wika
Pozwoliłam sobie na nowy temat, bo akurat o tym czytałam i wciąż mi się ciśnienie podnosi
Po pobycie Napoleona w Egipcie ropoczęła się "egiptomania", która z archeologią nie miała nic wspólnego, chociaż ... paradoksalnie doprowadziła do powstania egiptologii jako nauki. Rabowano, a nie odkrywano, wywożono niczego nie dokumentując. Przykładem książkowym jest chyba Battista Belzoni - cyrkowiec i atleta, który chciał być bogaty i został "egiptologiem".
To temat o wczesnych czasach odkryć w Egipcie, o wszystkich tych, którzy przekopywali Egipt, niczego nie dokumentując i niszcząc bezpowrotnie. Który z nich lub która sytuacja najbardziej Was porusza?
Ja ze swojej strony przyponmę skromną sytuację, gdy Flinders Petrie znalazł grobowiec Dżera z I dynastii. Grobowiec był co prawda obrabowany w starożytności, ale znaleziono w nim urwane przedramię mumii z przepieknymi czterema bransoletami ze złota i lapis - lazuli. Petrie przesłał znalezisko do Muzeum w Kairze, gdzie ściągnięto bransolety, a ramię ... wyrzucono!!! Nigdy nie uda się już ustalić czy należało do króla panującego od roku 2920 p.n.e! :twisted:
Bransolety nadal są w Muzeum Kairskim. Bardzo piękne :)
Prześwietna nefrure pisze/a:
Grobowiec był co prawda obrabowany w starożytności, ale znaleziono w nim urwane przedramię mumii z przepieknymi czterema bransoletami ze złota i lapis - lazuli. Petrie przesłał znalezisko do Muzeum w Kairze, gdzie ściągnięto bransolety, a ramię ... wyrzucono!!! Nigdy nie uda się już ustalić czy należało do króla panującego od roku 2920 p.n.e!
Podobnie było z mumią królowej ZER, której nie wymieniają właściwie żadne źródła, a której imię zostało wymienione przez złodziei złapanych na okradaniu grobów królewskich za panowania jednego z faraonów o imieniu Sebekhotep.
W tym temacie źródła piszą:
„Złodzieje wtargnąwszy do grobowca królowej Zer, rozcięli mumię aby przywłaszczyć sobie jej biżuterię.
Ktoś jednak musiał ich spłoszyć, gdyż w pośpiechu porzucili ramię królowej.
Znaleziono je w 1909r. zawinięte w lnianą płachtę, ozdobioną jeszcze dwoma bransoletami z ametystów i turkusów ”.
No, chyba że owo ramię o którym piszesz należało nie do któregoś z faraonów, ale właśnie do niej – jednak jest to mało prawdopodobne….chociaż?...
O Belzonim chwilowo zmilczę, gdyż podobnie jak Tobie, ten błazen podnosi mi ciśnienie za każdym razem gdy o nim pomyślę.
P.S.
Witam na forum historicusa i życzę Wielu miłych wrażeń i Wszelkiego Powodzenia!.
Pozdrawiam!.
Raczej to nie to samo ramię, bo Flinders Petrie znalazł ramię w 1901r. i były na nim cztery bransolety :)
PS. Ja też witam serdecznie :)
nefrure,
Raczej to nie to samo ramię, bo Flinders Petrie znalazł ramię w 1901r. i były na nim cztery bransolety
Pewnie masz rację, ale zapodałem tę informację dla porównania.
straty spowodowane prymitywnym niszczeniem bezcennych skarbów starożytnego Egiptu są tak wielkie iż nie wiadomo czy kiedykolwiek uda się to wszystko zebrać w jakąkolwiek całość.
Na szczęście wiele bezcennych tajemnic nadal skrywają piaski pustyni i to jest nasza nadzieja na „odbudowanie” Egiptu faraonów.
Mówiąc zaś o prymitywnych złodziejach, to przypomnij sobie egipską rodzinę El-Rasul mieszkającą w wiosce Abd el-Gurna (Teby zachodnie) w XIX w.
