wika
Witam. Ostatnio dręczy mnie pytanie dlaczego na wojskowych mówią „trep” ?
Ja tego nie rozumiem ale może Wy mi pomożecie to zrozumieć ??
Pozdrawiam
"Trep" to jest nazwa nadawana przez żołnierzy służby zasadniczej wszystkim zawodowym, zarówno podoficerom jak i oficerom.
Pojawiła się w latach sześćdziesiątych zeszłego stulecia, razem z powstaniem "fali" w naszym wojsku.
Mój Ojciec, służący w latach 1953 /55 takiego określenia nie znał.
Czy to określenie jest obraźliwe ?Ostatnio rozmawiałem z pewną znajomą która właśnie tak nazwała żołnierzy.Zrobiło mi się trochę dziwnie ..
Za czasów gdy ja byłem w wojsku owe "nazwy" żołnierzy zawodowych jakimi "tytułowali" ich żołnierze służby zasadniczej, jakby się pomnożyły.
W mojej formacji (i pewnie nie tylko), przyjęło się następujące nazewnictwo kadry dowódczej:
- trep - tak określano przeważnie podoficerów od plutonowego do st. sierżanta sztabowego.
- zlew - tą ksywą określano przeważnie chorążych (chociaż stosowano ją też względem młodszych oficerów szczególnie od podporucznika do kapitana).
- baniak - ta ksywa była przyklejona do wyższych oficerów przeważnie od majora do pułkownika (generałów szanowano za wysoki stopień i raczej nie starano się szukać dla nich "szczególnych określeń").
- bażant - tak nazywano wszystkich podchorążych, czyli żołnierzy którzy odbywali swoją zasadniczą służbę wojskową po ukończeniu studiów - służba ta trwała jeden rok.
Wyjątek stanowili młodzi lekarze powołani po studiach do wojska - ci służyli dwa lata, ale powyżsi od razu dostawali stopień podporucznika.
Ja służyłem w wojsku w latach 1979 - 82...no i jak widać skala "dodatkowych stopni wojskowych" rozwinęła się na przestrzeni lat.
Czy powyższe ksywki są obraźliwymi określeniami?....
Z jednaj strony z pewnością tak, ale z drugiej nie było z tego powodu jakichś większych zacietrzewień pomiędzy kadrą zawodową, a żołnierzami służby zasadniczej, gdyż były to określenia konspiracyjne.
Było rzeczą nie do pomyślenia, żeby takowych określeń używać w obecności kadry dowódczej.
Zdarzały się jednak czasami takie wpadki, że np. szef kompanii usłyszał o jedno słowo za dużo i......
Wówczas żołnierz zaczynał "latać z szybkością światła, na wysokości lamperii"...
To cała gwara wojskowa prawie jest
Mam pytanie do szanownego RA, w jakiej jednostce służyłeś i jaki miałeś stopień ??
Ja służyłem w wojsku w latach 1979 - 82...no i jak widać skala "dodatkowych stopni wojskowych" rozwinęła się na przestrzeni lat.
Jak już wcześniej wspomniałem, żyliśmy w ciekawych czasach.
A taka moja prośba Ra. Mógłbyś napisać o 13 grudnia z Twoich wspomnień?
Sam do wojska trafiłem w 1983 roku i niewielu już było takich którzy mieli żywe wspomnienia.
Czy to naprawdę było totalne zaskoczenie?
shadowstorm,
Mam pytanie do szanownego RA, w jakiej jednostce służyłeś i jaki miałeś stopień ?
Nazwa mojej jednostki brzmiała;
Warszawska Jednostka Ministerstwa Spraw Wewnętrznych im. Czwartaków Armii Ludowej.
Była to jednostka ochrony rządu, a jej żołnierzy nazywano wojskiem Warszawy.
Moja jednostka miała za zadanie ochronę trzech najważniejszych głów w państwie, a wówczas byli to panowie - gen. W. Jaruzelski (jako m.in. ówczesny zwierzchnik sił zbrojnych), gen. Cz. Kiszczak (jako szef ówczesnego MSW), i prof. H. Jabłoński (wówczas jako przewodniczący Rady Państwa).
