wika
Tym fragmentem wiersza Jana Kochanowskiego, chciałbym rozpocząć naszą rozmowę o wartości i szacunku dla naszego zdrowia i życia.
Obserwując współczesnego człowieka, a w szczególności Polaka, coraz częściej możemy zobaczyć owo zabieganie, niemal chroniczny brak czasu dla wszystkiego i wszystkich, a do tego nieustanny stres i strach o naszą materialną codzienność.
Ci ludzie którzy znają zabójcze działanie owego zabiegania, niejednokrotnie starają się nas przestrzegać przed tym swego rodzaju niewolnictwem jak tylko mogą.
Niestety, w nieprawdopodobnej ilości przypadków to do nas nie dociera.
Przeważnie za nic mamy prośby, groźby, ostrzeżenia….
Mamy za to w wielu przypadkach jedno powiedzenie które ma nas tłumaczyć z naszego pracoholizmu, chęci nieustannego pomnażania tego co już mamy, do pazerności i chciwości włącznie – do których to własnych wad charakteru oczywiście niemal z zasady się nie przyznajemy.
A owo nasze tłumaczenie zawiera się przeważnie w czterech słowach – „Mnie to nie dotyczy!”…
Lata nam mijają, a my często nie widzimy nikogo, ani niczego – tylko praca, tylko zysk, tylko władza, tylko jak najwyższa pozycja społeczna……itd…itp…
No i nagle?!.....przychodzi ten moment….
W wielu przypadkach są to rutynowe badania lekarskie, albo przedłużające się złe samopoczucie z którym przestajemy sobie radzić, albo napady ostrego bólu które nie przechodzą już po większości dostępnych nam środków przeciwbólowych……
Dalej następuje surowa diagnoza lekarska…no i zaczyna się dramat!...
Czy zastanawialiście się kiedyś (szczególnie wy młodzi, zdrowi) ludzie:
- co wówczas dzieje się z człowiekiem który ma to nieodparte wrażenie, że los ukarał jego pychę i zaniedbania, że w niektórych przypadkach wydał być może na niego wyrok?.
Czy myślicie kiedyś o tym:
- jaką wartość i znaczenie ma to, czemu poświęcaliście przez lata cały swój czas, całe swoje zdrowie, całe swoje życie?
A jak wg was jest wówczas z bliskimi nam osobami które niemal z zasady bardzo zaniedbujemy goniąc za doczesnym bogactwem, za tym które w końcu nie tylko, że przemija wraz z nami, ale w tych trudnych sytuacjach, gdy nasze zdrowie mówi: dosyć!!!....przestaje nam być do czegokolwiek potrzebne…a już z pewnością nas nie cieszy...???...
To jest właściwie temat „rzeka”, ale warto chyba się w niej zagłębić.
Zechciejcie więc opowiedzieć coś:
- o waszych przeżyciach w tym względzie
- o przeżyciach waszych najbliższych
- o tym co ludzie czują w tych trudnych dla nich momentach
I wreszcie o tym:
- co robić?.
- jak się zachowywać?.
- jak sobie radzić w tych trudnych chwilach?....
Oczywiście nie oczekuję tu od was, żadnej zbawiennej recepty, chciałbym jedynie posłuchać (poczytać), jak wy podchodzicie do powyższych spraw i jakie macie na to swoje osobiste panaceum?.
Pozdrawiam.
Zdrowie jest bez wątpienia jedną z największych wartości w naszym życiu chociaż bardzo często niedocenianą... również przeze mnie.
Przyznam szczerze, że lubię życie w szybkim tempie, co niestety często łączy się ze stresem, brakiem czasu na odpoczynek i złym odżywianiem, czyli ogólnie mówiąc "niehigienicznym trybem życia".
Często słyszę ostrzeżenia, których przykłady opisał wyżej RA. Jak dotąd nie miałem nigdy większych problemów zdrowotnych i może właśnie dlatego wszelkie przestrogi są dla mnie mało przekonujące. Wiem jednak, że pewnego dnia będę musiał zwolnić. Trudno powiedzieć, kiedy to nastąpi, ale mam nadzieję, że sam wybiorę odpowiednią chwilę, zanim mój organizm odmówi posłuszeństwa.
Deviler przyznał otwarcie, że póki, co mało przykłada wagi do troski o swoje zdrowie, myślę, że większość z nas zachowuje się podobnie. Wynika to z prostej przyczyny, jeśli nic nas nie boli, nie czujemy sygnałów to nie ma się, czym martwić... Zdarza się przecież, że przesadnie dbając o zdrowy tryb życia choroby i tak nas nie omijają. Dlatego należy zachować dystans i nie popadać w skrajności.
Tak samo jak Deviler nie przykładam zbytniej wagi do swojego zdrowia. Ile to musiano mi nawtykać ażebym wreszcie ruszył swoje zakończenie pleców i wybrał się do lekarza specjalisty ze swoją dolegliwością… Naprawdę współczuje wszystkim tym co mnie nagabywali a nawet szantażowali ażebym udał się do medyka bo znam swoje straszliwe uparcie w takich kwestiach. Nigdy nie przepadałem za wizytami u lekarza a obecnie ich nie znoszę. Zawsze uważałem ze mnie ten temat nie dotyczy i jestem (i będę) zawsze okazem zdrowia. Tymczasem cóż.. życie co kawałek nam cos przynosi i często są to niepożądane prezenty.
Wiem jedno. Warto dbać o swoje zdrowie od najmłodszych lat bo to potem procentuje na tzw. starość. Widzę to np. po swoim dziadku który to zawsze był okazem zdrowia, dbał o siebie, uprawiał sporty etc. a obecnie będąc już dość leciwym staruszkiem formy i sił pozazdrościł by mu niejeden młody człowiek.
Jak mam iść do lekarza, zwłaszcza w przychodni to naprawdę stan mi się znacznie pogarsza. Podziwiam wszystkich tych, którzy są w stanie trwać w tych wielogodzinnych kolejkach do specjalisty w przychodni, ja do tego nie mam cierpliwości Całe szczęście nie choruję często, więc jak mi się już to zdarzy wybieram się na prywatną wizytę i załatwiam sprawę od ręki oszczędzając przy tym czas i nerwy.
Do swojego zdrowia mam chyba normalne podejście, tak mi się przynajmniej wydaje Hipochondrykiem całe szczęście nie jestem, ale nie lekceważę niepokojących obajwów, no i już nie ryzykuję jak kiedyś. Z wiekiem przeszła mi skłonność do brawury