wika
Religia – pojęcie stare jak przysłowiowy świat. Pojawiła się wiele tysięcy lat przed naszą erą i trwa po dzień dzisiejszy.
Zawsze zastanawiało mnie, czemu ludzie od zawsze praktycznie wierzyli, że coś nad nimi czuwa, że jest ktoś, kto się za nim wstawi i im pomoże w złej chwili. Czy jest to wynik ich złudnej nadziei, że nie są sami i ich życie nie skończy się tak po prostu po śmierci, czy może rzeczywiście coś w tym jest skoro religia –w jakiejkolwiek postaci jest wciąż kultywowana.
Ciekawa jest również sprawa ewoluowania religii – niegdyś w starożytnej Mezopotamii religia była wszystkim – wszystko wypełniała, nie oddzielano jej od rzeczy w naszym pojęciu świeckich – nie było w ogólne takiego pojęcia. Bóg był wszystkim i do niego wszystko należało. Dziś już nikt nie powie, że bóg jest w krześle, bo zostałby wyśmiany a kiedyś było to oczywiste. Teraz każdy ma prawo (przeważnie :p) decydować o tym w wyniku swoich głębokich przemyśleniach czy wierzy czy nie, może być ateistą i raczej nikt nie powinien go z tego powodu prześladować (aczkolwiek to też się niestety jeszcze zdarza), kiedyś pojecie takie jak ateista niemal w ogóle nie istniało – wszyscy wierzyli. Druga kwestia jaka była ta wiara – często była to religia strachu a często jak w starożytnym Rzymie była to religia oficjalna – miano po prostu uczęszczać w kulcie a to czy się wierzy czy nie nikogo nie obchodziło. Ciekawa jestem czy takie przejście od całkowitego poświęcenia człowieka i zepchnięcia go praktycznie na drugi plan – po bogu do postawy gdy raczej bóg w obecnym świecie nie jest już stawiany oficjalnie jako coś wyższego a ludzie nie są tylko jego poddanymi którzy mają mu służyć poskutkuje tym, że za ileś tam lat w przyszłości być może wcale nie będzie ludzi wierzących w jakiegokolwiek boga a wszelkich teorii o nich będzie się jedynie nauczać w ramach ciekawostki przyrodniczej. A może ludzie za kilka wieków skreślą wszystko co było dotąd i wymyślą nowego Boga i do niego będą się modlić.
Dla mnie kwestia religii jest bardzo fascynująca, mimo że de facto sama jestem ateistką, jednakże zdumiewa mnie fakt gorliwości niektórych gdy czczą swoich bogów – jakikolwiek on by nie był. Szokuje mnie natomiast to, że w imię swojego boga można zabijać czy robić krzywdę drugiemu człowiekowi, choć raczej Bóg do którego się modlą nigdy gdyby istniał by sobie tego nie życzył. To jest oczywiście kwestia też ludzi, którzy na swoją modłę zmieniają wszystkie te „zalecenia” jakie kiedyś dał im ponoć Bóg. Bo jakże mercedesem ojciec Rydzyk przejdzie przez to ucho igielne w żaden sposób nie mam pojęcia
Nie chciałbym rozbudzić tu jakiś nienawiści tym postem, nie chce walczyć z jakąkolwiek religią czy jego wyznawcami chciałbym tylko poznać wasze zdanie na ten temat.
Powszechnie uważa się, że poza całkowitymi agnostykami (która to postawa jest chyba najmniej popularna, bo prowadzi do całkowitego zagubienia i wymaga niezwykłej siły charakteru, aby wyznając ją zachować zdrowie psychiczne) nie ma ludzi niewierzących - ateizm także jest rodzajem wiary. Wiary w to, że nie ma życia pozagrobowego i świata nadprzyrodzonego - bo przecież, tak samo, jak w żaden sposób nie da się udowodnić istnienia tych wymiarów, nie da się także udowodnić ich nieistnienia.
Rzeczywiście, ciekawa jest ewolucja podejścia do religii w różnych kulturach, oraz jej związku z państwowością. W przypadku pierwotnych ludów interakcje między ludźmi a istotami nadprzyrodzonymi były bardzo bezpośrednie, a ponieważ nie znano innych niż działanie bóstw wyjaśnień dla większości zjawisk w przyrodzie, obecność bogów była namacalna i oczywista. W państwach teokratycznych przyjęto za oczywiste, że bóg lub bogowie, w których istnienie nie wątpiono, mają jako pierwsi prawo do podejmowania decyzji dotyczących państwa i przekazywania ich swoim wysłannikom - kapłanom. Podobnie sprawa miała się w chrześcijańskiej Europie, bo choć nie rządzili kapłani, królowie byli także wybrańcami Boga, i otwarcie mówili o tym, że podejmowali decyzje kierując się przepisami religijnymi - tak więc w tym przypadku religia wyznaczała prawo.
