ďťż

wika

Nie wiem jak to wygląda u was, ale ja mam już szczerze dość. Właśnie otworzyłam moją skrzynkę na listy a tam prócz urzędowej korespondencji znalazłam list z pewnego wydawnictwa, które nęka mnie już kilka lat ofertą udziału w loteriach, konkursach i tym podobnych rzeczach. Wystarczyło, że tylko raz zamówiłam jakąś książkę i teraz zasypują mnie ofertami. Często już nawet nie otwieram tych listów tylko od razu wyrzucam do kosza.
A czym dziś mnie uraczono? Otóż szanowna Magda ma możliwość wygrania 550 000 zł. która to kwota według treści listu ma na zawsze odmienić moje życie a moi sąsiedzi będą mieć trzy istotne powody do rozmów o mnie (dokładnie tak piszą)! Bo drugim powodem według tegoż wydawnictwa jest szansa wygranej 8000 zł – Nagrody Ekspresowej (podany termin wypłat) i w końcu trzeci powód możliwość wygrania cennej nagrody o wartości 75 000 zł. Ach i jeszcze jest P.S. Proszę wyobrazić sobie, co pomyślą sąsiedzi gdyby jednak wygrała pani którąś z tych nagród (ech jakoś moja wyobraźnia aż tak daleko nie sięga)
No i dokładna instrukcja, co, do jakiej koperty włożyć jak i kiedy odesłać...

Czy otrzymujecie podobne listy? A jeśli tak to czy bierzecie udział w takich loteriach?

Zapraszam


Co do wydawnictwa (chociaż ja tam lubię, jak mi piszą o nowościach książowych): adres mają pewnie jeden i ten sam, więc wystarczy zablokować nadawcę.

Od loterii wolę już łańcuszki szczęścia. Konsekwencje takie same, a przynajmniej nie trzeba inwestować.
Nie jestem pewna Haletho czy dobrze się zrozumiałyśmy. Chodzi mi o korespondencję tradycyjną a nie e- mail.
Owszem i ja lubię dostawać informację z wydawnictwa o nowościach tylko niech mnie nie dręczą tymi konkursami, w których i tak nie mam szans nic wygrać.
Przypomniałaś mi Magdo jedną z najbardziej nieprzyjemnych historii jaka przydarzyła mi się przed laty.

Chodziło o Miesięcznik Reader's Digest.

Wydawnictwo to jakieś 9-10 lat temu rozsyłało Pocztą Polską chyba pierwsze egzemplarze swojego miesięcznika.
Owe książeczki (a było ich trzy) były roznoszone co miesiąc przez listonoszy nic nie podejrzewającym odbiorcom.

Oczywiście pismo to było nafaszerowane wręcz różnymi krzyżówkami, kuponami, załącznikami...słowem...wytnij, wklej, wyślij......itp.

Ja podobnie jak i moi ówcześni sąsiedzi niczego nie wysłaliśmy, ani nie wzięliśmy udziału w żadnym z proponowanych nam przez redakcję powyższego pisma konkursach, a mimo to odczuliśmy bezczelność owej redakcji na własnej skórze.

Otóż po zapodaniu nam tychże trzech (jak się potem okazało oficjalnych numerów tegoż pisma), staliśmy się(nic o tym niewiedząc) oficjalnymi prenumeratorami Reader's Digest.

Nie pomogły skargi i zażalenia wymieniane pomiędzy nami, a redakcją tegoż pisma, gdyż za każdym razem na nasze protesty odpowiadała inna osoba z tamtej strony.

Doszło do tego że zaczęto straszyć nas sądem z tytułu naszych rzekomych zaległości pieniężnych jakie winniśmy byli zamówionej podobno przez nas całorocznej prenumeraty rzeczonego Miesięcznika Reader's Digest.

Najbardziej w tym wszystkim denerwowała natarczywość naszej strony przeciwnej do której nic a nic nie docierało.

Dość na tym że sprawa znalazła swój finał w biurze Rzecznika Spraw Konsumentów, po którego fachowej interwencji redakcja owego pisma wreszcie dała nam spokój.

Od tej pory nie przyjmuję żadnych reklam, darmowych gazet, gazetek, broszurek.....a jeśli nasz listonosz się czasami zapomni to wywalam to wszystko do pieca bez zaglądania do środka.

Pozdrawiam.



Przypomniałaś mi Magdo jedną z najbardziej nieprzyjemnych historii jaka przydarzyła mi się przed laty.

Chodziło o Miesięcznik Reader's Digest.


O, to witam w klubie właśnie o tym wydawnictwie piszę powyżej.
Fakt faktem jest ono chyba najbardziej wytrwałym dręczycielem... Ja zamówiłam kiedyś tam pewną książkę i mam teraz za swoje.

Pozdrawiam
Ja też miałam przygody z tym wydawnictwem! Podziałało dopiero gdy wysłałam pod ich adres odręcznie pisany list, informujący o tym, że wyjeżdżam za granicę na stałe i NIESTETY już nie będę mogła prenumerować ich pisma. Przed tym listem wielokrotnie dzwoniłam do biura tegoż wydawnictwa ale było jak grochem o ścianę...

Chodzi mi o korespondencję tradycyjną a nie e- mail.

Dawno już zapomniałam, że istnieje coś takiego!

