wika
Podzielę się z wami myślą, która pewnie was tyle obchodzi co nic, ale może kogoś zainteresuje.
Otóż forum KMF zaczęło mnie cholernie nudzić.
Zresztą nie tylko forum - ogólnie śledzenie newsów filmowych i dzielenie się spostrzeżeniami o filmach. Stało się tak przede wszystkim dlatego, że spośród obecnie produkowanych filmów góra 5% nadaje się do oglądania. Sytuacja z weekendu: chcemy z żoną iść do kina, przeglądamy repertuar co większych kin na Śląsku. I co? NIC. Zero, nul, żadnego filmu który by nas zainteresował. Efekt: trzeba wrzucić DVD Siedem i bawić się sto razy lepiej niż na nowym megahicie z wytwórni Baya, przypominającym 10 poprzednich megahitów. Ale ile można na forum pisać o starych filmach, które każdy widział 500 razy?
Drugi powód znudzenia forum: jego, hm, zmiana. Kiedy miejscówka do dyskusji o filmach żyje wątkiem o wyższości facetów nad kobietami, coś jest nie tak. A z drugiej strony mamy zastój - wychodzi nowy film, pada info, zestaw forumowiczów A się ekscytuje, zestaw B narzeka bo wybrano nie tego aktora którego by chcieli, są kłótnie do czasu premiery, pojawia się parę recenzji, wszyscy zapominają o filmie (poważnie, pamięta ktoś jeszcze np. Deja Vu, Indiana Jones 4, Transformers, Zodiak, Bendżamina Batona?). Kiedy film, na dyskusje o którym poświęciłem sporo czasu, okazuje się tak nijaki, że nie pamiętam o nim po tygodniu, mam ochotę wydrzeć jego producentom z gardła wszystkie stracone chwile. Doszedłem do wniosku, że nie warto zajmować się filmami, których jeszcze nie ma. Pojawią się - obejrzę, zdecyduję czy warto o nim coś powiedzieć.
Bo niestety kryzys nie jest tylko domeną współczesnej gospodarki. Kryzys dopadł świat filmowy. To przez kryzys taki film jak D9, który jeszcze z 10 lat temu uznałbym za bardzo fajny, ale nie wyjątkowy, dziś uważam za wybitny. I to przez kryzys zaglądam tu już tylko w zasadzie z przyzwyczajenia - bo robiłem to przez wiele lat - niż z chęci wzięcia udziału w dyskusji czy poznania zdania innych osób.
A na wieści o rimejku Drużyny A mnie skręca. Bo wiem, że potem zrimejkują MacGyvera, potem Magnum, potem cholera wie co. Tylko w jakim celu, skoro można po prostu obejrzeć jeden z kilkuset odcinków tych seriali.
Tyle.
Za wiele odkrywczego nie napisałeś. Chyba każdy szanujący się kinoman wie że najlepsze filmy już były, gdyż wszystko może się wyczerpać a tak jest z filmami, zasadniczo nie ma filmów bez powtórzeń wszystko już było, no dobra bywają jakieś nowe hybrydy (np. D9) ale to jest już proces udziwniania filmów, to jak z "Memento" film gdyby nie udziwniona forma byłby średni, tak samo jak i "Pulp fiction" czy filmy Inarritu.
Druga sprawa rozwój techniki, dzisiejsze kino akcji nigdy nie dorówna temu z lat 80. bo tamte filmy mają swój surowy klimat poprzez tą niedoskonałość obrazu. Dla mnie to podstawowy powód dla którego dzisiejsze filmy są tak szybko zapominane, nie ma w nich filmowej duszy.
No i fakt ślepej uliczki finansowej, producenci chcą więcej kasy to robią chłam masowy, bo po co ryzykować pieniądza na coś ambitniejszego? Czytałem ostatnio że hollywoodzkie filmy z budźetem do 80 mln (czyli te powiedzmy amerykańskie tanie filmy ) zwracają sie gorzej niż filmy za 100 mln i więcej. Co to oznacza nie trzeba chyba pisać...