Problem pojawił się w epoce oświecenia, gdy doszło do przełomu w światopoglądzie - "wynaleziono" ateizm, a powracając do antycznych ideałów określono wiarę jako sprawę subiektywną, następowała laicyzacja państw i nakazy religijne przestano uważać za obiektywnie dobre. Należało je zastąpić innymi, uniwersalnymi nakazami, korzystając z etyki oderwanej od pierwiastka nadprzyrodzonego. Czy nie sądzicie także, że trwające od tego czasu próby spisywania praw najrozmaitszych grup, międzynarodowych porozumień i konwencji są także rodzajem tworzenia nowej, świeckiej religii? Nowe nakazy przez większość ludzi także muszą być przyjmowane "na wiarę", i choć podjęte wysiłki określenia, co jest dobre dla ludzkości są oparte na prawidłowych założeniach, nie można mieć gwarancji, że tak określona etyka rzeczywiście jest jedynie słuszną. Inaczej mówiąc, nie ma, poza zdaniem większości, żadnego dowodu na to, że postanowienia i twierdzenia zawarte w owych prawach są słuszne i prawdziwe.
Dla mnie korzenie religii leżą w mitach. Mity natomiast tłumaczą porządek świata, kreują go, rozbudzając swiadomość przyczyny i skutku. Najważniejsze mity dotyczą początku czyli powstania świata, gwarantują wspólnocie korzenie wyznaczając axis mundi i świadomość kreacji. Powstawanie jest procesem, o którym nie wolno zapomnieć, dlatego mity należy cyklicznie uświęcać ofiarą, najlepiej w sposób silnie działający na zlęknioną wyobraźnię pospolitego ogółu. Teatralizacja mitu zamienia go w ceremonię, a symbolika nadaje wartość pisanemu słowu.
Każda kontrola świadomości śpołeczej poprzez czynienie świata zrozumiałym dla wszystkich jest gwarancją pokoju wewnętrznego. Zastanawia jedynie potrzeba ekspansji, tak charakterystyczna dla wszystkiego co żywe. Złomiarz pisze o współczesnym systemie gdzie religia jest wypierana na korzyść układów świeckich. Niestety wydaje mi się, że dalej tkwi głęboko, w rdzeniu naszej lokalnej tożsamości, uczestniczy w rynku - czasem w sposób nieuczciwy, agresywnie i na pokaz.
Kiedy zawiodą wszelkie sposoby na godne życie, w czasach niewoli lub kiedy polityka wykrzywia znaczenie mitu, wtedy zwrot ku wierze i gotowość na ofiarę jest gwarancją zwycięstwa.
Dążenie do doskonałości jest szczytnym ideałem, lecz niczym Babel może być nieporozumieniem. Co z odpowiedziami na pytania etyczne, goniące za postępem dokonującym się w medycynie? kiedy dotarcie do kodu okazało się ingerencją w pierwiastek boski. Stąd strach poparty eksperymentami, że nietrudno popełnić błąd, którego konsekwencje mogłyby nas przerosnąć.
Nie można jednak pozbawić człowieka mitu czy możliwości świętowania, kręgle i teatr nie wystarczą. Rzeczywistość jest zbyt czytelna, bo dokonał się postęp, niejasny jest jednak świat nadprzyrodzony - to co przed nami i poza nami. Czasem jego istnienie odczuwa się w transie czy religijnej ekstazie, a jeśli ktoś wierzy mamonie to kasyno jest mu świątynią.
Czy nie sądzicie także, że trwające od tego czasu próby spisywania praw najrozmaitszych grup, międzynarodowych porozumień i konwencji są także rodzajem tworzenia nowej, świeckiej religii? [...]nie ma, poza zdaniem większości, żadnego dowodu na to, że postanowienia i twierdzenia zawarte w owych prawach są słuszne i prawdziwe.