Owi rabusie tylko dla samego zysku zrobili prawdziwe spustoszenie w grobowcach władców starożytnego Egiptu.
To oni w sposób nieodwracalny uszkodzili wiele królewskich mumi, a w śród nich munię faraona Setiego I którego grobowiec został niemal doszczętnie zniszczony.
Ta historia z rodziną Rasulów ma dwa końce, bo przecież dzięki nim znaleziono skrytkę w Deir el - Bahari ze szczątkami mumi wielkich faraonów. A w związku z tym odkryciem przypomina mi się jeszcze jeden archeolog - destroyer Emile Brugsch - asystent dyrektora Egipskiej Służby Starożytności, który po wyjawieniu przez jednego z braci Rasulów miejsca położenia skrytki, wpadł do środka i gdy ocenił rozmiar znaleziska przy pomocy trzydziestu robotników natychmiast zaczął wydobywać ze skrytki wszystko jak popadnie. Mumie powyciągano na zewnątrz, gdzie prażyły się w słońcu, potem pozaszywano byle jak w żaglowe płótno i przetransportowano na statek. Żadnej dokumentacji, nic! A przecież były wśród nich mumie najwybitniejszych władców.
Rasulowie to rabusie i złodzieje, fakt, ale wcale nie wyglądają znów tak tragicznie w świetle uczonych "archeologów" tamtych czasów!
XIX wiek byl zwiazany z radosna tworczoscia archeologow. Wspolczesni badacze tez denerwuja sie takimi sprawami. Niestety, wciaz jeszcze sa tacy, ktorzy nie robia dokladnej dokumentacji albo zachowuja tylko to, co pasuje im do teorii. Na szczescie istnieje swiadomosc tego, ze praca archeologa zawsze jest niszczycielska. Dlatego zachowuje sie niektore stanowiska, aby nastepne pokolenia archeologow, majacych lepszy i bezpieczniejszy sprzet, mogly badac pozostawione zabytki.
Muszę przyznać Wipsanio, że bardzo podoba mi się to postepowanie na przyszłość. Jeśli czegoś nie są w stanie zbadać, to powinni zabezpieczyć w najlepiej im znany sposób, dla przyszłych odkrywców i naukowców. Byłoby mniej zamieszania dzisiaj, gdyby poprzednicy tak postępowali :)
Świat byłby rajem. Ech... rozmarzyłam się
Dobrze jest zostawić coś do zbadania przyszłym pokoleniom, ale z drugiej strony - przecież sami chcemy wiedzieć jak najwięcej. Tak więc uważam, że należy robić dokumentację jak najdokładniej, ale zarazem nie rezygnować z poznawania starożytności (i nie tylko). Nawet Schliemann, który zniszczył Troję, dokonał jednak ważnego odkrycia. Dzięki niemu zaczęto wierzyć w dawne opowieści. Może nie do końca, ale przestano uważać je za wyłącznie wyssane z palca.
Najbliżej mi do zdania Wipsanii w powyższym temacie. Otóż kazdy kij ma dwa końce i tak jest i w tym przypadku. Obecnie priorytetowe są badania na stanowiskach zagrożonych czy to z powodów naturalnych czy poprzez rozbudowe dzisiejszych miast itd. Jednak nie znaczy, iż powinniśmy pozostałe badania porzucić. Chyba w każdej dziedzinie nauki (także w archeologii) jest tak, że poprzez błądzenie docieramy do najlepszej metody badawczej. Problemem jest natomiast pewna stagnacja w środowisku, która często boi się nowych metod lub z drugiej strony idący za modą młodzi badacze odrzucający stare metody dokumentacji itd. Tak więc mamy wiele wątków tej sprawy. Tyczy się to oczywiście nie tylko archeologii egipskiej ale całej dziedziny. Natomiast co do samego Egiptu można stwierdzić, że Petrie któremu nauka naprawdę wiele zawdzięcza zwłaszcza w kwestii metod czy chronologii (Sequence Dating) jednak także jego dokumentacja była daleka od doskonałości, a na dzisiejsze normy można nazwać go zwykłym eksploratorem grobów.
