wika
aby nie offtopicować zbyt często, warto w oddzielnym temacie poczęstować forowiczów ciekawym daniem składającym się ze sztuki malarskiej bądź niemalarskiej
w temacie o Dalim wkleiłem obraz Pollocka, który jednym skojarzył się z pawiem po dobrej imprezie, a drugim z nieskrępowaną i bezsensowną zabawą kredkami i farbkami. A to nic innego jak ekspresjonizm abstrakcyjny, a szczegółowo action-painting.
jeden ze znalezionych opisów warsztatu Pollocka wygląda następująco:
Na rozpiętych na ścianie lub rozpostartych wprost na podłodze płótnach znaczył ślady swej interwencji za pomocą farby kapiącej lub rozlewanej prosto z puszki (technika drip and splash). Do rozprowadzania farby używał zamiast pędzla twardych narzędzi, m.in. drewnianych trzonków, noży lub szpachli. Obraz powstawał w trakcie spontanicznej akcji (stąd nazwa action painting), w trakcie której każdy fragment płótna stawał się jednakowo ważny (metoda all-over). W action painting finalny efekt stawał się swoistym zapisem dynamiki procesu twórczego.
Przy pracy nad swymi obrazami Pollock obok farb olejnych stosował pigmenty o innych spoiwach, a także materiały takie, jak np. piasek lub tłuczone szkło.
Sztuka Pollocka jest radykalnym odejściem od tzw. modelu figuratywnego [przedstawiającego konkretną rzeczywistość np. pejzaż, portret]. Skupił się na materii, na tworzywie [podobnie jak większość artystycznych wywrotowców XX wieku]. Artysta pozwala działać materiałom, kolorom, którymi swobodnie pryska na płótno.
i taki cytat z "Historii piękna" Umberto Eco:
Dzieło sztuki zdaje się wyrzekać wszelkiej formy, aby pozwolić obrazowi lub rzeźbie stać się czymś niemal naturalnym, darem przypadku, podobnie jak figury, które fale morskie rysują na piasku lub krople deszczu żłobią w błocie. Lecz artysta nie zaprasza nas tak po prostu do pójścia i obserwowania na własną rękę rdzy i asfaltu, smoły i płótna worków porzuconych na jakimś strychu, ale sam używa tej materii, aby stworzyć pewne dzieło; w ten sposób wybiera ją i uwyraźnia, a zatem nieforemnemu i abstrakcyjnemu nadaje jednak pewną formę i odciska na nim pieczęć swego stylu. Jedynie zobaczywszy dzieło sztuki abstrakcyjnej, możemy się czuć zachęceni do zgłębienia wrażliwszym okiem także plam naprawdę przypadkowych, naturalnej rozciągłości tłucznia, rozwijania się pewnych tkanin, wymiętych albo dziurawych. Tak zatem owo badanie materii i praca nad nią prowadzi nas do odkrycia w niej sekretnej piękności
Innymi słowy - sztuka nie musi być przedstawieniem czyjegoś życia czy materii. To duchowość artysty nadaje styl i sens materii. Trzeba drążyć, przerabiać, poskramiać, interpretować, manipulować, zgłębiać - wszystko po to, aby odnaleźć nowe i nieznane możliwości.
Tylko nie mówcie, że to jest bzdura.
Willlem de Kooning
Alberto Burri
W ankiecie powinna być 3 opcja: średnio na jeża. Tzn. czasem zawitam na ciekawą wystawę w muzeum, ale ogólnie na co dzień się tym nie podniecam.
A propos wystaw, w Katowicach byłem 2 razy na wystawie Dalego. Bida z nędzą, widać jaki kraj jest biedny - zamiast zamówić obrazy, które są coś warte (i które uwielbiam), były jakieś beznadziejne szkice, które równie dobrze mógł machnąć mój 13-miesięczny bratanek. Pokreślone, nieudane, malutkie, nieznaczące, w dodatku pewnie reprodukcje. I oni ogłaszają na wielkim afiszu, że oto "wystawa wspaniałych i wielkopomnych dzieł Salvadora Dali"... Żal dupę ściska.
