wika
No ja się pytam kto śmiał wywalić serial o Robinie podczas gdy walają się tutaj jakieś syfiaste Friendsy i Prison Breaki?
Dobra, whatever, trzeba to czym prędzej naprawić
Czyli jak wiadomo Robin of Sherwood to jedyna słuszna wersja Robina przy której Costner i Flynn się chowają i nie wychodzą blablabla itp. a tymczasem mamy nowe wydanie DVD które już zdązyłem obejrzeć w Media Markt i dopisać do swojej listy życzeń, choć niestety pewnie już nie na ten rok, ale kto wie...
"Czarny Robin" czyli sezon I i II
"Biały Robin" czyli sezon III
W rzeczywistości te pudełka wyglądają ładniej. Ogólnie ładniejsze wydanie niż poprzednie, mniej miejsca zajmie na półce i trochę taniej wyniesie.
Szkoda tylko, że w sezonie trzecim już nie wszystkie odcinki pisał Carpenter, a te których nie robił delikatnie rzecz ujmując potrafią poważnie odstawać od reszty i to nie w tym kierunku, którego byśmy sobie życzyli. Jeden z nich (ten w którym pojawia się zła wersja bandy Robina) jest wybitnie debilny i ma takie dziury w scenariuszu, że aż trudno w to uwierzyć przy oglądaniu. No ale sezony I i II oraz te odcinki sezonu III które napisał Carpenter - mistrzostwo świata.
Te nowe wydania to są digipaki czy jakieś inne pudełka? Bo nie mogę tego obczaić.
Wiesz co, nie wiem dokładnie co jest w środku, ale jakbym miał obstawiac po tym co widziałem to bym powiedział, że to chyba będą digipacki, jedno i drugie pudełko jest grubości mniej więcej dwóch amaryów i zawiera 5 płyt.
Czyli w sumie mogą być także slimy. Ale obyś miał rację.
Już zacieram rączki i odkładam kapustkę, bo to wydanie mi się podoba (przynajmniej na obrazkach).
Jak widziałem w MM bardziej mi się podobało niż na tych dziwnych obrazkach
jak wiadomo Robin of Sherwood to jedyna słuszna wersja Robina
może dla ciebie. dla mnie jedyną słuszną wersją Robina jest Książę Złodziei z Costnerem, Freemanem i Rickmanem w rolach głównych. genialna muzyka, genialne aktorstwo, w dodatku wyjątkowo brutalny (jak na legendę dla dzieci). znakomicie nakręcony, POWAŻNY film, który zrodził się z naiwnej, niepoważnej historii. niekwestionowane arcydziełko.
dla mnie jedyną słuszną wersją Robina jest Książę Złodziei z Costnerem, Freemanem i Rickmanem
SHUT THE F*CK UP
Jak powszechnie wiadomo Robin of Sherwood to jedyna słuszna wersja Robina przy której i Costner i Flynn się chowają szczególnie Costner
A poważnie - niestety wizerunek Robin Hooda w wykonaniu Michaela P. wbił mi się do głowy jak jeszcze chodziłem do zerówki a może nawet wcześniej i nie toleruję innych wersji, między innymi dlatego nigdy nie polubiłem Księcia Złodziei i raczej go nie będę więcej oglądał (zwłaszcza jak już dorwę RoS na DVD), zresztą podobnie jak i wszelkich innych wersji.
I tak przy okazji - Kiedyś zobaczyłem w TV odcinek jakiegoś durnowatego serialu o pseudo-Robinie, akurat w tym odcinku był Robin Hood Vs Predator (tak, tak, Predator, tylko ciągle w kamuflażu), do tej pory się nie mogę otrząsnąć...
znakomicie nakręcony, POWAŻNY film,
Poważny?
Zwłaszcza Szeryf próbujący dobrać się do leżącej Marion i sposób w jaki się za to zabiera, czy też Robin katapultujący się przez mur. Nie no sorry, ale poważny to ostatnie słowo jakiego bym tu użył.
Mental, szczerze? Kiedy ostatnio widziałeś wersję z Costnerem?
Poważny film?
Odkąd obejrzałem "Facetów w rajtuzach" ciągle mi się myli ten film z "Księciem Złodziei". Raz się zdziwiłem kiedy się okazało że jeden fragment (ten z szeryefm i Marion) był w "Księciu" podczas gdy wydawało mi się, że był w "Facetach w rajtuzach"
A z "facetów" najlepszy jest ten tekst:
"Marvin? Masz na imię Marvin?"
Porównując te dwie wersje przygód Robin Hooda to akurat nie można nazwać tej z Costnerem tą poważną. Robin z Sherwood jest zdecydowanie lepszy, ma niepowtarzalny klimat który bardzo wciąga, ma w sobie coś czego nie ma Książę Złodziei który jest bardziej rozrywkowy. Jak dla mnie Robin z Sherwoood jest ulubionym serialem który pokochałem jeszcze jako mały brzdąc, chyba już zawsze będzie tym jedynym. Jest również jednym z najlepszych jakie kiedykolwiek widziałem. Żeby nie było, bardzo lubię Księcia Złodziei, wg mnie to świetny film, świetna przygoda. Alan Rickman bardzo podobał mi się jako szeryf. Podsumowując, Robina z Sherwood stawiam zdecydowanie wyżej od Księcia Złodziei.
Mental, szczerze? Kiedy ostatnio widziałeś wersję z Costnerem?
jakieś dwa tygodnie temu - niedawno kupiłem wydanie 2dvd z wersją reżyserską filmu Reynoldsa. serial natomiast oglądałem wieki temu, chętnie sobie go odświeżę i porównam, ale zanim to uczynię, muszę wiedzieć: powaga to czy bajka dla dzieci? miecze służą do zabijania czy do machania? jak ktoś kogoś wahaczy z łuku, to jest krew czy nie ma krwi?
opinie o Księciu Złodziei podtrzymuję: poważny, krwawy obraz. dokładnie tak sie powinno podchodzić do wszystkich naiwnych historyjek. dla mnie Robin z Costnerem to perfekcja.
Mental - to jest sray serial telewizyjny. Krwi tam za wiele nie ma, ale - w drugim odcinku większośc bandy Robina zostaje zaszlachtowana, zostaje ledwie siedem osób (i ten skład już się trzyma).
RoS ma klimat którego brakuje "Księciu", aż się czuje to średniowiecze (do licha, przez ten serial skończyłem jako nauczyciel historii ). Ma ciekawe postacie, których brakuje "Księciu" (porównaj sobie Szkarłatnegoi z RoS i z księcia i wszystko jasne). Nawet Freeman robiący za podróbę Nasira w niczym nie pomaga. To czy jest krwawo czy nie niewiele dla mnie znaczy kiedy cały filmik jest pozbawiony wszelkiego uroku. Co z Costnera za Robin? Co z tej jak jej tam za Marion? Co z Rickmana za... no dobra, Rickman jeszcze daje radę, ale też nie zawsze.
Książe Złodziei to jeden z najbardziej klimatycznych filmów, jakie widziałem. miałem go nagranego na vhs razem z T2 i jak już oglądałem, to obydwa filmy jeden po drugim. wszystko tu zagrało: aktorstwo, muzyka, zdjęcia, dialogi, mroczny, krwawy klimat. nie twierdze, ze serial jest złu. prawie go nie pamiętam, wiec sie nie wypowiadam, ale naprawdę Robin of Sherwood musiałby być czymś wyjątkowym, zeby przebić Księcia.
opinie o Księciu Złodziei podtrzymuję: poważny, krwawy obraz. dokładnie tak sie powinno podchodzić do wszystkich naiwnych historyjek. dla mnie Robin z Costnerem to perfekcja.
Perfekcja, która w dużej części inspirowana była serialem o czym świadczy postać saracena
A serial jest perfekcyjny, doskonale skonstruowany scenariusz (każdy dwuczęściowy odcinek mógłby istnieć jako osobny pełnometrażowy film), klimat, świetna obsada i oczywiście muzyka Clannad. Szkoda, że nie zakończono wszystkich wątków i nie ma jakiegoś spójnego końca.
