wika
Może nie mali mali, ale jeszcze nie wielcy odpowiednią wielkością, a przynajmniej nie na tyle, żeby bez czerwienienia się postawić ich obok 10 najwybitniejszych współczesnych reżyserów. Wiadomo, są inne czasy, inne wymagania i potrzeby publiczności kinowej, w inny sposób niż lat kilkadziesiąt temu postrzegana jest rola sztuki i twórcy tejże. Przewartościowano również samo zjawisko rozrywki. Zmiany niektórych irytują, niektórych zachwycają, większość wszelkie ewolucje filmowe olewa.
Klasycy umierają, kto więc wyznaczy kierunek współczesnego kina? Moim zdaniem są reżyserzy, którzy mają większy niż inni potencjał twórczy. Mają na koncie kilka znakomitych dzieł, doskonałe pomysły i rozpoznawalny styl.
Znacie kogoś takiego?
Moje trzy typy:
1. Darren Aronofsky: Pi, Requiem for a Dream, The Fountain. Trzy niecodzienne filmy, każdy z nich jest klasykiem w swoim gatunku. Swoja droga trudno powiedzieć, co to za gatunek, niemniej Aronofsky to najsilniejszy kandydat na króla niekonwencjonalnego i efektownego kina.
2. Sophia Coppola: The Virgin Suicides, Lost In Translation, Maria Antonina. Nikt tak jak ona nie potrafi przyjrzeć się samotności. Łagodne, bezpretensjonalne, nastrojowe kino.
3. Wes Anderson: Rushmore, The Royal Tenenbaums, Life Aquatic, The Darjeeling Limited (wkrótce). Historie tragiczne, permanentnie absurdalne, wyjątkowo śmieszne, choc prawdę mówiąc niewielu te historie śmieszą. Dziwne filmy.
1. Darren Aronofsky: Pi, Requiem for a Dream, The Fountain. Trzy niecodzienne filmy, każdy z nich jest klasykiem w swoim gatunku. Swoja droga trudno powiedzieć, co to za gatunek, niemniej Aronofsky to najsilniejszy kandydat na króla niekonwencjonalnego i efektownego kina.
Aronofsky jest mistrzem. Tworzy piękne kino w świetnym stylu (Źródło, Pi) i porusza trudne tematy (Requiem). Mój faworyt.
2. Sophia Coppola: The Virgin Suicides, Lost In Translation, Maria Antonina. Nikt tak jak ona nie potrafi przyjrzeć się samotności. Łagodne, bezpretensjonalne, nastrojowe kino.
Kochałem Sofie aż do premiery Marii Antoniny. Teraz ją bardzo lubię. Będzie wielka ale w klimatach kobiecych.
--
4. Tom Tykwer - Bawi się filmem. Różne środki przekazu i bajeczne kino wróżą mu dobrą przyszłość.
5. Christopher Nolan - Nolan już jest wielki bo duet Jonathan + Chris to czysty geniusz Miał swoje arcydzieła (Memento i Prestiż) i wpadki (Bezsenność) jednak utrzymuje się na pozycji lidera
Mozna tez wspomniec o Nolanie, ktory niegdys Memento, a ostatnio Prestizem dal niezla podstawe do przypuszczen, ze oto rodzi sie nam, a moze juz sie zrodzil, wysmienity rezyser.
EDIT: Picek wyprzedzil. ;) Swoja droga, nad Tykwerem tez sie zastanawialem.
Kurde ja też chciałem o Nolanie wspomnieć :) Naprawdę tworzy świetne, klimatyczne kino.
ha! pierwszy o Nolanie
6. Alfonso Cuarón - reżyser, który lubi długie ujęcia i uwielbiany na tym forum też talent XXI w.
Jak dla mnie Nolan to znakomity rzemieślnik, który z niczego stworzy coś dobrego w prawie każdym calu. „Memento” było świetne, nowe Batmany inspirujące, „Prestiż” perfekcyjnie zrealizowany… Ale brakuje mi tego „czegoś”, jakiegoś typu wyjątkowości, wyraźnego stylu. Samo to, że to dobry reżyser chyba nie wystarcza. Chyba.
