wika
W ostatnim czasie zaczęto w Polsce dyskutować o prawie do eutanazji. Wszystko zaczęło się praktycznie od głośnej sprawy pewnej włoskiej rodziny która zdecydowała się odciąć swoją córkę, będącą w ciężkim stanie od kilkunastu lat, od żywienia pozaustrojowego.
Niedługo po tych tragicznych, jakby na to nie patrzeć, wydarzeniach podniósł się głos ażeby w Polsce wprowadzić prawo zezwalające na przeprowadzenie eutanazji. W jednym z programów telewizyjnych, pewna kobieta, opowiadała jak trudno jest jej patrzeć na syna, który jest według niej sztucznie utrzymywany przy życiu. Zdesperowana kobieta nawoływała polityków o umożliwienie skrócenia męki jej syna…
Powstaje pytanie: czy należy wprowadzić prawo umożliwiające w takich ciężkich, nieuleczalnych przypadkach dokonanie na danej osobie eutanazji?
Pojawia się tutaj problem etyczny, który jest bardzo trudno rozstrzygnąć. Właściwie największe religie na świecie potępiają eutanazję samą w sobie. Warto tu jednak wspomnieć iż Jan Paweł II w swojej encyklice „Evangelium Vitae” po odrzuceniu eutanazji, oddzielił od niej decyzję o rezygnacji z „uporczywej terapii”.
Jak to rozumieć? Czy jest to faktycznie najlepsze rozwiązanie? Co sądzicie o eutanazji?
Dyskusja na temat eutanazji powraca co jakiś czas, nie tak dawno przecież było głośno o sprawie Terri Schiavo. Całe zamieszanie bierze się stąd, że sprawy dotyczą obywateli państw w których eutanazja nie jest dopuszczalna i nikt nie bierze pod uwagę takiej np. Holandii, gdzie dwa lata temu dokonano 2120 eutanazji, co statystycznie daje wynik 5 na dzień (dane z Wikipedii na podstawie GW).
Należę do zwolenników eutanazji. Życie jest cierpieniem, ale cierpieniem w znaczej mierze psychicznym - przynajmniej wg tego w co ja wierzę i z czym się liczę, ale nie widzę powodów dla których miałabym znosić długotrwałe męki, no bo co, tylko dla ideii? Idee i wszystko inne są dobre, kiedy nie dzieje się żadna krzywda. W sytuacji niewyobrażalnego bólu będę myśleć tylko o tym żeby się najnajszybciej skończył i wątpię by mnie cokolwiek łącznie z religią czy etyką mogło przed decyzją o eutanazji powstrzymać.
Temat, który poruszyłeś Szymku, jest bardzo ciężki jak i kontrowersyjny, mam nadzieje że nie wybuchnie z tego III wojna światowa
Trudno rozstrzygać i regulować swoją śmierć, uważam że człowiek w pełni świadomy nie powinien mieć legalnego prawa, by uśmierciło go państwo. Uważam natomiast, że nie powinno utrzymywać przy „życiu” człowieka, którego mózg umarł. Obecnie, niby jest prawo, które reguluje tą sprawę, że można odłączyć od aparatury takiego człowieka-roślinę, ale wydaje mi się że nie jest ono stosowane, bowiem lekarze nie chcą być posądzeni o zabicie kogoś, i potem są przypadki utrzymywania ciała przy „zyciu” przez lata.
Co innego jednak taka kwestia, a co innego człowiek w pełni świadomy, który prosi o zastrzyk śmierci. Państwo nie ma prawa legalnie zabijać swoich obywateli nawet za jego formalną zgodą, ma jednak prawo nie utrzymywać przy fizycznym życiu ciała, którego mózg już dawno umarł.
Tylko taką, jeśli można to nazwać „eutanazją” mogę zaakceptować, nic poza tym.
Jeśli chodzi o eutanazję, to dla mnie sam teoretyczny problem nie pozostawia żadnych wątpliwości. Sprawny człowiek przez całe życie ma prawo i możliwość popełnić samobójstwo, nie można więc pozwalać na to, aby utrata sprawności fizycznej pozbawiała taką osobę jednego z podstawowych praw - do decydowania o własnym życiu lub jego zakończeniu.
Z praktycznej strony wygląda to zupełnie inaczej, obawiam się po prostu, że w szpitalach dokonywano by zwyczajnych morderstw, zmuszając półprzytomnych, nafaszerowanych lekami chorych do podpisywania zgody na zabieg, czy też przedwcześnie decydując o nieutrzymywaniu przy życiu chorych w śpiączce.