Właśnie kiedy skończyłem długi proces zakupu wszystkich dvd wydano nowe i taniej
Komentarze na IMDB są takie jak się spodziewałem:
http://www.imdb.com/title/tt0086791/
Książe Złodziei to jeden z najbardziej klimatycznych filmów, jakie widziałem
Widać mamy zupełnie odmienne pojmowanie "klimatyczności" ponieważ dla mnie ten film jest zaprzeczeniem klimatyczności, w dodatku jest to dla mnie też film z grupy tzw "obojętnych" ---> zero emocji. Na dobrą sprawę ni emoge go nawet porządnie skytykować bo mimo że widziałem go przynajmniej trzy razy to nie pozostawił po sobie praktycznie żadnych wrażeń, po prostu mi zwisa ten film.
wszystko tu zagrało: aktorstwo, muzyka,
Muzyka z tego filmu przywołuje u mnie jedną myśl - gdzie to ja położyłem płytkę "Clannad - Legend"?
Za to piosenka Adamsa jest fajna, tyle że znowu - do Robin Hooda pasuje jak pięść do twarzy. Równie dobrze mogliby wstawić Roda Stewarda do władcy Pierścieni
ale naprawdę Robin of Sherwood musiałby być czymś wyjątkowym zeby przebić Księcia.
Sam "Robin Hood i czarownik" go przebija.
Same "Miecze Waylanda" go przebijają (eh ta bijatyka ze sforą Lucyfera w wiosce
Sam "Syn Herna" go przebija, "Czas Wilka" równiez.
I przede wszystkim "Największy wróg" - czysty geniusz.
Muzyka z tego filmu przywołuje u mnie jedną myśl - gdzie to ja położyłem płytkę "Clannad - Legend"?
wybacz Romeck, wybaczcie forumowicze, ale nie zdzierżę tym razem...
możesz powiedzieć wszystko o filmie z Costnerem, ale jeśli twierdzisz, że ma złą muzykę to sorry, ale PIERDOLISZ GŁUPOTY!!
Clannda - i owszem, piękna mistyczna muzyczka, ale to co stworzył Kamen do filmu z Costnerem to jest pieprzone arcydzieło muzyki przygodowej, przy którym - with all respect, gdyż serial wielbię także - ilustracja Clannadu się chowa w lesie.
A osobno.
Film z Flynnem - klasyka i nieziemsko sympatyczny obraz z dawnych lat, który ogląda się z uśmiechem na gębie
Film z Costnerem - porządny obraz przygodowy, który dziś dostał by pewnie NC-17 za sceny z krwią i seksem (tu akurat prawda - jest realizm)
Serial - niesamowicie mistyczny i po prostu magiczny, ale trudno to uważać, za jedyną słuszną wersję Robina.
poza tym zapomnieliście o Robin and Marian - mi się bardzo podobał portret starzejącego się zawadiaki
ale jeśli twierdzisz, że ma złą muzykę to sorry, ale PIERDOLISZ GŁUPOTY!!
Mefisto > weż lepiej nalej do wiadra zimnej wody, zanurz w tym głowe i wyciagnij jak ci przejdzie.
Po 1 - nie ma złej muzyki bo to i tak chyba najlepsza partytura Kamena, tylko to jest podobno muzyka z Robin Hooda, więc mi przypomina o tym że do innego Robin Hooda jest lepsza i bardziej klimatyczna muzyka* i dlatego praktycznie nigdy tego nie słucham (bo jak pomyślę żeby posłuchac muzyki z Robina od razu sięgam po Clannad). Nie interesuje mnie czy ktoś to uzna za arcydzieło czy nie, mnie ta muzyka ani nie zachwyca ani nie rusza, do tego jest do filmu który jest mi zupełnie obojętny więc nic mnie nie motywuje do słuchania i zachwycania sie.
Po 2 - Twórczośc Kamena mi zasadniczo nie podchodzi, albo inaczej - z wyjątkiem Księcia Złodziei i Nieśmiertelnego nic z niej nie pamiętam, mimo że filmy do których robił muzykę oglądałem wiele razy.
* - moim zdaniem i z tym nie podyskutujesz
kazdy ma swojego faworyta. ja uwielbiam Księcia Złodziei. za klasykę uważam kazda sekunde tego filmu (procz dennej przemowy Freemana, mobilizującej Anglikow do walki z tyranem). Reynolds nakręcił Robina tak, jak ja bym kręcił wszystkie dziecinne historie: kategoria R i koniec dyskusji. poza tym nic, po prostu nic nie przebije ostatnich scen - Cosnter na tle buchających płomieni napina cięciwę łuku i posyła strzałę prosto w czaszkę kata, ktory właśnie unosił topór, by odciąć Scarletowi głowę.
ps: w Księciu złodziei mamy scenę wieszania dziecka. Szeryf do Marion: "to mój prezent ślubny".
ps2: na horyzoncie majaczy wersja Ridleya Scotta, demitologizująca postac Robina i rehabilitująca Szeryfa. czekam z niecierpliwością. Robin jakoś nigdy nie wydawał mi sie kryształowy, choć Cosnteer wlal wen tyle życia i wiarygodności, ze uwierzyłem w szczere intencje bohatera.
wybacz Romeck, wybaczcie forumowicze, ale nie zdzierżę tym razem...
możesz powiedzieć wszystko o filmie z Costnerem, ale jeśli twierdzisz, że ma złą muzykę to sorry, ale PIERDOLISZ GŁUPOTY!!
jakość argumentu porażająca i przerażająca.
kazdy ma swojego faworyta. ja uwielbiam Księcia Złodziei.
Ale ty RoS nie pamiętasz. Ja pamiętam jedno i drugie i wolę zdecydowanie RoS, które uważam również za o wiele poważniejsze.
ps: w Księciu złodziei mamy scenę wieszania dziecka.
scenę wieszania dziecka to mamy też w Piratach z Karaibów 3 więc wiesz...
Jeszcze wracając do muzyki z Księca - gdybym napisał recenzję tego soundtracku (ale nie napiszę) na stronę to nie patrzyłbym wtedy na takei czysto subiektywne rzeczy jak to że akurat nie lubię tego Robin Hooda więc muzyka też jest niefajna. Dałbym 4/5 i myślę, że to by była dość sprawiedliwa ocena tej muzyki.
Ale ty RoS nie pamiętasz.
daj tytuł najlepszego twoim zdaniem epizodu - zaraz ściągam, oglądam i sie wypowiem.
Najlepszy jest: "Największy wróg" ("the greatest enemy")
Ale oglądania począwszy od ostatniego epizodu drugiego sezonu naprawdę nie polecam, bo odcinek na tym sporo straci (bo jest po prostu świetnym zakończeniem i nalezy go oglądać tam gdzie jego miejsce czyli na końcu) więc może lepiej będzie zobaczyć dwuczęsciowy "Robin Hood i Czarownik" ("Robin Hood and the sorcerer") od którego się to wszystko zaczyna. Przynajmniej wygląda to niemal jak normalny, samodzielny film
Inne z moich ulubionych odcinków z sezonu I i II to: "Miecze Waylanda" i "Królewski błazen" (z Johnem Rhys-Daviesem).
Właśnie kupiłem RoS w tych nowych wydaniach. Prezentują się bardzo ładnie. Są to płytki z tych poprzednich wydań, włożone w bardzo ładne, rozkładane digipaki z nietypowymi tackami (pierwszy raz takie widzę). Niestety "czarne" serie muszę wymienić, bo folia, w którą były opakowane te serie była zupełnie przyklejona do pudełka (jakby coś się rozlało). Ale całość wygląda naprawdę ładnie. Jak jutro wymienię ten felerny egzemplarz, to zrobię fotki i wrzucę.
Mefisto > weż lepiej nalej do wiadra zimnej wody, zanurz w tym głowe i wyciagnij jak ci przejdzie.
nie mam wiadra, względnie miska może być - pasuje?