Muszę przyznać, że służba w ochranianiu tych panów pomimo tego, że bezpośrednio za ich bezpieczeństwo odpowiadał współpracujący z nami tzw. BOR - kosztowała nas wiele zdrowia, co odczuwam jeszcze tu i ówdzie do dziś.
Ale to jest jedna strona (ta smutniejsza), zaś była też i ta druga, ta lepsza, gdzie mogłem poznać, zwiedzić i zobaczyć wiele ciekawych wówczas miejsc.
Jednym z nich był Belweder w którym zwiedziłem każdy zakątek - a wierzcie mi, było co oglądać!...
Co zaś do stopnia, to służbę zakończyłem w stopniu st. szeregowego, bo stopień kaprala jakoś nie chciał mnie się zbyt długo trzymać...ot kiedyś puściły nerwy...i....
Muszę tym samym przyznać, że jak na 30 miesięcy służby, to kariery wojskowej raczej nie zrobiłem.
Ale jak już mówiliśmy - żołnierz służby zasadniczej idzie do wojska po to, by odsłużyć, a nie zasłużyć się.
widiowy63,
A taka moja prośba Ra. Mógłbyś napisać o 13 grudnia z Twoich wspomnień?
A to było akurat dla mnie i moich kolegów bardzo stresujące przeżycie...
Otóż poszedłem do wojska 24 października 1979r.
Jak wiesz, właściwie prawie nigdy nie służyło się w wojsku pełnych 2 lat, bo niemal z zasady skracano służbę o te kilka do nawet kilkunastu dni.
Tak więc i nam już po (bodaj) 20 września 1981r. szef kompanii zdjął ze stanu to, co "ojczyzna dała", zostawiając tylko mundur wyjściowy i tzw. "wyposażenie" łóżka.
Od tego dnia zaczęła się prawdziwa "laba" wojskowa - były wyjścia do teatru (gównie teatr komedia, ulicy już nie pamiętam), zwiedzanie obiektów rządowych (m.in. wspomnianego powyżej Belwederu), wyjazdy do kina....itp.
Na teranie jednostki organizowano nam zajęcia (bo jak wiadomo, żołnierz nie może się nudzić), niektórzy szczęśliwcy wyjeżdżali na urlopy i przepustki....i tak było do dn. 1.10.1981r. kiedy to z niewiadomych "podobno nikomu" przyczyn, musieliśmy wziąć na stan z powrotem całe nasze wyposażenie żołnierskie wraz z bronią z którą zaczęły się niemałe problemy, bo była całkowicie nowa, nieprzestrzelona, nie ustawiona...
No i na strzelnicy, na którą zaczęliśmy chodzić nieraz po 2 razy dziennie, dochodziło do niemal do dramatu, bo w magazynkach robiło się pusto, a tarcze pozostawały nietknięte, pomimo, że nasi rusznikarze robili co mogli.
Jak wiesz widiowy63, dla " cnotliwych" strzelców w wojsku niema litości.
Do dziś pamiętam naszego szefa kompanii który widząc nietkniętą tarczę strzelecką z wymalowaną na niej sylwetką żołnierza, mawiał tylko:
- świeć panie nad jego duszą....
Dalej była komenda...padnij...potem saperka szła w ruch...i gdy po jakimś czasie dyszący ze zmęczenia żołnierz meldował np.:
- obywatelu sierżancie - melduję, że okopałem się do pozycji leżąc...to padała kolejna komenda:
- to do klęcząc!!!....
Kiedy meldowało się, że okopałem się do klęcząc - to padała przeważnie komenda:
- to do stojąc!!!...
I tak przy złym humorze szefa kompanii, albo któregoś oficera (np. dowódcy plutonu), czy nawet kaprala - żołnierz któremu nie wyszło strzelanie, mógł się przy odrobinie "szczęścia" dokopać nawet do Chin...
No, doszło do pewnych protestów wśród żołnierzy, ale kazano nam zamknąć dzioby i poinformowano, że pełne 2 lata służby mijają nam pomiędzy 22, a 26 października, więc ma być spokój, albo pożałujemy!....
I nadszedł ten feralny dzień 15 października 1981r. kiedy to na apelu porannym odczytano nam rozkaz (bodaj samego ministra MSW), mówiący o tym, że nasza służba zgodnie z jakąś tam ustawą wojskową zostaje nam przedłużona o kolejne 2 miesiące....
W tym miejscu miarka się przebrała ...