Aronofsky ok, ale:
I to pisany dużymi literami
Daldry – zgadzam się!
PT Anderson – zgadzam się po stokroć! Ale to tez dlatego, że „Punch-drunk love” jest wyjątkowe. I „There will be blood” zapowiada się pierwszorzędnie.
Jarmusch to klasyk. Jeunet jeszcze chyba nie, choć... opus magnum [Delikatesy, Amelia] ma już chyba za sobą, więc teraz może powielać sam siebie, co jednak męczy lekko.
Ciekawa jestem, co z Paul Dano pokaże. Chłopak ma potencjał - posypały się na niego słuszne nagrody za "L. I. E.", w "Małej miss" zaś był po Carellu najlepszym punktem programu. A i z Dayem-Lewisem już się minął.
Czemu nikt Finchera nie wymienił? Reżyser, który robi filmy po swojemu i gdzieś ma trendy obecnie panujące (co udowodnił Zodiakiem). Jest wielki i kropka
Ktos tu nie przeczytal wstepniaka albo chociaz tytulu topicu. ;)
1. Darren Aronofsky: Pi, Requiem for a Dream, The Fountain. Trzy niecodzienne filmy, każdy z nich jest klasykiem w swoim gatunku. Swoja droga trudno powiedzieć, co to za gatunek, niemniej Aronofsky to najsilniejszy kandydat na króla niekonwencjonalnego i efektownego kina.
Pi jest według mnie z tych trzech filmów najlepszy. Jego klimat przyprawia mnie o dreszcze.
Ostatnio oglądałem The Fountain i uznaje ten film za najgorszy obecnie w dorobku Aronofskiego. Chyba ta historia do mnie nie trafiła, lub po prostu była przekombinowana. Spróbuje niebawem podejść do tego obrazu drugi raz i spojrzeć na niego z szerszej perspektywy, jednakże jak na razie mam awersję nie co do samego filmu jak do Hugh Jackamana którego rola podobała mi się chyba tylko w Scoopie.
Requiem for a Dream uderza. I chyba nie trzeba nic więcej o nim pisać. Po prostu trzeba obejrzeć.
Ostatnio oglądałem The Fountain i uznaje ten film za najgorszy obecnie w dorobku Aronofskiego. Chyba ta historia do mnie nie trafiła, lub po prostu była przekombinowana. Spróbuje niebawem podejść do tego obrazu drugi raz i spojrzeć na niego z szerszej perspektywy, jednakże jak na razie mam awersję nie co do samego filmu jak do Hugh Jackamana którego rola podobała mi się chyba tylko w Scoopie.
Kiedy obejrzałem pierwszy raz 'The Fountain' to nie podobał mi się a następnym razem to zakochałem się w filmie
mam awersję nie co do samego filmu jak do Hugh Jackamana którego rola podobała mi się chyba tylko w Scoopie.
.
Zakładam w takim razie, że nie oglądałeś/aś Prestiżu :)
Źródło rządzi.
Oglądałem Prestiż ale UWAGA SPOILER film który opiera się na schemacie "skoro jestem iluzjonistą to dążę do klonowania swojej osoby aby móc ją potem topić w zbiorniku na wodę" jest według mnie bezsensowny. Nie wliczając faktu że od samego początku można było się zorientować że pomocnik Bale'a, również grany przez niego, może być jego bratem bliźniakiem (duh). Prestiż był zbyt przewidywalny a zarazem zbyt zawiły. Sam po seansie nie mogłem uwierzyć że moje prognozy co do przebiegu akcji się sprawdziły. Co do samej gry Jackmana nie miałem zastrzeżeń ale raczej wypatrywałem scen ze Scarlet J. jeśli wiesz co mam na myśli
Bluźnisz nazywając Prestiż bezsensownym :)
Ale bez oftopów już, bo kurde tu się druga dyskusja włączy :)
Oczywiście nie zgadzam się z tym co mówisz, żeby nie było wątpliwości :)
Oglądałem Prestiż ale UWAGA SPOILER film który opiera się na schemacie "skoro jestem iluzjonistą to dążę do klonowania swojej osoby aby móc ją potem topić w zbiorniku na wodę" jest według mnie bezsensowny.
