wika
W całej historii filozofii dają się uchwycić zasadniczo dwie koncepcje ujmujące problem istoty zła w odmienny sposób.
Pierwsza z nich, proponowana min. przez jednego z Ojców Kościoła, Orygenesa (a także przez twórców Gwiezdnych Wojen) ujmuje dobro jako harmonię, stan naturalny i podstawowy, natomiast złem nazywa zaburzenie tego stanu, wynaturzenie i bunt przeciwko temu porządkowi. Według tej koncepcji świat powstał jako dobry, i już w takim stanie był pełny i ukończony, zło zaś narodziło się w momencie ingerencji w ten stan (według Orygenesa w momencie buntu Lucyfera przeciwko Bogu.)
Druga koncepcja przeciwstawia zło dobru, mówi, że "istnienie czerni warunkuje istnienie bieli". Z tym poglądem wiąże się wschodnie ujęcie świata - Jin i Jan, gdzie dopiero przeciwstawienie ciemnego i jasnego powoduje, że świat jest zharmonizowany i kompletny. W ten trend wpisuje się także niewinna współczesna herezja uznawana po cichu przez wielu katolików, głosząca, iż Bóg i Szatan są dwoma istotami o równej mocy i jednakowym pochodzeniu.
Która z tych teorii jest wam bliższa? Gdzie jeszcze można znaleźć ich echa?
nie bardzo wiem, który katolik uznaje, że szatan jest równy Bogu. Ale samo rozróżnienie jest bardzo dobre. Dualizm jest jednak właściwy religiom wschodnim, a nie chrześcijaństwu. Na pewno jest mi bliższa teoria Orygenesa - zresztą tak to ujmuje Biblia. Wszystko co zostało stworzone, było dobre.
który katolik uznaje, że szatan jest równy Bogu
Znam kilka sztuk osobiście, brałam też udział w półoficjalnej dyskusji na ten temat. Pomysł ten zresztą nie powstał wczoraj, lecz właśnie w naszych czasach za sprawą przenikającej do Europy filozofii wschodniej i popularności ezoterycznych koncepcji świata zyskuje zwolenników. Rozumiem, że według oficjalnych ustaleń taki katolik to nie katolik, jednak zdarza się także, że ludzie nie widzą w sobie odstępstwa od doktryny, nikt zaś siłą z Kościoła ich nie usunie.
Złomiarzu, takie odstępstwa od doktryny dotyczą nie tylko chrześcijaństwa, ale i religii wschodnich. Ludzie coraz częściej wierzą tylko w to co chcą wierzyć, wybierając i realizując z religii to tylko, co jest im na rękę. Smutne, ale prawdziwe.
Z wielu względów jest mi bliższa koncepcja druga. W "Mistrzu i Małgorzacie" Bułhakowa jest taki fajny cytat, Woland i Jeszua rozmawiają ze sobą i w pewnym momencie Woland mówi do niego tak: "Spróbuj przemyśleć następujący problem - na co by się zdało twoje dobro, gdyby nie istniało zło, i jak by wyglądała ziemia, gdyby z niej zniknęły cienie?"
Rozumiem, że według oficjalnych ustaleń taki katolik to nie katolik, jednak zdarza się także, że ludzie nie widzą w sobie odstępstwa od doktryny, nikt zaś siłą z Kościoła ich nie usunie.
Nie trzeba nikogo siłą usuwać. Ale problem ten można rozpatrywać na bardzo wielu płaszczyznach. Tylko w pełni świadome odstępstwo powoduje zaciągniecie kary i skutkuje odstępstwem od wspólnoty. W wierze jest miejsce na wątpliwości, poszukiwania, także na błądzenie. Kościół jest nie tylko wspólnotą świętych (zapewne należeliby do niego nieliczni), ale jest także wspólnotą grzesznych.