Po 1 - nie ma złej muzyki bo to i tak chyba najlepsza partytura Kamena, tylko to jest podobno muzyka z Robin Hooda, więc mi przypomina o tym że do innego Robin Hooda jest lepsza i bardziej klimatyczna muzyka
niestety z twojego podszytego ironią zdania, wynikało coś innego...
A poza tym zdefiniuj klimatyczna? po prostu pasuje do serialu i uparcie ją faworyzujesz. Kamen stworzył zaś coś, co idealnie pasuje do filmu, ale też i świetnie wpisuje się w cały kanon.
Po 2 - Twórczośc Kamena mi zasadniczo nie podchodzi, albo inaczej - z wyjątkiem Księcia Złodziei i Nieśmiertelnego nic z niej nie pamiętam, mimo że filmy do których robił muzykę oglądałem wiele razy.
co to ma do rzeczy? Muzykę mógł napisać nawet Gustaw Holoubek - ważne, że efekt końcowy, to po prostu piękna kompozycja (dla przykładu, co by można było lepiej porównać z Clannadem - temat Marian)
Jeszcze wracając do muzyki z Księca - gdybym napisał recenzję tego soundtracku (ale nie napiszę) na stronę to nie patrzyłbym wtedy na takei czysto subiektywne rzeczy jak to że akurat nie lubię tego Robin Hooda więc muzyka też jest niefajna. Dałbym 4/5 i myślę, że to by była dość sprawiedliwa ocena tej muzyki.
czemu nie napiszesz?
ocena - rzecz względna. Clannad miałby pewnie pełną 5?
Nie, nie powiem, aby całość była źle wydana - to jakiś błąd w sztuce jedynie (mam nadzieję). Czy polecam kupić? Jeśli mam być szczery - to jedno z ładniejszych wydań made in Poland, jakie miałem przyjemność trzymać w ręku (a teraz już nawet posiadać). Jutro wrzucę fotki, aby Cię (i innych) przekonać.
nie mam wiadra, względnie miska może być - pasuje?
Może być nawet szklanka.
Kamen stworzył zaś coś, co idealnie pasuje do filmu
Jeśli idealnie pasuje do takiego sobie filmu to sam sobie dopowiedz resztę.
czemu nie napiszesz?
Bo szkoda mi czasu recenzować coś co mam gdzieś i nie wzbudza we mnei żadnych emocji
ocena - rzecz względna. Clannad miałby pewnie pełną 5?
Nie. Miałby również 4 ale tylko dlatego, że Legend nie zawiera całej muzyki z serialu a tylko kilka kawałków.
Jeśli idealnie pasuje do takiego sobie filmu to sam sobie dopowiedz resztę.
a Ty sobie dopowiedz resztę zdania, bo wyrwałeś z kontekstu - w ogóle nie powinno się tych partytur porównywać, ale mówić, że muzyka zła, bo film średni zakrawa na coś...albo nie będę znowu kurwił
Poza tym film jest taki sobie, tylko w Twoim kontekście
Jutro wrzucę fotki, aby Cię (i innych) przekonać.
A niektórych zdołować
to nie był argument, tylko stwierdzenie - a że się nie lubię cyganić wot i masz - ale obawiać się nie musisz, mieszkam daleko od Ciebie
cwiczę kendo, się nie boję, nie masz szans
ale mówić, że muzyka zła, bo film średni
kto tak mówił? mówię że muzyka jest dobra ale jej nie lubię jak i całej twórczości Kamena, a film nie jest na tyle dobry, żeby mi się chciało jej słuchać ze względu na niego.
to nie był argument, tylko stwierdzenie - a że się nie lubię cyganić wot i masz - ale obawiać się nie musisz, mieszkam daleko od Ciebie
cwiczę kendo, się nie boję, nie masz szans
Czy ja mam dejavu, czy ktoś się po prostu zaciął?
cwiczę kendo, się nie boję, nie masz szans
to se ćwicz - ja mam broń :)
A ja mam na Was wyrok podpisany, który wprowadzę w życie, jeśli nie przestaniecie się licytować.
A oto obiecane fotki: KLIKAJTA TUTAJ
Bahdzo ładne choć faktycznie tacki troche dziwne, ale nic to.
Zakup obowiązkowy, może na święta Po LOTRze musze na chwilę przystopować.
nie chce nic mówić, ale ten serialowy Robin wygląda jak rasowy lachociąg :) blond włoski i facjata niczym z paryskiego żurnala.
Giefeg, właśnie zassałem trzy epizody, które poleciłeś. jak obejrzę, to wkleje fotki - tak dla porównania. niemniej już teraz widzę, ze blondasek-kutasek nie ma szans z Costnerem.
romeck, ile wyszlo za wszystkie 3 serie? wydanie wyglada naprawde smakowicie!!!
Zapłaciłem ok. 260 PLN za całość (MediaMarkt). Przypuszczam, że można gdzieś znaleźć taniej, ale jak już wziąłem do ręki, to po prostu kupiłem.
Przed chwilą zamówiłem TUTAJ. 239.80 zł, przesyłka gratis. W ogóle to z tą darmową wysyłką na wszystko to mnie zaskoczyli.
A ja teraz czekam aż ktoś (najlepiej u nas) wyda serial pt. "Kusza" ("Crossbow", 3 sezony x 24 odcinki, 26 minut każdy). Ale tego jeszcze chyba nikt na świecie nie wydał na dvd.
Dobrze to wspominam, chętnie bym skonfrontował wspomnienia z rzeczywistością.
Właściwie nie wiem po co to piszę, ale jakoś mi do tematu pasowało.
Giefeg, właśnie zassałem trzy epizody, które poleciłeś. jak obejrzę, to wkleje fotki - tak dla porównania. niemniej już teraz widzę, ze blondasek-kutasek nie ma szans z Costnerem.
Nie polecałem ci żadnych epizodów z blondaskiem to po pierwsze, wszyscy wiedzą, że to Robin z Locksley, a nie Robert Huntington, którego się czepiasz jest debeściak to po drugie. A po trzecie: Oczywiście wiesz, że blondasek to syn Seana? No i po czwarte - z Costnera jest mniej więcej taki Robin Hood jak z Kilmera Batman (co ja robię tu? co ja tutaj robię?).
Nie polecałem ci żadnych epizodów z blondaskiem to po pierwsze, wszyscy wiedzą, że to Robin z Locksley, a nie Robert Huntington, którego się czepiasz jest debeściak to po drugie.
po pierwsze, romeck zapodał fotkę i tam z okładki uśmiecha się jakiś blond-gej z łukiem. po drugie, to, że wszyscy coś wiedzą, nic mnie obchodzi. dla mnie najlepszy Robin to Costner i basta. po trzecie, blondasek mógłby być nawet synem Michaela Manna, mam to gdzieś.
ps: przeskakując po scenach, zauważyłem, że na mieczach nie osiada krew. wiem, ze to serial z lat 80, ale wali od tego sztucznością na kilometr. koleś zadaje cios mieczem w podbrzusze, a tu nic - czysta stal prosto z kuźni.
Wez nie przeskakuj po scenach tylko normalnie to obejrzyj.
Ale jeśli jedyne czego oczekujesz to krew na mieczach to daruj sobie lepiej bo od razu ci powiem, że jej tam nie znajdziesz - to jest serial puszczany swego czasu w niedzielne popołudnia w TVP, bądźże choć trochę bardziej poważny niż "Książę Złodziei" w którym może i była krew na mieczach ale co z tego skoro całemu filmowi bliżej do "Facetów w rajtuzach" niż poważnego filmu o Robinie?
po pierwsze, romeck zapodał fotkę i tam z okładki uśmiecha się jakiś blond-gej z łukiem
Romeck zapodał okładki i z jednym i z drugim Robinem, nie wiem czemu zauważyłeś tylko tę drugą. To tak, jakbyś oceniał trylogię Terminatora po zdjęciu Nicka Stahla z trójki
A z Costnera jest taki Robin jak z Kilmera Batman
cwiczę kendo, się nie boję, nie masz szans
jeśli nie wiesz, jak rozbroić człowieka z bananem, to kendo, ani tym bardziej sam ken, Ci nie pomogą
ale serii 3 moje ręce nie tkną, bo to to samo, co kupować Batman czy Robin, Alien 4 czy Die Hard 4.0
Porównanie do A:R czy batman i Robin jest jeszczwe bardziej krzywdzące i niesprawiedliwe niż moje złośliwe porównywanie Costnera w PoT do Kilmera w BF.