No, ale, co może zwykły żołnierz w sytuacji i miejscu, gdzie wszelakie nieposłuszeństwo jest nieprawdopodobnie surowo karane?....
Postanowiliśmy zacząć coś na wzór protestu głodowego.
Kazaliśmy żołnierzom młodszych roczników rozpuścić "wici" wśród kadry dowódczej, że rezerwiści nie przyjmują posiłków...oczywiście jedliśmy to, co "koty" przynosiły nam pod swoimi mundurami polowymi, ale skutek tejże domniemanej głodówki był natychmiastowy.
Już na drugi dzień, na stołówce pojawili się trepy, zlewy i bażanty, którzy mieli przymusić nas do jedzenia.
Oczywiście nie można było powiedzieć - nie będę jadł!, bo profos aresztu tylko czekał na takich opornych (a najgorszemu wrogowi nie życzyło się "spotkania" z tym szajbusem w stopniu st. sierżanta!...).
Dlatego też, prawie każdy z nas tłumaczył się jakimiś dolegliwościami z powodu których rzekomo nie mogliśmy jeść.
Szybko jednak ten "bunt" się zakończył, bo znaleźli się (jak zwykle w takich przypadkach), słabeusze którzy wskazali owych "pomysłodawców" (a wśród nich i mnie)...no i zaczęło się.
Tu pominę to, co z nami wyprawiano, bo do dziś dostaję gęsiej skóry...dość na tym, że jakoś te "manewry" przeżyliśmy...i służba pociągnęła się dalej.
Przez prawie całe te 2 miesiące dodawaliśmy sobie animuszu odliczając codziennie rano na stołówce...-1, -2, -30!!!....dni do upragnionego cywila.
Oczywiście przez ten czas wszystkie przepustki i urlopy były wstrzymane (na okres prawie kolejnych 2 miesięcy), na terenie jednostki obowiązywał, stan podwyższonej gotowości bojowej, a tzw. oficerowie polityczni przystąpili do szczegółowego "prania mózgów", nam żołnierzom, żeby uzyskać jak najlepszy efekt propagandowy i antyspołeczny dla siebie i swoich zwierzchników...
Czego myśmy się nasłuchali o tych "zwyrodniałych", "bezczelnych", "antypolskich", "wywrotowych"....robotnikach, górnikach i tej całej pseudointeligencji, która to w tak "haniebny" sposób rzekomo odpłacała się swojej ojczyźnie?......długo by opowiadać.
Ale my wiedzieliśmy, że ludziom którzy w zamian za wierną służbę ojczyźnie, zwyczajnie nas więzią dla własnych korzyści - wierzyć nie wolno!.
Toteż co rusz dochodziło do dość ostrych polemik pomiędzy oficerem politycznym czy dowódcą kompanii, a niektórymi z nas....ten okres zapamiętałem sobie szczególnie, a to ze względu na to, że często zapominałem jak wygląda moje łóżko, sypiając, a właściwie drzemiąc co rusz na stojąco w pełnym wyposażeniu wraz z wieloma moimi kolegami.
W naszej jednostce była stosowana tzw. odpowiedzialność zbiorowa, ale prawie żaden z moich kolegów nie pisnął nigdy ani słowem, gdy np. przeze mnie musieli ciężko ćwiczyć czy poddawać niekończącym się musztrom, nie tylko w dzień, ale i czasami w nocy.
Przez cały ten czas uparcie odliczaliśmy nasze dni do upragnionego cywila.
Wszystko w nas odżyło w dniach od 10 grudnia 1981r., gdy zgodnie z rozkazem "pozostało" nam do cywila tylko 5 dni!!!!...
Niestety, stało się!....
Pamiętam wczesny poranek dnia 13 grudnia 1981r. jakby to było wczoraj.
Pamiętam kolegę Marka którego trzymało kilku innych moich kolegów, starając się go uspokoić, gdy ten szarpał się niemiłosiernie, wydobywając z siebie jakieś nieartykułowane dźwięki - rozwalił przy tym całe swoje łóżko, targając podsuszkę, koc i materac niemal na strzępy...
Pamiętam kaprala Krzysia O. i mojego przyjaciela Waldka Sz. którzy nie wiedzieli, jak mi powiedzieć - co to się takiego stało?...
