wika
Obejrzałeś film, chcesz ostrzec lub zachęcić ludków, ale nie masz ochoty się rozpisywać?
To temat dla ciebie:)
pierwszy!
mechanik - nuda. przez pierwsza polowe interesuje, przez druga nuzy. chyba na koncu byl jakis super fajowy twist ale ledwo zrozumialem o co w nim chodzi. nie polecam, chyba ze chcecie zobaczyc bale'a-kosciotrupa. 5/10
the breakfast club - swietne kino mlodziezowe z lat 80. film podejmuje trudne tematy dot. nastolatkow: wplyw rodzicow w ich prywatne zycie, relacje w szkole itd. mimo, ze opiera sie glownie na dialogach nie ma mowy o nudzie. 8/10
Jak rozumiem nie mogę kolegi powyżej zacytować i się z nim nie zgodzić, czy też jakiejś dyskusji rozpocząć? Tak żeby na przyszłość było wiadomo pytam
Love Actually - feel good movie, i to very good. Taki momentami naiwny, ale przede wszystkim podnoszący na duchu film z genialną obsadą - (Rickman! Grant! Nighy!). Warto obejrzeć, to już mój 6 raz z tym filmem, i za każdym razem czuję się tak samo zadowolony. Polecam, polecam.
Ponieważ kolega powyżej opisał dwa filmy jednocześnie, trochę ciężko byłoby przenieść jego post do wątku o danym filmie. Ale Ty możesz założyć taki wątek i zacytować kolegę tam (ewentualnie dając linka do jego posta tutaj).
Powrót żywych trupów - znakomite polaczenie horroru i komedii. Aktorstwo dobre, efekty rowniez, muzyka dobrze wpasowywuje sie w klimat. 8/10
Egzorcyzmy Emily Rose - jeden z lepszych wspolczesnych horrorow. Fabula trzyma sie kupy, aktorstwo bardzo dobre, kilka razy mozna sie przestraszyc, no i ta nieszczesna 3:00 w nocy (kto ogladal ten wie) 8/10
Torque - 2 minuty z tym dziełkiem na TVN przypomniały mi jakie to nieoglądalne cool kolorowe ścierwo.
Finałowa bijatyka na motorach podczas jazdy z szybkością 300 km/h przez centrum LA to jedna z najbardziej kretyńskich scen ever.
0/10
Obcy-decydujące starcie - najlepszy film akcji jaki kiedykolwiek widziałem. Cameron stworzył techniczne cudo. Efekty nawet dzis robia wrazenie, a starcie Marines z Obcymi jak dla mnie sa najlepsza scena akcji ever. Zakończenie troche przekombinowane, ale to też film s.f. , więc przymknęłem na to oko. Zasłużone 10/10.
Zakończenie troche przekombinowane, ale to też film s.f. , więc przymknęłem na to oko.
Ale gatunek wcale nie zwalnia od kręcenia realistycznych zakończeń. Ja też przymykam oko, ale bynajmniej nie dlatego że to s-f.
P.S. Podobno można już przenosić posty do istniejących tematów to sobie pozwoliłem tu odpowiedzieć.
Shrek 2
Do serii mam duży sentyment. Dwójka może nie jest tak dobra jak jedynka, nie ma tej świeżości, zaskoczenia, co jedynka, ale nadal jest to swietna rozrywka. Ciekawa fabuła, wymyślne parodie, doskonałe dowcipy. W dubbingu bryluje Stuhr - wypwiadający kwestie z werwą, szybkością, i zadziornością. Dziwnie to zabrzmi, ale znakomicie wyreżyserowano takie sceny jak ucieczka z fabryki eliksirów czy atak na pałac - dobrze dobrane ujęcia, dynamiczny montaż i energiczna muzyka. W kategorii "filmy animowane dla dzieci" Shreki 1&2 sa bezkonkurencyjne.
O nie, w kategorii "filmy animowane dla dzieci" przykładowo taki WALL-E i Ratatuj zjadają wszystkie Shreki razem wzięte na śniadanie. Nie wspominając już o Królu Lwie czy innych klasykach. Pierwszy Shrek jest fajny jeśli chce się obejrzeć pastisz bajkowych motywów, a gdyby nie marketing to zielony ogr byłby po prostu jedną z setek śmiesznych bajkowych postaci.
Most do Terabithi- piękna bajka, fajna muzyka i efekty specjalne, wzruszający i mądry film, momentami przypomina trochę Labirynt Fauna.
W kategorii filmy animowane dla dzieci wszystkie Shreki są niczym w porównaniu z klasykami z wytwórni Disney'a.
Święta Teresa - Seans rodzinny w Wielkanoc, więc spodziewałem się jakiegoś pomnikowego filmu. Zaskoczyłem się pozytywnie.
Ray Loriga przedstawia historię Świętej eksperymentalnie, typowo dla hiszpańskiej kinematografii. Piękna Paz Vega (tak, od Lucia i seks) gra św. Teresę, którą nawiedza Jezus w wizjach niczym tripy po LSD. Przesadzony kicz i symbolika to jedne z głównych cech filmu. Najlepszą jednak częścią są erotyczne metafory odnoszące się do miłości bożej. Bardzo fajne ukazane stosunki polityczne ówczesnych zakonów. I wcale nie jest tak grzecznie!
