wika
Mam do was wszystkich pytnie ...
Otuż w dzisiejszych czasach dużo słyszy się o samobójstwach nie tylko wśród dorosłych ludzi, ale i również wśród młodzieży, nie chcę się tutaj rozwodzić nad tym, dlaczego tak się dzieje, ale chciałabym wiedzieć, czy dawniej w starożytności i średniowieczu też były takie przypadki... ? Czy ludzie, jeżeli nie mogli sobie poradzić z jakimś problemem wybierali to najgorsze rozwiązanie? I czy można porównać dzisiejsze statystyki wykonanych samobójstw do tamtych??
PS pozdrawiam i czekam na wasze odpowiedzi
Proszę popraw
W.
Największa liczba samobójstw zeszła się z datą wydania książki pt" Cierpienia młodego Wertera". Wyjątkowo kiczowata historyjka, która nie wiedzieć czemu weszła w kanon lektur szkolnych. Co do samobójstw to oczywiście występowały odkąd pojawił się człowiek. Ciekawe jest to jak samobójstwa były postrzegane na przestrzeni dziejów. W starożytności i czasach rycerskich były wyjściem honorowym. Tzn, że lepiej zabić się samemu niż zginąć haniebną śmiercią podczas tortur lub w niewoli. Z drugiej strony uważane to było za wyraz tchórzostwa, jeżeli człowiek popełniał samobójstwo zamiast np. stanąć do pojedynku z kimś. Najciekawsze jest dla mnie to jak Hanna Krall pokazała ten problem w "Rozmowie z Panem Bogiem". Samobójstwo zostało tam uznane za przywilej ale tylko w przypadku gdy wiemy, że albo zginiemy z rąk wroga albo zabijemy się sami. W innych przypadkach uśmiercenie siebie traktowane było jak objaw słabości i marnowanie nabojów. A jak dziś postrzega się samobójstwo? Chyba każdy patrzy na to inaczej. Dla mnie jest to przykład tchórzostwa. Samobójstwo popełnia człowiek, który nie ma odwagi żyć i rozwiązywać swoich problemów, człowiek słaby, który poddaje się przeciwnościom losu zamiast chwycić byka za rogi i walczyć ze swoimi problemami. I przede wszystkim samobójca to człowiek lekkomyślny i niedojrzały. Zabija się skupiony tylko na swoich problemach. Nie zdaje sobie sprawy z tego, że jego życie kształtuje ludzi, którzy żyją w jego najbliższym otoczeniu, nie zastanawia się co stanie się z jego rodziną, jak ona będzie cierpieć. Zastanawia mnie jak to jest, że człowiek posiadający wolną wolę i stworzony na podobieństwo boskie dopuszcza się takiej głupoty? Nawet zwierzęta nie robią sobie krzywdy celowo ( no jest kilka przypadków ale nielicznych), a człowiek jako istota teoretycznie mądrzejsza potrafi robić takie głupoty…
O ile w starożytności rzeczywiście gloryfikowano samobójstwo, podobnie jak w kulturze samurajów, jako sposób na honorowe wyjście z sytuacji, o tyle w "czasach rycerskich" - jak podejrzewam w Europie średniowiecznej i nowożytnej - było tematem tabu, ze względu na to, że osoba odbierająca sobie życie łamała w drastyczny sposób piąte przykazanie i okazywała wzgardę Bogu jako dawcy życia. Przez długi czas Kościół nie zezwalał na grzebanie samobójców na poświęconej ziemi. Dopiero w 2 poł. XX wieku badania psychologiczne wykazały, że osoba popełniająca samobójstwo jest w stanie chwilowej niepoczytalności, wobec czego jej czyn nie może być uznany za grzech (świadome i dobrowolne złamanie zakazu religijnego).
Przypomniała mi się opowieść o samobójcy. Pewien człowiek chciał się zabić. Czynił już kilka prób ale żadna z nich się nie powidła, tym razem przysiągł sobie, że mu się uda- postanowił skoczyć z wysokiego budynku. Jednak pewnego dnia zemdlał na ulicy. Odwieziono go do szpitala. Gdy ten się obudził wezwał lekarza żądając wyjaśnień. Lekarz powiedział, że cierpi na raka płuc, który nie dość, że ma przezuty na inne narządy to narobił w płucach dziur wielkości pięści. Człowiek wyszedł ze szpitala ze świadomością, że zostały mu góra dwa miesiące życia. Cały jego światopogląd uległ wywróceniu. Człowiek zamknął się w domu i przez pierwszy tydzień nie wychodził. Potem zdecydował się uregulować wszystkie swoje sprawy: pogodził się z dziećmi i byłą żoną, załatwił nagrobek tak aby nikt nie musiał się o to martwić. Na tym upłynął kolejny tydzień. Potem spotkał mężczyznę, który był jedynym żywicielem rodziny, a czekał na przeszczep nerki z marnymi szansami, że go dożyje. Kolejny tydzień minął na opłakiwaniu złego losu, który ukarał tego sprawiedliwego. Czwarty tydzień był podsumowaniem życia i spisaniem testamentu. Zaczął się tydzień piąty. Człowiek wyszedł na ulicę i zaczął dostrzegać piękno, pokochał życie i zapłakał nad swoją głupotą. Stało się dla niego niezrozumiałe jak mógł pragnąć śmierci. Człowiek spędził szósty i siódmy tydzień na cieszeniu się życiem. Poznawał nowych ludzi, rozwijał swoje zainteresowanie jakim była gra w szachy. Jemu samemu wydawało się, że choroba odeszła, że jest zdrowy. Ale wraz z tygodniem ósmym nadeszło pogorszenie. Znów trafił do szpitala. W oczach lekarza wyczytał, że to koniec. Wyspowiadał się. Kreska jego życia na monitorze stała się równa. I w tym momencie człowiek się obudził. Nie zapytał czy to niebo. Wiedział, że nie. Nad nim pochylał się lekarz, który uprzednio powiedział mu o raku płuc. Co powiedział mu tym razem? Że kolejna próba samobójcza się nie udała, odratowali go cudem. Człowiek na łóżku rozpłakał się i zaczął dziękować Bogu. Obok leżał mężczyzna oczekujący na przeszczep nerki…
Przyznam Horus że to nieprawdopodobna opowieść. Chyba pokazuje jak bardzo człowiek powinien szanować swoje życie i ile ono tak naprawdę dla każdego znaczy.