Waldek przyniósł mi do łóżka radio na baterie, poszedł po śniadanie i prosił żebym to zniósł, jak na żołnierza przystało.
Nie miałem pojęcia o czym oni mówią, dopóki nie usłyszałem owego "sławnego" do dziś przemówienia gen. "Wojciecha", który od północy brał na siebie ten "ciężki" obowiązek, wprowadzając na obszarze całej PRL stan wojenny.
Wówczas chyba na chwilę coś się w nas załamało, coś jakby przygasło....
Ale to trwało bardzo krótko, bo kiedy kazano nam załadować broń ostrą amunicją, a niektórych z nas wysłano na patrole ważnych obiektów strategicznych i rządowych - trzeba było na powrót zacząć myśleć i to porządnie!, żeby nikomu nie zrobić krzywdy.
Pamiętam jeszcze ludzi z tamtych dni, tak przyjacielsko i miło nastawionych do żołnierzy.
Ostrzegano nas, żeby niczego od nich nie brać, bo mogą otruć, bo wśród nich znajdują się szpiedzy obcego wywiadu...ale mało kto tego słuchał...my byliśmy z nimi, a oni z nami - my pomagaliśmy im, a oni nam....
I tak dotrwaliśmy razem do owego jakże pięknego dnia 2.lutego 1982r. kiedy wreszcie pozwolono nam zdjąć mundury na dobre, i ubrać się w wymarzone "cywilki".....
Wówczas to oprócz znanej każdemu żołnierzowi do dziś "rezerwki", popłynęła również przez jednostkę pieśń której słowa brzmią m.in.:
"Pasterze śpiewają, bydlęta klękają....cywil!!, cywil!! ogłaszają!!!"...
P.S.
No, jak zwykle rozpisałem się ponad miarę, ale tego nie można było opowiedzieć w kilku zdaniach.
Pozdrawiam.
Szanowny Ra ja Ci nawet tego starszego szeregowego zazdroszczę
Może kiedyś ja też będę miał co opowiadać
Drogi shadowstormie! Rozumiem, że chciałbyś mieć stopień wojskowy, ale wspomienia RA, które zechciał nam przedstawić (wielkie dzięki RA!), choć ciekawe, są również straszne. Nie życzę Ci takich wspomnień...
RA, Twoje opowiadanie pozoliło mi spojrzeć na czas stanu wojennego od trochę innej strony i bardzo Ci dziękuję, że się z nami z tym podzieliłeś!
Zazdroszczę szanownemu Ra ze był w wojsku. Tak masz racją że te wspomnienia są straszne i uczą nas czegoś .Przepraszam ze się źle wyraziłem.
Znana jest nam shadowstormie Twoja fascynacja wojskowością dlatego rozumiemy ciekawość, która Tobą kieruje.
To prawda,wspomnienia tamtych czasów relacjonowane przez naocznych świadków są niezwykle cenne, bo realnie unaoczniają nam wydarzenia , które odcisnęły swoje piętno na naszej współczesnej historii. A osoby, które doświadczyły owych czasów na własnej skórze mogą pomóc w zrozumieniu tych wydarzeń. Tak też uczynił RA i mam nadzieję, iż dla większości czytelników wspomnienia powyższe będą równie pouczające.
były wyjścia do teatru (gównie teatr komedia, ulicy już nie pamiętam),
Teatr Komedia na ulicy Słowackiego na Żoliborzu.
13-ego grudnia 1981roku, to ja miałem osiemnaście lat. W niedzielę miał być emitowany w telewizji nowy muzyczny program dla młodzieży. Gdy po obudzeniu się ok. godziny dziewiątej włączyłem odbiornik, a tam nic. Zabrałem się za regulację i udało mi się go rozstrtoić całkowicie.
O godzinie dziesiątej przyszedł do nas sąsiad mówiąc że coś się dzieje. Z okien jego mieszkania widać było kolumny wozów pancernych sunących wzdłóż Wisły.
A o dwunastej to słynne i "niesławne" przemówienie Jaruzelskiego.
Tak to się zaczęła dla mnie.
To ja wam dziękuję moi drodzy, że zechcieliście przeczytać i tym samym jakby wysłuchać małego fragmentu opowiadania starego żołnierza, któremu przypadła w udziale służba wojskowa w tamtych trudnych czasach.
widiowy63,
Teatr Komedia na ulicy Słowackiego na Żoliborzu.