Dodać do tej finansowej karuzeli należy też granie na ludzkich sentymentach i remejki wszystkiego co było kiedyś kultowe, żerowanie na tzw. fanach i robienie entych sequeli. A obecna moda to kino 3D, które w moim odczuciu jest kompletnie dziecinną drogą i odziera kino z kina. Robi się pieprzona gadżeciarnia dla dzieciaków.
Co do dyskusji filmowej na forum to po 6000 postów rzeczywiście może to się przejeść
Military ma dużo racji, ale to nie jest jakiś niepokojący znak czasów, tylko reguła obecna w życiu każdego człowieka. Co do forum to nie wgryzam się - ja się tu wciąż nieźle bawię. Ale co do filmów...
Ja mam w zasadzie podobnie: do kina chodze od kilku lat z przyzwyczajenia bardziej niż z pasji. Filmy mnie w większości nudzą niż bawią, kilka razy do roku jednak trafiam na "to" i wtedy wiem że wciaż warto, choćby po to żeby to 7/10 postawić.
Ot, taka przypadłość człowieka, który widział tysiące filmów i był w kinie pewnie z kilka tysięcy razy, wszystko może się przejeść jeśli jest dawkowane bez umiaru. Jakie rozwiązanie?
Wódka!
Oczywiście żartuję, ale ja ostatnio regularnie wybieram alkoholizowanie się miast wizyty w kinie. I jakośmi tych nieobejrzanych filmów nie żal wcale.
Wnioski?
Who cares!
No na to wygląda, że widzieliście za dużo w życiu(czytaj: starzejecie się ), bo ja co chwilę kończę oglądać jakiś film ze szczerą satysfakcją i myślą: "kurde, a ja myślałem, że wszystko co dobre to już widziałem i teraz tylko odgrzewane kotlety mi zostały". Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że teraz czasy są takie jak były 10, 20 i 30 lat temu, bo powiedz Military, czy w latach 80. w każdy jeden weekend był w kinie warty obejrzenia film(oczywiście w uk albo usa, bo u nas to pewnie raz do roku rzucili czymś fajnym)?
Military pewnie tęskni za arcydziełami ze Schwarcenegerem, Stallonem i Norrisem w rolach głównych ^^
Ja się podpiszę pod tym co napisał simek, dla mnie filmy są nadal zbyt ważną częścią życia coby się nimi nudzić. Choć to pewnie kwestia mojego młodego wieku vs. waszego dojrzałego
ale to jest już proces udziwniania filmów, to jak z "Memento" film gdyby nie udziwniona forma byłby średni
To jest akurat bzdura do kwadratu. Forma Memento wpływa na percepcję, jednak najważniejsza jest historia nakręcającej się spirali gniewu i wstydu. No i bezbłędne aktorstwo, o tym też warto pamiętać. Czyli: opowieść. A forma jest jedynie jej częścią.
"Pulp fiction"
Pulp fiction bez pokręconej chronologii byłoby bez sensu, bo tu akurat nie opowieść się liczy, a coś zupełnie innego
pewne rzeczy nie mogą się sprzykrzyć. np. smak świeżego chleba prosto z piekarni. jeśli o mnie chodzi, to kino, piłka nożna, robienie pompek i parę innych drobiazgów:) nigdy mi się nie znudzą. a jak mi się znudzą, to znak, że pora se w łeb j****ć.
a military wg mojej fachowej oceny przechodzi kryzys, występujący zazwyczaj między 25 a 30 rokiem życia. 1/3 żywota ma już za sobą i zachciało mu się podumać. co więcej, uważam, iż pisał tego posta będąc w stanie wskazującym:)
no dokładnie, nie samym filmem człowiek żyje Jednak w związku z marazmem filmowym pojawiają się dwa kłopoty: 1) czy jesteś gotów przeprowadzać eksperymenty na własnym guście i co za tym idzie 2) czy chcesz do oglądania używać tylko kina?(jeśli tak, to rzeczywiście w mainstreamie rzadko coś zajebistego się zdarza, a już na pewno rzadziej niż w pewnych darmowych sklepach, których półki są nieskończenie długie). No stare kino, znaczy się klasyka. Obejrzałeś całe top250 wg IMDb? Znasz wszystkich reżyserów z rankingu o najlepszych, który na KMF był jakiś czas temu? No właśnie. filmów dobrych jest naprawdę na tyle spora ilość, że może nie starczyć czasu na ich obejrzenie. U mnie lista lektur obowiązkowych liczy już pewnie kilkaset tytułów i wciąż rośnie
Poza tym - seriale tv. W ostatnich latach przeszły prawdziwą rewolucję. I nie są żadnymi popłuczynami po filmach fabularnych - w pewnych gatunkach one je wyprzedzają o kilka długości (produkcje HBO), więc z braku tradycyjnego laku...