Buszmen,
Egiptu można stwierdzić, że Petrie któremu nauka naprawdę wiele zawdzięcza zwłaszcza w kwestii metod czy chronologii (Sequence Dating) jednak także jego dokumentacja była daleka od doskonałości, a na dzisiejsze normy można nazwać go zwykłym eksploratorem grobów.
Ja się z tym stwierdzeniem zgodzę, jednak uważam że przy F. Petrie, Belzoni był bardziej handlarzem niż odkrywcą, zaś z egiptologią Belzoni nie miał chyba nic wspólnego, chociaż za takowego chciał uchodzić.
Ponadto Belzoni wywiózł i sprzedał niejednokrotnie do prywatnych zbiorów i kolekcji wiele cennych dzieł i znalezisk które w wielu przypadkach do dziś nie zostały odzyskane, gdyż ich właściciele (a właściwie ich potomkowie), ani myślą o tym żeby udostępnić je choćby w celach badawczych.
Jednak nie chcę tu zrzucać winy tylko na Belzoniego w czasach którego skarby faraonów były postrzegane właściwie jako źródło dochodów (i to niekoniecznie dużych).
Myślę że nauka rozstała się wówczas z niejednym bezcennym dziełem za marne grosiwo.
Przykładem jest choćby na to jedna z wieśniaczek egipskich mieszkająca w pobliżu Tell-el-Amarna która poszukując fosfatów (sebbachu), wydobyła ze sterty śmieci kawałki cegieł w kształcie dachówki z napisami w kształcie linii.
Owe znaleziska sprzedawała po 2 szylingi ówczesnym turystom (niejednokrotnie z Europy).
Działo się to w 1887r. w pobliżu świątyni Echnatona.
Na szczęście owa wieśniaczka nie zdążyła sprzedać wszystkiego, dzięki czemu uratowano 320 tabliczek (jak się okazało) z czasów XVIII dynastii.
Powyższe tabliczki okazały się zapisami z czasów panowania Tutanchamona, Amenhotepa II, Totmesa III i Amenhotepa III.
Trudno powiedzieć ile z owych tabliczek udało się wieśniaczce „upłynnić”?....jednak straty spowodowane zwykłą ciemnotą powyższej są z pewnością do dziś nie do odtworzenia i oszacowania.
Oczywiście Petrie i Belzoni to postacie nieporównywalne, jednak należy zwrócic uwagę na ówczesną wiedzę i metody badawcze. Gdyby Belzoni robił to samo w czasach Pteriego napewno uznano by go za zwykłego przestępce.
Podam jeszcze jeden przykład z poczatków archeologii Egiptu. Inny badacz Amelineu jako pierwszy prowadził badania w Abydos. Dokumentacja z przeprowadzonych przez niego badań są tragiczne. Ponadto zarzucano mu, iz niszczył niekture zabytki by inne o podobnej wartości zyskały na cenie. Jednak obecne badania G. Dreyera ukazują go w nieco lepszym świetle, choć nie wybielają go zupełnie. Tak więc "archeolog" który przez lata miał złą sławę dziś się okazuję nie aż tak strasznym.