A no właśnie, to ten o teatr chodziło.
Ale to już tyle lat...a pamięć ludzka jest jak to u mnie niemal widać, zawodna.
Wipsania
RA, Twoje opowiadanie pozwoliło mi spojrzeć na czas stanu wojennego od trochę innej strony i bardzo Ci dziękuję, że się z nami z tym podzieliłeś!
Myślę, że wielu żołnierzy których zastał w wojsku ów stan wojenny, chciałoby podzielić się z innymi podobnymi wspomnieniami i to chyba z dwóch podstawowych względów.
I. Chodzi tu o poświadczenie tej prawdy, że Wojsko Polskie nigdy nie było przeciw swoim obywatelom!.
Pamiętam jak prasa zachodnia używała sobie na tych żołnierzach, których postawiono na ulicach niektórych polskich miast, przy tych tzw. "koksiakach".
Wyśmiewano ich, porównując do przedwojennych "pań lekkich obyczajów", które przed laty grzały się przy podobnych "urządzeniach", starając się zarobić za życie.
A co mógł wówczas taki zwykły żołnierz?...
A no nic....stał, bo mu tak rozkazano...zatrzymywał ludzi i legitymował?...bo miał taki rozkaz!...
Wiem, że ówczesne władze usiłowały straszyć naród żołnierzami...
Może to właśnie dlatego?, ludzie podczas stanu wojennego przychodzili z nami porozmawiać, poczęstować mlekiem czy gorącą herbatą, podzielić się kawałkiem tak cennej wówczas czekolady...a przy okazji dowiedzieć się dyskretnie, że jesteśmy po ich stronie i strzelać do nich nie będziemy.
Zresztą wielu ówczesnych oficerów i podoficerów było przygotowanych na odmowę wykonania ewentualnego rozkazu użycia broni w stosunku do cywilów.
Wiem też, że były plany przebierania milicji w mundury wojskowe i bicia ludzi na ulicach na konto wojska, ale szybko tego pomysłu zaniechano w obawie przed reakcją faktycznych żołnierzy.
Pamiętam też, że dochodziło niejednokrotnie do bijatyk pomiędzy wojskiem, a milicją które to "występki' ze strony młodych i podobno nieuświadomionych jeszcze politycznie obywateli w mundurach WP skrupulatnie ukrywano, zamazywano, zatajano....
II. Mam przeświadczenie, że żołnierze tamtych lat dziś już chętniej mówią o tym, co jeszcze prawie do końca lat 90-tych było tajemnicą wojskową, pieczętowaną przysięgą jaką składaliśmy.
Ja jeszcze przez 10 lat po wyjściu z wojska nie mogłem ubiegać sie o paszport, właśnie ze względu na owe tajemnice wojskowe.
shadowstorm
Zazdroszczę szanownemu Ra ze był w wojsku. Tak masz racją że te wspomnienia są straszne i uczą nas czegoś .Przepraszam ze się źle wyraziłem.
Młody kolego - ja ten okres w swoim życiu mam już poza sobą, zaś przed tobą owe szczęśliwe lata dopiero się zaczynają zarysowywać.
Masz więc szansę na zrealizowanie swoich marzeń, czego życzę ci bardzo serdecznie.
Wojsko, to jest kawał mocnego, szorstkiego, ale też i prawdziwego życia które niejednego dzieciaka czy mięczaka przerobiło na prawdziwego mężczyznę.
Za moich czasów powiadało się, że:
"Kto nie był w wojsku, nic o prawdziwym życiu nie wie i nigdy nic wiedział nie będzie"...
Dziś, są już inne czasy i nasza armia coraz częściej zatrudnia zawodowców - służba zasadnicza odchodzi powoli w niepamięć...a szkoda.
Magda.,
To prawda,wspomnienia tamtych czasów relacjonowane przez naocznych świadków są niezwykle cenne, bo realnie unaoczniają nam wydarzenia , które odcisnęły swoje piętno na naszej współczesnej historii.