Myślę, że prawa spisywane np. przez demokratyczną większość są nieporównywalnie bardziej "słuszne" niż te wyznaczane przez oligarchie kleru sprawujące rządy dusz. Różnica polega głównie na ingerencji religijnych praw nie tylko w przyziemne "co wolno, czego nie"(swego rodzaju kodeks karny), ale w osobistą sferę ludzkich myśli i uczuć - jeśli nie "kochasz" swojego boga - grzeszysz i skazujesz siebie na potępienie. Wielu ludzkich władców rościło sobie prawo do pokłonów, poematów pochwalnych ale żaden nie mógł zażądać `miłości`, gdyż jej lustracji poddać nie sposób*.
W dużym skrócie pisząc o swoim poglądzie na religię mógłbym zacytować Fryderyka II Wielkiego: "Wszystkie religie, jeśli się je zbada, opierają się na systemie mitów, mniej lub bardziej absurdalnym." Zastanawia mnie jednak fakt, że do wojen, tortur, palenia żywcem, ksenofobii, ciemnocie będących aspektami ściśle związanymi z historią świecką świata ludzie podchodzą z takim samym zrozumieniem, gdy czynione są one w imieniu miłościwego boga.
* Wprawdzie car Piotr I wydał nakaz by "się cieszyć", ale był to bardziej wyraz specyficznego podejścia władcy do swego społeczeństwa niż chęć wglądu w umysły na zasadzie Wielkiego Brata.
Pzdr.
Zastanawia mnie jednak fakt, że do wojen, tortur, palenia żywcem, ksenofobii, ciemnocie będących aspektami ściśle związanymi z historią świecką świata ludzie podchodzą z takim samym zrozumieniem, gdy czynione są one w imieniu miłościwego boga.
Tak ale przypadki takiego postępowania nie są wcale tak częste jak mogło by się wydawać. Trzeba pamiętać, że religia jest sferą kultury i nie ma złych religii. Są tylko źli ludzie.
Myślę, że prawa spisywane np. przez demokratyczną większość są nieporównywalnie bardziej "słuszne" niż te wyznaczane przez oligarchie kleru sprawujące rządy dusz.
Myślę, że na forum historycznym warto jednak spojrzeć na sprawę w szerszym kontekście i oderwać się od odniesień do współczesnej sytuacji. Pamiętajmy, że kiedyś w Europie, a w niektórych krajach jest tak i dziś, prawa religii były jednocześnie "prawami spisywanymi przez demokratyczną większość", pamiętajmy też, że prawa i normy świeckie zmieniały się także na przestrzeni dziejów. Innymi słowy - co kreuje poglądy tejże demokratycznej większości? Jeszcze innymi słowy - czy te demokratyczne poglądy są zgodne z jakąś obiektywną prawdą o dobru moralnym (jeżeli taka istnieje), czy też są wyrazem jakiegoś rodzaju wiary, pozbawionej pierwiastka nadprzyrodzonego, lecz równie nie dającej się odnieść do znanej, pewnej i obiektywnej rzeczywistości.
Osobiście uważam, że nie. Dowodem może być choćby to, że wielu z tych ludzi którzy tak chętnie opowiadają, co uważają za dobre a co za złe, zapytani, dlaczego, nie potrafią odpowiedzieć.
Religia istnieje tak długo, jak istnieje człowiek. Daje się zauważyć jej ewolucję. Od prostych kultów animicznych, jak ktoś wspomniał, gdy wierzono, że bogowie i bóstwa są wszędzie i we wszystkim. Dalej religie politeistyczne i pierwsze nieśmiałe próby wprowadzenia politeizmu. Zdaje się, że Echnaton wprowadził pierwszą religie monoteistyczną.
Ciekawy jest postęp w dziedzinie religii powiązany z rozwojem nauki. Święty Augustyn twierdził, że nauka, wtedy utożsamiana z filozofią może być ancilla teologii. Święty Tomasz z Akwinu jako pierwszy uznał, że religia nie ma nic wspólnego z nauką, co już wtedy uznano za niebezpieczną teorię. Jak się okazuje dość słusznie. Dziś we współczesnej filozofii teologię można uznać za jedną z wielu nauk, gdzie nie rozwodzi się nad dogmatami wiar, a teoriami dotyczącymi religii. Kiedyś religia tłumaczyła wszystko. Gdy piorun bił, gniewali się bogowie. Gdy przegrana była wojna, trzeba było przebłagać bogów. Dziś niewiele już jest w stanie wyjaśnić religia. Nauka zapełniła wszystkie te luki w naszej wiedzy. Jedyne czego nadal nie wiemy to czym tak na prawdę jest śmierć i czy jest jakieś życie poza grobowe.
