wika
nie wiem czy już było, jeśli było to proszę admina o usunięcie tematu
ostatnio obejrzałem jeszcze raz dokładnie całą trylogię, po paru "myślowych" analizach doszedłem do wniosku że jedynka ma jeden wielki błąd w scenariuszu.
Chodzi o to że wysłany z przyszłości Kyle Reese staje się ojcem Johna Connora. Reese został wysłany przez Connora który nie powinien istnieć, gdyż Reese urodził się w "przyszłości". Więc co, Connor sam się urodził czy jak? Connor gdy wysyłał Reesa wiedział że Reese jest jego ojcem? odpowiedz: wiedział. Tylko skąd ku**a wziął się Connor skoro Reese nie mógł istnieć od samego początku w "przeszłości" ?!
Hm może to tłumaczyć paradoks czasoprzestrzeni ?? Alternatywna przyszłość automatycznie zmienia się w ciągu przyszłych wydarzeń w przeszłości. Trudno sobie to wyobrazić a co dopiero zrozumieć. Ja tak sobie to tłumacze. Connora od lat matka przygotowywała do wojny, tak wiec coś tam musiała wiedzieć na temat przyszłej wojny nuklearnej. Alternatywny Connor przewidział że każdy którego wyśle może być jego alternatywnym ojcem który przez swoje figielki z matką zmieni jego alternatywną osobę w innego człowieka. Ale pieprze farmazony idę już spać
Connora mógł spłodzić ktoś inny, Sara była wszak w odpowiednim wieku
Connora mógł spłodzić ktoś inny
tak, tylko co by było gdyby nie wyszedł im chłopiec? jak by miał na imię? czy odziedziczył by te same cechy?
Gdyby wyszła dziewczynka, to albo ona została by przydówczynią ruchu oporu, albo zostałby nim inny facet z innego związku i ten facet w przyszłości wysłałby jakiegoś chłopa w przeszłość, aby chronić swoją matkę i tak w nieskończoność. Nie ważne co było w pierwszym obiegu czasu (jeśli przyjmiemy, że taki istnieje), bo wszystkie wydarzenia zmieniają się pod wpływem innych. Nie ma jakiegoś nadrzędnego porządku, że musi się coś stać - wszystko można zmienić.
Nie ma bata: w każdej opowieści, która igra z czasem, znajdziemy takie nieścisłości.
Można kombinować ze światami równoległymi w różnych wersjach (świat z Sarą, świat bez Sary, z takim ojcem, z innym ojcem), ale pozostanie chociażby jeden paradoks: za pierwszym razem kiedy maszyny wysyłają Terminatora w przeszłość, w ich teraźniejszości John nie byłby tym, kim jest. Dlaczego? Bo jest tym kim jest, ponieważ przygotowała go matka. A matka przygotowała go dlatego, że dowiedziała się o przyszłości.
A jeśli jednak John już jest tym kim jest i w przeszłości faktycznie jego ojcem był ten sam człowiek, którego John wysyła na pomoc Sarze, to po jaką cholerę maszyny wysyłają Arniego, skoro muszą wiedzieć, że zawalił robotę?
To już mądrzej było w "Powrotach do przyszłości", gdzie przyszłość zmieniała się po zmodyfikowaniu przeszłości. W Terminatorze przyszłość jest wciąż taka sama.
Co nie zmienia faktu, że T1 i T2 uwielbiam :]
W Terminatorze przyszłość jest wciąż taka sama. Możecie sobie mówić co chcecie o Kronikach Sary Connor, ale o tym twórcy serialu pomyśleli i już kilkakrotnie pojawiał się motyw tego że działania bohaterów powodują zmiany w przyszłości.
Poza tym Bart wszystko ładnie napisał, igranie z czasem automatycznie oznacza pewnie nielogiczności i paradoksy.
chyba ogladales niedokladnie tam jest scena milosna tych dwojga