ďťż

wika

Witam

Niemal każda religia ma wierzenia o końcu świata, podobnie jak i o jego stworzeniu.

Myślę, że stanowisko chrześcijaństwa i innych wielkich religii jest na ten temat znane, toteż pragnę napisać o tym co na ten temat mówią inne religie.

Starożytni mieszkańcy Bliskiego Wschodu wprowadzili pojęcie Chaos, jako coś co istniało pierwotnie (w domyśle: przed stworzeniem świata). Dla Babilończyków był to Tiamat, dla Izraelitów Behemot i Lewiatan, dla Greków prapotwór Tyfon, zaś dla Egipcjan Apep, który miał połknąć słońce.

Ludy Europy Północnej mają inne teorie.
Celtowie wierzyli, że niebo jest niepewną kamienną konstrukcją, toteż składali ofiary na kamiennych ołtarzach. W ich pojęciu koniec składania krwawych ofiar będzie początkiem gniewu bogów i zawalenia się sklepienia niebios.
Ludy Skandynawskie, na które potocznie mówimy Wikingowie, dzieliły świat na trzy poziomy: Midgard (świat ludzi), oraz Asgard i Wanaheim (krainy bogów). Według ich wierzeń mieszkańcy Asgardu przygotowują się do bitwy z siłami ciemności - Ragnaroku. Oryginalne jest wyobrażenie okrętu Naglfar, którym mieli przypłynąć przedstawiciele "ciemnej" strony. Miał być on bowiem zbudowany z...paznokci umarłych.
Równie ciekawe są wierzenia Słowian. Według ich wierzeń bies jest przykuty łańcuchem do słupa wewnątrz skorupy ziemskiej i ciągle się od niego odkuwa. Kiedy - a jest to w okolicach Wielkanocy - do końca pozostaje jedno ogniwo, łańcuch znów się skuwa (i tak w kółko). Gdyby zaś bies się uwolnił nastąpiłby oczywiście koniec świata: udało mi się znaleźć tylko enigmatyczne stwierdzenie "Ziemię zaleje woda i spali ogień".

Świadkowie Jehowy prorokują nadejście końca świata od początku swojego istnienia, mając na ten temat oryginalne teorie (wg. nich tylko 144 tysiące "najlepszych" z ludzi dostanie się do nieba. Teoria ta ma swą podstawę w błędnym rozumieniu Apokalipsy wg. św. Jana 7, 4 - 8).


Natomiast Majowie, w swoim kalendarzu, datują koniec świata na 22 grudnia 2012, jako koniec tej i początek nowej ery.

Natomiast Majowie, w swoim kalendarzu, datują koniec świata na 22 grudnia 2012, jako koniec tej i początek nowej ery.

Tak więc czekamy jeszcze przez 7 lat z niecierpliwością...
Słyszałem o tej dacie, jednakże nie kojarzyłem jej z Majami. Czy przypadkiem nie orientujesz się na jakiej podstawie obliczyli to? Słyszałem o proroctwie Oriona, czy czymś takim...
Szczerze powiedziawszy nie jestem w stanie Ci tego powiedzieć. Wiem tylko, że posiadali dużą wiedzę astronomiczną i matematyczną, np. jedna ze świątyń miała 365 schodów ( ilość dni w roku ). Proroctwo Oriona jest dość skomplikowane. W skrócie mówi, że Orion, Wenus oraz inne planety i gwiazdy ułożą się w tak, że nastąpi wielki kataklizm na Ziemi. Ma to być kolejny kataklizm - wyliczony został zarówno przez Majów, jak i Egipcjan i narody tworzące Ligę Atlantydzką ( pochodzące z Atlantydy zatopionej przy ostatniej okazji ), natomiast piramidy egipskie mają być precyzyjnym zegarem ( pozostawionym przez lud z Atlantydy ), wskazującym dokładnie datę nadejścia końca świata.


Ja tam nie wierzę w takie rzeczy jakoby już została ustalona data końca świata. Już kiedyś Świadkowie Jehowy podawali niby precyzyjne daty końca świata, ale nic z tego nie wyszło.
W samym Piśmie Świętym też są wzmianki na temat tego że pierwsi chrześcijanie oczekiwali powtórnego przyjścia mesjasza. I za to zostali upomniani, gdyż nie tędy droga. Jeśli jest Bóg to on wie , ale my lepiej jak tego nie poznamy. I tak ma byc, czy może byc inaczej ? Nie to byłoby złe.
Bruno pisze/a:


Ja tam nie wierzę w takie rzeczy jakoby już została ustalona data końca świata. Już kiedyś Świadkowie Jehowy podawali niby precyzyjne daty końca świata, ale nic z tego nie wyszło.

Zgodzę się z tym co napisał powyżej Bruno.

O ile dobrze pamiętam ów „nieuchronny” koniec świata według Świadków Jehowy miał nastąpić początkiem II-połowy l975r.