Ale to oczywiste oczywistości.
Nie wiem gdzie wyczytaliście, że nudzą mnie filmy.:) Ciągle codziennie coś oglądam, tylko że z NOWYCH filmów nie ma nic do oglądania. Czekam na Moon, chcę obejrzeć w najbliższym czasie ostatnie filmy Scotta - ale w zapowiedziach zasadniczo nie widzę nic dla siebie. Rimejki, kiczowate horrory, kino efekciarskie - i tak w kółko. Dobija mnie to.
[ Dodano: Sro Paź 28, 2009 07:12 ]
Skoro Cię Heat nudziło, to na tym odpadniesz po pięciu minutach Ja na szczęście nie mam problemu pt. "co obejrzeć". Koło biurka mam stos płyt dvd, na półce drugi - i wszystko to klasyka, lektura obowiązkowa i "must see". Żebym kurna tylko czas miał...
jesus maria, eksperymentowanie ze Stalkerem nie może nie skończyć się zawałem
jeśli chodzi o nowości kinowe, to jest mizernie w holiłudzie, ale i to tylko tyczy niektórych gatunków, mód i trendów. reszta świata, włącznie z resztą Ameryki, tak mizerna nie jest.
A z drugiej strony mamy zastój - wychodzi nowy film, pada info, zestaw forumowiczów A się ekscytuje, zestaw B narzeka bo wybrano nie tego aktora którego by chcieli, są kłótnie do czasu premiery, pojawia się parę recenzji, wszyscy zapominają o filmie (poważnie, pamięta ktoś jeszcze np. Deja Vu, Indiana Jones 4, Transformers, Zodiak, Bendżamina Batona?). Kiedy film, na dyskusje o którym poświęciłem sporo czasu, okazuje się tak nijaki, że nie pamiętam o nim po tygodniu, mam ochotę wydrzeć jego producentom z gardła wszystkie stracone chwile.
IJ 4 i TSy? Źle dobrane tytuły. ; ) A o Zodiaku i Bendżaminie ja ciągle pamiętam, kurcze - oba filmy mają dość obszerne tematy i wzbudziły naprawdę żywą dyskusję. Ale czy nie zawsze tak było? Że wychodzi masa śmiecia i nagle trafia się coś co sprawia że forumowicze w ciągu jednego wieczoru są w stanie zapełnić 10 stron postami? Do dzisiaj pamiętam jaką frajdę dał mi topik o NCFOM czy There Will be Blood. Z nowszych produkcji to chyba Public Enemies, wróciłem z kina i z 3 godziny miałem temat otwarty w zakładkach.
I jak pisze des, w mainstreamie trudno faktycznie znaleźć często perełki. Ale popatrz na topik o The Chaser, w kilka osób udało się nastukać kilka stron naprawdę (chyba : )) merytorycznych postów.
To jest akurat bzdura do kwadratu. Forma Memento wpływa na percepcję, jednak najważniejsza jest historia nakręcającej się spirali gniewu i wstydu. No i bezbłędne aktorstwo, o tym też warto pamiętać. Czyli: opowieść. A forma jest jedynie jej częścią.
To popytaj ludzi z czego znane jest "Memento"? Czy ktoś zarzuci ci treść, nie, powie że to ten dziwny film co idzie od tyłu...Chodzi mi o to że filmy są specjalnie udziwniane w formie, a treść bywa już dyskusyjna. Czy "Dystrykt 9" gdyby nie forma paradokumentalna uznany by był za tak interesujący? Też nie. Ale dodano ten element i jest coś świeższego. To samo w przypadku "Blair Witch Project" czy teraz "Paranormal Activity" to filmy z udziwnioną formą i dlatego ludzie uznają to za interesujące. Taka prawda że teraz żeby zrobić coś świeżego trzeba zrobić jakąś hybrydę, ponieważ wszystko już w pewien sposób było.
a jeszcze D9, Basterdsi, Antychryst, kupa innych. Już tak mam, że widzę szklankę do połowy pełną i jest o czym i z kim dyskutować. A może nie mam racji?