Tzn owszem, mniej więcej połowa odcinków jest dość słaba, a jeden jest totalnie idiotyczny. Ale pozostałe, czyli te autorstwa Carpentera nie odbiegają specjalnie poziomem od serii I i II, w których zresztą też się zdarzały slabsze odcinki. Ten sezon był długości takiej jak dwa poprzednie razem wzięte, czyli po prostu poszli w ilość zamiast w jakośc i dlatego wyszło gorzej. Ale mi nie mów że "Syn Herna" jest słaby.
Gdyby wywalić całe dziadostwo i zostawić tylko:
"Syn Herna" 1 & 2, "Moc Albionu", "Krzyż św. Ciricusa", "Rutterkin" i "Czas Wilka" 1 & 2 mielibyśmy siedmioodcinkowy sezon trzymający poziom poprzednich. Warto kupic chocby dla tych odcinków.
Ale jeśli jedyne czego oczekujesz to krew na mieczach to daruj sobie lepiej bo od razu ci powiem, że jej tam nie znajdziesz - to jest serial puszczany swego czasu w niedzielne popołudnia w TVP
tak jak Domek na prerii :)
Romeck zapodał okładki i z jednym i z drugim Robinem, nie wiem czemu zauważyłeś tylko tę drugą.
twierdzisz, że Robin w serialu zmienia kolor włosów? tzn. farbuje? chodzi do fryzjera? :) ok, już sie nie czepiam :) idę oglądać, nieobciążony bagażem z dzieciństwa, przez co moje spojrzenie będzie świeże, obiektywne i jak najbardziej wiążące :)
twierdzisz, że Robin w serialu zmienia kolor włosów? tzn. farbuje? chodzi do fryzjera?
idź, obejrzyj i nie pier*ol
Jeśli nie wiesz, to nie powiem ci o co chodzi bo to by był chamski spojler.
tak jak Domek na prerii
Owszem, tak jak domek na Prerii.
Oczywiście oczekuję, że docenisz ograniczenia budżetowe, ogólną surowość itd. Nie rozczaruj mnie znowu
PS> naprawdę nie radzę oglądać "największego wroga" inaczej niż jako trzynasty w kolejności. SIła tego odcinka polega w dużej mierze na tym, że oglądamy już dobrze poznane postacie, fabuła zbyt bogata nie jest a i tak większośc uważa to za najlepszy odcinek.
Powiem Ci tak Mentalu: daj sobie spokój z oglądaniem jakiegokolwiek odcinka. Nic nie poczujesz. Nie widzę sensu, dla którego Gieferg, czy ktokolwiek próbuje Cię namówić. Ty już wybrałeś, reszta to śmieszność.
Nie musisz się dowiedzieć kim był Robert z Huntington i dlaczego zastąpił Robina z Locksley. Po co? Aby wyśmiać? Obejrzyj coś innego. Serio.
Dla mnie serial to IKONA, podobnie jak ilustrująca go muzyka Clannad. I chociaż kupiłem sobie film z Costnerem, to ani przez chwilę nie mam wątpliwości, który Robin jest dla mnie ważny.
Ty chcesz konfrontować swoje wymagania filmowe z serialem telewizyjnym z pierwszej połowy lat osiemdziesiątych? Daj sobie spokój człowieku. Poważnie.
Romeck Nie próbuję go namówić. Sam zacząl się dopytywać o najlepsze odcinki. Jestem na 95% pewny, że zdania nie zmieni, a serial zapewne zmiesza z błotem, a pod twoim powyższym postem mogę się spokojnie podpisać (z wyjątkiem tego o kupowaniu filmu z Costnerem, którego nie kupię, bo na co mi jakaś komercyjna podróba Robin Hooda? )
Daj sobie spokój człowieku. Poważnie.
za późno. 20 minut 'Robin Hood and The Sorcerer [part 1]' za mną.
Mental zaniemówił z wrażenia
Może cała seria go pochłonęła
Roooobin...the hooded man
Obejrzałem trzy epizody, które polecił mi Gieferg, kolejno: Robin Hood and The Sorcerer Part I, Robin Hood and The Sorcerer part II i The Greatest Enemy.
Wzbogacony doświadczeniem wyżej wymienionych odcinków, mogę powiedzieć dwie rzeczy: po pierwsze, na tych trzech epizodach zakończę swoją przygodę z chłopcem w kapturze. po drugie, Robin of Sherwood jest dla Księcia Złodziei tym, czym pastelowe Miami Vice było dla filmu Manna z 2006 roku - pretekstem do stworzenia czegoś niewspółmiernie lepszego. po zapoznaniu sie z próbką serialu (jak sadze, próbką reprezentatywną) uważam Reynoldsa za wyśmienitego wyrobnika. Gość zrobił dokładnie to, co ja bym zrobił, gdybym dostał do opracowania podobny materiał - zmieniłbym w nim prawie wszystko.
nie żeby serial był jakoś paskudnie spaprany. przeciwnie: to bardzo fajny, poczciwy, klimatowy kawałek lekkiej rozrywki na sobotni wieczór, ewentualnie niedzielny poranek. przez cały czas miałem wrażenie, że oto oglądam jakiegoś erpega w klimatach Magii i Miecza. a to Czarownik na planie, a to znowu koleś przebrany za jelenia poucza Robina o jego życiowej misji w walce z tyranią. mamy tez panoramę Stonehenge i magiczną strzałę, błyskającą w promieniach słońca. w sumie cały film zasadza się na baśniowej motywacji czynów bohatera. Człowiek-Jeleń wręcza zakapturzonemu banicie miecz i łuk i od tego momentu Robin jest Robinem w Kapturze. bardzo to wszystko umowne, ale zarazem szczere, dlatego też nie będę wytykał twórcom naiwności, zwłaszcza że "tak miało być", takie było założenie serialu - stworzyć pseudo-mistyczna atmosferę gdzieś na poziomie gier planszowych o smokach, księżniczkach i gadających drzewach. i łaskawie proszę, niech mi nikt nie zarzuca, że nie kumam konwencji.
bohaterowie
dwie postacie wywołują permanentne salwy śmiechu. tytułowy Robin z Sherwood i Guy z Gisburne. Robin prezentuje się tak:
Gisburne tak:
ktoś powie, że złośliwie zamieściłem najbardziej kompromitujące fotografie. szkopuł w tym, że nie. serialowy Robin posiada trzy wyrazy twarzy: zdziwienie, płaczliwe oczka i "Mamo, gdzie są moje zabawki?". Gisburne natomiast wygląda jak - nie przymierzając - osiedlowy idiota, któremu żyć nie dają koledzy z podwórka. na domiar złego lica Michaela Praeda to wypisz wymaluj oblicze chłopca, przechodzącego mutacje, w którym podkochują się nieśmiało dziewczyny z klasy. Chłopak idealnie by się nadawał do roli Tarzana z naoliwioną klatą albo innej półnagiej małpy w gaciach z tygrysiej skóry. Nie umiem poważnie traktować takich postaci.
dla porównanie wklejam zdjęcia bohaterów wersji Reynoldsa:
czy jest na sali osoba, która ma wątpliwości odnośnie "jedynego słusznego Robina" i "jedynego słusznego Gisburne'a"? nie ma? to dobrze, bo takowych być nie powinno.
