesorka
Odcinek 18. Tmothy Olyphant lepiej radzi sobie z rola wiesniaka idioty niz hakera terrorysty
Dzisiaj na TVP2 o 20:45, bodaj pierwszy odcinek ale glowy nie dam bo moze juz leciec od jakiegos czasu :)
W kazdym badz razie ja dopatrzylem dzisiaj dopiero.
Dokladnie, dzis, 20.45, program drugi. Amatorzy dobrych seriali komediowych - zasuwajcie przed telewizory. :)
Jakuzzi nie place ci za bycie moim echem :)
Srechem. ;) Z wieksza pewnoscia potwierdzam twoje niepewne oswiadczenie. ;)
Nowy My Name is (inmate) 28301-016 jest fajny. Zobaczymy jak Earl wydostanie się z więzienia, bo raczej nie będą go tam trzymać dłużej niż jeden sezon (a ma niby odsiedzieć dwa lata). No cóż. czekamy i zobaczymy.
Pierwszy odcinek trzeciego sezonu jest kapitalny :) To, co mnie cieszy w tym serialu, to zerowy spadek formy od czasu pierwszego sezonu. Twórcy mają kapitalne pomysły i kapitalne ich rozwinięcia. No to zobaczymy jak ten 3 sezon się rozwinie dalej, bo naprawdę jestem ciekaw.
Trzeci sezon poki co (3 odcinki) ciekawy i nie ma nic wtornego. Dobrze, ze tworcy nie wpadli na pomysl Wielkiego Zbiegu Okolicznosci i, ze Earl nie naprawia niczego ze swojej listy w pace. Oczywiscie byl jeden malutki wyjatek ale szybko to zlecialo. Wiadomo tez juz jak Earl bedzie skracal sobie wyrok (juz jest krotszy o 5 tygodni :))
Swietnie tez sparodiowana relacja naczelnik-ulubiony wiezien z Pirson Breaka. Oby wiecej zjechali Millera i jego kolesi :)
3 sezon jest faktycznie świetny. Szczególnie podobał mi się odcinek z tym początkiem który parodiował Prison Breaka.. Dwóch braci..
Wie ktoś kiedy pojawią się nowe odcinek? Ten 13 to prawdziwy Cliffhanger
Nie chcę formułować żadnych wniosków ani opinii, więc powiem tylko że nie wytrzymałem po kilkunastu minutach pierwszego odcinka.
Fragmenty dalszych odcinków na które trafiałem tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że dobrze zrobiłem wtedy zmieniając, nomen omen, kanał
To ja powtórzę jeszcze raz swoją wypowiedź z innego wątku: (która jak mniemam zainspirowała ciebie do odkurzenia tematu ; )
"No jak dla mnie, to Earl zaczął mocno słabować już od drugiego sezonu. Średnio zabawny, z dialogami pisanymi przez kogoś z małym polotem, męczący do tego schematyzmem i ogólnym brakiem pazura."
Zresztą, już przy pierwszym sezonie nie było powodów do wielkich zachwytów, ot, serialik do obejrzenia przy zupie
Za trzeci sezon się już nawet nie zabierałem, ale może jeszcze kiedyś po niego sięgnę... żeby mieć co oglądać przy zupie
Poniższy post wygląda tak, jak wygląda, ponieważ w założeniu miał być pierwszym postem nowego watku, ale okazało się, że wątek poświęcony serialowi już istnieje, a mi się już zmieniać wszystkiego nie chciało. Post został przeniesiony do właściwego tematu, niniejszym skreślam to z mojej listy...
Po skończeniu wszystkich odcinków "Scrubs" (spin-off odrzuciłem po dwóch epizodach) szukałem jakiegoś równie pozytywnego, lajtowego serialiku komediowego bazującego na podobnym humorze, z jakimiś fajnymi, charakterystycznymi postaciami, do których chciałoby się wracać. Po krótkiej analizie tematu, znalazłem serial "My name is Earl"...