Wielu ludzi jeszcze pamięta że owi Świadkowie Jehowy wybrali sobie na miejsce oczekiwania tegoż końca świata jeden z pagórków w pobliżu mojej miejscowości.
Rozbili oni tam namioty, przebrali się w białe szaty i pozostawiając na nieustannych modłach – czekali końca świata.

Efekt był taki że przewidziany przez nich koniec świata nie nastąpił, natomiast Świadkowie Jehowy w Wielu przypadkach przypłacili owo oczekiwanie własnym zdrowiem, a to ze względu na chłody jakie dały im się we znaki, gdyż była to już bardzo późna jesień..

Na uwagę zasługuje jeszcze fakt, że powyżsi Świadkowie Jehowy tak mocno byli przekonani co do nadejścia w wyliczonym przez nich czasie końca świata, że z owego pagórka trzeba było ściągać ich siłą w obstawie ówczesnej Milicji.

Tak więc Szanowny Bruno mówiąc że, dokładne przewidzenie końca świata dla zwykłego śmiertelnika jest po porostu niemożliwe ma z pewnością wiele racji…o ile nie ma racji całkowitej.

Pozdrawiam.

Tak więc Szanowny Bruno mówiąc że, dokładne przewidzenie końca świata dla zwykłego śmiertelnika jest po porostu niemożliwe ma z pewnością wiele racji…o ile nie ma racji całkowitej.
Cieszy mnie takie stwierdzenie. Aczkolwiek sam w ten sposób myślę, to wiem że są osoby inaczej myślące. Pisząc na różnych forach nie raz się z tym spotkałem.
Pierwsze wzmianki i oczekiwanie końca świata miało miejsce już na samym początku chrześcijaństwa. Tych pierwszych chrześcijan musiał upominac apostoł Paweł, gdyż oni przestawali pracowac myśląc że koniec świata już nadchodzi. Tak więc w samej religii chrześcijańskiej ten problem istnieje od samego początku. To samo tyczy się innych religii. A naszym zadaniem jest nie wchodzic w kompetencje Boskie.
Bruno pisze/a:


To samo tyczy się innych religii. A naszym zadaniem jest nie wchodzic w kompetencje Boskie.

O widzisz!...i to jest chyba kwintesencja całej tej sprawy!.

U nas w górach starzy ludzie powiadają (czego nie potwierdzają żadne dostępne mi źródła historyczne - ale cóż znaczą źródła w tym przypadku?), iż niegdyś Jezus miał powiedzieć:

"Jeśli ludzie będą bardzo źli?...to świat będzie istniał tylko 2000 lat - jesli będą choć trochę dobrzy?.....to świat będzie istniał 2000 lat...i....

Jak widać jeszcze nie jest z ludźmi aż tak źle, że istniejemy dotąd o właśnie to "i"...resztę zostawmy Najwyższemu...czyż Chrześcijanie nie zwykli mówić?:

"Niech się dzieje wola Boska?"...i niech się dzieje!.

Pozdrawiam!.
Kiedy uczniowie pytali Jezusa, kiedy nastąpi koniec świata, odpowiedział im: nie wasza to rzecz, znać czasy i chwile...
Kiedy zapytano Marcina Lutra, kiedy w ogrodzie zajmował się sadzeniem róż, co by zrobił, gdyby się dowiedział, że wieczorem nastąpi koniec świata, odpowiedział: nic, po prostu, sadziłbym róże...

Ja tam nie wierzę w takie rzeczy jakoby już została ustalona data końca świata. Już kiedyś Świadkowie Jehowy podawali niby precyzyjne daty końca świata, ale nic z tego nie wyszło.
Należało by tu sprecyzować co rozumiemy pod pojęciem końca świata. Bo jeżeli miałby by to być koniec całego istniejącego wszechświata, to naukowcy są w stanie w przybliżeniu określić kiedy on nastąpi. Teoria jaka aktualnie w nauce obowiązuje, mówi iż cała materia wszechświata była kiedyś skupiona w jednym miejscu, co nazwano "stanem osobliwym". W stanie tym przestają obowiązywać znane prawa fizyki. Na skutek tzw. wielkiego wybuchu, wszechświat zaczął się rozszerzać i w tym stanie znajduje się od około 15-20 mld lat. Jednak ekspansja wszechświata nie będzie trwała wiecznie, po niej nastapi faza kurczenia się wszechświata aż do osiągniecia kolejnego "stanu osobliwego", który będzie oznaczał jego koniec, a zarazem początek kolejnego wszechświata. W ten sposób naukowcy doszli do wniosku, iż wszechświat (czy raczej kolejne wszechświaty) ma charakter "pulsujący" Ten wszechświat, w którym żyjemy, nie jest ani pierwszym ani ostatnim. Powstał on bowiem niejako "na gruzach" innego wszechświata, tak samo jak na jego gruzach powstanie kiedyś kolejny, i tak bez poczatku ani końca... Czas trwania jedego cyklu pomiędzy kolejnymi "stanami osobliwymi" ocenia się na 60-80 mld lat. Jak więc widać sporo czasu jeszcze pozostało.
Ale koniec świata można rozumieć także w znaczeniu węższym, jako koniec naszego świata - Ziemi. A to już może być kwestią niemal losową i teoretycznie - nastąpić w każdej chwili. Wystarczy, że jakieś odpowiednio duże ciało niebieskie znajdzie się na kursie kolizyjnym z Ziemią, a nie będziemy mieć żadnych szans...
Natomiast próby obliczania daty końca świata, tak jak to czynili np. wspomniani jehowi czy wiele innych sekt, to wybaczcie sformułowanie, ale jest to według mnie nonsens.
to tylko jedna z teorii naukowych, ale są i takie, które mówią, że świat już dziś znajduje się na krawędzi samozagłady i niewiele mu zostało...
Ciekaw jestem bardzo wszystkich alternatywnych teorii. czy mógłbyś ją przybliżyć? Możliwe jest, ze wszechświat znajduje się na krawędzi zagłady. Jednakże w kosmicznej skali "na krawędzi" może oznaczać za 100 mln lat albo za 500 mln lat. Tak że nie zmienia to mojej opinii na temat tych, którzy oczekują nadejścia końca świata za swojego życia.