Dobra, pewno nie zrozumiałeś, o co biegło :P
A tak ode mnie - Nolan zrobił dwa filmy, które dużo dla mnie znaczą, "Memento", jeden z moich ulubionych filmów, i także znakomite "Following". Ale potem artysta gdzieś się zagubił - i chociaż Nolan wciąż porusza temat obsesji, manipulacji etc. (słaba "Bezsenność", 'tylko' bardzo dobry "Prestiż"), zagubił 'to coś', co sprawiało, że jego pierwsze dwa filmy ogląda się z mrowieniem w szczęce. O.
A tak ode mnie - Nolan zrobił dwa filmy, które dużo dla mnie znaczą, "Memento", jeden z moich ulubionych filmów, i także znakomite "Following".
Dla mnie 'Following' było przygotowaniem do arcydzieła 'Memento'. Był oczywiście kop na końcu i świetnie wykorzystany mały budżet ale film był krótki i czegoś mu brakowało. To co reżyser nie wykorzystał w 'Following' zrobił w 'Prestiżu'.
'Bezsenność' mu się nie udała dlatego, że chciał zrobić 'normalny' film- bez zabawy z chronologią, wciągającej muzyki i kopem na końcu... to go zgubiło.. film ratuje sie aktorstwem.
Nie - "Bezsenność" ma po prostu średni scenariusz i sztampowe postaci (dlatego Pacino i Williams - zauważ, jedni z moich ulubionych aktorów - nie mają takiej siły rażenia co duet Pearce-Moss w analogicznych wręcz rolach). Nie o "normalność" tu chodzi.
A ja cały czas jestem pod wrażeniem "Following" :)
Ja do tej listy proponuję dopisać Alejandro Gonzalez Inarritu. Znam jego trzy filmy "Babel", "21 gramów", "Amores perros" i wszystkie trzy miały swój klimat który mnie wciągał. Z nadzieją czekam na jego kolejne produkcje.
A z reżyserów zaproponowanych przez Was to w 100% popieram kandydaturę Darrena Aronofsky'ego (kurcze nie jestem pewny czy dobrze odmieniłem nazwisko, że o apostrafie nie wspomnę, proszę o wyrozumiałość jeżeli błędnie ). Jego filmy są cudowne i ja osobiście już go zaliczam do WIELKICH.
Inarritu - swietny wybor. Do tej pory same swietne filmy spod jego reki wychodzily, az strach pomyslec, co zrobi za kilka lat.
Kocham wszystkie 3 filmy Inarritu ale dla mnie wszystkie filmy są w jednym stylu. Opowiadające o cierpieniu, wypadku i z hardcorową końcówką. Jestem ciekaw jego kolejnego filmu bo o ile Aronofsky pokazał, że sie rozwija (i zrobił 3 filmy w 3 różnych stylach) to o Inarritu tego nie można powiedzieć.
ale filmy Sophii Coppoli i Wesa Andersona też są w jednym stylu, nie wspominając już o niektórych klasykach, którzy są mistrzami niekoniecznie dlatego, że robią wyłącznie dobre filmy -bo nie zawsze takie robią - tylko ze względu na wyjątkowy, niepodrabialny styl (m.in. Tarantino, Allen, Lynch, Bergman, Fellini, Tati, Almodovar, Kieślowski, Kusturica, Greenaway, Cronenberg).
więc Inarritu to cholernie trafny wybór
Fincher też kręci w 'swoim klimacie' (pomijając Zodiaca) a się rozwija. Posiadanie unikalnego stylu nie oznacza zaprzestania rozwoju. Nawet lepiej, posiadanie stylu może rozwój wspomagać, drążąc ciągle ten sam temat, korzystając ciągle z tej samej stylistyki można dochodzić do perfekcji w jego/jej przedstawianiu.
wydaje mi się, że Fincher nie ma określonego stylu. jest świetnym, pomysłowym reżyserem - być może pod tym względem wyjątkowym - ale przynajmniej ja nie zauważam czegoś, co by każdy jego film wyróżniało. coś, co by od pierwszych sekund wskazywało, że przecież to właśnie Fincher i nikt inny. ten rodzaj wyjątkowości posiada niewielu, ale to wcale nie oznacza, że reżyserzy igrający ze stylami i gatunkami są bez szans. Bo jest przecież Kubrick, Coppola, Weir, Spielberg, Scorsese, Scott czyli twórcy bezsprzecznie genialni.