Chodzi mi o to że filmy są specjalnie udziwniane w formie, a treść bywa już dyskusyjna.
No ale w przypadku "Mement" forma jest integralną częścią treści, choć nie brzmi to może zbyt dobrze. Forma, czyli w tym wypadku sposób odkrywania fabuły jest jedyną metoda na dobitne przekazanie pewnej ponurej ale bardzo okrywczej jak dla mnie prawdy o ludzkiej psychice. Nie wyobrażam sobie, żeby to pokazać inaczej. Byłaby strata.
Coś wam powiem, o! ;) Mnie kino jak na razie nie nudzi. Traktuje je jako czystą rozrywkę. Tak naprawdę filmem/kinem poważnie zainteresowałam się parę lat temu (na przełomie lat 2002/2003) dzięki KMF właśnie. Wcześniej oczywiście oglądałam filmy ale zupełnie mnie nie interesowało to kto był reżyserem takiego Aliena czy Blade Runnera i jaki miał dorobek artystyczny. Oglądałam filmy dla samej frajdy i nie wnikałam w to kim jest James Cameron czy inny Almodóvar. Dopiero jak kiedyś w TV obejrzałam film Alive zaczęłam poszukiwać w necie informacji o ludziach, którzy uczestniczyli w tej katastrofie. Tak trafiłam na stronę KMF. Wracałam na stronę codziennie czytając analizy, recenzje o filmach, o których nawet nigdy nie słyszałam. Ludzie, którzy stworzyli KMF zarazili mnie swoją pasją. Dopiero od tego momentu poważniej podeszłam do tematu kina. ;) Zaczęłam nadrabiać zaległości, czytać biografie reżyserów, aktorów, poszerzać swoją wiedzę. Nie zamykam się na żadne gatunki filmowe - staram się oglądać każdy głośniejszy film wchodzący do kin oraz nadrabiam zaległości w klasyce. Dziś mogę jednak stwierdzić, że moim ulubionym okresem w kinie jest kino lat 80. Jak mam do wyboru - nowość kinową czy film z lat 80, którego jeszcze nie widziałam to zawsze na pierwszym miejscu jest ten drugi. ;)
Tak wiem, nikogo to nie interesuje - ale samo się napisało. ;)
Ja mam co jakiś czas okres totalnego znudzenia filmem, a raczej nie mam ochoty nic oglądać, ale nie przestaję czytać, bo to nigdy mi się nie nudzi. A potem ta filmowa depresja mija i najchętniej oglądałbym 6 filmów dziennie i to z rzędu, więc wszystko w normie
Ale coś w tym jest, że jakoś tak milej jest sobie coś przypomnieć niż obejrzeć nowość. Ostatnio podczas choroby zrobiłem sobie powtórkę Parku Jurajskiego i to był najlepszy seans od bardzo dawna.
Tak wiem, nikogo to nie interesuje
Bo banalnie to napisałaś.
Trzeba było rzucić kilka bluzgów i pojechać po mniejszościach, wówczas byłby odzew.
ale w zapowiedziach zasadniczo nie widzę nic dla siebie. Rimejki, kiczowate horrory, kino efekciarskie - i tak w kółko. Dobija mnie to.
oglądaj seriale. gdyby nie seriale, już dawno przerzuciłbym się na afabularną twórczość pornograficzną w formacie mov, mp4 ewentualnie flv:)
z ręką na kroczu - ile seriali widziałeś z poniższej listy?
The Wire
The Shield
Generation Kill
Carnivale
In Treatment
Six Feet Under
Rome
Deadwood
John Adams
Oz
The Sopranos
Band of Brothers
Damages
Dead Set
Lost
obstawiam, że w porywach dwa-trzy. a to wbrew pozorom długa lista i duuużo oglądania.