Osobiście mam bardzo niepochlebne zdanie o wynalazku ludzkości jakim jest religia. Dziś można spojrzeć na nią, jako na działalność usługową. Boję się śmierci, ok, religia załagodzi mój strach, za odpowiednią opłatą oczywiście. Historia pokazuje, że religia dała światu wojny, śmierć na masową skalę, cierpienie, nienawiść do drugiego człowieka i nietolerancję. Co ciekawe, wszystkie wielkie religie świata głoszą miłość do bliźniego.
Osobiście mam bardzo niepochlebne zdanie o wynalazku ludzkości jakim jest religia. Dziś można spojrzeć na nią, jako na działalność usługową. Boję się śmierci, ok, religia załagodzi mój strach, za odpowiednią opłatą oczywiście. Historia pokazuje, że religia dała światu wojny, śmierć na masową skalę, cierpienie, nienawiść do drugiego człowieka i nietolerancję. Co ciekawe, wszystkie wielkie religie świata głoszą miłość do bliźniego.
Religia była często wykorzystywana przez, jak to ich określę, „złych ludzi” do celów politycznych czy osobistych. Bazowano często na religii która w rękach ludzi zatracała czasem swoje wartości. Słusznie tutaj zauważyłeś Alaryku pewną sprzeczność. Wszyscy znamy historię wypraw krzyżowych czy wojny wywołane reformacją. Były one aktem barbarzyńskiej sprzeczności z dogmatem każdej wiary. Niestety do takich aktów dopuszczały się również osoby duchowne, które pod przykrywką religii, chcieli zrealizować swoje plany polityczne. Najlepszym przykładem mogłyby być tutaj wojny religijne w Niemczech lub Francji podczas reformacji.
Do tej pory świat boryka się z fundamentalizmem. Chodzi mi tutaj o wojnę w Iraku czy Afganistanie gdzie tamtejsi przywódcy religijni wmawiają swoim fanatycznym wyznawcom iż walczą o wiarę. Tymczasem oczywistością jest, że te konflikty nie polegają na zasadzie starcia Chrześcijan i Żydów z Muzułmanami.
Rzeczywiście złe wykorzystywanie religii przyniosło światu wiele czarnych kart w historii. Czym byśmy jednak byli gdyby nie nasza religia? Czy świat laicki pozbawiony religii byłby lepszy?
Na tak postawione przez ciebie Szymku pytanie trudno jest mi – osobiście – odpowiedzieć jednoznacznie.
Z pewnością religia jako taka przekazuje nam wartości, które w życiu są najważniejsze. W zasadzie dla mnie jest to kodeks postępowania moralnego, który winien przestrzegać każdy człowiek.
Nie jestem tutaj zwolenniczką totalnego luzu i tego co dzieje się obecnie – czyli wszechobecnego rozpasania nie tylko zachowania, ale przede wszystkim rozpasania seksualnego. Dla mnie jest to skandal, mimo że jak się uważam – nie wierze w Boga takiego czy innego. Myślę, że religia to zbiór klasycznych zachowań, które powinny obowiązywać ludzi nawet niewierzących. Bez różnicy, czy ktoś wierzy czy nie, bowiem w zasadzie każda religia przekazuje te najbardziej podstawowe zachowania ludzkie, jakie człowiek w swoim życiu powinien przestrzegać, a czy wierzymy w Boga czy nie to już dla mnie odrębna kwestia, ważne jednak by stosować się do owego kodeksu zachowania, który przystoi każdemu człowiekowi.
Odejście, głównie w Europie od religii katolickiej, która trzymała w ryzach konserwatywnych ludzi, daje już o sobie znaki. Widzimy, jak świat zachodnioeuropejski zaczyna przestawiać się na ten kult seksualności i wszystkiego co związane z ciałem.
Z kolei nie uważam też, że to religia sprawia, że ludzie są moralni czy inni ( ten termin zresztą jest tak pojemny, że w zasadzie nie powinnam go używać), bowiem kraje skandynawskie, gdzie do Kościoła chodzi naprawdę znikoma ilość ludzi, są bardziej przyzwoite niż kraje szczycące się wielką ilością ludzi wierzących jak np. Polska.
Konkludując uważam, że z pewnością religia – każda – dała społeczeństwom kodeks postępowania moralnego, i to tylko od ludzi zależy czy go przyjmą, czy też nie. Niezależnie od wiary, czy niewiary świadomej pewne zasady po prostu zobowiązują (bez skojarzeń ) wszystkich ludzi, a to że się do nich nie stosują to wynik dziwnego odwrócenia całego systemu wartości na głowę. Sprawa wiary w boga w moim przekonaniu – nie musi być warunkiem stosowania się do tego kodeksu, o którym mówiłam w swoim poście.