ta opowieść o samobójcy tak mi się skojarzyła z ksiązka "Weronika postanawia umrzec" Coelho. Świetna ksiązka bardzo ja polecam. pokazuje ona własnie zmiane myslenia i postrzegania świata niedoszłego samobjcy po tym jak sie dowiedział ,że za tydzien umrze
Witam.
Gdy w średniowieczu jakiś rycerz stanął w szranki z Zawiszą Czarnym, to wiedział że musi umrzeć. Czy można to traktować jako samobójstwo? Czy też tylko śmierć z własnej ręki można tak nazwać?
Pozdrawiam
Gdy w średniowieczu jakiś rycerz stanął w szranki z Zawiszą Czarnym, to wiedział że musi umrzeć.
Nie no bez przesady, przecież dlatego z nim walczyli bo chcieli wygrać... Nie pojedynkowali się z nim, dlatego, że ich obraził, tylko na turniejach... Czy jeśli ktoś walczy dzisiaj z najlepszym bokserem to wie, że przegra?? Gdyby wiedział to by nie walczył...
Witam.
Gdy w średniowieczu jakiś rycerz stanął w szranki z Zawiszą Czarnym, to wiedział że musi umrzeć.
Jeśli już (bo zgadzam się raczej z Chaemuasetem), to wiedział co najwyżej, że musi przegrać;)
Pojedynki turniejowe były formą sportu, nie zaś walką na śmierć i życie. Inna rzecz - pasująca do tego tematu - iż nieszczęśliwe wypadki zdarzały się co rusz, często prowadząc niestety do śmierci delikwenta. Tego zaś kładzono na jednej szali z samobójcami: wszak musiał mieć wkalkulowane ryzyko, jakie niesie ze sobą uprawianie tak niebezpiecznej dyscypliny. Przeciwni turniejom duchowni myśleli tak samo, jak Widiowy63;) i mieli prawo nie zgodzić się na chrześcijański pochówek rycerza.
Czy nie jest tak ze osoba która popełnia samobójstwo ? jest osoba słaba ?
nie potrafi sobie pomoc , ze swoimi problemami ?
Tego zaś kładzono na jednej szali z samobójcami: wszak musiał mieć wkalkulowane ryzyko, jakie niesie ze sobą uprawianie tak niebezpiecznej dyscypliny. Przeciwni turniejom duchowni myśleli tak samo, jak Widiowy63;) i mieli prawo nie zgodzić się na chrześcijański pochówek rycerza.
Niby tak, ale do czasu. Kiedy do kleru wreszcie dotarło, że żadną mocą nie powstrzymają zwyczaju urządzania turniejów, postanowili "ochrzcić" ten zwyczaj (jak większość obyczajów, których nie byli w stanie wyplenić). Zaczęto twierdzić, że jest to rodzaj treningu przed starciami z Saracenami. Podziałało - rycerze dalej urządzali turnieje.
Tak wygląda samo podejście do turniejów, nie jestem jednak pewna jak traktowano nieszczęsne ofiary zamieszania w szrankach. O ile w przypadku śmierci w pojedynku faktycznie musiało dojść do głupiego zbiegu okoliczności, o tyle w melee ginęło się wesoło właściwie cały czas. Nie słyszałam jednak, by całe zastępy rycerzy bywały zakopywane gdzieś w lesie pod brzozą. Gdyby taki proceder miał większą skalę rodziny i przyjaciele ofiar na pewno bardzo skutecznie wyperswadowaliby lokalnemu biskupowi zbyt rygorystyczne rozumienie Pisma. Owszem, możliwe, że gdzieniegdzie trafił się jakiś fanatyczny ksiądz, który wymagał od wiernych by chodzili jak w zegarku, wszak to zdarza się i dziś, no ale...