Mówisz Edwardzie o akcie apostazji czy ogólnie o ekscesach, które skutkują wydaleniem z Kościoła? I czy świetle tego, co napisałeś o wątpliwościach i poszukiwaniach, możliwe jest bycie wierzącym-niepraktykującym? To teraz bardzo modne określenie, aczkolwiek posiadające wiele znaczeń.
apostazja jest oficjalnym wystąpieniem, deklaracją składaną przez konkretną osobę, że chce wystąpić z Kościoła. Mówię o sytuacji, kiedy nawet nie składając deklaracji oficjalnie, poprzez niektóre grzechy lub publiczne opowiedzenie się za herezją, zaciąga się karę ekskomuniki, czyli wyłączenia ze wspólnoty Kościoła.
Pojęcie wierzący - niepraktykujący jest nieporozumieniem, bowiem wówczas człowiek nie próbuje szukać, tylko odrzuca wypełnianie zobowiązań, które wypływają z wiary. Wiara bez uczynków jest martwa. Natomiast warto zawsze rozgraniczyć wystąpienie przeciwko wierze od wystąpienia przeciwko postawie, czynom konkretnej osoby (np. duchownego). To nie jest tożsame. Mogę zrozumieć postawę buntu, złości, braku akceptacji wobec konkretnej osoby, czasem nawet wobec instytucji (chociaż nie powinno się uogólniać, bowiem krzywdzi się wówczas tych, którzy na to nie zasługują). Ważne jest to, by człowiek szukał w swoim sumieniu prawdy, a nie "obraził się" i dał sobie spokój. Niestety, bardzo wiele osób, które mówią o sobie "wierzący - niepraktykujący" winy szuka na zewnątrz, poprzez uogólnienia na podstawie osobistych doświadczeń lub tylko na podstawie zasłyszanych wiadomości, zwalniając się jednocześnie z jakiegokolwiek wysiłku kroczenia drogą wiary.
Nie wgłębiając się w powyższe koncepcje, zło jest według mnie czynieniem krzywdy sobie lub innym w przypadku, kiedy się wie, że nie trzeba tego robić. Wtedy zło jest czystym złem. Ale kiedy robi się komuś lub czemuś źle nie wiedząc, że jest inne wyjście i myśląc, że to jedyne, co pozostało, to tak zrobić - wtedy nie jest to do końca złe.
Zło jest z jednej strony brakiem dobra, bo okrucieństwo bierze się z braku szacunku, obojętność na los innych bierze się z braku miłości itd. A z drugiej strony zło jest przeciwieństwem dobra - czyli niszczeniem zamiast budowania, kłamstwem zamiast prawdy, oszczerstwem zamiast uczciwości itd. To wszystko są przeciwieństwa.
Św. Augustyn miał trochę racji, mówiąc, że zło jest brakiem dobra i że bierze się z zepsucia - czyli zmiany ubywaniu dobra. To, że jabłko jest teraz zgniłe, świadczy o tym, że kiedyś było dobre itp. To dobry przykład, chociaż na ogół sprawa jest bardziej skomplikowana - bo życie ludzkie jest zbyt skomplikowane, żeby można było zawsze wszystko wyjaśnić i wywieść przyczyny wszystkiego z czegoś bez wątpliwości. Właśnie to skomplikowanie powoduje, że tak trudno jest "nawrócić" kogoś złego na dobro.
Rzadko trafiają się ludzie całkowicie dobrzy lub całkowicie źli. Bo historia zna wiele przypadków, kiedy ktoś był dobry, ale pod wpływem jakiegoś wstrząsu psychicznego czy indoktrynacji stali się, obiektywnie rzecz biorąc, źli. Dlatego świat na pewno nie jest czarno-biały. Niektórzy uważają, że dobro i zło są względne i zależą od punktu widzenia - to jest też błąd. Należy wyszczególniać i uściślać, co w jakich przypadkach jest dobrem, a co złem. Bo np. obiektywnie rzecz biorąc, złem jest nieuzasadnione zabójstwo - ale nieuzasadnione. Bo zabójstwo też może być karą - w takich przypadkach złem nie jest. Zło bardzo silnie łączy się z niesprawiedliwością, tak jak dobro łączy się ze sprawiedliwością. A sprawiedliwość to temat rzeka i można by prowadzić dyskusję na jej temat w nieskończoność.
Zło na pewno jest skutkiem pewnych nieprawidłowości u człowieka - wynikających z nieodpowiedniego otoczenia, nieodpowiednich warunków, nieodpowiedniego wychowania itd.