Mental, dodaj do listy Angles in America
Jasne, że strata, co nie znaczy, że historia Leonarda opowiedziana chronologicznie byłaby badziewiem.
Zapewne nie, choć znając Nolana, to uciekłoby mu to gdzieś tak w banał. A tak wyszło z filmu mniej więcej, że odsłaniając historię w nietypowy sposób dowiadujemy się sami o sobie czegoś niespodziewanego. Czyż nie?
I "Memento" jest jednczoeśnie takim przykładem, że dziś trzeba szalenie się nakombinować, żeby zabłysnąć oryginalnością. Można to robić własnie tak, można jak Luhrman w "Moulin Rouge!" rozpuścić wodze fantazji i ubrać formę we wściekłe kolory, ruch i montaż, mozna wreszcie przykładając kamerę milimetry od fabuły analizować istotę powszechnego zła w ludzkim życiu, jak to zrobił Fincher w "Zodiac". Można, tylko że jest coraz trudniej. Więc siłą reczy odsetek banały w kinie rośnie. Bo wszystko było.
Mental, dodaj do listy Angles in America
I Firefly na dowód, że sci-fi nie umiera :]
Noo, Firefly powstało ładnych parę lat temu.
Ale to był inny Nolan!
No fakt, nie był sławny to się musiał starać. Mimo tego mam wątpliwości, czy dałby radę z takim materiałem konwencjonalnymi metodami wycisnąć zbyt wiele. TO fajny rzemieślnik, ale chyba tylko tyle póki co.
Oglądam seriale - skończyłem 1 sezon Galactiki (i dalej nie zamierzam tego ciągnąć, strata czasu), szprycuję się świetnym The Office, niedługo zabiorę się za kończenie Deadwood, Dead Set znam bardzo dobrze, a do tego czekam na Pacific. Seriale to w tej chwili najlepsze, co media wizualne mają do zaoferowania.:)
no właśnie. i jest tego na tyle dużo - i tyle duzo co najmniej dobrego - że jestem zmuszony do dobierania sobie filmów nie na zasadzie zaliczenia "jak leci", ale całkiem świadomie, czyli tylko to, na co nie szkoda mi czasu i to jest całkiem skuteczna metoda radzenia sobie z kryzysem kinowym ostatnio.
Oglądam seriale
jak na moje coś kiepsko oglądasz, a przynajmniej konsekwentnie unikasz tych najlepszych:)
Mnie nie obchodzi to, co "ludzie myślą"
Mnie też...ale chodzi o odbiór globalny, dużo większa ilość osób które go widziały, pamięta tylko z uwagi na odwróconą chronologię.
Pokaż mi takową recenzję. Wszędzie każdy podkreśla ten element jako "świeży".
Jaką recenzję? Ja mówię o sobie.
Tu masz recenzję, w kórej nic o tym nie piszą
http://gpunkt.pl/content/...miesna_nadzieja
Jaką recenzję? Ja mówię o sobie.
Ale dyskusja chyba dotyczy globalnej sytuacji kina A dla mnie kino ma teraz tylko możliwość remekowania, sequelowania, rebootowania czy ubierania filmu w zmyślne formy przekazu. Ponieważ wszystko już było, jak nie w filmach to w książkach, komiksach, sztukach teatralnych...
Nadmieniam że nie krytykuję wymienianych filmów, jedynie pokazuje trend.
Co do seriali to z listy Mentala, nie widziałem wogóle 3/4 z nich a z reszty widziałem kilka odcinków...i kompletnie mnie nie ruszają o "LOST" mam zdanie jak o Pokemonach, wymyślony jest dla śliniących się fanów, którzy jarają się tymi nawiązaniami, powiązaniami, rozwiązaniami i ogólnie tą pętlą niedorzeczności. Rzym jest mi obojętny, nie widzę w nim nic interesującego,od telenowela w czasach rzymskich, możei to dla historyków jest dobre ale mnie nie fascynuje...Zasadniczo seriale które oglądam mają jakichś charyzmatycznych bohaterów (ostatnio tylko House i Californication), a wymienione przez Mentala to mnogość wątków,postaci, miejsc, wydarzeń czyli coś co nadmiernie zajmuje i tworzy syndrom "fana" nakręcanie się bo w 4 odcinku 1 serii on spotkał tego i tamtego czy był tam i tu. Ale jazda...