reszta obsady ujdzie w tłumie. najbardziej podobała mi sie makiaweliczno-groteskowa postać Czarodzieja - facet miał nienawiść w oczach. w ogóle niesamowite były sceny w zamku (Robin Hood and The Sorcerer part II), świetnie nakręcone, z unikalnym klimatem grozy. tak czy siak, pomimo tych i innych zachwytów, nic nie przebije Allana Rickmana w roli zwyrodniałego szeryfa i Morgana Freemana jako walecznego Maura. obydwaj są bezkonkurencyjni. głupio sie czuje, wypisując te oczywistości: wspomniani aktorzy to najwyższa liga światowa. ich kunszt jest niepodważalny. dodatkowo Freeman - jak nikt inny - potrafi wcielić się w granych przez siebie bohaterów z niezwykłą dostojnością i pokorą. tego nie można sie nauczyć - z tym się człowiek rodzi.
muzyka
Cudowna. Nie tak genialna jak partytura Kamena, ale ciągle fantastyczna. muzyka z Robin of Sherwood to najmocniejszy punkt serialu. to ona w głównej mierze wytwarza ten bezpretensjonalny, bajkowo-mistyczno-przygodowy klimacik. poezja.
montaż, kamera i inne sprawy
no tutaj jest bardzo kiepsko. niejednokrotnie miałem poczucie, że oglądam amatorskie popisy Planu 9 (poznańska grupa filmowa, jakby ktoś nie wiedział :)) nakręcone w weekend za kieszonkowe. sporo planów średnich, postaci często i gęsto filmowane od stóp do głów, co raczej nie sprzyja dynamice, przeskoki od planów szerokich do szczegółu rzadkie, by nie powiedzieć - egzotyczne. kamera rozedrgana, operator biega w pocie czoła za bohaterami. wszystko sprawia wrażenie amatorki i dobrych intencji. nie są to oczywiście uchybienia dyskwalifikujące, ale jeśli ktoś zamierza porywać się z motyka na słońce i budować karkołomne porównania, zestawiając serial z filmem kinowym (nakręconym perfekcyjnie), to życzę powodzenia.
głupie sceny
w Księciu Złodziei znajdują się trzy, może cztery sceny do wywalenia. powód? są po prostu głupie i nie pasują do ogólnego klimatu filmu, który - jak na bezlitośnie trywializowaną legendę - wznosi się na wyżyny powagi, zarezerwowanej dla kina przygodowego. w serialu głupich scen jest trochę więcej :) do tych najgłupszych zalicza się motyw ucieczki z więzienia Robina i jego nowych kolegów. jako że jest to kluczowy moment fabuły, rzecz zasługuje na wyjątkowe napiętnowanie. po pierwsze, zanim Robin trafił do celi, siedziało już w niej kilku chłopa i jeden wariat. zostawmy wariata - skupmy się na kilku chłopa. otóż żaden z nich nie wpadł na pomysł ucieczki. widać, czekali cierpliwie na Robina. ok, zjawia sie Robin, przedstawia swój plan i mamy scenę realizacji planu - Robin staje na barkach jednego ze współwięźniów i zaczyna się wydzierać. podchodzi strażnik, pochyla się nieco i zbliża głowę do kratownicy. Robin nie zwleka ani sekundy - łapie go za kark i uderza łbem o kratę. strażnik traci przytomność, bohater chwyta porzucony miecz i odsuwa rygiel. moje pytanie: czy do tego naprawdę potrzebny był miecz? :) przecież wystarczyło przecisnąć rękę i sięgnąć po zasuwę. każdy głupi wydostałby się z tak skonstruowanej celi. z innych "nietypowych" (a raczej w sposób niezamierzony kuriozalnych) scen zapadła mi w pamięć scena z jeleniem. bohater ustrzelił jelenia (dorosły samiec), podszedł, chwycił go za giry i siup na plecy :) no ładny paker z tego Robina, nie ma co :)
podsumowanko
fajny, przyjemny serial. nie dziwie sie, ze ludzie darzą go sentymentem. ja tez darze sentymentem serial MV, ale nigdy przenigdy nie postawiłbym go wyżej niż sensację z 2006 roku. stąd też Książę Złodziei ma u mnie 9,5/10 i niezachwianą pozycję jednego z najlepszych filmów przygodowych w historii kina, a serial pozostanie jedynie ciekawostką, do której już raczej wracać nie zamierzam.
Czekam na Notthingam w reżyserii Ridleya Scotta. jeśli film nie otrzyma certyfikatu PG-13, będzie prawdziwym wydarzeniem.
ps: celowo nie wspominam o przemocy, krwi i wulgarności. w serialu nie ma ani sugestywnej przemocy (co prawda trupy padają, ale sceny zabijania są tak zmontowane, że już w DH 4.0 więcej widać), ani krwi, ani wulgarności. brak krwi dziwi tym bardziej, że są miecze, a skoro są miecze, łuki, kusze i inne dzidy, to logicznie rzecz biorąc powinna być też krew. jedno bez drugiego się nie obejdzie, a jeśli komuś się wydaje, że się obejdzie, to niestety, ale odstawia wielki teatr sztuczności.
Zdjęcie Robina jest tendencyjne. To akurat nie ulega wątpliwości.
czy jest na sali osoba, która ma wątpliwości odnośnie "jedynego słusznego Robina" i "jedynego słusznego Gisburne'a"? nie ma? to dobrze, bo takowych być nie powinno.
Oczywiście, że być nie powinno. Ja tam wątpliwości nie mam żadnych. Z Costnera jest taki Robin jak z Kilmera Batman Sam widok tego gościa z kołczanem na plecach wywołuje u mnie uśmiech politowania na twarzy (mimo że do samego Costnera nic nie mam).
A tak ogólnei to się nie znasz sama próba porównywania montażu, zdjęć itp to już była jakaś farsa, a co do tego że nie zamierzasz wracać - jak tam sobie chcesz, ominie cię co prawda genialny występ Johna Rhys Daviesa w roli Ryszarda Lwie Serce, ominie cię również szerg atrakcji z odcinków "Miecze Waylanda" cz 1 i 2, w tym niezapomniana scena walki ze sforą Lucyfera, jak i wiele innych rzeczy, ale nic to, zapewne i tak nie potrafiłbyś ich odpowiednio docenić.
sama próba porównywania montażu, zdjęć itp to już była jakaś farsa
ja niczego nie porównuje. jedynie stwierdzam, jak sie sprawy mają. czytaj uważnie.
Tyle że to akurat było oczywiste i nie ma tu nic do stwierdzania, każdy kto widział zdaje sobie z tego doskonale sprawę, w żaden sposób nie może to być wykorzystane jako argument "na korzyść" Księcia Złodziei. Bo pod względem samych kwestii technicznych to każdy doskonale wie, że nie ma co porównywać.
A Costnera lepiej sobie porównaj z tą fotką:
nie ma czego porównywać. obejrzałem trzy epizody i na widok młodzieńczej twarzyczki bohatera robiło mi się ciepło na serduszku. chłopak za młody do tak poważnej roli. powinni poczekać, aż podrośnie. może za 30 lat i 30 blizn więcej wyglądałby jak dorosły facet :)
Tak wiec temu panu już dziękujemy, a tymczasem mam pytanie do Romeck'a/Romcka/Romka/czy jak to sie odmieniuje > jak się prezentują dodatki na tych płytach? oczywiście, wiem, że to te same dodatki co i na wczesniejszym wydaniu ale i o nim, nie miałem żadnych dokładnych informacji...
i jeszcze jedno - czy obraz np w odcinku "Cromm Cruac" z sezonu 3 wygląda dobrze ? pytam o to, bo jak widziałem kiedyś DiviXy, to niektóre odcinki sezonu 3 miały dośc nieładnie rozmywający się w ruchu obraz, mam nadzieję, że na DVD tego nie ma.
Oj, wybacz, ale dokładnie odpowiem Ci dopiero za jakiś tydzień (wyjeżdżam) i najlepiej będzie jak jeszcze jak się przypomnisz.
dla porównanie wklejam zdjęcia bohaterów wersji Reynoldsa:
Nie rób sobie jaj Mental, ja stawiam serial wyżej niż film z Costnerem, ale Wincottowi to mało kto może podskoczyć:)
Szkoda, że facet tak rzadko gości na kinowych ekranach.