Ja mam nieszczęście mieszkać w pobliżu dwóch hipermarketów, i praktycznie co kilka tygodni znajduję w skrzynce (tej prawdziwej) małą kolorową książeczkę z reklamami. Póki ten "spam w realu" pojawia się otwarcie, tj na pierwszy rzut oka widać, że mamy do czynienia z ulotką reklamową, nie ma problemu. Dużo bardziej denerwują mnie natomiast pojawiające się w okresie przedwyborczym "listy" od polityków - w kopertach, jak prawdziwe... Człowiek otwiera, bo myśli, że to coś ważnego - a z koperty wyskakuje uśmiechnięty kandydat z listą obiecanek.
Jeśli chodzi o Miesięcznik Reader's Digest to oni rzeczywiście się narzucają. Ale ja miałąm chyba szczęście, bo po wysłąniu do nich listu, że nie życzymy sobie kolejnych reklamówek, podziałało jak ręką odjął...

A jeśli chodzi o listy reklamowe w pięknych kopertach, to zwykle też dają się jakoś odróżnić i wyrzucam bez czytania
Cała ta niechciana korespondencja, którą chyba każdy otrzymuje na kopy jak nie na tony przypomina mi jedną sytuację z mojego ulubionego filmu pt. "Dzień Świra", w którym główny bohater po otworzeniu skrzynki na listy i wysypaniu się wszystkich tych reklamówek rzecze : " nie mam kiedy odpisywać na korespondencję, pisze do mnie Rossman, Pizza Hut(...) mogę se wybrać najtańsze złoto i brylanty w Warszawie (…).
Tak to właśnie bywa, że skrzynka do listów powoli acz systematycznie zaczyna nam się zamieniać w przechowalnie wszelkich maści ulotek informujących o konkursach w których wygrasz miliardy i będziesz żył do końca życia z odsetek.
Zawsze wszelkiego typu takie bzdury wyrzucam do kosza, nawet nie chce mi się tego oglądać. Niestety mój ojciec jest na tyle naiwny, że dał się kiedyś namówić na jakąś kompletną bzdurę wydawnictwa, już wymienionego przez chyba wszystkich tu dyskutujących, jednak zdrowy rozsądek mojej mamy nie pozwolił na brnięcie w to dalej, by szarpać się później po sądach.
Serenity,


Niestety mój ojciec jest na tyle naiwny, że dał się kiedyś namówić na jakąś kompletną bzdurę wydawnictwa, już wymienionego przez chyba wszystkich tu dyskutujących, jednak zdrowy rozsądek mojej mamy nie pozwolił na brnięcie w to dalej, by szarpać się później po sądach.

Szanowna Serenity nawiązała tu do bardzo ważnej kwestii jaką jest perfidne nabieranie i naciąganie ludzi poprzez powyższe i chyba przez nikogo nie kontrolowane reklamy.

Zwróćmy uwagę na to, ilu już ludzi do tej pory zostało okpionych przez przeróżnej maści oszustów...i co?....i nic się nie zmieniło, a miejscami jest wręcz przeciwnie!.
Owa bezkarność tych oszustów sięgnęła już dawno szczytów bezczelności.

Mnie zastanawia jeszcze jedno.

Otóż jak pewnie zauważyliście, potencjalnym "zapychaczem" naszych skrzynek pocztowych, klatek schodowych, framug drzwi....jest głównie legalna firma zwana Poczta Polska.
To przecież nasi biedni listonosze niemal codziennie roznoszą miliony reklamówek, ulotek, folderów.....na której to ich ciężkiej pracy ktoś robi pewnie kokosowe interesy, nie przejmując sie w ogóle kogo owa Poczta Polska reprezentuje...a bywa często że "reprezentuje" zwykłych oszustów i złodziei.

Efekt tego jest taki, że widzimy potem m.in. płaczących, oszukanych staruszków którzy chcieli tylko sprawić sobie i swoim najbliższym coś, na co ich (jak im się wydawało) było stać, a zostali bezczelnie okpieni przez tych współczesnych "anonimów", po których niemal z zasady nie pozostaje ani śladu.
Tak trudno zrobić z tym porządek?...czy jest w tym jakaś perfidna celowość?...

Myślicie że owa niechciana korespondencja sięgnęła już rozmiaru przestępczego procederu?...są na to jeszcze jakieś sposoby oprócz niszczenia i wrzucania tego "czegoś" kosza lub pieca?....

Pozdrawiam.

Cała ta niechciana korespondencja, którą chyba każdy otrzymuje na kopy jak nie na tony przypomina mi jedną sytuację z mojego ulubionego filmu pt. "Dzień Świra", w którym główny bohater po otworzeniu skrzynki na listy i wysypaniu się wszystkich tych reklamówek rzecze : " nie mam kiedy odpisywać na korespondencję, pisze do mnie Rossman, Pizza Hut(...) mogę se wybrać najtańsze złoto i brylanty w Warszawie (…).
Film Marka Koterskiego chyba najlepiej oddaje moją frustracje kiedy zaglądam do skrzynki i znajduje w niej tzw. „mydło i powidło”. Piszą do mnie całe miasto i może się wydawać ze ma być to szansa na odmianę swojego losu. Nic bardziej mylnego. Tyle makulatury ile dzień w dzień ląduje u mnie w koszu przechodzi ludzkie pojęcie.
To samo tyczy się mojego adresu internetowego. Nie mam pojęcia skąd te spamy trafiają właśnie do mnie.. Widać że wiedzą o mnie wszystko bo dostaje nawet reklamówki tego jakich plastrów woskowych do depilacji używać…
Ostatnio udało mi się jednak (poprzez specjalny program) zwalczyć niechciana korespondencje internetową i mam względny spokój w tej materii.


Ostatnio udało mi się jednak (poprzez specjalny program) zwalczyć niechciana korespondencje internetową i mam względny spokój w tej materii.

Z programami antyspamowymi trzeba jednak uważać. Wyrzucają one zwykle CAŁĄ zagraniczną korespondencję i czasem można przoczyć coś ważnego. Natomiast na pewno stają się już one koniecznością...

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dagmara123.pev.pl
  •