Wszystko zaczyna się, gdy Earl (Jason Lee), drobny złodziejaszek, obibok i złośliwiec, który wiódł swoje pozbawione zasad moralnych życie, żyjąc kosztem innych, wygrywa 100.ooo dolarów na loterii. Podekscytowany wybiega ze sklepiku i - bach! - wpada pod samochód, tracąc przy tym szczęśliwy kupon. Leżąc w szpitalnym łóżku i oglądając telewizję trafia na program dotyczący karmy - wiecie, "każde zło wyrządzone w życiu wraca", bla-bla-bla... Earl doznaje olśnienia i postanawia zmienić swoje dotychczasowe życie - robi listę wszystkich niedobrych uczynków, jakie popełnił i jako cel stawia sobie naprawienie całego, wyrządzonego przez siebie zła.
Serial jest po prostu świetny! Generalnie opiera się na tym, że w każdym epizodzie Earl naprawia po jednym złym uczynku, ale często jest tak, że naprawienie czegoś, prowadzi do różnych sytuacji, z którymi główny bohater musi sobie jakoś poradzić. Czasem wynagrodzenie komuś krzywdy (a Earl upiera się, ze musi to zrobić za każdą cenę) prowadzi do większych kłopotów, niż materialny wymiar popełnionego uczynku, itp.
Gagi są wprost przezabawne. Poczciwość nowego Earla bywa często kontrastowana z tym, co porabiał w poprzednim życiu, a to prowadzi do kolejnych, prześmiesznych sytuacji. Niektóre z popełnionych uczynków są wprost absurdalnie przegięte, jak choćby kradzież nogi jednonogiej dziewczynie, upozorowanie własnej śmierci, żeby uciec słodkiej do bólu narzeczonej, zamelinowanie się z rodziną w supermarkecie po tym, jak wydawało im się, że wszyscy ludzie na planecie umarli w wyniku działania pluskwy millenijnej, etc.
Duża część humoru opiera się na charakterystycznych postaciach, pierwszo- i drugoplanowych. Earl to typowy chłopek-roztropek, człowiek prosty i myślący prostymi kategoriami Jego z lekka ociężały umysłowo brat Randy to wcielenie dobroci, a jego pojmowanie świata nieraz doprowadzało mnie do niekontrolowanych wybuchów śmiechu. Jest jeszcze Joy, była żonka Earla - konkretne ziółko, jakby żywcem wyjęta ze "Świata wg Bundych" - kłamie, kradnie, cudzołoży a kiedy trzeba potrafi pójść na pięści w ostry cats fight
Do tego dochodzi masa postaci drugoplanowych - jednooki listonosz, nawrócony psychopata (z twarzą Jezusa wytatuowaną na piersi), najbrzydsza prostytutka świata, nielegalna i piękna emigrantka z Meksyku, objęty ochroną świadków drugi mąż Joy, zwany "Faciem od Krabów" i masa, masa innych.
Ja obecnie jestem po drugim sezonie, zakończonym fajnym, mega-pozytywnym epizodem. Sezonów jest chyba ze cztery... Szkoda, bo w przeciwieństwie do "How I Met Your Mother" pomysł wyjściowy daje szersze pole do popisu.
Jeśli szukacie pozytywnej, niegłupiej i autentycznie zabawnej komedii w odcinkach - szczerze polcam Wam "My name is Earl" - kupa śmiechu i dobrej zabawy gwarantowana!
P.S. Na koniec, coby zachęcić - jak to ktoś tu powiedział, "tanim chwytem" - do oglądania serialu: poniżej Joy i Catalina w wersji deluxe
Mi drugi sezon podobał się bardziej od pierwszego. Szczególnie końcówka (Free Bird był czy coś źle kojarzę?).
Niestety gdzieś tak od 4 sezonu serial zaczął słabować, bo 3 jeszcze był w miarę ok (z wyjątkami). Po obejrzeniu 2 odcinków ostatniego sezonu zraziłem się i raczej do serialu nie powrócę. Niemniej jednak pierwsze 2 sezony uwielbiam, widziałem z 3 razy, świetna rzecz do zabrania na imprezę.
No, właśnie sprawdziłem, i okazało się, że epizod, który uważałem za ostatni w drugiej serii, wcale ostatnim nie jest. Mam na myśli odcinek, w którym Earl stara się o pozycję clerksa w sklepie AGD. Okazało się, ze jest jeszcze jeden, więc mam do nadrobienia, ale nie jest to "Free Bird" a "The Trial" i dotyczy chyba rozprawy Joy...