To ja też Was czymś "poczęstuję";)
Słynne "Gówno Artysty" Manzoniego, wydane w limitowanej serii dziewięćdziesięciu opisanych w czterech językach,ponumerowanych puszek, zawierających po 30 gram kupy każda. Wartość jednego egzemplarza wycenia się na ponad 25 tyś dol.
Paranoja? Świadectwo upadku? Ludzie kupowali przecież ekskrementy w cenie złota (tyle żądał Manzoni)! Szczerze mówiąc dla mnie trochę tak. Co paradoksalnie tylko zwiększa ich wartość jako dzieła sztuki. Choć ciągle bym nie dał za to złamanego grosza.
Co do Pollacka, to na ścianę bym tego nie powiesił, ale sama idea odrzucenia podejścia "namaluję sobie /kwiatek/gołą panią/czarny kwadrat na białym tle" całkiem mi się podoba.
Sztukę absolutną można znaleźć moim zdaniem w matematyce.
Znacie zbiór Mandelbrota?
Pozwólcie, że podam definicję, nawet jeśli jej nie rozumiecie, to zwróćcie uwagę na jej prostotę.
Zbiór Mandelbrota, to zbiór punktów p na płaszczyźnie zespolonej, takich że ciąg określony rekurencyjnie:
a(0)=0
a(n+1)=a(n)^2+p
nie jest rozbieżny do nieskończoności.
Popatrzcie teraz na ciąg powiększeń:
I tak w nieskończoność...
Nie wiem, jak Was, ale mnie zupełnie oszałamia, że tak zwięźle i formalnie zdefiniowany twór niesie w sobie nieskończenie skomplikowane piękno. I co najciekawsze, trudno mówić tu o jakimkolwiek tworzeniu ze strony człowieka, on tylko odkrywa.
Gonzo, czy to nie są zwyczajne fraktale?
To jest fraktal, jeden z najpopularniejszych. Z tym, że żaden z nich nie podpada pod moją definicję zwyczajności .
Ja się na sztuce nie znam, ale jak widzę kilka czarnych kropek i napis "wielka sztuka", to się tak zastanawiam, czy w ogóle dzisiaj opłaca się coś TWORZYĆ... Za parę lat wystawy będą puste, po prostu białe ściany, a ktoś i tak ideologię dobuduje.
Mi wisi materia i forma. Goya był wielki, bo za każdym razem, jak patrzę na "Saturna", szczęka mi opada.
Wg mnie, określenie że ktoś się "zna na sztuce", jest bezczelnym uzurpatorstwem ludzi "namaszczonych" do wyrażania ostatecznych sądów i opinii. Są gusta, inne gusta, szpan, totalna głupota/ośmieszenie i degeneracja. Dwa ostatnie występują, gdy jakiś "znawca sztuki" vel krytyk vel koneser usiłuje mi wmówić, że kupa w puszce, oderwany bidet, rozwalone łóżko ze zużytymi prezerwatywami pod spodem, xero Monroe, obraz wyglądający jakby wyładowało się na nim dziecko lub ktoś na niego narzygał, to sztuka.
W dzisiejszym świecie dzieł rządzi brud, smród, zdziecinnienie i minimalizm. A najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że po XX/XXI wieku zostanie tylko plastik i czyjeś ekstrementy. A prawdziwe talenty często są niedoceniane. Smutne.
Poparłbym, ale się tak nie smucę Prawdziwe talenty są doceniane, a sztuka XX/XXI nie sprowadza się do brudu i smrodu. To idiotyczne uogólnienie.
Wszystko można doprowadzić do niestrawnego absurdu, ba! niejednokrotnie krytycy sztuki pastwią się nad warstwą wizualną dzieła, ale nie może to być dowodem na ich głupotę czy degenerację.
Jeśli ktoś zna się na sztuce, nie znaczy, że rości sobie prawa do bycia krytycznym autorytetem, czy jak to mówisz, bezczelnym uzurpatorem. ktoś, kto tkwi w świecie sztuki na co dzień, kto fascynuje się tym światem, studiuje go dogłębnie, posiada wiedzę o sztuce znacznie większą niż przygodny wielbiciel ładnych obrazków. Wiedza to doświadczenie i można to odnieść do każdej intelektualnej sfery ludzkiego życia. Specjalista w jakiejkolwiek dziedzinie nigdy nie wyrazi się lakonicznie, zawsze zajrzy trochę głębiej; zauważy coś, czego laik nie będzie w stanie dostrzec i - często - docenić.