ps. cieszę się Edwardzie, ze jednak zostałeś na forum.
pozdrawiam

Tak że nie zmienia to mojej opinii na temat tych, którzy oczekują nadejścia końca świata za swojego życia.
oczywiście, że każda próba określenia dnia końca świata, jak to czynią Świadkowie Jehowy, jest wielką bzdurą, podobnie jak określanie liczby zbawionych. Zresztą to nie tylko problem Świadków Jehowy. Z drugiej strony jednak można na to popatrzeć inaczej. Śmierć jest w jakimś sensie końcem świata dla tego, kto umiera. Końcem jego świata.

Śmierć jest w jakimś sensie końcem świata dla tego, kto umiera. Końcem jego świata.
Tak, z tym też się można zgodzić. Świat się kończy dla tego kto umiera, choć z chrześcijańskiego punktu widzenia to raczej kontrowersyjne stwierdzenie, prawda? Bo chrześcijaństwo zakłada nieśmiertelność duszy, a zatem śmierć nie jest końcem, tylko zmianą formy bytu.
Jednak można się zgodzić że śmierć jest to taki jakby trzeci sposób określenia końca świata, w znaczeniu jeszcze węższym niż te o których gdzieś tam wcześniej wspomniałem - czyli końca wszechświata i zagłady Ziemi.

z chrześcijańskiego punktu widzenia to raczej kontrowersyjne stwierdzenie
niekoniecznie. Chrześcijaństwo zakłada także zmartwychwstanie ciała. Natomiast "ten" świat, ktory się kończy wraz ze śmiercią jest inny od "tego", do którego się wchodzi przez bramę śmierci. Oto wszystko czynię nowe. Dlatego śmierć jest dla chrześcijanina końcem ziemskiego świata.
Aha, jeśli w sensie "końca ziemskiego świata" to wszystko jasne i w porządku. :)

Należało by tu sprecyzować co rozumiemy pod pojęciem końca świata.
Słuszna uwaga, de Villars; chrzescijaństwo, zresztą także wszelkie formy religii archaicznych, które wyznawały koniec czasu posiada określenie eschaton, czyli czas ostateczny, czas w którym dokona się zagłada znanego nam świata materialnego.
Natomiast teoria o której mówisz, zdaje się wzięła swój początek z eisteinowskiej teorii względności, która zakłada nieograniczoną ekspansywność kosmosu i jak wspomniałeś następująca po niej fazę skupiania sie materii (precedens czarnych dziur).
Teoria nie jest nowa - podlana nieco szarlatańską fizyką (patrz s. Hawking) nawiązuje do starych orfickich idei wieccznego powrotu.
Rzecz kompletnie nie do udowodnienia - jej głosiciele bardziej wierzą w tę teorię, niż mają jakieś pokrycie dowodowe tez.
Prędzej można sie zgodzić z tezą, że w ciągu najbliższych 3-4 mld lat słońce zacznie powoli wygasać i stanie się bia łym karłem - zimna gwiazdą - tak jak dzieję się to z miliardami innych gwiazd we wszechświecie.

Priwiet!

PS. Edwardzie, naprawdę miło cię znowu czytać!
Epikur kiedyś powiedział że - " Śmierć najstraszniejsze z nieszczęść wcale nas nie dotyczy, bo gdy my żyjemy, śmierć jest nieobecna, a gdy umieramy, nas już nie ma.
Wobec tego śmierć nie ma żadnego związku ani z żywymi ani z umarłymi- tamtych nie dotyczy, a ci nie istnieją. „

Śmierć jest w jakimś sensie końcem świata dla tego, kto umiera. Końcem jego świata.

Hmm... taką opinię przedtawia Czesław Miłosz w Piosence o końcu świata

"Innego końca świata nie będzie!".

"Innego końca świata nie będzie!".
śmierć, przynajmniej dla wierzących nie jest końcem, jest tylko zakończeniem pielgrzymowania do życia wiecznego...