Są takie odcinki, jak "Our 'Cops' Is On!" (Mimi z Drew Carrey Show, jako policjantka)
Parodie Cops (zwlaszcza ta pierwsza) naleza do jednych z najlepszych odcinkow serialu. Do tej pory pamietam kapitalny, absurdalny tekst policjantki, ktora patrolujac ulice miasta dzielila sie z widzami swoimi przemysleniami: Bylam w Nowym Jorku jedenastego wrzesnia. Co prawda nie w 2001r., tylko wczesniej, ale wciaz, dziwne uczucie...
Fakt, ze niektóre gagi to niższe strefy niepoprawności kloacznej, ale najlepsze gagi i tak należą do Randy'ego. Rozłożył mnie na łopatki motyw ze "znikającymi rybkami", kiedy chłopaki zajumali laptopa
Hehe, Bezcelowy, Free Bird to utwór który kończy sezon z tego co pamiętam ; )
Top 50 piosenek ever.
No, muzyka to zupełnie osobna kwestia w "...Earlu". To dodatkowy czynnik, za który polubiłem Earla i spółkę. Raz, że mam podobny do nich gust, a dwa, że kawałki pobrzmiewające w tle są zarąbiście dobrze dobrane. Mistrzostwo to było dla mnie "Hold on Tight" ELO, w końcówce ostatniego odcinka sezonu 1. Chociaż takie przykłady można mnożyć...
Przypomnij mi. Pierwszy raz pojawił się w epizodzie gdzie Earl starał się naprawić to że przez kilka lat nabijał się z akcentów? Świetna sprawa. Eartsky, Beartsky Fart und Chertsky : ))
Potem był epizod, kiedy Earl stara się zrekompensować krzywdę wyrzuconemu z zespołu "wokaliście", a w efekcie musi się ożenić z matką Ralpha Tam dopiero były chore klimaty W ogóle Earl ma pecha do kobiet, w przeciwieństwie do takiego, chociażby Randy'ego.
Szczególnie końcówka (Free Bird był czy coś źle kojarzę?).
Jednak nie "Free Bird", ale "House Of Rising Sun". Też ładnie
Jednak nie "Free Bird", ale "House Of Rising Sun". Też ładnie
Ok. Free Bird 2x20 : )
Sezon 3 - jak do tej pory - wymiata. Chociaż trochę stracił impet, po zapadnięciu Earla w śpiączkę (i ten motyw z umieszczeniem go w mentalnym sit-comie z lat 70 trochę smutny) - to sam odcinek 14, kiedy wiozą go do szpitala przezabawny! Kurcze dawno się tak dobrze nie bawiłem na komedii - moment, w którym Joy wypada z karetki - klasyka!
Skończyłem oglądać serial. Czwarty sezon okazał się bardzo nierówny, a pomysły na niektóre odcinki strasznie naciągane i niekiedy przekombinowane. Jest to sezon zdecydowanie najsłabszy i trochę mało spójny a kilka odcinków sprawiało wrażenie na siłę sklejonych skeczy, nierzadko niskiego poziomu. Nic dziwnego, że serial stracił na oglądalności po tej serii.
Od drugiej połowy serii 4 jest już trochę lepiej, chociaż pomysły nadal przegięte, jak choćby ten w epizodzie "Pinky". Tak czy owak, pośmiac się nadal było z czego, nawet w tych słabszych odcinkach. Końcówka sezonu bardzo fajna, a podwójny odcinek w stylu kryminalnych dokumentów z Discovery świetny (chociaż do tych epizodów a'la "Cops" mu daleko).
Szkoda, że na tym się skończyło, bo chociaż cliffhanger cienki, to z przyjemnością obejrzałbym jeszcze kilka(-naście? dziesiąt?) odcinków "...Earla". Przyzwyczaiłem się do tych bohaterów i humor, mimo wzlotów i upadków jego poziomu, przypadł mi do gustu.
W internecie pojawiła się petycja - http://www.petitionspot.c...ewMyNameIsEarl/ - można klikać, chociaż wątpię, żeby to cokolwiek pomogło.
Generalnie chwile spędzone z serialem uważam za nad wyraz udane, a serial jest jedną z najśmieszniejszych komedii, jakie w życiu widziałem. Wszystkim, którzy jeszcze nie widzieli polecam!