wika
4-odcinkowy mini-serial o życiu i twórczości (Prawem jest cokolwiek, co napiszę na kawałku papieru) Saddama Husajna. od objęcia siłą i podstępem władzy po wywleczenie go z nory przez jankeskich rangerów i późniejsze stracenie.
pomimo iż całość stanowi typowy hbo-standard, czyli nieosiągalną dla innych stacji, super rzetelną techniczno-merytoryczną robotę, to jednak da się wyraźnie odczuć, iż twórcy próbowali zmieścić maksimum informacji w jak najkrótszym czasie, co niestety zaowocowało mocno eliptyczną narracją. 30 lat tyranii w cztery godziny? no fuckin' way.
na szczęście pośpiech w dozowaniu wydarzeń nie wpłynął negatywnie na sposób przedstawienia głównej osoby dramatu. że Saddam był przykładem złego dyktatora - to akurat wiadomo. o czym natomiast nie wiedziałem, to o jego relacjach z dworem i rodziną. dla tych momentów warto zapoznać się z serialem. aktorstwo jest tu mega dobre, a napięcie rozłożone nierównomiernie, przez co serial potrafi nieźle zaskoczyć przebiegiem wydarzeń - nagle z niczego (jakieś przelotne spojrzenie) robi się wielkie halo. szczególnym chujem z rodzinnego chowu tyrana - o czym nie miałem pojęcia przed seansem - był jeden z synów Saddama, niejaki Udaj - sadysta i gwałciciel.
House of Saddam w gatunku polityka/biografia nie jest dziełem tak wybitnym jak John Adams, ale umówmy się: nie było na to szans, nawet gdyby serial trwał dłużej. piętno zbrodni ciążące na postaci jest bezdyskusyjne, więc trudno w jakikolwiek sposób usprawiedliwiać głównego bohatera czy zagłębiać się w jego motywacje. te ostatnie w niczym bowiem nie odbiegają od motywacji każdego innego dyktatora w historii: cudowna wizja zjednoczenia arabskiego świata pod przywództwem irackiego prezydenta oraz wiksy typu "jestem potomkiem proroka". po nieudanym zamachu Saddam zachowuje się wręcz jak Adolf H., gotów zasługi za swoje ocalenie przypisywać Bogu.
gwoli formalności: w serialu nie ma ani śladu jakże popularnej swego czasu, antyamerykańskiej propagandy okołoirackiej. czasami jedynie widać (i słychać) młodego Busha, jak gada z ekranu telewizora o wyzwoleniu. HoS w ogóle nie eksploruje tematu-rzeki pod tytułem, czy inwazja była uzasadniona czy nie. twórcy ograniczają również do krótkich migawek pokazywanie rozmaitych masakr przeprowadzanych na mniejszości kurdyjskiej oraz obywatelach Kuwejtu.
O, chciałem założyć topic o tym serialu, już nie muszę Ostatnio na HBO leciały wszystkie 4 odcinki pod rząd i zrobiłem sobie nocny maraton. Nie żałuję tych kilku godzin bo seria jest naprawdę dobra. Z niezrozumiałych dla mnie przyczyn jakoś zawsze interesowały mnie sylwetki przesiąkniętych złem, bezdusznych dyktatorów odpowiedzialnych za śmierć milionów ludzi Dlatego też Dom Saddama mnie nie zawiódł. Aktorsko serial faktycznie wymiata, choć przedstawienie dyktatora jest tu raczej standardowe i nie różni się niczym od pokazywanych już wielokrotnie sylwetek historycznych, charyzmatycznych jednostek, obsesyjnie skupionych na swoim pochodzeniu, swoim losie, swoim przeznaczeniu i tylko pod tym kątem patrzących na losy poddanemu ich narodu.
Nie sądzę, żeby zamiarem scenarzystów było pokazanie całego okresu rządów Saddama - każdy odcinek skupia się przecież na pewnym ich ściśle wybranym fragmencie i omawia postać dyktatora tylko w kontekście owego fragmentu. Ogólnie scenariuszowo nie jest źle, choć męczyły mnie momenty, gdzie Saddam po raz n-ty mówił, że wokół niego są zdrajcy i że trzeba ich zniszczyć. C'mon man, get a life.
Swoją drogą serial znów sprowokował mnie do rozmyślań nad totalitaryzmem, jego istotą i skąd u licha biorą się te pojebane jednostki, które go tworzą. Ale wnioski może zachowam na inną okazję
Ktoś wie jak się nazywa ta fajna blond pani, która grała kochankę a potem żonę Saddama? ^^
Swoją drogą serial znów sprowokował mnie do rozmyślań nad totalitaryzmem, jego istotą i skąd u licha biorą się te pojebane jednostki, które go tworzą.