Co zaś do osób, u których stwierdzono śmierć mózgu właściwie o eutanazji nie może być mowy, bo według wszelkiego zdrowego rozsądku taka osoba już nie żyje. Cóż z tego, że jej serce bije - odpowiednio perfundowane serce ssaka może bić nawet w kuwecie na stole laboratoryjnym. Wobec powyższego utrzymywanie iluzji życia poprzez podtrzymywanie części funkcji fizjologicznych jest absurdem.
Utworzyłem ten temat bo samemu jest mi ciężko ustosunkować się do tego zagadnienia. Generalnie uważam, że w obliczu ogromnego postępu medycyny nie powinno się utrzymywać czyjegoś życia za wszelka cenę. Chodzi mi tutaj mianowicie o godną śmierć, bez miliona rurek w ciele człowieka, którego maszyny sztucznie podtrzymują przy życiu. Są według mnie pewne granice w które medycyna nie powinna już wkraczać. W obliczu bardzo ciężkiego stanu, nie rokującego żadnej nadziei powinno się dopuszczać odłączanie pacjentów od aparatur.
Nie popieram natomiast eutanazji działającej na podstawie np. jakiegoś zastrzyku wywołującego śmierć. To jest niedopuszczalne.
Sprawny człowiek przez całe życie ma prawo i możliwość popełnić samobójstwo, nie można więc pozwalać na to, aby utrata sprawności fizycznej pozbawiała taką osobę jednego z podstawowych praw - do decydowania o własnym życiu lub jego zakończeniu.
Co innego samobójstwo, a co innego zabójstwo na życzenie.. Poza tym osoba która podejmuje próbę samobójczą może zostać wbrew woli uratowana. Wówczas pozwie lekarza do sądu? Dla mnie oczywistą rzeczą jest, iż lekarz ma życie ratować, a nie odbierać.
Eutanazja.. jestem jej przeciwna. To wbrew etyce.
Kolejną paranoją jest spisywanie testamentów śmierci, zwłaszcza, gdy pisze go ktoś będąc w pełni sił. Takie testamenty zawierają np. żeby go nie intubować, nie resuscytować . A może zdarzyć się tak, że podczas spokojnej kolacji zakrztusi się kęsem kurczaka , na oczach swoich dzieci odejdzie, bo sobie nie życzył udzielenia pierwszej pomocy...
A może zdarzyć się tak, że podczas spokojnej kolacji zakrztusi się kęsem kurczaka , na oczach swoich dzieci odejdzie, bo sobie nie życzył udzielenia pierwszej pomocy...
Nie porównywałabym zaksztuszenia się kurczakiem z np. uporczywą terapią, bo to dwie różne sprawy. Logiczne jest, że jeśli ktoś się będzie czymś dławić to się go będzie ratować, ba - wydaje mi się nawet, że on tego ratunku będzie oczekiwał; interpretacja, że nie życzył sobie udzielenia pierwszej pomocy byłaby zbyt daleko idąca - to tak samo jakby zabić kogoś, kto mówi "zabij mnie, bo bardzo boli mnie ząb"
Ujmę to nieco inaczej. Każde przełamanie pewnego tabu otwiera pole do nadużyć.
Ludzie to takie zwierzęta, że jak da im się palec, to prędzej czy później skonsumują całą rękę.
Dzisiaj mówi się o pozbawianiu życia w ściśle określonych sytuacjach. Zobaczycie, że z kolejnymi latami katalog "sytuacji wyjątkowych" będzie coraz bardziej poszerzany.
Czytałem już o sytuacji (sytuacjach ? nie jestem pewien), gdzie pielęgniarka, czy lekarka wchodziła na salę i odłączała pacjenta od aparatury wbrew protestom rodziny (zdaje się, że w Holandii).
Co więcej: prośby o śmierć zdarzają się często nie dlatego, że ktoś chce umrzeć, tylko dlatego, że nie chce żyć. Wbrew pozorom to kolosalna różnica.
Nieraz wystarczy dłuższa rozmowa z człowiekiem, żeby odechciało mu się śmierci.
Patrząc na kierunek w którym podąża Europa nie mam wątpliwości, że na naszych oczach otwierana jest puszka Pandory. To dopiero początek. Na końcu możemy obudzić się w realiach III Rzeszy i eugeniki.
Oczywiście wszystko to "dla dobra ludzi"...
Nie porównywałabym zaksztuszenia się kurczakiem z np. uporczywą terapią, bo to dwie różne sprawy.
No cóż , miałam na myśli ogólnie sens testamentów śmierci. Przypadki możemy mnożyć ja podałam najbardziej prozaiczny, pacjent jest pozbawiony świadomości, a jego wolą było , żeby nie ratować mu życia ponieważ to może skutkować trwałym kalectwem = wegetacją etc.