Plakat przedstawia scenę, kiedy św. Teresa fantazjuje seksualnie o miłości Jezusa.
Nawet fajne. 7.5/10
ok, w takim razie doprecyzuje - z filmów animowanych komputerowo WallE? średnie. Ratatuja nie widziałem.
Watchmen - in minus: długość (choc nie nuży), CGI doktorek, nieco przejaskrawiona brutalność walk; Akerman, gdy widać jedynie jej twarz. In plus: scenariusz, muzyka ("Sound of silence" w scenie pogrzebu - poezja), Rorschach, wymowa filmu.
8/10.
Elisabeth - Złoty Wiek: Taki megaschematyczny i mocno patetyczny produkcyjniak, ale miło się go ogląda. Poza tym jak dla mnie to Cate Blanchet mogłaby choćby książkę telefoniczną czytać i też odegrałaby dobrą rolę. A Clive Owen to wystarczy, żę się będzie patrzył w kamerę.
ok, w takim razie doprecyzuje - z filmów animowanych komputerowo Ja doprecyzuję bardziej:
Z filmów animowanych komputerowo w których brak dobrego scenariusza nadrabia się popkulturowymi nawiązaniami.
Tombstone - jak już kiedyś pisałem, za westernami nie przepadam, ale takich jak ten poproszę więcej! Fantastyczna obsada, nawet Locke z LOSTa się znalazł na drugim planie:) Niestety w 4:3 i z lektorem, ale odrobię to przy najbliższej okazji. 9/10
Eight Below - sympatyczna i przede wszystkim wzruszająca historia psów zaprzęgowych pozostawionych na Antarktydzie. 7/10
Meet Joe Black - w sumie miła niespodzianka. Klimatyczna, autentycznie wzruszająca afirmacja godnego życia i miłości z pięknymi zdjęciami i świetnie dobraną obsadą. Gdyby nie scenariuszowe kiksy oceniłbym jeszcze punkt wyżej.
7/10
Lektor - Dobry film, ciekawa historia, powiem nawet, że zasługiwał na nominację do Oscara, bo konkurencja słaba, jednak mi kompletnie nie podszedł ten film, kiepsko tu z emocjami, w ogóle nie kupiłem tej opowieści. 7/10
Pytanie do tych co widzieli: Możliwe, że oglądałem ktoryś fragment jednym okiem, ale było powiedziane, czemu Hannah nie przyznała się przed sądem do tego, że jest analfabetką? Przecież to świadczyłoby o tym, że to nie ona napisała raport i dostałaby mniejszy wyrok. Chodziło tylko o wstyd?
Blood Diamond - trudno mi uwierzyć że ten film nakręcił reżyser patetycznego smęta pt. Ostatni samuraj; Blood Diamond jest niemalże przeciwieństwem tamtego filmu.
Świetna rola DiCaprio, Hounsou i Connelly niewiele mu ustępują. Ogromny plus za ukazanie wszystkiego bez ogródek. 8/10
The Hoax - doborowa obsada, świetna realizacja, kapitalnie opowiedziana historia = bardzo przyjemny film na faktach. Gere rządzi, gdy przeistacza się w Hughesa. Warto obejrzeć, mimo że żadne to arcydzieło.
High Noon - Gary Cooper kopie tylki, zdecydowanie zasluzony Oscar. Bardzo lubie westerny, a ten wskakuje do moich absolutnie ulubionych. Fabularnie swietne. Cała akcja rozgrywa sie w ciagu jednej godziny w czasie ktorej szeryf Will Kane oczekuje na przybycie do miasteczka swojego arcywroga. Cooper szuka ludzi ktorzy moga mu pomoc w starciu z banda przeciwnika, ale zawsze kochajacy swojego szeryfa mieszkancy maja go ostentacyjnie w tylku. Swietnie przedstawione postacie od strony psychologicznej i szerokie spojrzenie na moralnosc ludzka w momencie zagrozenia. Mocne kino i jeden z najbardziej charakterystycznych bohaterow ever, a w tle pobrzmiewa Do not forsake me, My Darling.
9+/10
Oldboy - ciezko powiedziec mi cos konkretnego o filmie, bo mocno ryje w glowie i kazdy powinien go zobaczyc i poczuc ten klimat na wlasnej skorze. Mocne twisty fabularne i koncowka ktora sklada nam wszystko w calosc i buta nam glowe tak, ze zaskoczenie wyplywa nam nosem jak krew w ostatnim Rambo. I dostalismy dodatkowo jedna z najciekawszych scen walki jakie widzialem ostatnio.
8+/10
Butch Cassidy and the Sundance Kid - dobre kino opowiadajace o dwoch kumplach i poscigu ktory siedzi im na ogonie. Momentami bardzo lajtowy, momentami pojawiaja sie mocniejsze watki. Dobre kino do ogladania z najlepszym kumplem. A najlepszym elementem filmu sa oczywiscie role Newmana i Redforda. Fajna para ekrranowa, szczegolnie ten pierwszy, ktory jest po prostu urzekajacy.
