wika
Ostatni wielcy mistrzowie krzyżaccy nie palili się do złożenia Koronie przysięgi lennej, wprost przeciwnie - taki Albrecht Hohenzollern, notabene siostrzeniec Zygmunta Starego rozpętał w 1519 roku wojnę z Koroną. Znaczne posiłki, jakie otrzymał z Rzeszy uratowały go przed klęską, ale nie udało mu się przekuć tego na coś dużo bardziej korzystniejszego niż czteroletni rozejm, jaki zwarto w 1521. Albrecht doskonale zdawał sobie sprawę, że na powtórną pomoc liczyć nie może, toteż zdecydował się na sekularyzację Prus, zlikwidowanie władztwa Zakonu Krzyżackiego na tym terenie, poddanie się Koronie jako świecki książę i przyjęcie z powrotem Prus, ale jako dziedzine lenno. Prawo do dziedziczenia otrzymali potomkowie Albrechta w linii męskiej, a w przypadku ich braku - jego bracia i ich potomstwo z wykluczniem kobiet rzecz jasna, wykluczono zaś linię Hohenzollerów brandenburskich. W niecałe 40 lat później Polska sama przelała na nich prawo do dziedziczenia co miało mieć fatalne skutki w przyszłości, ale o tym innym razem. Porozmawiajmy tutaj na temat samego hołdu i skutków, jakie ze sobą niósł.
Może i Albrecht był słaby, ale przypuszczam, że równie słaby był Zygmunt Stary. Bez pomocy finansowej miast nie zostałaby wygrana wojna trzydziestoletnia i sądzę, że to samo byłoby z kolejną wojną, tyle, że w tej mniejsze byłoby zainteresowanie, bo kto miał interes w wykończeniu Krzyżaków. Hołd pruski był więc rozwiązaniem tej swego rodzaju patowej sytuacji. Dla Zygmunta był korzystniejszy o tyle, że przerywał więzi państwa zakonnego z Rzymem i cesarzem, bo jak Albrecht zostawał protestanckim księciem, to o wspieraniu go przez cesarza bądź papiestwo nie było mowy. Dla Albrechta zmiana wiary była z kolei korzystna, bo zyskiwał niemal pełną kontrolę nad swoim państwem, której jako mistrz mimo wszystko nie miał. Poza dyskusją pozostaje fakt, że struktura zakonu była już wtedy anachroniczna, upadły też racje bytu jego istnienia, skoro Litwini i ludy na wschód od nich przeszły na chrześcijaństwo, a jego posiadłości otoczone były przez granice Rzeczypospolitej.
bo kto miał interes w wykończeniu Krzyżaków
Wszyscy, którzy ich znali ?
Mieszkańcy Prus kochali Krzyżaków równie mocno, jak się kocha wściekłego psa, który zagryzł Ci ulubionego chomika
Co jakaś wojna z Zakonem, to nas wspierają Prusy: Wielka Wojna - Związek Jaszczurczy; Wojna Trzynastoletnia - Związek Pruski.
Choćby dla zwykłej ludzkiej przyzwoitości i z wdzięczności dla pruskich patriotów, którzy ryzykowali gardłem za możliwość przyłączenia się do Korony i Litwy należało skręcić Albrechtowi kark
Ryzykowali, ale po pierwszych niezwykle udolnych posunięciach królów polskich zazwyczaj szybko zmieniali zdanie i już tak ochoczo za Polską nie optowali.
Dziwisz się ?
Malbork, a później Królewiec zawsze był bliżej, niż Kraków. W sytuacji, gdy król polski nie inkorporował (faktycznie, a nie tylko na papierze) Prus, musieli pamiętać o tym, że Krzyżacy w każdej chwili mogli wyciągnąć konsekwencje wobec nielojalnych poddanych. Przecież pod Grunwaldem Prusowie(?) dopuścili się de facto zdrady.
Wobec tego ich los mógł być nie do pozazdroszczenia.
A mimo to poparli nas po raz drugi.
Jak dla mnie pozostawienie mieszkańców Prus sam na sam z Zakonem to kolejny powód do pomstowania na Jagiellonów.
Zachowali się zwyczajnie nielojalnie.
W jakim sensie Prusowie dopuścili się pod Grunwaldem zdrady?
Nt. Grunwaldu nie czytałem wiele, wobec czego podejrzewam, że to stwierdzenie pamiętam z Jasienicy.
Pojawiło się takie określenie, że pod Grunwaldem niektóre chorągwie po stronie Zakonu "biły się miękko" i składały broń.
O ile mnie pamięć nie myli, to Jasienica przypisał to działalności Związku Jaszczurczego.
Jeśli uda mi się odnaleźć ten fragment, przytoczę go.
[ Dodano: 18 Lipiec 2009, 12:29 ]
Zgadza się, pod Grunwaldem założyciel i przywódca Związku, Mikołaj Ryński kazał wycofać chorągiew ziemi chełmińskiej z dalszej walki, za co potem spadły na związkowców represje nawet pomimo tego, że wstawił się za nimi sam Jagiełło, a ustalenia pokoju toruńskiego z 1411 zakazywały ścigania zdrajców. Nigdzie nie znalazłam, a uczciwie szukałam, czy to faktycznie była zdrada w rozumieniu zdrady. A co jak Mikołaj miał powody by się wycofać? Nadal miał stać w miejscu i czekać, aż mu wojsko wytną w pień?
To zależy, co oznaczało owo "wycofanie". Nie znam szczegółów, więc nie polemizuję.
W każdym razie skoro Krzyżacy tak się później srożyli, to znaczy, że z ich punktu widzenia postawa była "zła". A sądzę, że uciekająca, rozbita chorągiew w dniu takiej porażki nie byłaby powodem do wyciągania aż takich konsekwencji. Ale to już tylko i wyłącznie moje spekulacje.
Rzeczywiście, ja też sobie odświeżyłem ostatnio temat i to o czym pisze elahgabal miało miejsce. Natomiast co do szczegółów, wspominał o tym Jan Długosz, więc pewnie warto sprawdzić w jego kronice.