śmierć, przynajmniej dla wierzących nie jest końcem, jest tylko zakończeniem pielgrzymowania do życia wiecznego...
Zgadzam się z powyższym i nie ma tu znaczenia praktycznie jaką religię się wyznaje, gdyż nawet ci którzy wierzą w reinkarnacje wierzą że jest to kolejna jakość.

Zgadzam się z powyższym i nie ma tu znaczenia praktycznie jaką religię się wyznaje, gdyż nawet ci którzy wierzą w reinkarnacje wierzą że jest to kolejna jakość.

Heh... to brzmi jak jakiś system jakości ISO :D

Ale nie pozostaje mi nic innego jak zgodzić się z Przedmówcami :)

Kiedy uczniowie pytali Jezusa, kiedy nastąpi koniec świata, odpowiedział im: nie wasza to rzecz, znać czasy i chwile...

Jeśli dla kogoś z was autorytetem jest Pismo Święte to właśnie te słowa Jezusa które przytoczył Edward zawierają wszystko i w zasadzie nic.Że owy koniec świata nadejdzie biorę pod uwagę. A kwestia czasu? No cóż wiele wersetów w Bibli szczególnie w Objawieniu Świętego Jana opisuje nadejscie Armagedonu.Problem polega na tym iż P.Ś jest ksęgą którą można interpretować w różny sposób.Sama nie wierze w daty wyznaczane, czy to przez Światków Jehowy czy też przez innych proroków Jeśli faktycznie nadejdzie za mojego życia to się przekonam na własnej skórze . Lecz mam cichą nadzieję,że jednak nie.

Jeśli faktycznie nadejdzie za mojego życia to się przekonam na własnej skórze . Lecz mam cichą nadzieję,że jednak nie.
Pewien koniec tego świata nadejdzie i dla ciebie i dla nas wszystkich, którzy teraz żyjemy.
I dobrze by było gdybym po zanurzeniu w nim cokolwiek odczuwał, myślał, świadczyło by to iż znowu żyję. :mrgreen:
Wypowiem się w dwóch kwestiach. Pierwsza to naukowa. Oprócz teorii, którą podałeś, de Villars, istnieje druga - Wzechświat się rozszerza i w końcu dojdzie do takiego punktu, że rozszerzać się już nie będzie mógł. I tak zostanie! A inni twierdzą, że proces rozszerzania się nie skończy...

Druga kwestia dotyczy wiary.
Być może pod pojęciem żywych należy rozumieć zywych w momencie końca świata, zaś pod pojęciem umarłych - tych którzy zmarli wcześniej. W momencie końca świata owi żywi w sumie jednak też staną się umarłymi, bowiem koniec świata oznacza - tak to rozumiem - jego fizyczne unicestwienie, a co za tym idzie - unicestwienie wszystkiego co żywe...

bowiem koniec świata oznacza - tak to rozumiem - jego fizyczne unicestwienie, a co za tym idzie - unicestwienie wszystkiego co żywe...
W takim razie drogi de Villarsie co z nadzieją na życie wieczne?
Ja to rozumiem w ten sposób, że zostaną przemienieni, ale bez udziału śmierci. To znaczy będą nowe ciała, jak szaty. Oczywiście, ktoś może to uznać za pewien rodzaj śmierci.
Ja rozumiem koniec świata właśnei jako zagładę fizyczną wszystkiego co żywe, zaś życie wieczne - jedynie w formie duchowej, bez ciał. No bo skoro nie będzie świata, to skąd ciała i jakie? Na pewno nie takie, z jakimi mamy teraz do czynienia. Nie wiem czy nie popełniam w tym momencie herezji?
wiara chrześcijańska zakłada także zmartwychwstanie ciała. Zresztą nie tylko chrześcijańska. Czy to z Twojej strony herezja? Chyba raczej brak zrozumienia - "wierzę w ciała zmartwychwstanie". Chociaż na pewno nie będzie to takie ciało, jakie mamy teraz - Chrystus Zmartwychwstały ma ciało, spożywa posiłek z uczniami, a jak sam mówi, duch tego nie czyni. Z drugiej strony to ciało ma zupełnie inne właściwości - przychodzi mimo drzwi zamkniętych - ciało uwielbione, ale jednak ciało...

Chyba raczej brak zrozumienia

Temat jest trudny i wobec róznych teorii można mieć wiele wątpliwości.
Dla mnie osobiście nie łatwe jest pogodzenie się z faktem ,iż Bóg w swym wielkim miłosierdziu zamierza zgładzić swoje dzieło .Skłonna jestem przypuszczać,że tak jak to było z Sodomą i Gomorą oraz z Potopem tak też i teraz może nastąpić wyeliminowanie całego zła które ogarnia nasz glob.

Dla mnie osobiście nie łatwe jest pogodzenie się z faktem ,iż Bóg w swym wielkim miłosierdziu zamierza zgładzić swoje dzieło .

Ja końca świata nie rozumiem jako zagłady (choć tak jest najczęściej przedstawiane), ale raczej jako odmianę. A czasem, żeby coś zmienić, trzeba zastosować środki drastyczne... Koniec świata jest początkiem przemiany. Ten świat zniknie, bo zostanie przeobrażony - jak motyl.