Imo, każdy film Finchera jest mroczny, niepokojący, brutalny (no, z wyjątkami). Ma takie nieuchwytne coś co mógłbym określić Fincherowskim czymś. :) Co do reszty reżyserów się zgadzam (Weira nie znam). Pozbawieni unialnego stylu a jednocześnie geniusze.
eee tam, za wiele sobie dopowiadasz Fincher to bardzo dobry reżyser, taki trochę podobny do Nolana - nieważne za co się weźmie, to się prawie zawsze błyszczy.
mam kolejny typ - Przemysław Wojcieszek. Głośniej od bomb, Doskonałe popołudnie, W dół kolorowym wzgórzem. Pogodne i jednocześnie poważne kino o młodych ludziach czyli mieszanka wybuchowa, niebezpieczna, lecz tutaj bardzo skuteczna. Wojcieszek robi filmy bliskie rzeczywistości, o problemach-do-uwierzenia-a-nie-tylko-ogladania. W polski grajdole - postać wyjątkowo ciekawa i bardzo dobry młody rezyser, a nie nadęty kutafon. Facet za parę lat będzie naprawdę wielki nie dlatego, że sam tak mówi, a dlatego, że wie co chce powiedzieć i w jaki sposób chce opowiadać. Zobaczycie.
Desjudi, mów co chcesz. Dla mnie Fincher jest posiadaczem unikalnego stylu. :)
Ja do listy dodałbym siebie. I Christiana Duguaya. Wprawdzie młody on nie jest, ale reżyseruje rzadko, a do tej pory miał zwykle niski budżet. Filmy tego gościa mają potencjał (m.in. świetni Screamers czy naprawdę dobry Live Wire), i coś czuję że facet jeszcze pokaże klasę. Wysokobudżetowe Zasady walki położyła nie reżyseria, a skopany scenariusz, więc dajcie facetowi ze dwadzieścia baniek i np. wierną adaptację Dicka do nakręcenia, a wszyscy będą zachwyceni.
Desjudi, mów co chcesz. Dla mnie Fincher jest posiadaczem unikalnego stylu.
nie tylko dla Ciebie
ale filmy Sophii Coppoli i Wesa Andersona też są w jednym stylu, nie wspominając już o niektórych klasykach, którzy są mistrzami niekoniecznie dlatego, że robią wyłącznie dobre filmy -bo nie zawsze takie robią - tylko ze względu na wyjątkowy (...) więc Inarritu to cholernie trafny wybór
Np.: S. Coppola tworzy kino w stylu kobiecym jednak każdy film różni się dużo, przekazuje coś nowego i porusza inny temat. Inarritu opowiada cały czas dołujące historie o wypadku i cierpieniu (ile można ten sam schemat powtarzać?)... ok, ok - to była trylogia, wiec poczekajmy na jego kolejny film- wtedy ocenimy go czy potrafi zrobić coś innego i też na dobrym poziomie.
a dla mnie Fincher jest WIELKI. tu nie może być mowy o "oczekiwaniu na wielkość".