8/10 normalnie bym dal, ale za dobra zabawe jaka dal seans niech ma 9.
Infernal Affairs II - nie ma juz tego kopa jakim bylo IF, ktore jest najlepszym filmem jaki mogla stworzyc ludzka reka [a tak! i bede sie upieral zawsze ;P], ale dobrze, ze wrocono do bohaterow, bo ich wczesniejsze zycie jest interesujace. No i inspektor Wong ma niesamowicie wielkie cojones!
7+/10
A Better Tomorrow - dobry Woo. Nie jest jeszcze tak wyrobiony jak przy Hard Boiled, ale oglada sie dobrze. Fabularnie dosyc naiwne, ale jest pare zaskoczen. Do tego naprawde swietna rola Chow Yun-Fata. Niestety reszta aktorow dosyc przecietna i niekiedy przerysowana. O i brakuje wiekszej ilosci strzelanin jak przystalo na typowego Johna Woo z okresu Hong Kongu, zadnych golebi, stand-offow. No ale mozna wybaczyc bo to wczesny jego film.
7+/10
Matrix Rewolucje - kiedyś traktowałem to jako fajną rozrywkę, z perspektywy czasu stwierdzam, że żyłem w błędzie. Ten twór ma mało wspólnego z pierwszą częścią. Wachowscy ewidentnie nie mieli pomysłu na zakończenie historii, czego dowodem są dobijające i katorżnicze dialogi w stylu "- Co mam zrobić? - Ty wiesz co masz zrobić." albo "- Czy Syjon przetrwa? - Ty o tym już wiesz". Kto kuźwa to pisał? Jakiś schizol na detoksie? Jedynymi plusami są świetne efekty (bitwa o Syjon to wizualna orgia), dobra dynamiczna muzyka oraz aktor grający Bane'a.
3/10
Serce na dłoni - toxic waste. Powodowani chęcią, by obejrzeć film tak zły, ze aż dobry nie wybierajcie czasem tego. Ślamazarne tempo, sztampowi bohaterowie, popisujący się w dodatku kretyńskimi motywacjami, do tego garść nadętych mądrości nieświeżego sortu. po zrobieniu czegoś takiego prawdziwy mężczyzna powinien zapaść się ze wstydu pod ziemię, a nie pokazywać się na różnych uczonych debatach i rżnąć wielkiego intelektualistę.
0/10 - to i tak łaskawa ocena.
Żywot Briana - yeah! Czaderska satyra, ale to u Cleese'a i spółki norma:) Biggus Dickus, Brutalus Maximus, People's Front of Judea, scena ukamieniowania, ukrzyżowania, Elitarny odział samobójców.... MOC! No i nawet kult jednostki liźnięty jak należy
9/10
Ława przysięgłych: Dobrze zrobione i dobrze zagrane kino sądowe. Fabuła całkiem dobrze pomyślana i naprawdę nieźle się to ogląda. Szkoda tylko, że niewiele zostało z powieści Grishama.
7/10
Anacondas: The Hunt for the Blood Orchid - o dziwo jest to film... tak samo kiepski co "jedynka" (trudno to nazwać sequelem, chociaż wydarzenia z pierwszego filmu są przelotnie wspomniane przez jednego z najbardziej irytujących czarnoskórych bohaterów ever), ani jakoś wyraźnie lepszy, ani gorszy. No, powiedzmy że fabuła pierwszej części jest mniej idiotyczna.
Efekty o kilka klas gorsze niż w filmie z 1997 roku (!!!), zazwyczaj zamiast węża widać jakieś szamoczące się, długie i nieostre COŚ. Celowo używam słowa wąż zamiast anakonda, bo poza ubarwieniem i charakterystycznym wzorem na skórze gady z tego filmu nie mają z anakondami nic wspólnego.
Najlepiej z całej obsady zagrała małpka (to nie ironia, mówię serio).
2/10
Demolition Man
Kolejny film, ktory lepiej sie sprawdza jako wspomnienie. Arcykretynski prolog, potem juz troche lepiej, ale stezenie cukierkowatosci przechodzi momentami ludzkie pojecie. Tak niby mialo byc, ale coz poradzic, jak sie tego nie da ogladac. Jedna z tych produkcji, gdzie Wesley Snipes sie przejmuje i gra, ale niestety dostal tak marny tekst do wypowiadania, ze czesto tego nie widac... Sylwek na swoim "hurtowym" poziomie (umiejetnosci aktorskie chyba zostawia tylko dla Rocky'ego). A na deser irytujaca Sandra Bullock; jest tak słitaśna, ze ma sie ochote powybijac jej cegla wszystkie zeby :)
Mozna obejrzec, tylko po cholere...?
4/10
Święci z Bostonu - dziwny to film, zrzynka z Tarantino, Snatch i paru innych, ale cholernie dobrze się ogląda. Dobry aktorsko, niezła akcja. Jest jedno ALE - 2-3 sceny zdecydowanie przegięte nawet jeśli zaliczymy je do konwencji "śmiesznych strzelanin". Mam tu ma myśli skok z 5 piętra No i do cholery, co porabia teraz Sean Patrick Flannery? Dlaczego nie dostaje już tak kozackich ról?