Skłonna jestem przypuszczać,że tak jak to było z Sodomą i Gomorą oraz z Potopem tak też i teraz może nastąpić wyeliminowanie całego zła które ogarnia nasz glob
To nie byłoby takie złe, czyż świat bez zła nie byłby lepszy.
Poza tym to koniec świata, oznacza tylko koniec naszego świata i to jeszcze nie tak do końca. Gdyż wierzę, że potem też jest życie.
Podchodzę do wiary jak Pascal który rozważał zyski i straty jakie można odnieść, wierząc w Boga, a np. Boga nie ma oraz co można zyskać, a co stracić jak nie wierzymy a Bóg naprawdę jest.
Pascal doszedł do wniosku, że należy żyć i postępować tak jak by było wiadomo że Bóg istnieje.
Bo gdy będziemy wierzyć w Boga a Boga nie będzie, to nic nie tracimy, a gdy się okaże, że Bóg naprawdę jest to wierząc osiągniemy życie wieczne, a bez wiary pozbawimy się tego wszystkiego.

Uważając więc Pascala za wielkiego mędrca myślę i czynię podobnie.
To brzmi jak zimna kalkulacja... Ale to prawda, że lepiej jest wierzyć ;)

Czy to z Twojej strony herezja? Chyba raczej brak zrozumienia - "wierzę w ciała zmartwychwstanie".

Ale po co ciało, skoro nie będzie świata - zostanie unicestwiony? (to chyba na myśli miał de Villares)
Dokładnie tak. Nie bardzo wyobrażam sobie egzystencję ciała w sytuacji nie istnienia świata materialnego... Trudne to jest do pojęcia...
Bóg jest twórczy - oto tworzę nową ziemię i nowe niebo. Stworzenie może mieć także postać przemiany - odrzucenia tego co złe i zachowanie tego co dobre. Nikt nie powiedział, że koniec świata to będzie tylko unicestwienie - to będzie nowe stworzenie, odrodzenie tego, co zostało przez grzech zburzone

Nikt nie powiedział, że koniec świata to będzie tylko unicestwienie - to będzie nowe stworzenie, odrodzenie tego, co zostało przez grzech zburzone
Trochę to pachnie apokatastazą; swoją drogą ta heretycka myśl oferuje właśnie ciekawy pogląd eschatologiczny: oto na koniec czasu Bóg zbawi wszystkie stworzenia, które powrócą do Niego. To bedzie powrót jakby do pierwotnych idei, esencji.

Nikt nie powiedział, że koniec świata to będzie tylko unicestwienie - to będzie nowe stworzenie, odrodzenie tego, co zostało przez grzech zburzone
Z lektury apokalipsy można by wnioskować, że jednak świat zostanie zniszczony. Inną kwestią jest, co nastąpi potem - na jego gruzach kolejny świat, tym razem wieczny, chociaż istniejący fizycznie? W którym nie będzie śmierci a wszystko bedzie żyło wiecznie?
Pismo św. trzeba czytac w całości, a nie sama wizję Apokalipsy
Ale apokalipsa też jest częścią Biblii, więc nie można ot tak po prostu przejść do porządku dziennego nad treściami w niej zawartymi. A to co tam jest opisane, to przecież jest właśnie opis zagłady świata. Więc w świetle Biblii jego unicestwienie nie powinno podlegać dyskusji. natomiast pytanie brzmi: co potem?
Apokalipsa jest najtrudniejszą do zrozumienia księgą, ze względu na symbolikę. W pierwszym rzedzie należy ją odczytywać jako skierowaną do chrzescijan końca I wieku. Oni byli adresatami bezpośrednimi. I także w Apokalipsie pojawia się temat nowego Jeruzalem, gdzie nie potrzeba ani światła slońca, bo lampą jest Baranek... A zatem, także Księgę Apokalipsy, z niebem pelnym zbawionych, trzeba brac w całości, a nie wyrywac zdania z kontekstu kulturowego, w jakim ona powstała.

Ale apokalipsa też jest częścią Biblii, więc nie można ot tak po prostu przejść do porządku dziennego nad treściami w niej zawartymi.

Zgoda! Jest czescia Biblii. A nie samodzielnym samoistnym tworem. Dlatego trzeba patrzec na calosc. Ewangelia tez jest jakby osobno, a wciaz sa w niej odwolania do Starego Testamentu.

Co do fizycznosci swiata, to uwazam, ze taki wlasnie bedzie. Ale zgadzam sie z franafta, ze nie wiemy wszystkiego...


Co do fizycznosci swiata, to uwazam, ze taki wlasnie bedzie. Ale zgadzam sie z franafta, ze nie wiemy wszystkiego

Popieram cię Wipsanio i dodam ,że lepiej trwać w tej nieświadomości
A co jeśli wszyscy popełniamy błąd w rozumowaniu o istocie końca świata. Przecież koniec świata może równie dobrze oznaczać koniec pewnej określonej epoki, zamkniecie jakiegoś rozdziału. Jeśli przyjęli byśmy, że koniec jednego wydarzenia oznacza początek następnego, to takie rozumowanie ma jak najbardziej sens. Zbierzmy wszystkie daty które mówią o końcu świata i zastanówmy się co się wtedy wydarzyło. Może da nam to pewną odpowiedź a na pewno uspokoi, przekona że koniec świata nie musi oznaczać końca ludzkości.