Wszystko pięknie i mądrze; powiedzmy człowiek z doświadczeniem, specjalista od sztuki, z wyrobionym gustem, intelektualista. Niestety wszystko to nagle znika z pola percepcji, gdy taka osoba zaczyna się zachwycać nad jakimiś prymitywnami bazgrołami albo rysuneczkami. Bo cóż on może dostrzec za rzędami kolorowych domków, którymi upstrzone jest całe płótno? Albo za trójkącikami? Taki człowiek się tylko ośmiesza.
Moje uogólnienie wydaje ci się idiotyczne, bo obejmuje równie idiotyczną "sztukę". Wyjątki potwierdzają przecież regułę.
nie wiem, czy się ośmiesza, ale jeśli znawca sztuki, swoją krytykę bądź zachwyt, potrafi ubrać w sensowne słowa, to dlaczego uważać, że się ośmiesza? Bo dla ciebie to tylko kółeczka i trójkąciki? Krytyk widzi coś więcej i nie musi to być idiotyczna nadinterpretacja gówna w słoiku. W pierwszym poście cytowałem Umberto Eco, który bardzo czytelnie wyjaśnia o co w abstrakcyjnej/niefiguratywnej sztuce chodzi, jak na nią patrzeć, w jaki sposób ją analizować.
Czyżby Eco się ośmieszał?
Uważasz, że XX i XXI wiek nie wniósł do sztuki nic ponad brud i smród? Że niby sztuka abstrakcyjna ogranicza się do plastiku? Że niby gówno na wystawie to reguła?
Co wg ciebie jest wartościowe w dzisiejszej sztuce?
(...)nie musi to być idiotyczna nadinterpretacja gówna w słoiku.(...)
Czy to do mnie było?
Nie interesują się sztuką, ale potrafię docenić arcydzieła wielkich malarzy. Ale jak na płótnie widzę kreskę i słyszę że ten obraz został kupiony za kilkaset tysięcy dolarów, albo w galerii babka obiera ziemniaki, to z całym szacunkiem dla autorów, ale to nie sztuka, tylko gówno.
Sam nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. "Predator" rządzi. Reszta marsz do domu zastanawiać się nad Istotą Sztuki.
nie wiem, czy się ośmiesza, ale jeśli znawca sztuki, swoją krytykę bądź zachwyt, potrafi ubrać w sensowne słowa, to dlaczego uważać, że się ośmiesza? .
ośmiesza się, bo chwali dziecinadę albo głupotę, i nieważne jakich słów czy argumentacji by użył
Bo dla ciebie to tylko kółeczka i trójkąciki? Krytyk widzi coś więcej i nie musi to być idiotyczna nadinterpretacja gówna w słoiku
jeśli widzi coś więcej za czymś takim, to z taką wyobraźnią powinien zostać pisarzem, a nie oceniać sztukę
tak patrzac na sprawe, podnoszac do rangi sztuki wszystko co zadziwia, irytuje, wzbudza jakiekolwiek reakcje (jak np. ta puszka z kupa), mozna smialo powiedziec, ze temat zalozony przez mentala o poprawianiu tekstu jest sztuka
ośmiesza się, bo chwali dziecinadę albo głupotę, i nieważne jakich słów czy argumentacji by użył
(...) jeśli widzi coś więcej za czymś takim, to z taką wyobraźnią powinien zostać pisarzem, a nie oceniać sztukę
co jeśli historyk sztuki jest w stanie w sensowny sposób uzasadnić, że dzieło np. "Fontanna" Duchampa nie jest dziecinadą i głupotą?
Eco w "Historii piękna" bardzo klarownie wyjaśnia, w jaki sposób odbierać sztukę nowoczesną - dlaczego Eco nazywasz idiotą?