8/10
Podobno kręcą drugą część
Se7en - warto co jakiś czas powracać do tego genialnego - idealnego thrillera. Zdjęcia stylizacja jak w Milczeniu owiec tylko że w cholernie lepszym stylu. Tak stawiam Siedem ponad Milczeniem nie tylko ze względu na kapitalną postawę mordercy, ale też samą postać Millsa, bez którego całe to dzieło nie mogłoby się spełnić. Fincher przedstawił tu w kapitalny sposób relację pomiędzy mordercą a detektywami. Freeman jest pokornym dośwadczonym uczniem a Pit niesfornym żółtodzobem czekającym na niezła nauczkę od życia. Ulubiony grzech oczywiście że "Lenistwo" do tej pory jeszcze mnie skręca - koleś rzęzi od błysku latarki ;/ . No i kapitalne stwierdzenie Freemana :
"Facet jest metodyczny, dokładny... a co najgorsze cierpliwy"
Władca w swym gatunku 10/10
To! -szmira. aktorstwo w tym filmie prawie nie istnieje; co dziwniejsze dzieciarnia zagrala lepiej niz dorosli. powinniście zobaczyc jak typek grajacy doroslego billa probuje sie jąkac - wyglada to jakby ktos nagle wyrwal mu loniaki. do tego dochodza jeszcze bezplciowe lokacje i beznadziejna, kompletnie niedopasowana do poszczegolnych scen muzyka.
ale zachowano sporo watkow z ksiazki co jest plusem. 5/10
LOTR: Fellowship of the Ring (Extended version) - miazga. z miejsca trafia do listy moich ulubionych filmow. FOTK w wersji kinowej i tak jest mega wypas, ale ext version to arcydzielo.
juz sam poczatek, po swietnym prologu, wywoluje usmiech kiedy to bilbo przedstawia zycie hobbitow. blizsza oryginalowi, pelniejsza, jeszcze bardziej emocjonujaca wersja 11/10
szmira (...) 5/10 Jak mamy to rozumieć?:)
Navy Seals - Michael Biehn , Sheen , Paxton i kilku twardzieli z epoki lat 80tych - czego chcieć więcej. Za moich czasów zaraz po Terminatorze najbardziej zjechana kaseta VHS na osiedlu Niezła rozwałka trochę humoru i kopiąca jajka muza. Kluczowe kino akcji początku lat 90tych, które po latach nadal znakomicie się ogląda.
9/10
Fun with Dick and Jane - oryginału nie znam, ale remake jest całkiem sympatyczny, a kilka razy można sobie rozgrzać przeponę w trakcie seansu. Właściwie to wzorcowy produkt na raz made by USA, czyli duże gwiazdy, trochę do śmiechu i z gotową nauką na koniec. Można obejrzeć.
Keeping Mum - sympatyczna komedia. Atkinson jak zwykle daje radę, Kristin Scott Thomas jak zawsze urocza, Maggie Smith dosłownie zabija swoją anielskością, a Swayze jest fenomenalny jako napalony trener. Na wesołe i smutne dni
Dead Snow - brawo Norwedzy! Świetny hołd dla Jacksona i Raimiego. Mnóstwo fajnych akcji, smaczków, dialogów, odzywek znanych z arcydzieł gatunku. DO tego porządni nazi zombies, niezły klimat i...mnóstwo śniegu! Wielki plus dla twórców za wybór lokacji.
8/10 (w ramach gatunku)
Łowcy smoków – Francuska animacja, która pod względem fabuły nie oferuje w zasadzie nic. Jeden koleś mały, żwawy i wyszczekany, drugi duży, ociężały i małomówny, do tego rodząca się przyjaźń pomiędzy nimi i dziewczynką-przeszkadzajką. Jest wędrówka życia, są walki z potworami, są kłótnie i przemiany osobowości. Nic, czego by już wcześniej na ten temat nie powiedziano. Całość jest w dodatku bardzo średnio zabawna.
Ale na pewno warto obejrzeć dla fantastycznej grafiki (nie chodzi o postacie). Świat wykreowany w tej opowiastce składa się z całej masy zawieszonych w bliżej nieokreślonej przestrzeni lokacji; pełno w nim latających wysp, drzew, ruin, gruzu, budynków, kul i wszystkiego, co tylko wpadło do głowy twórcom. Ziemi właściwie nie ma, wszystko unosi się w powietrzu. Istna "platformówka", mocno surrealistyczna, niesamowicie urzekająca i przyciągająca wzrok. Świetna robota.
Aha, w polskiej wersji językowej jako Obłędny Rycerz wystąpił... Janusz Palikot. Ujdzie. ;)
Prawdziwy Romans- przepiękny to film pod każdym względem. Takie przemieszanie gatunku bo podczas seansu zobaczyłem kilka stylów i to mi się podobało, Trochę sensacji, romansu i trochę komedii. Lekka narracja przy bardzo dosadnych scenach strzelanin i brutalnych dialogach. Do tego wyraziste postacie, choć niektóre troszeczkę przerysowane. Wspaniała choć krótka rólka Garego Oldmana podobała mi się najbardziej, szkoda że jego postać taką role miała w scenariuszu. Szkoda, że tak późno w swoim życiu zobaczyłem ten film bo do tej pory to Heat plasował się jako najlepsza tego typu produkcja.
