wika
20 października bieżącego roku wytwórnia Columbia Records wydała 15 studyjny album legendarnej hard rockowej australijskiej grupy AC/DC.
Na krążku tym znalazło się 15 kompozycji o których mogę powiedzieć tylko,tyle i zarazem AŻ tyle, że:
- jeden utwór jest lepszy od drugiego!....
Najważniejszymi aspektami tego z pewnością dużego wydarzenia dla fanów tej grupy, do których i ja zaliczam się niezmiennie od wielu lat jest to, że w brzmieniu AC/DC nic się nie zmieniło, a jego członkowie pokazali na tej płycie, że wiek i lata, które mają poza sobą w niczym im nie przeszkodziły, a nawet wręcz przeciwnie.
Główny bohater ich przedstawień na scenach koncertowych, Angus Joung jest w znakomitej kondycji zarówno muzycznej, jak i fizycznej, a pozostali członkowie zespołu właściwie w niczym mu nie ustępują.
Słowem mówiąc - nowa płyta AC/DC, to naprawdę solidny kawał starego znakomitego hard rocka w pełnym tych słów znaczeniu.
Po ośmiu latach przerwy zespół zebrał się bodaj w swoim najlepszym składzie:
Angus Young - gitara prowadząca
Malcolm Young - gitara rytmiczna
Brian Johnson - śpiew
Phil Rudd - perkusja
Cliff Williams - gitara basowa
Co mnie cieszy jeszcze oprócz zawartej na płycie "Black Ice" muzyce?...
Ano to, że wrócili do zespołu dwaj znakomici muzycy: basista - Cliff Williams i perkusista - Phil Rudd, i również to, że głos Briana Johnsona należycie się "podreperował" - a już się o niego martwiłem przy poprzedniej płycie.
Co smuci?....zapewne niepowetowany brak współzałożyciela AC/DC, Boniego Scotta, który już niestety nigdy nie zaśpiewa.
Ale pozostały przecież po nim owe nieśmiertelne dzieła muzyki rockowej, którą pomagał tworzyć, a między nimi takie perełki jak:
- Down Payment Blues - Dog Eat Dog - Dirty Deeds Done Dirt Cheap - If You Want Blood - Overdose, czy Ride On....posłuchajcie kiedyś.
A wszystkich fanów zespołu AC/DC wraz z jego niepowtarzalnym Angusem Joungiem zapraszam do słuchania najnowszej ich płyty pt. "Black Ice".
Cóż, temat może trochę stary, ale myślę, że aktualny (trzeba rozruszać te forum :D). Płyta jest boska, kupiłem ją w kilka dni po premierze i w ogóle nie żałuję pieniędzy. AC/DC udowodniło, że nic nie straciło na swojej dawnej świetności i umie grać doskonałego hard rocka.
Mnie na tej płycie cieszy również bardzo wokalista Brian Johnson, który nie tylko dorósł wokalnie, ale też wrócił do swoich najlepszych początków.
Kiedy usłyszałem go na pierwszej płycie pt. "Back in Black" z (1980r.), nagranej z AC/DC po śmierci nieodżałowanego wokalisty tej grupy Ronalda Belforda "Bon" Scotta, byłem nim zachwycony.
Jego niezwykle mocny, lekko ochrypły i krzykliwy głos wyznaczał jakby nowe drogi dla AC/DC.
Potem było już tylko gorzej...no, może oprócz płyty " The Razor's Edge" z (1990r.)
Z czasem muzyka AC/DC jakby się skomercjalizowała, a wrzaski Johnsona stały się nie do zniesienia już po przesłuchaniu 2-3 utworów.
Minął spory okres czasu, a AC/DC powróciło wraz ze swoją nową płytą w glorii swojej dawnej świetności.
Mam nadzieję, że to dopiero przedsmak tego, co bracia Yougowie mają nam do zaproponowania.
Pozdrawiam.