wika
Moje nowe odkrycie z rekomendacji kolegi. Przy okazji okazało się, że serial leciał na TVN 7, a pierwszy sezon nawet wyszedł u nas na DVD (pod koszmarrrrnym i w sumie nieuzasadnionym tytułem "Teoria wielkiego podrywu").
Do rzeczy. To klasyczny sitcom oparty na "modelu friendsowym", czyli: sąsiedzi z naprzeciwka. Twórcą jest Chuck Lorre, autor m.in. "Dharmy i Grega" i "Two and a Half Men". Myk polega na tym, że ten jest mocno geekowy, żeby nie powiedzieć nerdowski :) Główni bohaterowie, Leonard i Sheldon -- typowy komediowy duet: "normalny i nienormalny" -- to dwaj dwudziestoparoletni fizycy (którzy mają dwóch kolejnych dwudziestoparoletnich kumpli: fizyka i inżyniera). Naprzeciwko nich wprowadza się zaradna i sympatyczna, ale oczywiście niezbyt kumata blondynka Penny. Źródła humoru nasuwają się same: kontrast blondynki i geeków, szeroko pojęta nerdowość (tzn. zarówno w wymiarze popkulturowym -- gry, komiksy, sci-fi, komputery -- jak i naukowym; nad poprawnością merytoryczną serialu czuwa prawdziwy fizyk) oraz fakt, że Leonard regularnie wzdycha do Penny.
Oczywiście nie należy spodziewać się oryginalności właściwej współczesnym serialom komediowym kręconym jedną kamerą. To tradycyjny sitcom z publicznością, bardzo fajnie napisany, oczywiście zwłaszcza jeśli tematyka jest bliska sercu widza :) Chociaż i w przeciwnym razie z pewnością pozostaje zabawny. Pierwszy sezon łyknąłem w dwa dni, drugi nieco bardziej porcjowałem, a teraz trzeba poczekać do jesieni na trzeci. I jest to chyba pierwszy sitcom (nie licząc "Przyjaciół"), który mógłbym sobie kupić na DVD, i kiedy stanieje, pewnie to zrobię. Polecam.
No, sympatyczny, tak go można chyba określić. Pierwsze odcinki nie zwiastowały niczego dobrego, humor i zachowania czterech geeków wydawały mi się mocno wymuszone, serial bardziej silił się na bycie zabawnym niż takim naprawdę był. Ale później zacząłem się wkręcać w losy znerdziałych naukowców i z przyjemnością oglądać kolejne odcinki. Nie jest to rzecz do polecenia każdemu, ale osoby którym tematyka konsolowo-komiksowo-sci/fi nie jest obca powinny być zadowolone. W serialu przewija się mnóstwo żartów w powyższej tematyce. Podsumowując, produkt dobry do oglądania przy śniadaniu/kolacji ale już niekoniecznie do kilkuodcinkowych maratanów spod znaku "Przyjaciół", no ale powiedzmy sobie szczerze, mało który sitcom się do tego nadaje.
"It's Wednesday. Wednesday's Halo night"
Serial nierówny, ale na plus. Na jednych odcinkach zasypiam, na innych obserwuję niemal nieprzerwane ciągi porządnych gagów.
Jeśli TBBT ma jakiś poważniejszy minus, to postać sąsiadki Penny. Totalnie bezbarwna, nijaka i w ogóle tam nie pasuje, w czym spora zasługa pozbawionej charyzmy aktorki która nijak nie może się równać z czwórką kumpli.
Zaczęłam oglądać jak leciał na tvn7 i przyznam, że moją ulubiona postacią, której nikt nie może się równać jest Sheldon:) Zarówno postać, jak i aktor są mistrzowsko do siebie dopasowani:) Penny jako tako mi nie przeszkadza chociaż dziwnie wychodzi w porównaniu do chłopaków.. Już wolę tą aktorkę, która kiedyś grała w Rosanne(czy jak to się pisze..) - ona pasuje tu świetnie
TBBT to w tej chwili mój ulubiony serial komediowy. Fakt, raczej geekowy, ale humor na poziomie zrozumiałym dla każdego, kto ma dostęp do internetu Sheldon wyrasta na mega-gwiazdę tego show, chociaż Koothrappali i Howard dzielnie dotrzymują mu pola.
Dla fanów "Firefly". W odcinku 15 serii 3 Leonard dostaje możliwość wyjazdu do Szwajcarii (w Walentynki) żeby zobaczyć Wielki Rozbijacz Atomów, czy cos w tym stylu. Może zabrać osobę towarzyszącą. Sheldon nie ma wątpliwości, że zabierze jego, jednak Leonard ma zamiar spędzić kilka uroczych momentów z Penny Sheldon jest bardzo rozgoryczony tym faktem... Kiedy jadą samochodem stosuje "wojnę psychologiczną" i dopieka Leonardowi pytaniami, o to, kto jest wg niego największym zdrajcą w historii ludzkości. Zapraszam do zapoznania się z poniższym materiałem:
KLIK!