Wspominamy o zagranicznych archeologach, ale może coś i o naszych warto wspomnieć :)
Eustach hr. Tyszkiewicz badając kurhany stwierdził, że należy część z nich pozostawić dla potomności, która będzie znała lepsze metody i może więcej zauważy. Kazał też sporządzać dokumentacje. Może uda mi się dotrzeć do źródła, na razie przytaczam to tak jak pamiętam :)
Sprawa dawnych „miłośników starożytności” jest w pewnym sensie wstydliwa dla dzisiejszych archeologów. No bo jak by nie krytykować naszych poprzedników- wykonali oni kupę dobrej roboty, być może gdyby nie oni, dziś nie mieli byśmy już możliwości dostać tego co oni uzyskali. Trzeba powiedzieć sobie szczerze, że archeolog jest w dzisiejszych czasach osobą niemile widzianą. Ile przypadkowych znalezisk jest niszczonych czy ukrywanych bo np. rolnikowi po zaoraniu pola zaczęły wychodzić z ziemi kości, a on zamiast to zgłosić, spakował wszystko do worka i postawił u siebie w stodole? Dlatego jestem ostrożna z krytyką naszych przodków. Oni mieli możliwość prowadzenia swoich prymitywnych wykopalisk. Nie wiem ile ze stanowisk do dziś by się zachowało gdyby nie ingerencja takich właśnie archeologów-amatorów. Dlatego uważam, że nie warto patrzeć wstecz i zastanawiać się: co by było gdyby...? Teraz mamy przecież o wiele bardziej palący problem: sprzedawanie przypadkowych znalezisk na allegro czy na czarnym rynku. I niestety, nie tylko przez zwykłych laików ale również przez nieuczciwych archeologów ( niestety tacy też się zdarzają), myślących tylko o zysku.
Uważam, że mania na egiptologię, o której wspominano wcześniej jest jak najbardziej godna potępienia. Tam zarówno intencje poszukiwaczy- amatorów jak i metody pozyskiwania znalezisk były złe. Ale moim zdaniem trzeba patrzeć z przymrużeniem oka na ludzi, którzy w dobrych intencjach starali się pozyskać materiały archeologiczne, chociaż metodyka badań pozostawiła wiele do życzenia. Trudno od nich wymagać żeby w tym XIX wieku zdawali sobie sprawę, że będą tak wielkie postępy w technikach badawczych.
Trzeba powiedzieć sobie szczerze, że archeolog jest w dzisiejszych czasach osobą niemile widzianą. Ile przypadkowych znalezisk jest niszczonych czy ukrywanych bo np. rolnikowi po zaoraniu pola zaczęły wychodzić z ziemi kości, a on zamiast to zgłosić, spakował wszystko do worka i postawił u siebie w stodole? (...) Teraz mamy przecież o wiele bardziej palący problem: sprzedawanie przypadkowych znalezisk na allegro czy na czarnym rynku.
Osobiście uważam, że jest to spowodowane ustawami w naszym kraju, np. jeśli zgłosimy to archeolodzy przekopią nam całe pole, zajmując nasz obszar przez X czasu, co spisuję nas na straty. Więc taka sprawa jest nieopłacalna dla naszej osoby. Natomiast jeśli wykopiemy na własnej ziemi jakiś "wartościowy skarb" to on nie należy do nas tylko do państwa, a my dostajemy chyba tylko 10% wartości danego znaleziska. Stąd te czarne rynki. Wydaje mi się, że czynnikiem zapobiegającym takie sytuacje było by po prostu większa stopa procentowa od danego znaleziska.
Osobiście uważam, że jest to spowodowane ustawami w naszym kraju, np. jeśli zgłosimy to archeolodzy przekopią nam całe pole, zajmując nasz obszar przez X czasu, co spisuję nas na straty. Więc taka sprawa jest nieopłacalna dla naszej osoby.
To nie jest prawda. To jest tylko mit jaki wyrósł z niewiedzy ludzi. Żeby archolog mógł, jak to napisałeś, zając na x czasu jakiś obszar, potrzebuje zgody regionalnego konserwatora zabytków. Konserwator wyrazi zgodę pod warunkiem, że wcześniej na nasze wykopaliska zgodził się człowiek na którego terenie wystąpiły jakieś znaleziska. Co więcej człowiek ten dostaje odszkodowanie za każdy centymetr na którym będą prowadzone wykopaliska (prócz tego do odszkodowania wlicza się tez teren na którym będą składowane hałdy ziemi powstałe w czasie kopania). Jaka to jest suma? Nie mam pojęcia (często zależy to od funduszy jakimi dysponuje kierownik wykopalisk), ale skoro najczęściej ludzie wolą odszkodowanie niż użytkowanie pola to widać im się opłaca. Weźmy też poprawkę na to, że z plonami różnie bywa, lato może być deszczowe, może być za sucho, a za kopanie na terenie naszej posesji tak czy inaczej pieniądze są w ręku.
