wika
Po kilku pisemnych egzaminach pojawia się wiele wątpliwości, co do jakości przygotowanych arkuszy. A to za trudny, a to za łatwy (dla przeciętniaków), a to błędy wskazywane przez autorytety. Z jednej strony argument za niszczeniem kreatywności tych, którzy w ciągu lat nauki zrobili coś więcej, bo im się chciało, z drugiej argument standaryzacji, aby zapewnić obiektywność. Jedni twierdzą, że to temat na siłę rozdmuchiwany, bo jeżeli ktoś przez trzy lata się uczył, to sobie poradzi, inni szukają już "głów do ścięcia" za niewłaściwe przygotowanie arkuszy.
Jaka jest wasza ocena tego "bałaganu"? Czy rzeczywiście tak trudno? A może nie wszyscy powinni ten egzamin po prostu zdawać, bo aspiracje nie przekładają się na możliwości? Czy kolejna reforma egzaminów? Swojego czasu nawet je wstrzymano, bo miało być lepiej, a wyszło jak zawsze. Uważam, że ta propozycja, która wchodziła w 2002 roku, tak bardzo wówczas krytykowana i następnie naprawiana przez znawców oświaty, była dużo lepsza, niż ta, którą zaproponowała następna ekipa. Jak każdego roku będzie zmiana zasad matury, to chyba nikt już nie będzie wiedział, jak się do niej przygotować.
A żeby było ciekawiej, to dla zainteresowanych taki mały artykulik O FACHOWOśCI FACHOWCóW
Polska edukacja potrzebuje na pewno spokoju. Zmiany jednak w niektórych jej segmentach są bardzo potrzebne. Ten cały bałagan jaki miał miejsce podczas obecnej matury chyba najbardziej wskazuje nam to że sytuacja nie jest najlepsza.
Moim skromnym zdaniem koniecznością jest zmienienie zasad w związku z maturą z języka polskiego. Ten cały klucz odpowiedzi, w który trzeba się wstrzelić, jest bardzo zawodny. Uczeń powinien mieć jakieś miejsce do własnych przemyśleń i wniosków za które także powinien być oceniany.
Pan Legutko już stracił swoje stanowisko po tych wszystkich wpadkach w arkuszach egzaminacyjnych. Pytanie teraz czy pani minister hall pójdzie w jego ślady?
nie należy sprowadzać problemu z maturą do klucza odpowiedzi z języka polskiego. Taki sam klucz "niszczy" kreatywność na poziomie szkoły podstawowej i gimnazjum. Inne przedmioty maturalne także wymagają zmiany. Jeżeli znów reforma ma polegać na "naklejeniu kolejnej łatki" - tym razem na język polski - a nie wymianie całej dętki, która w wielu miejscach była podziurawiona, to nic to nie da.
Jasne Edwardzie. Masz zupełną rację. Tylko co należy zrobić? My możemy sobie tylko pobiadolić co nas boli najbardziej. Nie spłycam całokształtu problemu związanego z polską edukacją. Mnie bardzo irytuje natomiast sytuacja związana właśnie z językiem polskim gdzie od człowieka wymaga się znajomości schematu, a nie kreatywnego myślenia. Schematów zaś można się wyuczyć, myślenia już nie koniecznie.
ale rozwiązywania schematów w stylu "co autor miał na myśli" uczniowie uczą się od szkoły podstawowej, a nie w Liceum. Z takim sposobem myślenia już przychodzą do gimnazjum czy później liceum. I w ocenie uczniów j. polski do niczego im nie jest potrzebny - brakuje motywacji, by w ogóle coś czytać czy się uczyć. Wystarczy znać bryki o osiągnąć minimum.
No niestety i dlatego też polska szkoła ma coraz niższy poziom. Niebawem zamiast lektur w szkole będzie można czytać wyłącznie streszczenia czy popularne „Ściągi”. Już zresztą jest pomysł ażeby lektury czytać we fragmentach.
Obecnie każdy MUSI mieć maturę, MUSI gdyż to "obciach" jej nie mieć, nie traktuje się tego jako coś ważnego, ale kolejny po gimnazjalnym "egzaminie do odwalenia". Spojrzy na to, jak kiedyś wyglądała matura i jak się do niej podchodziło - wówczas matura była czymś więcej niż tylko napisaniem pracy na podstawie przeczytanej lektury z popularnych "ściąg". Mam wrażenie, że cały program szkolnictwa ma wielką wadę, gdyż coraz bardziej obniża się standardy byle by każdy młody obywatel Polski mógł mieć maturę - to właśnie skutkuje dziwacznymi "schematami" na języku polskim chociażby.
Na szczęście mnie jeszcze ominęło to wstrzeliwanie się w gust autora matur, i promowane było nowatorskie czy jakiekolwiek – SWOJE OSOBISTE podejście do tematu, które bądź to zostało uznane przez sprawdzającego maturę, lub też nie. Teraz natomiast jest sytuacja taka, że uczniowie uczą się od podstawówki, czy od kiedykolwiek indziej, schematów by potem wyrecytować gotową formułkę, nie wiedząc chyba co to w zasadzie znaczy. Nie liczy się bowiem własna inwencja, ale swoisty gotowiec, który ma zapewnić każdy młodemu człowiekowi, nawet takiemu który nie bardzo ze względu na swój poziom winien przystąpić do tej matury – właśnie owy papierek.
Polska produkuje takowe „mądre głowy” od kilku lat, a zmierza do tego jeszcze – o czym dyskusja jest w innym temacie – wyprodukować każdego obywatela magistrem, który owy tytuł obecnie nic już nie znaczy, tak jak nie znaczy nic posiadanie matury, gdyż jej poziom jest żenująco śmieszny.
Obecnie sytuacja wygląda faktycznie w ten sposób, że wystarczy nie wiele wiedzieć, a maturę „jakoś” się napisze.
Zgadza się - polski na poziomie rozszerzonym jest skonstruowany tak, że można go zdać bez znajomości lektur, bo lektur na nim w ogóle nie ma.
Polska produkuje takowe „mądre głowy” od kilku lat, a zmierza do tego jeszcze – o czym dyskusja jest w innym temacie – wyprodukować każdego obywatela magistrem, który owy tytuł obecnie nic już nie znaczy, tak jak nie znaczy nic posiadanie matury, gdyż jej poziom jest żenująco śmieszny.
Tylko, że to jest akurat skutek. Tak naprawdę chodzi o utrzymanie etatów dla całego tego towarzystwa po studiach pedagogicznych. Zamiast odsiać plewy, trzyma się ich za wszelką cenę. To stąd pomysły np. obniżenia wieku szkolnego do 6-ściu lat. Żeby nie trzeba było zwolnić iluś tam nieudaczników, którzy żadnej innej roboty nie znajdą.