Fanom "Firefly" to przede wszystkim należałoby polecić odcinek z drugiego sezonu, w którym bohaterowie jechali pociągiem z Summer Glau. A tak poza tym to się zgadzam, sam od pewnego czasu zamierzałem napisać tutaj, że to obecnie mój ulubiony aktualnie nadawany serial komediowy. Inna sprawa, że wielkiej konkurencji nie ma, bo z "The Office" jestem w tyle (dopiero kończę drugi sezon), "30 Rock" podobnie (trzeci sezon), a więc rywalizuje tylko z oglądanym na bieżąco "How I met your mother". Obydwa są dobre, i obydwa są ciągnięte głównie przez jednego "rzeźnickiego" bohatera Sheldon/Barney'a, tyle, że pozostała obsada HIMYM zaczyna u mnie wywoływać coraz bardziej antypatyczne uczucia.
tyle, że pozostała obsada HIMYM zaczyna u mnie wywoływać coraz bardziej antypatyczne uczucia.
Marshall i Robin jeszcze dają radę, ale Lilly i Ted to tragedia. Zwłaszcza Ted wkurza jak nigdy. Większego beztalencia nie mogli znaleźć?
Właśnie z tych pozostałych najmniej mi wadzi Ted. Najgorsze są baby. Lily irytowała mnie od samego początku, Robin zaczęła od jakiegoś czasu. Marshall natomiast w zależności od odcinka albo jest totalnie nijaki albo męczący. Gdyby nie kapitalny Neil Patrick Harris to pewnie rzuciłbym ten serial w pizdu.
http://popwatch.ew.com/20...theory-belarus/
Myślę, że to nie wymaga większego komentarza
Dialog z najświeższego odcinka:
* Raj: In Avatar, when they have sex on pandora they hook up their ponytails, so we know that their ponytails are like their junk.
* Wolowitz: Yeah, so?
* Raj: So when they ride horses and fly on the birds, they also use their ponytails...
* Wolowitz: What's your point?
* Raj: My point is, if I were a horse or a bird, I'd be very nervous around James Cameron.
Swoją drogą ostatni odcinek wyjątkowo słaby, najgorszy w tym sezonie, średnio zabawny z dość wymuszonym humorem i generalnie oglądałem żeby oglądać ale bez specjalnego zainteresowania.
Ja tam bym obejrzał standup pijanego Sheldona w formie osobnego programu
Może i słabszy odcinek, ale stand up Sheldona na samym końcu i tak wyczesany! Końcówka, która znalazła się na YouTube... ciemna strona księżyca i Uranus / Your Anus na końcu, heh... Motyw z C-Menami rzeczywiście mało śmieszny, ale sesja z Rajem i Sim-światem Sheldona świetna. Ogólnie nie odczułem tego, co piszesz, że humor wymuszony - choć faktem jest, ze bywały śmieszniejsze epizody.
No tak, zapomniałem o finale z Sheldonem. Fakt, to było dobre, no ale o tym, że ten serial nie istniałby bez Sheldona wiadomo od początku
Fakt, inne postaci pozostają w jego cieniu, ale nie przesadzajmy z tym, że TBBT to tylko Sheldon. Ja tam cały czas bronię Raja i Wolowitza - każdy z nich jest na tyle charakterystyczny, że nie sposób ich nie polubić... Najsłabiej wypada Leonard, może dlatego, ze w całym tym geekowym towarzystwie jest chyba... najnormalniejszy. Jedyną postacią, którą można od biedy uznać za dodaną na siłę, to właśnie Penny, chociaż tez ma swoje wielkie momenty, zwłaszcza kiedy udaje, że interesuje ją "świat" chłopaków, albo kiedy próbuje go zrozumieć. No i ma odpowiedź na każde pytanie. Brzmi ona: Star Trek
No tak, ale chyba zgodzisz się, że bez Sheldona to byłby średnio udany serial. Pozostali bohaterowie są spoko, jako tło spisują się bez zarzutu, wszyscy dają się lubić, swoimi pozytywnymi i negatywnymi stronami charakteru domykają klimat poszczególnych odcinków i ja tam darzę jakąś sympatią nawet parę Leonard-Penny. Bez porównania z takim HIMYM (o którym pisałem wyżej), w którym poza Barney'em nie pozostał już nikt, dla kogo chciałoby mi się to dalej oglądać.