Dodałem ankietę, przekonajmy się who's the boss
nie ma czego porównywać. obejrzałem trzy epizody i na widok młodzieńczej twarzyczki bohatera robiło mi się ciepło na serduszku. chłopak za młody do tak poważnej roli. powinni poczekać, aż podrośnie. może za 30 lat i 30 blizn więcej wyglądałby jak dorosły facet
To nie miał być weteran wojen, tylko chłopak ze wsi którego okoliczności zmusiły do takiego życia, twoja argumentacja jest błędna.
To nie miał być weteran wojen, tylko chłopak ze wsi którego okoliczności zmusiły do takiego życia
Otóż to. Robin nie zaczynał kariery Robinhoodowej po powrocie z krucjat, w wersji serialowej w ogóle się za krucjaty nie brał, choć ww odcinku "Królewski błazen" jest nawiązanie do tego motywu kiedy to król Ryszard Lwie Serce chce Robina ze sobą na krucjatę zabrać; natomiast w starszych wersjach, w tym w książce Howarda Pyle "Wesołe przygody Robin Hooda" Robin na krucjatę owszem pojechał, ale to było już pod koniec jego "kariery" tzn został ułaskawiony, wzięty na służbę królewską, pojechał z Ryśkiem Lwie Serducho na krucjatę, potem wrócił zdołowany jak weterani z Wietnamu, znowu się stoczył i zaczął się siekać z szeryfem, ale tym razem już na całego, potem się jeszcze bardziej zdołował faktem, że morduje ludzi, z tego powodu się pochorował biedaczyna i dlatego zafundował sobie upuszczenie krwi, ale złosliwie upuszczono mu jej za dużo, także po tym nadawał się tylko na wystrzelenie ostatniej pożegnalnej strzały, a potem to już go mozna było pochować.
Książe Złodziei to jakiś taki pokraczny miks różnych wersji, mamy motyw krucjat ale zupełnie nei tam gdzie być powinien, mamy Maura wzorowanego na saracenie z serialu, no i mamy beznadziejnych, płaskich i nieciekawych w stosunku do RoS Małego Johna i Willa Szkarłatnego, a brata Tucka to już w ogóle nie pamiętam czy w "Księciu" w ogóle występował... A no i mamy jeszcze Kevin Hooda, co ma kamery na strzałach zamontowane, który opracował też skuteczną metodę wytapiania mieczy i grotów nad ogniskiem (tu się mogę mylić, słabo to pamiętam, opieram się na pewnym komentarzu). Full wypas.
A w serialowy Robin to miał być młodzik. Zresztą Gisburne również - taki chłystek co to stara się udowodnić, że stać go na więcej niż go stać, ale mu nie wychodzi. O wiele ciekawsza postać niż kolejny evil badass.
Obraz każdego z odcinków wygląda dobrze.
Odetchnąłem z ulgą
Ciekawa sprawa była z tym całym Martinem, który niby jest w ekipie od 3 odcinka do końca pierwszego sezonu, choć nie odgrywa praktycznie żadnej roli, a potem nagle znika, bo... scenarzysta o nim zupełnie zapomniał. Czytałem gdzieś, że Carpenter nie mógł go sobie w ogóle przypomnieć dopóki mu nie pokazano odcinków w których ów Martin faktycznie się pojawiał
To nie miał być weteran wojen, tylko chłopak ze wsi którego okoliczności zmusiły do takiego życia, twoja argumentacja jest błędna.
skoro moja jest błędna, to twoja katastrofalnie błędna. okoliczności zmusiły do walki Costnera (motywacja realistyczna). Chłoptasia z łukiem do walki "zmusił" przebrany za jelenia idiota, mieszkający w jaskini (motywacja magiczno-baśniowa-wali-mnie-to-jaka). po tej jakże naiwnej pogaduszce, następuje scena, w której Robin w kapturze - w dwóch słowach - przekonuje resztę świty o słuszności swoich majaków. mam pisać dalej? ja też bywam sentymentalny.
Ciekawe co byś powiedział o motywacji Roberta Huntingtona (jakby co to chodzi o odcinki "Syn Herna" cz.1 i 2 które są bezpośrednią kontynuacją "Największego wroga".
Robin w kapturze - w dwóch słowach - przekonuje resztę świty o słuszności swoich majaków.
No stary, Herne go wybrał, bo gośc miał wysoki poziom umiejętności dyplomacja/przemawianie i do tego miał dobre rzuty w testach tychże umiejętności
chętnie usłyszę, jaką to motywację miał ów Robert.
Ja ci nic nie powiem ponadto , że podobnie jak i postać Costnera był szlachciem . Obejrzyj i oceń
No stary, Herne go wybrał, bo gośc miał wysoki poziom umiejętności dyplomacja/przemawianie i do tego miał dobre rzuty w testach tychże umiejętności
a ile miał punktów miecza?
Punkty miecza? Czyżbyś grywał kiedyś w marny plagiat i podróbkę Magii i Miecza, pod nazwą Magiczny Miecz?
Gieferg, powiem ci szczerze, że ja nie mam nic do serialu - fajnie sie oglądało, przyjemny klimacik i tak dalej. Mój "problem" polega na tym, że zacząłem od REALIZMU (do którego należy sprowadzać - w miarę możliwości rzecz jasna - wszystkie głupie legendy). Książę Złodziei to najpoważniejsza, najlepiej nakrecona i najbardziej realistyczna wariacja na temat zakapturzonego banity. Nie zmieniłbym w nim niczego, prócz trzech, czterech scen. Lepszy od Księcia może się okazać jedynie Notthingam Scotta.
Punkty miecza? Czyżbyś grywał kiedyś w marny plagiat i podróbkę Magii i Miecza, pod nazwą Magiczny Miecz?
okazjonalnie grywam z bratem do dzisiaj, choć brak czasu i zagracony pokój skutecznie uniemożliwiają rozłożenie wszystkich plansz :)
Mój "problem" polega na tym, że zacząłem od REALIZMU
tyle że ten tak zwany realizm w "Księciu" w ogóle nie wygląda realistycznie. Owszem, w RoS mamy elementy fantastyczne i to nie jest realistyczne, ale to jak tam wygląda cokolwiek - zamek ( w sensie wnętrza), wiocha, ulica miasteczka, czy cokolwiek innego, to wszystko swoim klimatem (i realizmem) zmiata "Księcia Złodziei" z powierzchni ziemi.
gadasz bzdury jak mało który. dekoracje w serialu nie są złe, ale w zestawieniu ze scenografią Księcia przypominają przedstawienie teatralne. miałem nie porównywać technicznych aspektów obydwu produkcji, ale sam mnie do tego zmuszasz, wypisując podobne dyrdymały z palca wyssane.
A ktoś coś wspominał że im niższy budżet tym lepiej, a teraz się podnieca jakąś superprodukcją podczas gdy jakieś siedem lat przed jej powstaniem udowodniono, że nie potrzeba wielkiej kasy żeby zrobić ten film w rewelacyjny wprost sposób, a przez kolejne przeszło 20 lat nie tylko nikt tego nie przebił ale nawet nie dorównał. A już na pewno nie Kevin Hood.
mowie: podobały mi sie dekoracje w serialu, serial był fajny. ALE...
scenografia w Księciu to szczyt PROFESJONALIZMU. żadnego CGI. jedynie Gibson w Braveheart miał lepsze zamki, wnętrza i panoramy.
scenografia w Księciu to szczyt PROFESJONALIZMU.
Z którego nic nie wynika. Są sobie ładnie zrobione dekoracje, pośród których pomyka sobie Kevin Hood i przebrany za szeryfa Rickman, latają sobie na linach, katapultują się przez mury, coś tam wybucha i w ogóle prawie Matrix, zabierają się za gwałcenie wątpliwej urody dziewic.. (bo z tamtejszej Marian prawdziwy paszczak jest) a na koniec wchodzi Bryan Adams z piosenką co prawda fajną, ale pasującą do całości jak Linkin Park do Władcy Pierścieni Gdzie tu jest jakiś klimat ja się pytam?
A co do Bravehearta to kasuje Księcia małym palcem u nogi. Tak jeśli chodzi o realizm, jak i o wszystko inne.