10/10
X Files-Fight The Future- Z tego co pamiętam to nie bardzo chyba została przyjęta ta produkcja. Ja ją uwielbiam. Po pierwsze za fabułę, po drugie za emocje które towarzyszyły mi przy pierwszym seansie, po trzecie bardzo przekonywujące postacie. Troszeczkę moją ocenę zawyża wielka miłość do tego serialu. Wszystko co najlepsze w serialu w filmie zostało zawarte więc jak najbardziej udana ekranizacja serii.
9/10
A Good Year - Prawie 2 godziny niezłej zabawy w sympatycznym towarzystwie. Prześliczne dziewczyny (ach, ta Marion...), humor zacny (LANCE ARMSTRONG!!!), plenery ładne. Idealny film randkowy. 7/10
Jeszcze dalej niż północ - może dla Francuzów ten film jest śmieszniejszy i dlatego osiągnął taką frekwencję i sukces, niemniej będąc Polakiem bawiłem się przednio. Naprawdę sympatyczna i śmiechowa komedia, która poprawia humor. Trochę niemrawe pierwsze 20 minut, ale wraz z rozwojem akcji jest coraz lepiej. Polecam.
Push - Nooooo przyznam, że spodziewałem się czegoś bardziej przeciętniakowego. Film BARDZO udany, oczywiście nikt nie padnie na kolana. W sumie większych wpadek nie zauważyłem, może poza typowym filmowym nieprawdopodobieństwem.
Zaznaczam jednak, że mój osąd jest podwójnie zafałszowany - po pierwsze lubię klimaty superbohaterskie (twardo oglądam Heroes), po drugie tuż przed Push oglądałem DragonBalla. Jeśli myślicie, ze Spirit jest zły to... Możecie wyprowadzić się z błędu... Powiem tak - Franka Millera wyśmiałbym za ten film. James Wong za Dragonballa dostałby po ryju.
Speed Racer - osz ty w mordę, ale badziewie. Przeciwnikom ekranizowania rzeczy nieekranizowalnych, do których grona się zaliczam, trafił się niniejszym wyjątkowo dorodny okaz do obrzucenia błotem. Może taka pstrokacizna fajnie wyglądała w bajce, ale w tym przypadku, w połączeniu z hiperszybkim montażem sprawiała, że moje oczy krzyczały "ratunku, gwałcą". Nie chciałbym tego w kinie oglądać. O nadętej fabułce i tartaku aktorskim w wykonaniu p. Hirscha nie chce mi się nawet wspominać.
2/10
Najlepsze w tym wszystkim jest to, że tej pstrokacizny wcale nie było w całkiem całkiem stonowanej kreskówce.
Batman - Początek - znakomity powrót Batmana, po ośmioletniej przerwie. Twórcy postawili na realizm i to się im opłaciło, ale nie był to jakiś przesadny realizm. Gra aktorów była świetna (no może poza Katie Holmes), muzyka idealnie wpasowywujące się w klimat, zawodzi jedynie montaż, przez co w niektórych momentach nie było widać kto dostaje, a kto zadaje cios. Do Batmanów Burtona wiele mu brakowało, ale i tak jest to świetny film z serii "Batman" 8,5/10.
A mi się jakoś wczoraj dziwnie oglądało Batmanka. W zestawieniu z TDK to już niestety waga lekka, filmik ciutkę przegadany z początku (gadki Ducarda są irytujące) ale też stawiam mu 8/10. Zdecydowanie za mało Scarecrowa!
The Man Who Cried - w głowie mi się nie mieści, jakim cudem tak dobry film z tak rewelacyjna obsadą mógł pozostać niezauważony. Mamy tu coś jakby przekrój historii Żydów na początku XX w. - od przesiedleń z Rosji, przez II WŚ, aż do amerykańskiego azylu. Śledzimy losy Suzie, dziewczyny próbującej śpiewem w operze zarobić pieniądze na podróż do Ameryki, gdzie ma nadzieję odnaleźć ojca.
Fantastycznie gra ją Christina Ricci, znakomita młoda aktorka, obecnie marnująca się niestety w kiepskich horrorach. W pozostałych rolach m. in. Depp (którego rola ogranicza się do cygańskiego wyglądu), Blanchett i Turturro (oboje na swoim standardowym poziomie).
TMWC jest filmem rozegranym przez specyficzny, oniryczny klimat i nieśpieszną narrację. Nastrój podbija świetna muzyka z wykorzystaniem słynnych arii operowych i piękne zdjęcia.
Ujął mnie dość ciekawy patent scenariuszowy: nie ma tu żadnych okrutnych, wstrząsających scen, do jakich przyzwyczaili nas m.in. panowie Spielberg i Polański w swoich drugowojennych filmach. Są ciche tragedie, rozgrywające się zawsze gdzieś w pobliżu, u sąsiadki, współpracownika czy ukochanego. Rzecz warta odnotowania w dobie wyścigów pod hasłem "najbardziej wstrąsająca scena II WŚ". Bardzo polecam.