Gonzo, nie było
Louve, nie chodzi o to, żeby wszystko, co wzbudza jakiekolwiek reakcje podnosić do rangi dzieła sztuki - byłoby to sprowadzenie całej sprawy do absurdu. To jak ta puszka z gównem - sama w sobie nie jest żadną sztuką, dopowiedzenie do niej zgrabnej teorii, będzie bzdurą. Jeśli jednak ktoś chce z widzów (sztuki nowoczesnej szczególnie!) zakpić, to puszka z gównem jest idealna. W galeriach jest od cholery banału, który wzbudza emocje, ale są to głośne wyjątki potwierdzające regułę czyli: sztuka nowoczesna to nie tylko gówno w puszce
Nikt nie moze stwierdzic, kiedy sztuka sie zaczyna, a kiedy konczy to jasne.
Ale aby zrozumiec dzisiejsza sztuke trzeba byc bardzo otwartym na nowe pomysly. Czy artysci nie przesadzaja teraz troche z przesuwaniem tej granicy 'co jest sztuka, a co nie?'. Zaczynaja po prostu popadac w skrajnosc. Za bardzo staraja sie byc oryginalni, stworzyc cos czego nie bylo wczesniej, przez co staja sie tylko sztuczni i snobistyczni.
Np. Beuys, ktory przez tydzien stal ukryty pod kocem, a obok niego lazil kojot. To dzielo wystawiane bylo przez tydzien. Artysta orzekl ze prowadzi badania nad porozumiewaniem sie czlowieka ze zwierzeciem [performence art]:
Jak ludzie chcieli go oglądać, to ich sprawa...
Sztuką jest robić rzeczy tak, by podobały się innym. Kropka. To, co się innym nie podoba, sztuką nie jest - jest ONANIZMEM.
Facet chyba czerpał wzorce z kabaretu Ani Mru Mru. A tyle razy mu mówili, że żarówka go nie zabije...
To, co się innym nie podoba, sztuką nie jest - jest ONANIZMEM.
Nie ma takiego gowna na swiecie, ktore nikomu by sie nie podobalo
Sztuką jest robić rzeczy tak, by podobały się innym.
Gdyby tak było to piosenki Dody byłyby arcydziełami, bo się wielu osobą podobają.
Stary, Doda teraz byczy się na Karaibach i popija "koralowe drinki", a ty - z całym szacunkiem - siedzisz przed kompem :) Gardzę idiotami (to nie do ciebie of koz), którzy traktują sztukę jak świętość, sacrum albo inne gówno. Przeczytaj sobie scenariusz ALIENS - to jest SZTUKA. Pisane dla widzów przez kolesia, który zna się na rzeczy.
Żeby nie było wątpliwości - Dody nie słucham :)
Stary, Doda teraz byczy się na Karaibach i popija "koralowe drinki", a ty - z całym szacunkiem - siedzisz przed kompem
Ha, ale ten komp może być na Karaibach, lece pokazać Dodzie co o niej wypisujesz
Stawianie kloca na forum publicznym i wmawianie widzom, że to SZTUKA jest takim samym ONANIZMEM, jak walenie konia nad polskim mitem walk powstańczych - NORMALNY KONSUMENT, taki jak ja, ma i to, i to głęboko w dupie.
Dobrze, że istnieją jeszcze wariaci (onaniści, kosmici, łotewa...) którym się _chce_. Kultura popularna jest już wystarczająco płaska i sraczkowata, bez hedonistycznych nawoływań, Mental.
Chyba moje wzwody zostały źle odczytane :)
Ja nawołuję do tego, jeśli w ogóle do czegoś nawołuję, żeby wyrobić w sobie umiejętność rozpoznawania dobrej rozrywki od ewidentnej szmiry. Już tyle o tym pisałem, że naprawdę, zlituj się nade mną, kobieto (?) i nie zmuszaj mnie, bym znowu do tej sraczki wracał.
Za tę 'kobietę' powinienem Ci powyłymywawywać nogi
Właśnie chodzi o to, że nie każda twórczość musi być _rozrywkowa_, tym bardziej w najprostszym tego słowa znaczeniu.
Sztuka jest nośnikiem jestestwa artysty, jego radości, fobii i dziesiątek innych spraw. Jeśli ktoś wyraża się przez narysowanie pomarańczowego kwadratu (mając do dyspozycji nieograniczoną przecież mnogość barw i kształtów), to też musi coś znaczyć! Tylko dlatego, że nie masz zamiaru/czasu/wrażliwości na tyle, żeby nad tym się pochylić, nie znaczy, że to automatycznie nic nie warte.