Zbierzmy wszystkie daty które mówią o końcu świata i zastanówmy się co się wtedy wydarzyło. Może da nam to pewną odpowiedź a na pewno uspokoi, przekona że koniec świata nie musi oznaczać końca ludzkości.
Dotychczas żadne szczegółowe daty zwiastujące koniec świata nie sprawdziły się, a pamiętam co się działo gdy miał nadejść rok 2000. Data ta wzbudzała tyle emocji i pobudzała wyobraźnię niemal całego świata. Niestety nowy rok nastał i nic takiego się nie wydarzyło. Nie wiązałabym nadziei na odnalezienie odpowiedzi kiedy koniec świata nadejdzie konkretnie.
PS. najnowsze przewidywania dotyczą daty 21 grudnia 2012 obecna cywilizacja ma zostać zgładzona i powstać ma nowy ład i porządek. Wygląda na to, że mamy jeszcze chwilkę na tych łez padole..
Pozdrawiam
Dotychczas chyba najwięcej dat dotyczących naszego końca świata zapodali nam Świadkowie Jehowy którzy z uporem maniaków co rusz przewidują kolejne daty zagłady naszego globu.
Pamiętam jak bodaj pod koniec lat 70-tych, czy też w początkach 80-tych owa sekta wybrała się była na jedną gór Beskidu żywieckiego o nazwie "Grojec", gdzie ubrana tylko w białe szaty przez prawie 2 tygodnie oczekiwali spodziewanego końca świata, odprawiając tam swoje modły.
Efekty tego były takie, że powyższych, na wpół zmarzniętych "proroków" ściągnęła z tej górki ówczesna Milicja i skończyło się chyba tylko i na szczęście dla nich, na ogólnych przeziębieniach, potłuczeniach i solidnej grzywnie.
Nie chciałbym się tutaj bawić w proroka i zastanawiać "co by było gdyby?". Zastanawiam się jednak nad wersją przepowiedni starożytnych Majów. Wg nich koniec świata przypadłby na rok 2012 i oznacza koniec cywilizacji i początek następnej. Rozważając to można dojść do wniosku, iż upadnie pewna niezwykle potężna cywilizacja, a na jej miejsce wejść inna. Patrząc na ostatnie wydarzenia na świecie dość prawdopodobne że tą cywilizacją będą Amerykanie, lub o zgrozo cywilizacja chrześcijańska, a na jej miejsce wejdą muzułmanie i to oni będą wtedy dominować na świecie. Czy to nie byłby koniec świata dla chrześcijan? Czy nie zgadzałby się po części z wizją Apokalipsy? Napiszcie co o tym myślicie i czy nie za bardzo odbiegam od tematu:P??
Do 2012 roku zostało tylko pięć lat. Wielkie imperia (a do takich można zaliczyć obecne USA) upadają stopniowo, przeważnie kilkadziesiąt, nawet kilkaset lat (Rzym, Bizancjum). I Stany Zjednoczone, i chrześcijaństwo borykają się z poważnymi problemami, ale nie sądzę, żeby nagle zaczęły się walić, nawet jeśli początkiem tego końca ma być 21 XII 2012.

Dobrze, że zdążymy zorganizować Euro .
Ja również mam nadzieje że to się nie sprawdzi bo nie wyobrażam sobie jako muzułmanina z długą brodą i w turbanie jedzącego cały czas baraninę. Podałem tylko przykład upadku pewnej cywilizacji i początku dominacji nowej. Tak było z Imperium Rzymskim, tak było z ZSRR, wydaje mi sie ze spotka to kiedyś USA i może to kiedyś spotkać chrześcijaństwo.

Tak było z Imperium Rzymskim, tak było z ZSRR, wydaje mi sie ze spotka to kiedyś USA i może to kiedyś spotkać chrześcijaństwo.
Nic nie trwa wiecznie. Pytanie tylko kiedy.
Czy to takie ważne, kiedy i jak? Chyba nie, przynajmniej dla mnie. Każdy dzień staram się przeżywać ze świadomością, że następnego może nie być. Noc jest swoistym zanurzaniem się w śmierć. A ta jest takim osobistym końcem tego świata. Wszystko trzeba zostawić.

Czy nie jest ważniejsze to, by żyć jak człowiek, niż dywagować nad czymś, co jest tak trudne do wyliczenia. Być może już to gdzieś zapisałem, ale kiedy Marcina Lutra zapytano, co by zrobił, gdyby się dowiedział, że jutro będzie koniec świata, odpowiedział:
- nic, poszedł bym dalej pielęgnować róże.
A jednak tematy pt. "Kiedy będzie koniec świata?', Śmierć i co dalej?" lub "Czy istnieje życie po życiu?".....wracają w naszych dyskusjach (i to nie tylko internetowych), co rusz.