Gdzie tu jest jakiś klimat ja się pytam?
głupie (i retoryczne) pytania zadajesz. jak nie czujesz klimatu, to nie czujesz - finito. ja czuje klimacik serialu i KLIMAT filmu. jeśli miałbym porównać dekoracje, to jedynie początek Księcia zbliża się nieco do poziomu Robina z Sherwood. chodzi o moment ucieczki Costnera i Freemana z katakumb. na horyzoncie majaczy mur zamkowy, a dalej w tle niebo. widać, że to wszystko w studiu kręcili, nienaturalne oświetlenie i tak dalej, reszta - mucha nie siada.
A co do Bravehearta to kasuje Księcia małym palcem u nogi. Tak jeśli chodzi o realizm, jak i o wszystko inne.
może nie małym palcem. nie przesadzajmy :) to, że kasuje, to pewne, ale nogą. Braveheart jest tym dla historycznych widowisk, czym Ojciec chrzestny dla gangsterki, a Heat dla sensacji.
Jeszcze jedna rzecz, która się pojawia w większości wersji opowieści o Robinie, a która dla mnie realistyczna nie jest - czyli liczebnośc bandy, która zazwyczaj składa się z kilkudziesięciu czy nawet więcej osób. W PoT mają nawet własną wioskę ewoków czy inne Lothlorien. O wiele łatwiej mi uwierzyć w grupkę złożoną z 7 do 10 osób z jaką mamy do czynienia w RoS, która się szwenda po lesie korzystając ze wsparcia miejscowych kmiotków.
chodzi o moment ucieczki Costnera i Freemana z katakumb. na horyzoncie majaczy mur zamkowy, a dalej w tle niebo. widać, że to wszystko w studiu kręcili, nienaturalne oświetlenie i tak dalej,
No a w RoS jakoś takich studyjnych fragemntów nie pamiętam, ciekawe czemu...
Gieferg, obejrzyj raz jeszcze Księcia, a dowiesz się, skąd taka liczebność. Reynolds wszystko znakomicie umotywował. banda liczy sobie raptem 10 osób i taka ilość utrzymuje się do połowy filmu. potem następują działania odwetowe szeryfa. wieśniacy, którym szeryf wymordował rodziny i spalił wioski. nie mieli gdzie się podziać, więc zawędrowali do lasu. to właśnie tutaj narodziło się powstanie przeciwko tyranii, choć początki były trudne. Szkarłatny próbował nawet zabić Robina, ludzie oskarżali go, że pośrednio przyczynił się do pacyfikacji wsi. jest taka kapitalna scena w Księciu: idzie obdarty wieśniak, w ramionach trzyma syna, odwraca dziecku głowę tak, żeby Costner widział. mówi z nienawiścią: "Patrz! Patrz, co mu zrobili!". Dzieciak miał na twarzy świeżą szramę od miecza.
No a w RoS jakoś takich studyjnych fragemntów nie pamiętam, ciekawe czemu...
fragment, o którym mowie, dzieje sie na Bliskim Wschodzie. trudno znaleźć w Anglii orientalne warownie i pałace z kopułami :) dzisiaj CGI załatwia sprawę, wtedy musieli budować dekoracje pod dachem.
Gieferg, obejrzyj raz jeszcze Księcia
Podziękuję.
Dam sobie również spokój z jego krytykowaniem bo faktycznei dużo już nie pamiętam, ale drugiego (a w zasadzie trzeciego) Robin Hooda mi nie trzeba. Po następnej wypłacie na mojej półce z DVD zawita jedyny i niepowtarzalny Robin z Sherwood i zajmie miejsce zaraz obok LOTRa
Grzebiąc po necie trafiłem na ładne podsumowanie recenzji RoS:
http://www.helium.com/tm/...oodland-freedom
If you want a great take on the whole Robin Hood thing, then this is for you, forget the storybooks, forget Hollywood and forget men in tights. Robin Hood is just a myth, but if he had of existed this would have been close to the truth.
Dam sobie również spokój z jego krytykowaniem
świetna myśl.
coś tam wybucha i w ogóle prawie Matrix
He?
1) oczywiście, że Powrót najlepszy - stetryczały Robin i jego ostatnia walka, no miodzio
1b) choć jeśli idzie o samą postać Robina, to jednak wciąż Flynn jest najbliżej ogólnych wyobrażeń o tej postaci - zawadiacki parobek, który brak siły nadrabia sprytem i humorem i nigdy nie daje się złapać. Pozostali panowie to tylko wariacje, mniej lub bardziej rzeczywiste.
2) Gieferg znowuż pastwi się nad filmem, którego nawet nie pamięta i ślepa miłość do serialu przesłania mu oczka. Ale nie bójcie się - mam to gdzieś i tematu nie trzeba zamykać
3) sporo uwag Mentala o serialu jest jednak trafnych - w jakimś stopniu postarzało się to dziełko; w końcu to były nieśmiertelne lata 80. Niemniej jednak klimat pozostał - mam nadzieję to sobie niedługo przypomnieć
okoliczności zmusiły do walki Costnera (motywacja realistyczna). Chłoptasia z łukiem do walki "zmusił" przebrany za jelenia idiota, mieszkający w jaskini (motywacja magiczno-baśniowa-wali-mnie-to-jaka).
Motywacje serialowego Robina były różne, szeryf zabił mu ojca, później jego przybranego ojca, uwięzienie za kłusownictwo i wreszcie miał po ojcu odziedziczyć funkcję strażnika Srebrnej Strzały.
Nie ma co się sprzeczać który Robin jest lepszy. Mental oczekuje wariantu realistycznego, ja wolę baśniowy oto cała różnica (ale nie uważam, że Książę Złodziei jest złym filmem, po prostu bardziej lubię serial)
To nowe wydanie prezentuje się po prostu cudownie Dzisiaj kupiłem "czarną serię" ale coś mi się wydaje, że i po "białą" sięgnę jeszcze w tym miesiącu. Nadają się w sam raz do postawienia zaraz obok czteropłytowych LOTRów Będą święta z Robin Hoodem oj będą
Oglądałem sobie dzisiaj odcinek "Adam Bell", jeden z tych odcinków 3 sezonu których Carpenter nie napisał, i które raczej nie powalają.
Kilka "ciekawych" rzeczy mi się rzuciło w oczy. Ten odcinek był kręcony na początku, więc Mały John ma tu dośc nikłą brodę i nosi perukę (nie zdązył zapuścić włosów jak nalezy), akcja natomiast toczy się jesienią/wiosną, w każdym razie nie latem - kiedy dochodzimy do sceny kiedy banici bawią się z Martinem w Sherwood (scena z ciuciubabką) nagle robi się lato, Robin ma wyraźnie dłuższe włosy, i widać nawet Mucha , który jak wynika z fabuły powinien w tym momencie siedzieć w lochach w Nottingham (cóż, widać dostał przepustkę). Pod sam koniec filmu jeszcze raz robi się lato i tym razem widać Małego Johna z konkretnie zapuszczoną brodą, którą stara się chyba ukryć w dłoni bo ciągle trzyma się za twarz
Tak to bywa jak się dokręca jakąś scenę kilka miesięcy później...
no i stało się obejrzałem po raz pierwszy odcinek pierwszy (czy raczej pierwsze dwa) od czasów...no właściwie od momentu kiedy pokazano to pierwszy raz w naszej (wtedy jeszcze komunistycznej) telewizji.
Powiem tak: legenda wciąż żywa, choć sentyment do tego tworu zapycha jednak spore dziury do których można się przyczepić, bo też i wiele rzeczy dziś wydaje się śmiesznych czy po prostu przestarzałych. Ale wystarczy dać się porwać, bo serial wciąż ogląda się świetnie. Praed może wygląda i zachowuje się naiwnie, ale ma charyzmę i dobrze wygląda (ale się zestarzał notabene - polecam stronkę http://fanfare.michael-praed.com/). No i Nasir rządzi
No i obejrzałem pierwsze 2 serie, więc czas na podsumowanie.