Niezależnie od wiary, czy niewiary świadomej pewne zasady po prostu zobowiązują (bez skojarzeń ;)) wszystkich ludzi, a to że się do nich nie stosują to wynik dziwnego odwrócenia całego systemu wartości na głowę. Sprawa wiary w boga w moim przekonaniu – nie musi być warunkiem stosowania się do tego kodeksu, o którym mówiłam w swoim poście.
Zgadzam się w całości z tym stwierdzeniem, co więcej - można często zaobserwować też tendencję odwrotną - posiadanie wiary nie gwarantuje moralnego zachowania. Przykładów dostarczają chociażby życiorysy postaci historycznych, ludzi, którzy grzeszyli ile się dało, odpowiednimi opłatami na Kościół lub pielgrzymkami gwarantując sobie odkupienie, bądź wręcz pielgrzymowali "na zapas", wiedząc, że zgrzeszą. Współcześnie wielu wspaniałych twórców czy godnych naśladowania działaczy przyznaje się do ateizmu, tak więc można sądzić, że w przypadku poszczególnych jednostek tak naprawdę moralność niewiele ma wspólnego z religijnością, choć same ogólne zasady religijne promują etyczne zachowania.
Pruderia rozwijająca się na kanwie katolicyzmu (choć sama religia nie daje do tego żadnych podstaw) także mogła przejawiać elementy kultu seksualności, tyle, że negatywnego.
Nie zgodze sie do konca z tym zdaniem, ze katolicyzm byl/jest najbardziej pruderyjny. To wlasnie protestanci, a zwlaszcza purytanie, zwracali na te sprawy szczegolna uwage. Do tej pory w kulturze anglosaskiej (ktora moze sie wydawac najbardziej postepowa), zachowaly sie pewne zwroty badz zachowania potepiajace zewnetrzne okazywanie sobie uczuc. Oczywiscie, w filmach pokazywane sa rozne rzeczy ze szczegolami, ale to wlasnie z tej kultury pochodzi zwrot "Niedobrze mi" na widok calujacej sie pary.
Religia jest niejako połączeniem wiary i rytuałów. Ponieważ człowiek jest istotą ze swojej natury wierzącą, i chce wierzyć w siły nadprzyrodzone, a jednocześnie jest istotą, która potrzebuje rytuałów, w różnych sferach życia (o rytuałach jest osobny temat). Tak więc religia jest połączeniem dwóch rzeczy, typowych dla człowieka, jako istoty o rozbudowanej umiejętności abstrakcyjnego myślenia.
Czy religia przyniosła więcej szkody niż pożytku? Trudne pytanie. Na pewno ludzie pod hasłami religijnymi zrobili zarówno dużo dobrych, jak i złych rzeczy - choć więcej raczej tych złych. Dopóki człowiek jest niedoskonały, wszystko co stworzy, też jest niedoskonałe, w tym również religia. Człowiek ma skłonność do wypaczania różnych rzeczy i zmieniania ich znaczenia, co również jest typowe dla wielu odłamów religii.
Dla wielu ludów religia to było jedynie uczestnictwo w rytuałach oddających cześć bóstwom, w które wierzyli również ich przodkowie. Nie mieszano do religii spraw etycznych, moralnych i obyczajowych, pozostawiając je jako coś odrębnego (vide religie starożytnych Greków i Rzymian). W tych religiach nie ma czegoś takiego, jak święte księgi, więc twierdzenia religijne mogły być podważane - i tak było, np. historyk Tukidydes krytykował mity jako coś, czego nie można sprawdzić ani udowodnić. Jednak dla religii Bliskiego Wschodu, zwłaszcza Półwyspu Arabskiego, charakterystyczne jest łączenie religii z etyką, moralnością i obyczajowością - vide judaizm i islam, okraszone zakazami i nakazami dotyczące życia codziennego, a także chrześcijaństwo. Charakterystyczne jest również istnienie "świętych ksiąg", których treści nie można podważać (chociaż np. w hinduizmie również istnieją takowe - Wedy). Bóg w trzech religiach bliskowschodnich jest despotą, domagającym się od wiernych takiego, a nie innego postępowania na co dzień. W judaizmie jest on najbardziej okrutny i przerażający, i zarazem najbardziej stronniczy i niesprawiedliwy, bo faworyzuje jeden naród - Żydów.