najokrutniejsze europejskie dyktatury ostatnich dwóch stuleci zaczynały tak samo: od ślepej, pobożnej wiary w intelektualną i moralną jakość mas, co wiązało się ze schlebianiem tymże tłumom i dowartościowywaniem na rozmaite sposoby (najczęściej poprzez przypisywanie motłochowi zasług w obalaniu poprzedniego ustroju). demokracja za każdym razem otwierała bramy terrorowi i radykalnym rewolucjom: felianci żyrondystom, żyrondyści jakobinom, rosyjska demokracja bolszewikom, Republika Weimarska narodowym socjalistom, polska demokracja dyktaturze Piłsudskiego, chińska demokracja war lords i maoizmowi. działo się tak, ponieważ niepoddana rygorystycznej kontroli "władza ludu" zawsze stanowi instytucje "na piękną pogodę", a nadejście brzydkiej jest - jak to w przyrodzie bywa - nieuchronne.
co się działo w Iraku przed dyktatura Saddama - nie wiem, nigdy nie interesowałem się tamtym regionem. serial też nie ułatwił mi zbytnio rozpoznania kontekstu. widzimy jedynie usuwanego z tronu prezydenta i potem torturowanie i rozstrzeliwanie przeciwników politycznych Saddama. w sumie warto by się zagłębić w przyczyny ustrojowe, które doprowadziły do obalenia prezydentury Ahmeda Hassana al-Bakra - ale to temat na inny serial.
Ktoś wie jak się nazywa ta fajna blond pani, która grała kochankę a potem żonę Saddama?
fajna to ona średnio była jak na mój gust - przypominała rosyjska łyżwiarkę figurową:)
tu masz fote:
Christine Stephen-Daly
E tam, fajna jest, choć faktycznie z twarzy trochę rusinkę przypomina... Przynajmniej w serialu fajnie ją zrobili.
Nie do końca o to mi chodziło o czym piszesz. Mnie zawsze jakoś intrygowały psychologiczno-socjologiczne przyczyny totalitaryzmu i jego społecznej akceptacji. No bo przecież okoliczności powstania ustrojów totalitarnych są w większości przypadków z grubsza takie same, a i osobowości najbrutalniejszych tyranów pasują do siebie jak ulał. Skąd biorą się te podobieństwa?
Ja to widzę tak: każdy ustrój, niezależnie od szerokości czy długości geograficznej, na której występuje, opiera się na wzbudzaniu w ludziach pewnych emocji. Przykładowa demokracja wzbudza spokój i poczucie bezpieczeństwa (przynajmniej u większości) - ponieważ każda populacja mniej lub bardziej wyobraża sobie spokój tak samo, stąd i wszystkie demokracje są do siebie podobne. Ale, gdy mówimy o totalitaryźmie, zaczyna się robić grząsko, bo jest to przecież forma władzy, która całkowicie odbiera jednostkom jakiekolwiek prawa do samostanowienia stawiając za cel (często wyimaginowaną) rację stanu Wodza. Mamy więc tu do czynienia z pewnym gwałtem psychologicznym i intelektualnym dokonywanym na jakiejś zbiorowości, który zresztą potem przechodzi w gwałt fizyczny (gdy do gry wchodzi policja polityczna, prędzej czy później powoływana w każdym takim państwie). Jest to więc coś diametralnie innego od innych form władzy, a jednak - pomimo to, da się tu również zaobserwować pewne elementy wspólne, charakterystyczne i dla dyktatur i Hitlera i Stalina i Piłsudskiego i Mao Zedonga i Franco i wielu innych.
Moim skromnym, niemal każdy ustrój opiera się na pewnym stałym fundamencie - stałości, niezmienności, stabilności. Co by o demokratycznych krajach nie mówić, są zazwyczaj stabilne, jednostki mają w nich poczucie pewnego rytmu, pewnej jednostajności. Totalitaryzm to odrzuca - stawia na piedestale charyzmatycznego psychola (to ZAWSZE jest psychol - dlaczego, o tym za chwilę), który od razu zaczyna od przedstawienia pewnych wyimaginowanych przeciwników, których trzeba zwalczyć, zaczyna skazywać i robić porządki. Jednostajność zostaje zachwiana, wprowadzamy akcję, zaczyna się terror, codziennie coś się dzieje. Jednak, gdy ludzie takiego człowieka wybierali, jeszcze o tym nie wiedzieli - wiedzieli jedynie, że nastąpi jakaś zmiana. Do czego zmierzam - ludzie potrzebują zmiany, potrzebują emocji, potrzebują niekiedy drastycznych rewolucji, a ta ich potrzeba - jakkolwiek głęboko zakorzeniona - potrafi być skutecznie wykorzystywana. Nuda, monotonia, bezbarwność i poczucie bezradności w codziennym życiu zostaje zastąpione kalejdoskopem zupełnie różnych emocji, gdy więzy społeczeństwa, poczucie wspólnoty zostaje zacieśnione, a jego uwaga skierowana na walkę z fikcyjnym wrogiem, zagrażającym jego jedności. Do głosu dochodzą najprymitywniejsze i najbardziej fundamentalne głosy ludzkiej natury - i w tym tkwi siła totalitaryzmu, której inne ustroje nie mają.