Ja pisze o twórczości rozrywkowej, bo tylko taka mnie interesuje. Zapewne także dlatego, że jest to dla mnie forma nieskończenie pojemna, w przeciwieństwie do sztuki z gruntu hermetycznej, która wymaga uprzedniego przygotowania do odbioru. Zrób taki eksperyment: zbierz grupę znajomych i poproś ich, żeby przeczytali dwie książki, dajmy na to, "Matkę" Witkacego-Onanisty i co? i niech będzie "Obietnicę" Durrenmata w formie scenariusza filmowego (żeby było, że czytamy dramaty). Kładę prawą rękę pod gilotynę, że 9-ciu na 10-ciu znajomych powie, że świetnie się bawili (intelektualnie), czytając Durrenmatta, a studiując mętny bełkot Witkacego przeżywali bezprecedensowe katorgi. Problem w tym, że Polactwo nie potrafi się świetnie bawić, obcując ze sztuką, jeno zaraz wyszukują motywy martyrologiczne i inne kałowate wypierdy swojej historii z kultem artysty-wieszcza na czele (mam brata w wieku gimnazjalnym i wiem, czym go tam w tych szkołach faszerują)
Czytał ktoś "Balladynę" Słowackiego? Worek złota dla tego, kto znajdzie mi bardziej rozrywkową tragedię. Tylko dlaczego obrzydzamy sobie lekturę tego arcydzieła pastiszu, obarczając je bagażem pseudofilozoficznych dywagacji na temat polskiej martyrologii, która obchodzi świat tyle, co nic? Bo tacy już jesteśmy - banda nieudaczników, która potrafi jedynie wieńce składać na grobach poległych bohaterów. Ja dziękuję za taką sztukę. Uff... no to sobie ulżyłem. Wracam do pisania scenariusza, bo sylwester już tuż, tuż :)
PS. Jeśli nieco zboczyłem z tematu, to przepraszam :)
Mental, zgrabnie się poonanizowałeś nad współczesną sztukę i zgrabnie jednocześnie wybrnąłeś ze ślepego zaułka. lubisz klawą rozrywkę? super, biję brawo, bo też lubię. nie lubisz sztuki hermetycznej, bo nie jesteś przygotowany do jej odbioru? nie nazywaj tych, którzy odnaleźli 'klucz', kałowatymi onanistami czy innymi wypierdami antykonsumpcji.
sztuką nie może być to, co wybiera "normalny konsument". bo kto jest normalny? kto nienormalny? kto ma rację, a kto nie ma racji?
Może masz rację, a może nie. Kto to wie? :) Najlepszym miernikiem jest życie: Witkacego czyta obecnie garstka snobów na uczelniach, a dobrą rozrywką (i nie pytajcie, czym jest dobra rozrywka, bo to można obiektywnie ustalić) jarają się kolejne pokolenia PUSTYCH KONSUMENTÓW :) Obrazy Rembrandta budzą podziw zarówno u koneserów, jak i laików, postmodernistyczne pseudomalowidła przyciągają uwagę jedynie ekscentrycznych kolekcjonerów. Pieprzony (Boże, jak ja go nienawidzę :)) Lars von Coś-Tam tworzy Dogmę (czytaj: koronny dowód swojego nieuctwa i lenistwa), Spielberg kręci Park Jurajski i zarabia na tym setki milionów dolarów, sprawiając przy okazji radość milionom widzów na całym świecie.
Choć z drugiej strony mogę się mylić. Może ktoś ma na ścianie płótno przedstawiające dwie kreski skrzyżowane pod kątem prostym. Zawsze dopuszczam możliwość pomyłki. Ale powiedzcie mi, tylko szczerze, bez pozowania na miłośnika Sztuki Wysokiej, o czym lepiej pogadać przy piwie: o "Autostopowiczu" Harmona czy jakże prowokujących do myślenia "Idiotach" Von Triera? O Tarkowskim (uosobienie nudy) czy o kimś tam innym, kto nie nudzi? :) Subiektywne zdanie, powiecie? No to pokażcie komuś "Stalkera" w wykonaniu Tarkowskiego - biedak zaśnie snem głębokim po 10 minutach projekcji. A temat jest tak intrygujący, że można by z niego zrobić... aż boję się mówić co. Zresztą niedługo wyjdzie gra komputerowa oparta na motywach powieści Strugackich i wszyscy zobaczą, jak powinno się obrabiać materiał książkowy.