Co prawda ze stylem oglądania większości użytkowników, ściąganie całych serii i oglądanie hurtowe kilkunastu seriali to zupełnie zaprzecza idei serialowości ale cóż takie czasy z pod znaku torrenta...
Dodam że to też znak czasów "krwiożerczych producentów", wyciskanie większej kasy z robienia seriali niż filmów kinowych, w końcu to też pewien sposób sequelowania ale usankcjonowany
a wymienione przez Mentala to mnogość wątków,postaci, miejsc, wydarzeń czyli coś co nadmiernie zajmuje i tworzy syndrom "fana" nakręcanie się bo w 4 odcinku 1 serii on spotkał tego i tamtego czy był tam i tu. Ale jazda...
Odleciałem. Banda śliniących się gików analizujących In Treatment? No nie. xD
Widzę że trzeba szalenie precyzyjnie się wypowiadać bo stańczyków z diabolicznym uśmiechem nie brakuje...Primo nie wiem co to za serial gdyż jest w tej grupie nieznanych, secundo ile jeszcze wynalazł kolega Glut seriali z jednym głównym bohaterem, to pośmiejemy się dalej? Inna sprawa że na pewno są ludzie którzy i taki serial analizują...
ile jeszcze wynalazł kolega Glut seriali z jednym głównym bohaterem, to pośmiejemy się dalej?
"Kojak", "Columbo", "Banaczek", "Knight Rider", "Magnum P.M.", "McGyver"...
Chcesz więcej?
LOST faktycznie ma grupę, bądź co bądź, dość irytującego gikostwa, które się wokół niego gromadzi. Ale serial nadaje się również znakomicie do oglądania bez owego "syndromu fana". Natomiast reszta z listy Mentala .... naprawdę nie wiem jak mogłeś wpaść na pomysł że któryś z nich ma grupę fanów, którzy
"Kojak", "Columbo", "Banaczek", "Knight Rider", "Magnum P.M.", "McGyver"...
Chcesz więcej?
Widzisz je na liście zapodanej przez Mentala w tym temacie?? No chyba że to wynik funkcji ignoruj...
wymienione przez Mentala to mnogość wątków,postaci, miejsc, wydarzeń czyli coś co nadmiernie zajmuje i tworzy syndrom "fana" nakręcanie się bo w 4 odcinku 1 serii on spotkał tego i tamtego czy był tam i tu. Ale jazda...
ke? to cechy seriali w ogóle, a gdybyś dodał do tego znakomitą realizację, wyśmienite aktorstwo, precyzyjny scenariusz pozbawiony banałów... Takie produkcje bardziej pobudzają intelektualnie niż większość fabuł. Źle?
"Magnum P.M."
To jakaś nowa seria? Ja widziałem "Magnum P.I." tylko :)
Trudniej jarać się "Dr Housem" niż "Rodziną Soprano"??
Nie mam pojęcia, ja się po prostu pytam jakie jest powiązanie pomiędzy ilością bohaterów, wielowątkowością, tym że serial jest zajmujący a twoimi kryteriami oceny.
hmm...ten temat ma wielką szansę, aby stać się lepszym usypiaczem od Homofobii
"Ignoruj", je t'aime
Zazdroszczę.
Zadarza się i tak.
Udało się jestem sławny. Tyle dowcipów, tyle z założenia kąśliwych uwag a wystarczyło tylko napisać jak nie znoszę seriali i stałem się gwiazdą, nawet Shoutboxa Dostałem się nawet do grupy ignorowanych, jak będę na liście "7-8 osób zatruwających forum" to chyba się rozpłynę...
Wszystkie komentarze podsumuje tak, nie znoszę seriali ponieważ z zasady nie wiedzą kiedy się skończyć...A lubię Housa i Californication bo główni bohaterowie są strasznymi skurw...ami. Na resztę szkoda życia...
Trzeba było tak odrazu, nie traciłbym czasu na szukanie sensu w twoich postach.
Ale jakie to budujące jak wielkich fanów mają te zmyślne seriale na forum.