Bóg w trzech religiach bliskowschodnich jest despotą, domagającym się od wiernych takiego, a nie innego postępowania na co dzień. W judaizmie jest on najbardziej okrutny i przerażający, i zarazem najbardziej stronniczy i niesprawiedliwy, bo faworyzuje jeden naród - Żydów.
Można tak patrzeć na zakazy i nakazy zawarte w ST czy w innych świętych księgach różnych religii. Tylko czy takie spojrzenie jest rzeczywiście właściwe. Czy Bóg jest despotą? Nie, to całkowicie błędne wyobrażenie. Czy ktoś oskarża prawo karne o to, że ukazuje złoczyńcy konsekwencje złych wyborów? Jeżeli to zrobisz, to jest to zagrożone karą od ... do...? Dekalog postrzegam zupełnie inaczej - jako źródło ludzkiej wolności - wolności, która nie jest samowolą, ale która obejmuje także wymiar odpowiedzialności. Ukazane są konsekwencje złych wyborów, ale nie zostaje człowiek pozbawiony możliwości tych wyborów. Co więcej, ów rzekomy "despota", mimo postawionych "zakazów" nie wymierza natychmiastowych kar - czeka na nawrócenie, zmianę życia. Daje człowiekowi prawo do popełnienia błędu. Mówi: wybór należy do ciebie. Kładę przed tobą życie i błogosławieństwo, śmierć i przekleństwo - wybieraj. Co ciekawe, wiele z zakazów istniejących w jednej religii można odnaleźć w innych, niekoniecznie monoteistycznych. Odwołują się bowiem do pewnych wartości ogólnoludzkich, uniwersalnych.
Ukazane są konsekwencje złych wyborów, ale nie zostaje człowiek pozbawiony możliwości tych wyborów. Co więcej, ów rzekomy "despota", mimo postawionych "zakazów" nie wymierza natychmiastowych kar - czeka na nawrócenie, zmianę życia. Daje człowiekowi prawo do popełnienia błędu. Drogi Edwardzie, całkowicie się mylisz. Bóg w ST jasno i wyraźnie dał prawa mówiące, że krnąbrny syn ma zostać ukamieniowany, że człowiek wykorzystujący seksualnie jakieś zwierzę ma zostać razem z tym zwierzęciem spalony, że apostata odwiary w prawo mojżeszowe ma być również ukamieniowany itd. I że należy składać krwawe ofiary całopalne z Bogu ducha winnych zwierząt. Czy to nie jest przerażające?
Poczytaj sobie Księgę Kapłańską, Księgę Powtórzonego Prawa i Księgę Jozuego, a także dalsze fragmenty Księgi Wyjścia.
Przeczytaj sam, chociażby dekalog i Księgę Umarłych i będziesz wiedział, że są pewne prawa uniwersalne. I warto czytając Biblię, którą, śmiem twierdzić przeczytałem więcej razy od Ciebie, popatrzeć jeszcze na kontekst kulturowy i historyczny, a nie tylko traktować literalnie.
Hmmm...
Ciekawa rozmowa. Z jednej strony jachu ma rację, że np. ofiary ze zwierząt mogą być w dzisiejszych czasach przerażające, ale z drugiej strony Edward słusznie zauważa, że na ST należy patrzeć zwracając uwagę na różnice kulturowe i na kontekst historyczny.
Mimo, że niektóre fragmenty ST testamentu mogą się dzisiaj wydawać "niechrześcijańskie" to zawsze należy pamiętać, że jest to księga, która powstała w bardzo specyficznym środowisku koczujących hebrajczyków. Trzeba zawsze pamiętać, że hebrajczycy mimo wszystko byli ludem semickim i wiele wynieśli ze wspólnego semickiego kręgu kulturowego, a co więcej wiele od innych kultur zaczerpnęli. Trzeba pamiętać, ze dzisiaj badacze bezsprzecznie wskazują fragmenty, z których przeziewa politeistyczna przeszłość hebrajczyków, a z drugiej strony zaznaczają silną tendencję do jej monoteizacji w pewnych okresach.
Zawsze trzeba pamiętać, że ST jest Świętą Księgą ale również źródłem historycznym. Te dwie "właściwości" ST przenikają się ale nigdy nie można rozpatrywać jej fragmentów pod obydwoma kątami jednocześnie. Inaczej te same fragmenty wyjaśniają historycy, a inaczej teologowie.