9/10
Swimming Pool - interesujące studium pisania powieści i zabawa z widzem w jednym. W pierwszej chwili zakończenie wywołuje lekkie WTF, ale po chwili wszystko staje się jasne. To jeden z tych specyficznych filmów, które przyciągają uwagę mimo braku konkretnej akcji a nawet (do pewnego momentu) fabuły, oszczędnymi dialogami i pozornie nieistotnymi szczegółami. Znakomita Charlotte Rampling w roli głównej.
8/10
Close Encounters of the Third Kind - Co prawda ostatni kwadrans tego filmu to tandeta pełną gębą, ale cała reszta to wciąż najwyższej próby stary, dobry Stefek, od którego nie można się oderwać; oraz przefantastyczny Dreyfuss (brak choćby nominacji, to żart). Miło sobie było przypomnieć.
Yes Man - w sumie fajny, przyjemny film, choć trochę za długi. Pomysł bardzo dobry, ale brak tu konkretnej fabuły - i dlatego się dłuży. Carrey jak zwykle fajny, reszta aktorów też niezła, całość moralizatorska - ale nie odpycha. Interesujący soundtrack, świetne napisy końcowe. Ot, miła komedyjka, po której nie miałem wrażenia, że straciłem czas. 7/10
Pusty Dom - z jednej strony naprawdę ładna, klimatyczna opowieść, ale z drugiej też i nieziemsko irytująca, przede wszystkim dzięki głównemu bohaterowi i niezamierzonej śmieszności paru błaznów planu drugiego i kilku scen. I zwisa mi, że to ponoć wielkie, mistrzowskie dzieło, w którym każdy detal się liczy i wszystko zostało zaplanowane. Polecam umiarkowanie.
Fast Times at Ridgemont High - kiedyś widziałem, ale już nic nie pamiętałem. Miło sobie było przypomnieć, aczkolwiek pośród wszystkich amerykańskich filmów kumpelsko-szkolno-młodzieżowych ten jest najbardziej pusty. Właściwie zobaczyć można go z dwóch powodów: dla całej plejady gwiazd przewijających się tak na pierwszym planie, jak i w tle (znajdź wszystkich!); dla dwóch znanych lasi szpanującymi ładnym, młodym ciałkiem i piersiami w paru scenach. Reszta mocno, oj mocno się postarzała i praktycznie ani bawi, ani to odkrywcze, ani nic.
12 Angry Man - najlepsza próba analizy amerykańskiego systemu sądowniczego i jeden z lepszych filmów gadanych jakie widziałem. Lumet z jednej strony opowiada trzymająca w napięciu historię dochodzenia, z drugiej - pokazuje typy ludzi wybieranych na ludowych przedstawicieli sprawiedliwości i zadaje pytanie: czy takim osobom można powierzyć ludzkie życie? Przypuszczam, że nie każda ława przysięgłych ma w swoich szeregach Henry'ego Fondę. A najlepsze jest to, że te całe dochodzenie do prawdy może być po prostu makiaweliczną manipulacją; w filmie nie poznamy prawdy ostatecznej.
9/10
One Fine Day - zaskakująco dobra komedia romantyczna. Inteligentna, zabawna, realistyczna. Pfeiffer i Clooney przesympatyczni, dzieciaki też fajne. A na dokładkę świetny soundtrack. Bardzo polecam.
8/10
The Wrestler- niezwykły i poruszający film o zapaśniku który poszukuje odkupienia swoich win. Niezwykle emocjonujący pod względem aktorstwa i dbania o najmniejsze detale tego co widać na ekranie. Wzruszyłem się nawet co mi się nie często zdarza.
Jedyny minus to nadużywanie kręcenia tyłu głowy Rourke. Taki chwyt reżysera, ale jak pokazywał jego łeb za każdym razem jak gdzieś sobie spacerował to już trochę drażniło.
9/10
Jedwabne życie: O matko, jaka nuda. Dziewczyna chodzi i udaje że ma raka, żeby nikt nie zauważył ciąży. Żenada. Potem godzinny wykład o symbolice kapusty w tym filmie :/
1/10 (muzyka była fajna)
Transporter 3: Na odstresowanie, do piwa. Stężenie głupoty bije wszelkie normy. Normalnie Michael Bay i James Wong mogą się od tego filmu uczyć. Zastanawia mnie jedna rzecz: czy reżyser wiedział, że robi padakę, czy myślał, że rewolucjonizuje kino akcji
0/10
National Treasure: Book of Secrets - bajka straszna, do tego cholernie wtórna względem części pierwszej. Ale, cholera, dwie godziny minęły bardzo szybko, humor był w porządku i generalnie bawiłem się sympatycznie. Takie 6/10.
The Dead Zone - jedna z lepszych książek Kinga i, jak widzę, jedna z lepszych ekranizacji. Podoba mi się powaga w podejściu do tematu przez duet Cronenbergh - Walken. Piwo dla tych Panów; opowiedzieli tę historię bez używania charakterystycznych dla siebie reżyserskich/aktorskich sztuczek, z wyczuciem i bez popadania w kicz i tandetę (o co w ekranizacjach Kinga łatwo, oj, łatwo). Polecam, jeśli ktoś jeszcze nie zna.