Jasne, nie widziałem połowy z nich z jestem ich fanem. Z mojej strony EOT.
Sonny - takie pytanie. Jaki masz cel w jechaniu po fanach seriali? Irytuje cię że inni zachwycają się czymś co uważasz za głupie?
Celu brak. Zwyczajnie napisałem posta w którym wyraziłem swoja dezaprobatę do seriali, kolega Glut, raczył wyciągnąć z wypowiedzi jedną linijkę. Następnie zadziałał odruch bezwarunkowej obrony zdania które zasadniczo nie mam i samo się nakręciło.
Zasadniczo seriale które oglądam mają jakichś charyzmatycznych bohaterów (ostatnio tylko House i Californication), a wymienione przez Mentala to mnogość wątków,postaci, miejsc, wydarzeń czyli coś co nadmiernie zajmuje i tworzy syndrom "fana" nakręcanie się bo w 4 odcinku 1 serii on spotkał tego i tamtego czy był tam i tu. Ale jazda...
Co prawda ze stylem oglądania większości użytkowników, ściąganie całych serii i oglądanie hurtowe kilkunastu seriali to zupełnie zaprzecza idei serialowości ale cóż takie czasy z pod znaku torrenta...
Dodam że to też znak czasów "krwiożerczych producentów", wyciskanie większej kasy z robienia seriali niż filmów kinowych, w końcu to też pewien sposób sequelowania ale usankcjonowany
Tak wyglądała wypowiedź którą chciałem przekazać że seriale są dla mnie niczym interesującym ale trzeba było to napisać prościej
nie znoszę seriali ponieważ z zasady nie wiedzą kiedy się skończyć...A lubię Housa i Californication bo główni bohaterowie są strasznymi skurw...ami. Na resztę szkoda życia...
Nauczka na przyszłość maksimum przesłania w minimum treści.
nie znoszę seriali ponieważ z zasady nie wiedzą kiedy się skończyć..
z zasady wiedzą właśnie. te najlepsze doskonale wiedzą.
Nieprawda. Archiwum ma o dwa sezony za dużo, z których jeden jest słaby, a drugi beznadziejny. A mimo to jest serialem genialnym - niedoskonałym, ale genialnym:)
A co do Californication, to sorry, ale Hank nie jest skurwysynem, tylko facetem niespecjalnie dojrzałym. Niepoprawnym romantykiem, któremu daleko do cynizmu i wyrachowania. Raczej gówniarz niż skurwysyn.
A lubię Housa i Californication bo główni bohaterowie są strasznymi skurw...ami. Na resztę szkoda życia...
Obejrzyj The Shield - zredefiniujesz sobie pojecie "skurwysyństwa".
Nieprawda. Archiwum ma o dwa sezony za dużo, z których jeden jest słaby, a drugi beznadziejny. A mimo to jest serialem genialnym - niedoskonałym, ale genialnym:)
ale The Wire, Six Feet Under, Angels in America, Band of Brothers, Soprano... to dzieła skończone, skrojone idealnie, w tym co najmniej dwa w swojej klasie - doskonałe
"Angels in America" to akurat inny przypadek to serial którego zakończenie było znane od samego początku jego tworzenia. Mini-seriali nie mieszajmy z serialami sezonowymi.
A co do Californication, to sorry, ale Hank nie jest skurwysynem, tylko facetem niespecjalnie dojrzałym. Niepoprawnym romantykiem, któremu daleko do cynizmu i wyrachowania. Raczej gówniarz niż skurwysyn.
No jak to!? Hank to przecież mega totalny skurw*el, jak Dr. House. :))
W ogóle fajny temat. Razem z tematem o Star Wars w 3D powinien zasilić jakiś nowy dział - mam nawet propozycję jego nazwy: Śmietnik.
W ogóle fajny temat. Razem z tematem o Star Wars w 3D powinien zasilić jakiś nowy dział - mam nawet propozycję jego nazwy: Śmietnik.
popieram Crova. Szczególnie temat o SW bo ten jakby wywalić posty o serialach to ujdzie.
Zauważam że kolega Crov, wielbi podłączanie się do tematów jako pozorny głos rozsądku, w swoim podrabialnym zabawnym stylu...