Najlepszym miernikiem jest życie: Witkacego czyta obecnie garstka snobów na uczelniach, a dobrą rozrywką (i nie pytajcie, czym jest dobra rozrywka, bo to można obiektywnie ustalić) jarają się kolejne pokolenia PUSTYCH KONSUMENTÓW
Kolejne pokolenia pustych konsumentow jaraja sie takze i gowniana rozrywka.
Ile masz lat, Jakuzzi? Oceniam, że lekko powyżej 21. I teraz tak: jeśli dla ciebie "Fantastyczna 4" to syf, a "Park Jurajski" to arcydzieło, to wszystko jest okej. Nie ma tematu. Ustaliliśmy, co jest, a co nie jest dobrą rozrywką.
Rzecz w tym, ze dla jednych milionow dobra rozrywka jest ten pierwszy tytul, a dla innych milionow ten drugi. Zabrzmi to cholernie banalnie, ale wielkie liczby nie sa wiec najlepszym wyznacznikiem tego, co dobre.
I co moj wiek ma tu do rzeczy?
Panowie, to mowa w ostateczności o sztuce, czy rzemiośle?
Des - tu nie chodzi o 'klucz', bo sztuka i tak cholernie subiektywna bywa w odbiorze. Nawet ta użytkowa, jeśli pominiemy jej funkcjonalność:) Nikomu po prostu nie chce się nad obrazkiem który widzi zastanowić czy zadumać. Brakuje czasu, i ja to rozumiem. Dlatego pewnie dzisiejsza sztuka jedzie po bandzie, by być zauważoną i... tyle. Chyba tyle wystarczy, być dostrzeżonym. Przekaz, jaki by nie był, rozmyje się z upływem czasu.
Mental - cieszę się, że lubisz dobre rzemiosło. Blaszane zegarki, pierzaste koguciki, baloniki na druciku. Ja również lubię miło spędzać czas. Ale rzucanie 'arcydziełami' na lewo i prawo to drobne nieporozumienie, nes pa?
d'moonie, nie wypada się nie zgodzić.
mental, jesteś wyrozumiały dla sztuki rozrywkowej [jest dobra albo zła], ale dla sztuki wymagającej czegoś ponad proste skonsumowanie i popicie sokiem marchwiowym, to już zrozumienia nie masz. dlaczego uważasz, że jestem pozerem-onanistą jeśli do dyskusji wybieram "Idiotów", a do piwa "Autostopowicza"? Na ścianę wieszam sobie Audrey Hepburn, ale bardziej intryguje mnie Velazquez. Lubię Durrematta [genialna "Wizyta Starszej Pani"], ale lubię także akrobatykę językową Witkacego.
dlaczego w Twej ocenie jestem onanistą?
Mental ale ty po prostu dzielisz ludzi na 'tych zlych' i 'tych dobrych'. Żadnej próby zrozumienia gustu i upodobań innych.
Kojarzy mi się to z zamieszczoną w "Filmie" recenzją plyty "Pulse" Floydów.
Autor od razu stwierdzil, ze Floydzi sa źli i nudni, a kazdy normalny czlowiek zasnie juz podczas pierwszej piosenki.
A dla mnie "Shine on you..." to geniusz w czystej postaci, czyli jestem nienormalny i 'zły'? Nie nam dzielić ludzi...
A co do tzw. 'sztuki alternatywnej' to nigdy nie zapomnę pewnego obrazu, który widziałem w British Museum. Płótno 1mx1m i jedna wielka biała plama....nawet małej, czarnej kropki nie było Jeden dziadek przyglądał sie temu obrazowi chyba z 15min, po czym odszedł strapiony
Kojarzy mi się to z zamieszczoną w "Filmie" recenzją plyty "Pulse" Floydów.
Autor od razu stwierdzil, ze Floydzi sa źli i nudni, a kazdy normalny czlowiek zasnie juz podczas pierwszej piosenki.