8/10
A ogladałeś wersje zwykłe, czy rozszerzone?
Znachor - jeden z najlepszych rodzimych filmów. Świetna historia, aktorstwo, muzyka i klimat. Momentami pachniało troszeczkę "Lalkę" sam nie wiem czemu. Polecam film każdemu, odkąd go zobaczyłem pierwszy raz (z 10 lat temu) wracam do niego zawsze gdy jest w tv. Ogląda się znakomicie.
8.5/10
Sami Swoi - początek trylogii Chęcińskiego. Perypetie Karguli i Pawlaków śmieszą niezmiennie od dawna. Świetne dialogi, masa kapitalnych scen, a przede wszystkim odtwórcy głównych ról Czapki z głów
8.5/10
Nie ma mocnych - najlepsza część trylogii. Pawlak i Kargul jeszcze zabawniejsi, sytuacje jeszcze śmieszniejsze (spacer z pastowanym kabanem po lesie ) i fajny wiejski klimat dużo bardziej odczuwalny niż w części pierwszej. Film w pierwszej trójce najlepszych komedii made in Poland.
9/10
"Ile waży koń trojański?" - ło panie przenajświętszy! Polskie kino jak każdy średnio zorientowany pewnie doskonale wie - zdycha (nie liczę festiwalowych filmików, których oprócz reżyserów, 2 krytyków i kilku recenzentów zapaleńców i tak nikt nie ogląda - chodzi o komerycjne kino) i to coś idealnie wpisuje się w ten "trend". Kiepsko wyreżyserowane, źle zagrane (pani główna to chyba większe drewno niż Hoff w "Anakondzie 3") i ze szczątkową fabułą, z której i tak po prawdzie nic nie wynika, plus ze 2 dobre (znaczy jako tako śmieszne) dowcipy. Ogólnie cienkie w ciul i nie warte zachodu. Ostatnia scena chyba zapowiada sequel "Kingsajz", ale jeśli Machulski jest obecnie w tak "świetnej" formie, to może lepiej jakby sobie ewentualne kręcenie odpuścił 3/10
Clerks. - po raz n-ty. Cholera kocham ten film i tyle. Minusy co prawda on ma (amatorstwo i off wylewa się z wielu, wielu scen), ale całość jest tak nieodparcie śmieszna, ironiczna, gorzka, wciągająca, że można to wybaczyć.
The Flying Car - krótkometrażowka dla fanów Clerks. I tylko dla nich, bo choć to ledwie 6 minut materiału, to widzowie nie znający tych postaci i tego świata mogą wymięknąć.
Clerks - The Lost Scene - krótkometrażówka animowana, oparta na tych kartach scenariusza, których Smith nie zdołał zrealizować, bo wyszło by za drogo i za skomplikowanie. I dobrze, że nie zrealizował, bo scena jest mega-nie-śmieszna, niemal żenująca w pewnych momentach i w zasadzie nic nie wnosi do filmu. Każdy, kto zastanawiał się, co wynikło podczas tych 5 minut na stypie, powinien sobie darować. Lepiej popuścić wodze własnej wyobraźni.
Harsh Times - film urywa jaja. Żałuję, że nie widziałem go wcześniej, nic o nim nie słyszałem. Dopiero Mental (dzięki! ) zarzucił gdzieś linkiem do sceny z informacją iż Jim nie dostaje się do LAPD I super się to oglądało. Bale autentycznie dał czadu (ma dar do grania psycholi), rzadko który aktor potrafi grać wzrokiem. Bale nie musiał nawet fuckować, abym mógł odczytać jego zamiary. Ale fucki i tak robią swoje, zresztą o geniuszu Bale'a wystarczy przekonać się w scenie z telefonem od Federalnych... Dwa zupełnie inne tony rozmowy w ciągu minuty. Rodriguez też zacnie zagrał, ale jest zdecydowanie w cieniu partnera. Jakiś minus? Tak, chrzaniony bullet-time.
9,5/10
Policja: Fajny Kurt Russel i fajny klimat L.A. lat 90, ale ogólnie mocno schematyczne i przewidywalne filmidło. Nie potrzebne wydaje mi się mieszanie sprawy Rodneya Kinga do tego filmu. Nic specjalnie to nie wniosło.
6/10
Teoria chaosu: Scenarzysta próbuje zasypać widza taką ilością zwrotów akcji, żeby ten się pogubił. Wychodzi mu to nawet nieźle do momentu spoiler śmierci Stathama /spoiler, potem już wszystko jest jasne i przejrzyste. Generalnie film sprawnie zrealizowany i nieźle się ogląda.