I właśnie m.in. dlatego Szanowna Magdo, ja tak histerycznie (a bywa, że i wulgarnie), reaguję na te kiepskie odzywki chłoptasiów którzy trudy żołnierki znają z telewizji lub pocztówek, a na forach choćby takich jak nasze, chcą nam wręcz dawać "wykłady" z tej tematyki, mieniąc się być jakowymiś "rewizjonistami", zakłamując w ten sposób prawdziwą historię tamtych dni.
Bardzo ważną rzeczą jest również pamięć o tych, którzy zginęli (i nadal giną), podczas wykonywania swoich żołnierskich obowiązków.
Tak za czasów, gdy ja byłem w wojsku, jak i do dziś, zginęło wielu żołnierzy których śmierć była spowodowana niejednokrotnie beztroską lub wręcz paranoiczną głupotą ich przełożonych.
Ci żołnierze ginęli i giną w różnych miejscach, najczęściej w sposób przez nich niezawiniony.
Dlatego pamięć o tych, których śmierć zabrała w najpiękniejszych latach ich życia, jest z naszej strony takim samym obowiązkiem, jak pamięć o tych których pochłonęły wojny.
Nie pozwalajmy więc na profanowanie tych smutnych, ale i dumnych wspomnień - nie pozwalajmy tym samym na profanowanie naszej historii.
Pozdrawiam wszystkich.
Ci żołnierze ginęli i giną w różnych miejscach, najczęściej w sposób przez nich niezawiniony.
W czasie mojej służby na Cytadeli w Warszawie, krążyły pogłoski, że w samym Okręgu Warszawskim ginęło stu żołnierzy rocznie.
Nie są to wiadomości sprawdzone, ale myślę, że nawet jak to jest tylko plotka, to jednak żołnierze ginęli napewno. Prawdopodobnie nie poznamy tylko skali zjawiska.
PS.
W zasadzie powinno wydzielić się oddzielny temat "Nasze wspomnienia z wojska".
No i pisałbym w nim RA i ja
widiowy63,
W zasadzie powinno wydzielić się oddzielny temat "Nasze wspomnienia z wojska".
No i pisałbym w nim RA i ja
A właśnie co mówiliśmy o tym w gronie administratorskim.
Ja nie widzę żadnych przeciwwskazań - przeciwnie.
Myślę, że z biegiem czasu uda nam się wciągnąć do rozmowy innych rezerwistów którzy być może zechcą do nas dołączyć.
Tak więc jeśli chcesz widiowy63, to napisz taki temat na forum...i pewnie porozmawiamy jak na rezerwę przystało.
P.S.
O ile się nie mylę owa Warszawska Cytadela należała do formacji wojskowej zwanej Kościuszkowcy (żółte otoki)...mylę się?....
Pozdrawiam.
O ile się nie mylę owa Warszawska Cytadela należała do formacji wojskowej zwanej Kościuszkowcy (żółte otoki)...mylę się?....
Tu akurat się mylisz.
To był 4 Kołobrzeski Pułk Zabezpieczenia Sztabu Okręgu Warszawskiego,
Ale ja byłem "Kościuszkowcem" , Założyłem temat
Wracając do tematu i przerywając to OT
"Trep" był i jest określeniem obraźliwym dla kadry podobnie jak "szwej" dla ZSW.
CO do nazewnictwa stopni:
Kapsel- kapral,
zlew- sierżant (trochę od kształtu stopnia, ale głównie od tego że prawdziwy sierżant potrafił wlać w siebie sporo),
gwiazdojeb- kapitan (wybaczcie za brzydkie słowo),
gien- generał,
ALe to zmieniało się w zależności od pokolenia.
W tym przypadku nie możemy mieć żadnych zastrzeżeń co do pewnej nieprzyzwoitości owego nazewnictwa zawodowej kadry wojskowej, bo przecież to nie my jesteśmy autorami tych określeń.
Muszę przyznać, że ja sam z niektórymi z powyższych określeń, przedstawionych przez mojego Szanownego przedmówcę spotykam się po raz pierwszy.
Jak widać ta wiekowa niechęć zwykłych żołnierzy do kadry dowódczej, nie dosyć, że nie rdzewieje, to jeszcze się poszerza.
Pozdrawiam.
A tak z czystej ciekawości. Czy były jakieś specjalne określenia na warszawiaków?
Ja się spotkałem z "krawatem" i "kongresiakiem" bądź "kongresem"
Znowu na białostockie mówiono "śledzie".