A dla mnie "Shine on you..." to geniusz w czystej postaci, czyli jestem nienormalny i 'zły'? Nie nam dzielić ludzi...
Co do nudnych Floydów, to ja nie rozumiem "Dark Side of the Moon" (rozumiałam 10 lat temu, potem adapter padł i przestałam słuchać, teraz zasypiam), za to koncertówki po prostu mnie gniotą.
A co do tzw. 'sztuki alternatywnej' to nigdy nie zapomnę pewnego obrazu, który widziałem w British Museum. Płótno 1mx1m i jedna wielka biała plama....nawet małej, czarnej kropki nie było :roll: Jeden dziadek przyglądał sie temu obrazowi chyba z 15min, po czym odszedł strapiony :)
"Jak facetowi udało się tego nie pobrudzić???"
A co do 'sztuki wysokiej': jako zwierzę wszystkożerne jeszcze do nie dawna buntowałam się sposobem a la Mental przeciwko ziomom z pewnego środowiska, które są mniej więcej w moim wieku, a już pałaszują w wielkich ilościach Antonioniego, Felliniego, Viscontiego, Bertolucciego (kombinowałam, czy przypadkiem nazwiska włoskie fajnie nie brzmią, ale to chyba naciągana teoria), Kurosawę, Bergmana... A potem doszłam do wniosku, że mnie to naprawdę g**** obchodzi, oglądają co lubią, ile z tego rozumieją ich sprawa, jak rozumieją to ok, jak nie to też ok, na mnie przyjdzie czas później lub w ogóle, gusta są różne, każdy ma prawo oglądać to co mu się podoba. Tyle.
Ja pisze o twórczości rozrywkowej, bo tylko taka mnie interesuje. Zapewne także dlatego, że jest to dla mnie forma nieskończenie pojemna, w przeciwieństwie do sztuki z gruntu hermetycznej, która wymaga uprzedniego przygotowania do odbioru.
W ramach znęcania się, zapytam: od kiedy to hermetyczność jest wyznacznikiem wartości rozrywkowych, hę?
'Dilbert', 'VG Cats', 'Scary Movie', 'Shrek'... mam przeprowadzić wywód, czy wiadomo do czego piję?
To także a propos 'klucza' o którym mówił Des. Niestety, jest on potrzebny nawet do tego, by czerpać radochę, lub choćby w pełni docenić wszystkie walory danego dzieła. Rozrywkowego.
Mental ale ty po prostu dzielisz ludzi na 'tych zlych' i 'tych dobrych'. Żadnej próby zrozumienia gustu i upodobań innych.
bo o gustach się nie dyskutuje... a jeśli o jakiejś rzeczy dyskutować nie wolno, to jak ją zrozumieć? wybacz mi tę przewrotną logikę wywodu :)
Więc o co chodzi? Nie wiem.
Pozerzy. Prawdziwy tru-moviegoer umarłby z nudów na von Tryprze.
Sorry że się wtrącam w dyskusję, ale ciekawa sprawa. Wszyscy "oteczkowani" których znam to geje, a nie inteligentni studenci (nie żartuję). A mit inteligentnego geja też jakiś chybiony - bo mimo że eleganccy i homo, to niezbyt rozgarnięci. Wręcz puści.
To także a propos 'klucza' o którym mówił Des. Niestety, jest on potrzebny nawet do tego, by czerpać radochę, lub choćby w pełni docenić wszystkie walory danego dzieła. Rozrywkowego.
NIE! Dobry film amerykański nie potrzebuje klucza, żeby być dobrym filmem i to go odróżnia od filmów intelektualnie naspawanych (czytaj włoskich-francuskich i innych armeńskich). Moja nabzdyczona analiza "Siedem" - zaproponowałem w niej klucz średniowieczno-misteryjny. I teraz najlepsze: bez tego klucza "Siedem" nie traci nic ze swojej fajności. Najlepsze filmy amerykańskie mają to do siebie, że są po prostu fajne, bez względu na to, jaka akrobacja intelektualne będzie towarzyszyła recepcji.
Oczywiście, jeśli tylko ktoś lubi smakowanie lizaka przez szybę...