Dlaczego temat który wg kolegi Crova jest zły w ogóle raczy się jego postami?
Oj proszę, nie karm trolla...
Zasadniczo seriale które oglądam mają jakichś charyzmatycznych bohaterów (ostatnio tylko House i Californication), a wymienione przez Mentala to mnogość wątków,postaci, miejsc, wydarzeń czyli coś co nadmiernie zajmuje i tworzy syndrom "fana" nakręcanie się bo w 4 odcinku 1 serii on spotkał tego i tamtego czy był tam i tu. Ale jazda...
z seriali, które tutaj wziąłeś na warsztat wybiorę "Sopranos" i "Six Feet Under". zasadniczym problemem wedle Ciebie jest mnogość postaci, wątków wydarzeń (i spotkań w 4 odcinku 1 serii ). u mnie sprawa wygląda dokładnie odwrotnie. cenię te dzieła dokładnie za to, co Ty im zarzucasz. nie ma tutaj usilnego tworzenia zwrotów fabularnych, twistów a cliffhanger to zdarza się raz na sto odcinków (w SFU to kilka bym sobie przypomniał, w Soprano chyba jeden). po prostu są to dzieła Sztuki, które mają jakąś myśl. to są strasznie ambitne twory. oglądamy sytuacje, które mają jakieś odzwierciedlenie w życiu, a nie twory w 100% wymyślane w biurach scenarzystów. od czasu jak poznałem te dwa w/w seriale, to szczerze przyznam, że inaczej patrzę na twór typu serial. w dziełach HBO nie ma zakłamań, bo tutaj tak w zasadzie to nawet nie ma głównego wątku fabularnego. to właśnie jest idealne i pełne wykorzystanie formy serialu. mamy do dyspozycji czas antenowy znacznie dłuższy, niż w przypadku filmu i to wykorzystajmy - tak zdaje się brzmiałoby motto twórców. takie Dextery, czy inne seriale rozrywkowe (bez obrazy oczywiście żadnej) w trakcie serii mnożą problemy, po to by je rozwiązać w finale - w zasadzie spoko, bo jest to taka fundamentalna reguła scenariuszowa, ale jednak w moim odczuciu dobra do filmu. serial trwa dłużej, więc bardziej można i trzeba zżyć się z bohaterami. poprzez ich życie, codzienne rozmowy, spotkania (w 4 odcinku 1 serii ). Soprano to w zasadzie im dalej w serial tym bardziej odchodzi od konstrukcji filmu rozrywkowego a idzie już w stronę totalnego braku akcji, co powoduje, że właśnie wtedy urasta do rangi totalnego arcydzieła. w zasadzie to brak mi słów by opisać genialność seriali pt "Six Feet Under" i "The Sopranos". są to definitywnie dwie najlepsze rzeczy, jakie poznałem w życiu. coś o czym myślę i tak w zasadzie to na swój sposób kocham. przepiękne rzeczy.
podsumowanie jeszcze: uważam, że te dwa seriale tworzą nowy rodzaj serialowej rzeczywistości, poprzez odejście od tworzenia fabuły akcyjnej na rzecz kreowania życia w świecie przedstawionym. prawdziwego życia.
kiedy mam ochotę na dobrą akcje i ciekawe fabuły to włączę Terminatory, bo są w tej materii świetne. serial to przygoda na dłużej, więc niech będzie powód tej długości.
Zauważam że kolega Crov, wielbi podłączanie się do tematów jako pozorny głos rozsądku, w swoim podrabialnym zabawnym stylu... :razz:
Wielbię? Nieszczególnie, zwykle po prostu je olewam, bo szkoda czasu. Ale czasem ciężko jest wytrzymać, zwłaszcza jak nie mam okazji zagadać do Artemis i obśmiać... ;)
Dlaczego temat który wg kolegi Crova jest zły w ogóle raczy się jego postami?
A nie wiem. Jestem moderatorem i poczułem chęć zwrócenia uwagi na drugi temat po Star Wars w 3D, o całkowitych pierdołach. Ale spoko, jak Państwu nie przeszkadza i nikomu innemu to nie moja broszka. Buziaki. :)