Być może w pewnej kwestii się mylę, tylko pomyśl czy taka ziemia po skończonych pracach archeologicznych jest nadal dobra pod użytek rolny!? Myśl, że nie i przywrócenie jej dawnej "jakości" długo potrwa. Więc jest to w pewnych kwestiach nie opłacalne.
A przepraszam co takiego robią archeolodzy, że ziemia ma się nie nadawać do użytku? Używają tam jakichś substancji chemicznych czy co? Przecież to jest zwykłe przerzucanie ziemi, pierwsze słyszę żeby to było szkodliwe. Co więcej ziemia na której pracowali archeolodzy zostaje przystosowana do ponownej uprawy. Przykładowo ziemia z próchnicą jest odrzucana na inną hałdę niż nieurodzajna ziemia. Tak więc rolnik tylko zyska ponieważ, jak zapewne wiesz, archeolodzy zasypują ostatniego dnia wykop. Po ich pracy na wierzchu znajdzie się ziemia urodzajna, która zapewni lepsze plony, podczas gdy nieurodzajne piaski zostaną pogrzebane w dolnych warstwach. Pominę już kwestię, że gdy przez jeden sezon ziemia nie jest uprawiana ma szanse odpocząć i dzięki temu w przyszłości dać lepsze plony.
Poza tym sporna jest kwestia opłacalności. Jednemu może się nie opłacać, a inny przyjmie ofertę i jeszcze za nią podziękuje. Decyzja należy do właściciela ziemi. Nikt do niczego nie zmusza. I nie oszukujmy się: ludzie panicznie boją się wykopalisk na własnym terenie ponieważ w przerażającej większości przypadków zwyczajnie nie widzą jak to wygląda. A jak wiadomo- strach wynika właśnie z niewiedzy. Podejrzewam, że częściej zgłaszano by występowanie znalezisk na własnym terenie gdyby zdawano sobie sprawę z rzeczy które opisałam w ostatnich postach.
Dobrze masz rację, ma nie wiedza zaślepiła mi oczy. Natomiast chciałbym poruszyć jeszcze tą wypowiedź:
W takim wypadku archeolog nie ma prawa wejść na posesję, oczywiście podejrzewam, że co pewien czas prośba o pozwolenie na wykopaliska będzie ponawiana ale jeżeli właściciel się uprze to koniem go nie ruszysz. Jeżeli właściciel nie wyrazi zgody to nie mamy nawet po co zgłaszać się do konserwatora. Nie zmienia to faktu, że w dalszym ciągu znaleziska na jego ziemi należą do państwa, i zobowiązany jest je oddać do odpowiedniej placówki (chodzi mi oczywiście o te rzeczy które wyszły z ziemi np. przy okazji orki). Jest jedno, ciekawe moim zdaniem, rozwiązanie. Prace wykopaliskowe nie pozwalają na uprawianie ziemi przez czas trwania eksploracji ale z powodzeniem można zasiać trawę i prowadzić wypas zwierząt. W tym przypadku mamy i pieniądze od kierownika wykopalisk i możliwość względnego użytkowania ziemi. Oczywiście jest to możliwe tylko w przypadku kiedy mamy zwierzęta, które można wypasać.
Dodam jeszcze tylko, że czasem właściciel nie chce żadnych pieniędzy za prowadzone na jego terenie wykopaliska. Zdarza się również, że sam chętnie będzie je sponsorował. Ale do tego trzeba świadomości jaką wartość historyczną mają znalezione przedmioty. Wykopaliska wzbudzają często sporą ciekawość miejscowej ludności, a pracujący archeolodzy chętnie wyjaśniają co znaleźli i jak stare to jest. Bardzo częstym zjawiskiem są wycieczki dzieci z pobliskich szkół, wówczas zawsze znajdzie się ktoś chętny do oprowadzenia takiej wycieczki po wykopie. Poniekąd więc wykopaliska pełnią też funkcję edukacyjną.