Natomiast tym, czego nadal nie czaję jest mechanizm, który pozwala normalnym, inteligentnym, zwykłym jednostkom, pod wpływem zewnętrznych czynników zdradzać najbliższych, mordować niewinnych i traktować to nie bardziej doniośle jak zapalenie czy zgaszenie papierosa. No bo przecież, coby o dyktatorach i ich współpracownikach nie mówić, to przecież byli to ludzie z rodzinami, przyjaciółmi, karierami, swoimi troskami i własnymi lękami. Musieli jakoś funkcjonować, podlegać pewnym zasadom. Ale tu właśnie dochodzimy do sedna - są to zasady wypaczone, zniekształcone przez środowisko w jakim powstały, są totalną antytezą tego, czym kieruje się "normalny" człowiek w swoim "normalnym" życiu.
Przede wszystkim, mamy tu totalne rozgraniczenie życia politycznego od życia osobistego. Saddam i jego współpracownicy (czy jakikolwiek inny podobny dream team) musieli całkowicie rozgraniczyć zbrodnie jakich dokonywali na co dzień od życia, osobistego, rodzinnego - te dwie egzystencje percepowali na dwóch zupełnie różnych płaszczyznach, jak dwa oddzielne życia. Moim zdaniem, dyktator traktuje to co robi jak zwykłą pracę, jak urzędas, lekarz czy prawnik. Gdyby podporządkowywał swoich najbliższych tym samym zasadom co resztę społeczeństwa, to by zwariował.
Po drugie - i tutaj dochodzimy do pojęcia dehumanizacji - dyktatorzy i ich współpracownicy nie widzą swoich najbliższych tak jak innych ludzi. Innymi słowy, dehumanizują tych, którzy mają inne poglądy, przestając ich traktować jak pełnoprawnych ludzi, widząc w nich jedynie coś na kształt ludzi, zwierzęta raczej niż homo sapiens sapiens. A ponieważ nie są to ludzie, nie obejmują ich te same prawa moralne co ludzi "właściwych". A zatem, dozwolone jest ich mordować, bo skoro to nie są ludzie, to nie dokonuje się - w Twojej własnej głowie - żadna zbrodnia. Jestem pewien, że gdyby Saddam widział w swoich poddanych takich samych ludzi jak on sam, nigdy nie byłby w stanie podnieść na nich ręki. Niewiele by to potrafiło.
I tu dochodzimy do trzeciego i ostatniego czynnika, czyli do fanatyzmu i oddania się pewnej ideologii - ale niekoniecznie religijnej czy politycznej. Może być nią każda obsesyjna myśl, każda trauma czy lęk prześladująca jednostkę od dzieciństwa, jak trudne dzieciństwo, znęcający się nad nią rodzice, brak akceptacji społecznej - cokolwiek co wywołuje automatyczną chęć odegrania się, udowodnienia sobie i innym, że jest się czegoś wartym. Te myśli i obsesje są tak silne i tak transcendentne, że stoją ponad wszelkimi logicznymi czy moralnymi kodeksami jednostki, pozwalając jej robić coś co bez nich byłoby niedopuszczalne. Stąd właśnie, intelekt czy zdrowy rozsądek nie odgrywają absolutnie ŻADNEJ roli w procesie wypierania destrukcyjnych myśli, które stoją po prostu na wyższym poziomie i potrafią zręcznie ominąć ludzkie procesy jednostki. Łączy się to ze swoistym kodeksem moralnym dyktatorów, który jest tym bardziej przerażający, że postrzegają go oni jako dobry i właściwy. W pełni skodyfikowany kodeks działania oparty na ich patologicznym poczuciu wyższości (dyktator zawsze ci powie, że wywodzi się z jakiegoś zajebistego i długowiecznego rodu), mesjanistycznej potrzebie spełnienia jakiejś misji, czy wreszcie nieświadomych, egoistycznych potrzebach - bo ci ludzie tak naprawdę skupiają się na SWOICH obsesjach i na zaspokajaniu tego czego IM brakuje, a nie narodowi, za który są odpowiedzialni. Podpadają więc pod klasyczną definicję psychola :)Jest w Domie Saddama mocna scena jak Saddam leje swojego syna krzycząc na niego, że nie są barbarzyńcami i że przemoc jest jedynie ich narzędziem do spełnienia celu. To udowadnia, że oni nie mieli zachwianych pojęć dobra i zła - wiedzieli co jest moralnie dobrego i moralnie złego w ich uczynkach - ale podporządkowywali te pojęcia innym, wyższym, swoim własnym, które miały pomóc im i nikomu innemu.
I tej natury rozkminki właśnie mam, gdy oglądam kolejny film o dyktatorze
Mnie zawsze jakoś intrygowały psychologiczno-socjologiczne przyczyny totalitaryzmu i jego społecznej akceptacji.
w takim razie gorąco polecam książkę Antona Neumayra Dyktatorzy i medycyna. publikacja ta jest o tyle zajebista, że wyraźnie rozdziela dyktatorów na dobrych i złych, pokazując, jak te same cechy osobowościowe mogą się u różnych jednostek inaczej uzewnętrzniać. słowo klucz: wychowanie.