Problem u podstaw stanowi chyba świadomy lub podświadomy niepokój o naszą przyszłość.
Człowiek jest takim stworzeniem które chce wiedzieć wszystko i to najlepiej z najdrobniejszymi detalami, a że nader często brakuje mu odpowiedzi na dręczące go pytania, tedy stara się drążyć każdy szczegół z nadzieją, że odkryje to, czego szuka.

Niestety, często to, co odkrywamy czy znajdujemy przeraża nas lub osłabia naszą wiarę, gdyż owo nie jest tym czego szukaliśmy.
Dlatego pewnie tak chętnie wracamy jakby do początku i zaczynamy wszystko od nowa.

Równie często nie przyznajemy się do tego, iż poszukując, przypuszczając, zakładając...powoduje nami zwykły ludzki strach który prawie z zasady nam towarzyszy, a o którym staramy się zapominać, bo ten bywa czasami nie do zniesienia.

Jakikolwiek koniec świata kojarzy się nam przeważnie z naszą nieuchronną śmiercią, unicestwieniem nas jako ludzi, cierpieniami...tego wszystkiego człowiek się zwyczajnie boi, dlatego chcemy wiedzieć kiedy to wszystko nastąpi, żeby mieć czas na opracowanie jakiegoś w miarę skutecznego panaceum które pozwoli nam przez to wszystko przejść.

I wreszcie - ludzie w znakomitej większości boją się śmierci i to z przeróżnych powodów:

- Bogaci - boją się o swoje dobra na które ciężko pracowali przez całe życie w mniej czy bardziej uczciwy sposób, bo śmierć każe zostawić wszystko co ziemskie.
- Biedni - buntują się przeciw takiemu końcu życia w którym nic lepszego nie było im dane, niczego nie użyli (poza biedą).
- Wierzący - boją się piekła.
- Niewierzący....to już oni sami wiedzą najlepiej.

Słowem, nasze dywagacje na tematy końca świata mają (w moim mniemaniu), niemal zawsze podłoże, obawy, strachu, wewnętrznego niepokoju które to, co jakiś czas budzą się w ludziach powodując stany przygnębienia.

A jednak pewnego rodzaju dobrocią losu jest to, że człowiek nie zna, ani dnia, ani godziny swojego końca - w przeciwnym razie owe tak wymowne i znamienne prawdy, iż życie jest piękne, iż życie cudem jest.....straciłyby całkowicie na wartości, zaś cały sens naszego życia zmieniłby się chyba w powolne umieranie oplecione panicznym strachem...a komu coś takiego jest potrzebne?.

W związku z domniemanym końcem świata krążą wśród ludzi przeróżne przepowiednie.

Jedna z nich głosi, że:
- Gdy Pan Jezus chodził po ziemi, został kiedyś zapytany przez jakiegoś człowieka:

- kiedy będzie koniec świata?....
Wówczas Jezus miał odpowiedzieć:

"Jeśli ludzie będą źli, to świat będzie istniał tylko 2000 lat, a jeśli ludzie będą dobrzy, to świat będzie trwał 2000 lat....i........".

Wygląda więc na to Szanowni Państwo, że doczekaliśmy owego tajemniczego " i "....i niech to trwa jak najdłużej!.

Pozdrawiam.
Tak naprawdę chodzi o strach przed nieznanym. Tu odsyłam do mojego podpisu - Amor fati oznacza godzenie się z tym co nas spotyka. Nie warto więc przejmować się tym kiedy nastąpi koniec świata i co będzie potem. Według mnie stoicy w swojej postawie w tej kwestii mieli rację. Po prostu co będzie to będzie.

Odgrzewam, bo temat na czasie i mocno aktualny, zwłaszcza, że do szumnie zapowiadanego na rok 2012 końca świata już niedługo

Moje plany są proste: gromadzić jak najwięcej dóbr materialnych Może trzeba będzie pomyśleć o handlu albo branży turystycznej, skoro naiwniacy chcą przed 2012 wyskakiwać z kasy
A co do końca świata, to kieruję się jedną maksymą: "Nie znacie dnia ani godziny". I to jest wszystko w zakresie dat przewidywanych końców świata

Moje plany są proste: gromadzić jak najwięcej dóbr materialnych

A cóż Ci po nich, skoro nastąpi koniec świata? Planujesz potem czyjeś dusze od potępienia wykupywać?


A cóż Ci po nich, skoro nastąpi koniec świata?

Tyle, że ja go nie dożyję


Owszem.

A gdzie jest haczyk? Będą Ci potem odpracowywać?

Ja w żadne końce świata nie wierzę i jeśli o mnie chodzi, to świat może się kończyć choćby i jutro. Mi to jest absolutnie bez różnicy "Szczęśliwy, kto wyrzekł się świata wcześniej, nim świat wyrzekł się jego" jak to napisano nad wejściem do grobu Timura


A gdzie jest haczyk? Będą Ci potem odpracowywać?