No właśnie, ja popieram Mentala, dlatego nie pisałem wcześniej o Fincherze :)
Ale ja nie podałem Finchera jako przykładu jeszcze-małości-reżyserskiej tylko jako posiadacza unikalnego stylu. Czytajcie całe tematy panowie. :)
ja od dzisiaj zaczynam pić mleko - bo choć dzisiaj jestem mały, to jutro będę wielki (oczywiście w międzyczasie będę kręcił masę filmów o niczym, które po latach ktoś znajdzie i uzna za arcydzieła )
(oczywiście w międzyczasie będę kręcił masę filmów o niczym, które po latach ktoś znajdzie i uzna za arcydzieła )
mam nadzieje, że będziesz te filmy wrzucał do wątku 'nasze filmy'
no ba! tylko co by się serwer nie przegrzał
a już bardziej poważnie - Fincher już jest klasą samą dla siebie, choć skubaniec zrobił tragicznie mało filmów
Co do Darrona to zgadzam się w całej rozciągłości, za to od siebie dodać mogę takie nazwiska, jak Eastwood, De Niro czy Redford. Tak, jak wiem, że oni już dawno są wielcy, ale przecież w kwestii reżyserskiej dopiero co dorośli do tej wielkiej formy i właśnie nią rozkwitają (De Niro może najmniej, dlatego jutro będzie wielki).
A z takich co wielcy nigdy jeszcze nie byli, to myślę, że można zwrócić uwagę na Sodenbergha - niby nakręcił sporo filmów, ale wszystkie to jedynie sprawne rzemiosło. Dla mnie ten gość najlepsze ma przed sobą.
No i jeszcze Spike Jonze, który już został obwołany bóg wie czym, choć zrobił tylko 2 czy 3 filmy.
De Niro niech już zostanie przy aktorstwie... lepiej mu to wychodzi
a Sodenbergha można sobie czasem pooglądać, może nie tworzy filmów genialnych i wyróżniających sie ale tak jak już powiedziałeś: 'sprawne rzemiosło'..
[uwaga, teraz podpadam dużej części forum] Eastwooda zawsze nie lubiłem, 'Rzeka Tajemnic' to dla mnie kicz na maksa a reszta (czyt. 'Za wszelką cenę' i te jego wojenne filmiki w tym roku) to próba ambitnych dramatów z połączeniem komercji, poprawnie złożone o których nie można powiedzieć, że są strasznie złe ale dobre na pewno też nie są (utrzymują się na poziomie 5+/10).
De Niro niech już zostanie przy aktorstwie... lepiej mu to wychodzi
wiesz, Good Shepherd jest na pewno filmem conajmniej dobrym -zobaczymy co dalej
a Sodenbergha można sobie czasem pooglądać, może nie tworzy filmów genialnych i wyróżniających sie ale tak jak już powiedziałeś: 'sprawne rzemiosło'..
no ale chłopak ma szansę wyrosnąć na coś dużego - vide Out Of Sight
[uwaga, teraz podpadam dużej części forum] Eastwooda zawsze nie lubiłem, 'Rzeka Tajemnic' to dla mnie kicz na maksa a reszta (czyt. 'Za wszelką cenę' i te jego wojenne filmiki w tym roku) to próba ambitnych dramatów z połączeniem komercji, poprawnie złożone o których nie można powiedzieć, że są strasznie złe ale dobre na pewno też nie są (utrzymują się na poziomie 5+/10).
że bluźnisz to mówić nie muszę, aczkolwiek tych jego bliźniaków nowych jeszcze nie widziałem
wiesz, Good Shepherd jest na pewno filmem conajmniej dobrym -zobaczymy co dalej
dobrym może jest.. ale to nie wystarcza..
Guillermo del Toro - facet nie ma na koncie zbyt wielu tytułów, ale jak dotąd można powiedzieć jedno: potrafi kapitalnie budować klimat. Mrooook. W czasach tandetnego, plastikowego, młodzieżowego rozumienia 'grozy' to nieoceniona umiejętność.
Vincenzo Natali - autor jednego z najoryginalniejszych filmów s-f w historii gatunku. Jak dotąd tworzy generalnie niskobudżetowe produkcje - co jest jednocześnie jego przekleństwem (bo ogranicza formalnie) i błogosławieństwem (bo może sobie pozwolić na swawolne eksperymentowanie).
potrafi kapitalnie budować klimat. Mrooook.
Masz na myśli Blade'a czy Hellboya?
Mam na myśli 'Kręgosłup diabła' i 'Labirynt Fauna'. Poza tym wprowadzenie do historii Hellboya też było niezłe.