Przede wszystkim legenda z dzieciństwa żyje i ma się dobrze - serial ogląda się przefantastycznie, głównie dzięki aktorom i klimatowi. Oczywiście dziś przychodzi potraktować z przymrużeniem oka więcej jego elementów, ale nie jest to niewykonalne.
To ja się piszę na pożyczanie, należy mi się
- z kolei na płycie 4 mam napisane komentarze do Mieczy Waylanda, których znaleźć jakoś nie mogłem (czyżby bubel mi się trafił?).
U mnie komentarze są na płycie z tymi odcinkami, tylko, że w menu wyboru języka
Generalnie z miejsca nabrałem ochoty na przypomnienie i zakup serii 3, szczególnie dzięki rewelacyjnemu zakończeniu Wroga.
Warto choćby dla dwóch pierwszych i dwóch ostatnich odcinków, a i między nimi znajdzie się kilka dobrych (Krzyż św. Cyryka, Moc Albionu). A co do Connerego to irytowało mnie tylko to że czasami zmienia mu się długość włosów (razem z porą roku i brodą Małego Johna) czasem kilka razy w jednym odcinku W sezonie 1 i 2 takich wtop nie było. Do samego Jasona nic nie mam, a sentyment z dzieciństwa całkiem spory (to czołówka sezonu 3 bardziej mi zapadła w pamięci z czasów gdy oglądałem to jeszcze w latach 80-tych). No i jest w sezonie 3 trochę nowej, fajnej muzyki.
z kolei na płycie 4 mam napisane komentarze do Mieczy Waylanda I powinien tam być. Oglądałem miecze z komentarzem, spróbuj przełączyć audio w trakcie oglądania żeby się przekonać. Choć prawdę mówiąc to akurat te komentarze zbytnio porywające nie są ("Tak, to jest świetne ujęcie, tak, świetnie to zagrali") choć trochę ciekawostek się mozna dowiedzieć.
U mnie komentarze są na płycie z tymi odcinkami, tylko, że w menu wyboru języka
akurat tam nie patrzyłem - spodziewałem się ich tam, gdzie poprzednio
no ale skoro mówisz, że są, to pewnie są
EDIT: są
Warto choćby dla dwóch pierwszych i dwóch ostatnich odcinków, a i między nimi znajdzie się kilka dobrych (Krzyż św. Cyryka, Moc Albionu).
seria III obejrzana i tak jak zgodzę się z tym, że dwa pierwsze odcinki są dobre, bo takież być musiały, tak reszta niestety siada. Krzyż św. Cyryka ogląda się w porządku, ale jest on strasznie naiwny względem poprzednich epizodów i przypomina nieco telenowelę. Podobnie większość epizodów, z których najbardziej irytowały mnie Cromm Cruac i Pretendent.
Największym rozczarowaniem był natomiast Czas Wilka - tu pierwsza część była całkiem niezła i dawała spore nadzieje na to, co miało być finałem finału. Niestety część druga to jakaś porażka, dobitnie pokazująca, że chyba nie mieli pomysłu jak zakończyć całą serię, gdyż wszystko rozwiązano "ot, tak" i praktycznie wyszło z tego NIC (no chyba, że mieli zrobić kolejną serię, to wtedy jako furtka w miarę pasuje).
Ale są też dobre epizody - wspomniana Moc Albionu, Adam Bell, który mi się bardzo podobał, śmieszny Rutterkin czy odcinek o szeryfie.
Generalnie jednak seria 3 bardzo odstaje od poprzednich - za dużo tu fantastyki, za dużo niepotrzebnego humoru i wiele spraw/fabuł/rozwiązań potraktowanych jest ze zbytnim przymrużeniem oka, żeby nie powiedzieć, że są niekonsekwentne. Do tego nowy Robin mimo wszystko za często wygląda jak zagubiony w lesie model, choć Connery źle nie gra. Na całe szczęście ogląda się to nieźle, choć moje zdanie nie zmieniło się: seria 3 jest po prostu znacznie słabsza od dwóch pozostałych, choć także i do niej miło było powrócić.
(no chyba, że mieli zrobić kolejną serię, to wtedy jako furtka w miarę pasuje).
Miała być, ale coś nie wyszło, mówią o tym w którymś z dodatków na dvd.
no faktycznie, mówią - ale gdy już wiedzieli, że nic z tego, to mogli to jakoś inaczej zmontować czy coś, bo tak jest po prostu z dupy ta końcówka
Serial kult, nie oglądałem go dawno (niedługo odświeżę tak jak Twin Peaks) więc nie będe sie zbytnio wypowiadał, pamiętam natomiast ten tajemniczy klimat wręcz black-owy przez który ciarki przechodziły, to Robin jakiego akceptuje najbardziej przy czym postać tragiczna...Kult!
forum nie jest miejscem wymiany plików
niesamowity serial , gdy kończył się bodajże przedostatni odcinek drugiej serii ryczałem jak bóbr , mówię tu o emisji przez tvp w latach 80' . Byłem przekonany że gdy będę go oglądał po raz kolejny to wyda mi się śmieszny i banalny , nic bardziej mylnego , może nie płakałem już jak za lat dzieciństwa , ale wzruszenie i podniecenie czułem przez emisję praktycznie każdego odcinka. Osobiście jestem fanem głownie 1 i 2 serii , jest to idealna pod względem długości esencja przygód jednego z najpopularniejszych bohaterów, ze znakomitym zakończeniem ( może bez ostatniego odcinka )
polecam wszystkim sceptycznie nastawionym !
Jakiś czas temu zabrałem się w końcu za "Robina z Sherwood", żeby sprawdzić jak mi się spodoba pół życia później. Kończę już drugi sezon i w ogóle mi się nie podoba. Naiwny, często głupi, archaiczny, prowokujący do drwiącego śmiechu bądź uczucia zażenowania. Jest źle, bardzo źle, wielkie rozczarowanie. Już raczej dobrnę do końca, ale coś czuję, że im bliżej końca, tym bardziej będę go męczył. Zwłaszcza, że dopiero pojawiły się siły ciemności i było to straszne, sto razy gorsze (bo przeraźliwie nudne a chwilami irytujące) od poprzednich odcinków skupionych na "wesołej" przygodzie. Jeżeli pozostałe odcinki "mistyczne" będą równie dobre i w większym natężeniu, to mogę nie zdzierżyć jednak trzeciego sezonu, zwłaszcza, że jest dwa razy dłuższy i bez Michaela Praeda. Pewnie nie znajdę tutaj zrozumienia, bo z tego co pamiętam wszyscy tutaj się tym podniecali i póki to było jedynie przyjemnym wspomnieniem z dzieciństwa, zgadzałem się z nimi. No nic, z tej zgryzoty chyba sięgnę po Robina z Kevinem Costnerem, tego nie widziałem prawie równie długo jak serialu, jestem nawet dość ciekaw co z tego wyniknie :)
Herazja! Herezja!
Przykłady? :)
A myślisz, że ja pamiętam? Praktycznie w każdym odcinku coś by się znalazło, najczęściej są to bzdury wynikające z naiwności scenariusza i zaraz ktoś zakrzyknie, że trzeba patrzeć na to z przymrużeniem oka i wyrozumiałością. Ale ja nie chcę sobie wmawiać, że co jest ok jak kole mnie w oczy na każdym kroku, tyle dobrego, że zazwyczaj można się z tego chociaż szyderczo pośmiać, jedynie wątki mistyczne uaktywniają u mnie czystą irytację :)
Tyler - znalazłeś zrozumienie w mojej osobie:) co prawda, Książę Złodziei też nie uniknął paru durnot (jak choćby "słynna" scena, w której Murzyn przemawia do białej hołoty i biała hołota dostaje nadludzkiej motywacji i idzie walczyć z Robin Hoodem), ale serial to baja, którą powinno sie poszczać w "misyjnej tv" w ramach dobranocki:)
jedynie muza fajna.
Oczywiście, że serial to bajka - trudno spodziewać się czegoś więcej po kolesiu z głową jelenia na własnej czuprynie Nie zmienia to jednak faktu, że to wciąż świetny serial