Niet.
Pluralis maiestatis niewskazana


No to, że to lekki szok

To wcale nie jest zabawne

Żeby za bardzo nie zbaczać z tematu: dziś, czy za 50 lat; co za różnica.
Nie przerażają mnie końce świata wg Majów, Świadków Jehowy, Adwentystów Dnia Siódmego, czy nawet wg Miłosza

Żeby za bardzo nie zbaczać z tematu: dziś, czy za 50 lat; co za różnica.

No zasadnicza - 50 lat piechotą nie chodzi

A jakie końce świata przewidują Świadkowie Jehowy czy Adwentyści? Pierwsze słyszę, a to może być nawet ciekawe
Nie wiem, jak to jest u Jehowitów, ale z tego co pamiętam, to u Adwentystów założyciel przewidywał go kilkakrotnie i za każdym razem coś szło nie tak (to było chyba w XIX wieku). Ostatecznie chyba już sami nie wiedzą, ile razy go przekładali...
Jak słyszę o końcu naszego świata to zawsze przypomina mi się jak pod filmikami o tematyce religijnej na youtubie jacyś spamerzy piszą: "Google : POTOP - EXODUS NOBLIŚCI , NAJWAŻNIEJSZE OSTRZEŻENIE BIBLIJNE "

Jak słyszę o końcu naszego świata to zawsze przypomina mi się jak pod filmikami o tematyce religijnej na youtubie jacyś spamerzy piszą: "Google : POTOP - EXODUS NOBLIŚCI , NAJWAŻNIEJSZE OSTRZEŻENIE BIBLIJNE "

Póki co jedyne z czym można powiązać jakiekolwiek zagrożenie dla Ziemi to Planeta "X", którą sumeryjskie źródła nazywają Nibiru. Nasa wycisza sprawę, więc póki cosą to tylko spekulacje. Ale kto wie...
Znajomy, który studiuje informatykę kiedyś mi wyjaśnił, że koniec świata nastąpi w 2099 roku, bo wtedy się kończy kalendarz w Windowsie

Jeśli o mnie chodzi to średnio mnie interesuje czy i ew. kiedy ów koniec świata nastąpi, bo mam ważniejsze sprawy na głowie. Może być choćby jutro, chociaż nie - jutro nie mam czasu

Znajomy, który studiuje informatykę kiedyś mi wyjaśnił, że koniec świata nastąpi w 2099 roku, bo wtedy się kończy kalendarz w Windowsie

Hehe dobre.

Owszem, napisałam, że mnie nie interesuje koniec świata i tak w istocie jest, interesuje mnie zaś coś innego, co mieści się w ramach tematu - dlaczego ludzie w to wierzą? Z punktu widzenia socjologii jest to zagadnienie ze wszech miar ciekawe.

W temacie zostały już wymienione w większości bliższe i dalsze końce świata, dlatego nie widzę przeszkód by przejść teraz do tego, co mnie właśnie w tej tematyce ciekawi. Skoro się Cniva zadeklarowałeś, że Cię to interesuje to bardzo proszę wytłumacz mi dlaczego. Miło by też było jakbyś zdradził, która z opcji do Ciebie najbardziej przemawia, czemu akurat ta i czy naprawdę się spodziewasz końca wszystkiego? Z góry dziękuję.

Owszem, napisałam, że mnie nie interesuje koniec świata i tak w istocie jest, interesuje mnie zaś coś innego, co mieści się w ramach tematu - dlaczego ludzie w to wierzą? Z punktu widzenia socjologii jest to zagadnienie ze wszech miar ciekawe.

Jasne, że dla socjologii to ciekawa sprawa.


. Tymczasem "koniec świata" może być jedynie końcem naszej cywilizacji.

Czyli będzie końcem naszego świata, a nie świata w ogóle. Czy już tak nie było ???

Proszę o rozwinięcie jednozdaniowych wypowiedzi w tym i kilku poprzednich postach, w przeciwnym razie wywalę na Złom.
nazaa

Owszeem podaje się wiele końców świata. Zależy to jednak w dużej mierze od tego co rozumiemy pod pojęciem świata? C Ty Nazaa uważasz za świat?

Dla mnie świat to po prostu cała planeta, Ziemia jako całość, zresztą - na podstawie Wiki, bo nie mam teraz przy sobie żadnego słownika ani encyklopedii PWN:

świat
(1.1) cała Ziemia
(1.2) przen. przenośnie planeta
(1.3) przestrzeń, w której się żyje

To oczywiście wszystko kwestie etymologii i można się spierać, niemniej jednak dla mnie pojęcie świat jak wspominałam oznacza planetę, wobec czego koniec świata to koniec tej planety. Nie rozbijałabym tego pojęcia na mniejsze, drobniejsze, dotyczące tych przestrzeni, które każdy z nas posiada, bo to moim zdaniem wypacza cały sens tego sformułowania. Czym innym w końcu jest Ziemia jako Ziemia, a czym innym pewna strefa, w której komuś przyszło żyć.

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dagmara123.pev.pl
  •