Vincenzo Natali
Powiedzmy głośno - nikt nie umieszcza akcji swoich filmów w równie przerażających/absurdalnych miejscach (widziałam "Cube" i "Nothing"). Nowelka w "Paris, je t'aime" wywołała u mnie mieszane uczucia, bo chyba mogła być jeszcze bardziej jajcarska i jeszcze bardziej kiczowata, ale i tak zapadła w pamięć ze względu na swoją "inność" (podobnie jak epizod Sylvaina Chomet).
od siebie dodać mogę takie nazwiska, jak Eastwood, De Niro czy Redford.
Jeżeli mowa o takich wielkich, to mam cichutką nadzieję, że Tommy Lee Jones wysmaży jeszcze coś podobnego do "Trzech Pogrzebów Melquiadesa Estrady".
Ja również. Seans 'Trzech pogrzebów ...' był jak cios obuchem w głowę.
To chyba spojler?
Każde wspomnienie motywu z dziadkiem mieszkającym w tej swojej chałupce przyprawia mnie o ciarki. Arcydzieło.
No i narobiliście, teraz będę musiał to obejrzeć... Zadowoleni?! ;)
Alfonso Cuarón - facet jednym filmem wgniótł w ziemię większość produkcji s-f ostatniej dekady. To więcej niż inni osiągają w ciągu całej swej kariery.
Plus znakomite "I twoją matkę też" - i jedyna część Harry'ego Pottera, która przejdzie do historii kina jako dobry film (chyba, że Cuarón weźmie się za "Deathly Hallows").Facet ma wrażliwość, która mi bardzo odpowiada - podobnie jak del Toro.
D'mooN, zobaczymy jak będziesz dziękował. ;)
Och, jak Cuaron weźmie się za Deathly Hallows to spełni się moje aktualne marzenie Powstanie porządny Harry Potter.
Watpie, zeby wrocil do tej serii. I bardzo dobrze zreszta.
Może zrobi którąś z części "Opowieści z Narnii"?
Moze zrobi czwartego Spider-Mana? ;)
Może zrobi kupę
Dajcie spokój człowiekowi
Napiszmy petycję A tak szczerze to niech zrobi kolejny film. Nieważne jaki. I tak mi się spodoba
Dla mnie taką postacią jest Alexander Payne. Ciężko powiedzieć czy bedzie kiedyś wielki, bo te całkiem bezpretensjonalne obrazki, które nakręcił pozwalają raczej przypuszczać, że nie ma w sobie ani pierwiastka Kubricka i Antonioniego. Z drugiej jednak strony, jedynie cztery filmy przyniosły mu 28 nominacji, w tym 14 wygranych (za filmwebem), głównie za scenariusze, które pisał do swoich filmów. Nie jest to mała liczba, a więc jakoś tam został dostrzeżony, ale czy będzie wielki? Raczej nie, choć myślę, że swoje grono wiernych widzów bedzie posiadał (jestem jednym z nich heh).
Rewelacyjny scenarzysta. Ostatnio doszedłem do wniosku, że jednak najciekawsze i najbardziej pomysłowe są "Wybory". Nie mają w sobie może siły rażenia "Schmidta", który łączy w sobie totalnie poważny i smutny dramat z kpiarską komedią, ale błyszczą wielką ilością świetnych rozwiązań i komicznych sytuacji. "Bezdroża" to jednak rzecz trochę mniej oryginalna, bo 'zwykły komrom', ale bardzo dobry i niebanalny. "Citizen Ruth" - jakoś najmniej przepadam za tym jego filmem, bo mocno politycznie zaangażowany w całą amerykańską dyskusję nad pro choice, przez co humor jakis taki chwilami zupełnie nieśmieszny. Drug addict, ciężarna Laura Dern wąchająca rozpuszczalnik trafnie uosabia tu cały problem, ale humor jest mocno jadący po bandzie. Doskonała, słodko - gorzka etiuda w "Paris, I love you". A scenariusza do "Państwo młodzi: Chuck i Larry" nie będę oceniał, bo nie chcę się wkurzać.
Dla mnie miszczunio! : )