5/10
Nawiązując do minirecek Arahana,
Kochaj albo Rzuć
Sporo śmiesznych tekstów, Kargul i Pawlak w takiej formie jak zawsze... ale Spoiler! Od momentu gdy dowiadują się że Jaśko zmarł film traci beztroskość Koniec Spoilera śmieszne sceny takie jak odkrycie córki Johna, radiostacja psi cmentarz oraz "Toć to szok " i kultowa"nadejszła wiekopomna chwila" są w mniejszości- jest trochę dłużyzn(szczególnie na paradzie) oraz na prezentacji polskich napisów, czy to na grobach, czy na szyldach. Jest i poprawność polityczna(zakwitające historyczne myślenie )
Generalnie film pół na pół- w Polsce wesoły, w Stanach taki smutny, nostalgiczny
Spoiler I czemu Kazmirz nie spełnił prośby brata i nie pochował go w Polsce?Po Spoilerze
Film dobry, ale nie nastraja pozytywnie tak jak Sami Swoi i Kochaj albo Rzuć.
8/10 Pożegnanie z bohaterami
Nie ma mocnych
Kiedy oglądałem ten film aż chciałem zawyć do dzisiejszych reżyserów: "Patrzcie tłuki, takie mają być komedie romantyczne!!!"
Reservoir Dogs - jakoś do wczoraj nie miałem sposobności zobaczyć tego filmu. Szczerze powiedziawszy, nie przepadam - jako widz - za kinem Tarantino; Reservoir Dogs nie zmieniło tego stanu rzeczy. Ale istotnie jest to najlepszy film Quentina; zwarty, trzymający w napięciu, pozbawiony quentinowskiej dialogowo - ujęciowej waty (z jednym wyjątkiem), fantastycznie zagrany przez ekipę kultowców. I tak wszyscy widzieli, więc polecać nie zamierzam.
8/10
Angel-A - widział ktoś może seriale Dotyk Anioła lub Autostrada do Nieba? Tu mamy to samo; życiowemu looserowi moce niebieskie zsyłają anielicę, która ględzi o potrzebie wiary w siebie, odnalezienia wewnętrznego piękna, samoakceptacji, bla bla bla. Taka se bajeczka na wzruszenie ramion; ani zabawna, ani wzruszająca, ani pouczająca. Ale punkcik wyżej przyznaję za wychuchane czarno - białe zdjęcia Paryża i Anję Garbarek na soundtracku.
5/10
Piekło i niebo - świetna polska komedia z 1966 roku, miejscami sięgająca po czarny humor. Zręczna satyra na zwyczajowe wyobrażenie nieba i piekła. Mimo swego wieku, wciąż aktualna. Oglądając zachodziłem w głowę, jak temu filmowi udało się przejść przez ówczesną cenzurę. Całe szczęście, jednak się udało.
Ten film przypomniał mi, że komedia może być rzeczywiście śmieszna, nawet po czterdziestu latach. I nie tylko tyle! Przypomniał, że nie każda komedia musi mieć scenę (tzw. dowcip) 'okołowydalniczą'.
9/10
Children of Men - boskie science-fiction Cuarona. Facet jest wielki. Właściwie nie mam się do czego przyczepić. Jeszcze większe wrażenie robi dzisiaj bo w migawkach pojawiają się informację o pandemii grypy w 2008 oraz 2009 roku jako krytycznym dla płodności ludzkości. Bez oceny, zakonserwować, zachować dla przyszłych pokoleń!
Historia przemocy- okropny ten filn, brutalny, dołujący, nudny momentami i nijaki, fajna końcowa scena,Viggo niezły, Ed Harris do niczego.6/10.
Historia Przemocy - wybitny ten film, brutalny, dołujący, momentami emocjonujący i pełen napięcia, piękna końcowa scena, świetny Viggo, świetny Ed Harris, i jak zwykle doskonała Maria Bello. 9/10
Yes, Man- pomimo tego, że to sztampa na maksa ogląda się sympatycznie. Spodziewałem się trochę więcej po tym filmie, ale po 10 minutach i kilku minach Carreya już jest wiadome, że będzie film w stylu Dick i Jane.
Na plus zdecydowanie muzyka w tym filmie. Poza tym bez rewelacji ale zawsze Carrey, Deschanel i Terence Stamp który kolejny już raz gra nawiedzonego guru sekty.
Na minus zbyt pozytywne przedstawienie tej sekty. Jak dla mnie jest to karygodne zwłaszcza w kontekście podatnej na różnorakie wpływy mło9dzieży.
Świetny motyw (bo wykonanie już nieco gorsze) z aresztowaniem na lotnisku.
Całość oceniam na 6/10
Tyle, ze w tym filmie nie ma zadnej sekty, a tylko program poprawienia sobie zycia. Zupelnie nieszkodliwy (bohater Carreya zle to zrozumial wszystko) :)
Closer - drugi raz od premiery kinowej; niestety nie podobał mi się już tak bardzo, wydał mi się zbyt teatralny, a miejscami zbyt napuszony i udający, że mówi o czymś niezmiernie ważnym. Niemniej i tak warto obejrzeć - głównie ze względu na Owena, który zjada pozostałych na śniadanie. No i dla fanów Natalki to pozycja obowiązkowa
W związku z tym, że jestem chory nadrabiam zaległości w oglądaniu. Było już Narc (genialny) i Yes, Man (mogło być lepiej). Teraz pora na 2 porażki:
Bedtime Stories - Ok wiem, że występ Sandlera powinien być dla mnie ostrzeżeniem ale fajny trailer i chęć obejrzenia dobrego kina familijno-przygodowego spowodowały, że byłem pozytywnie nastawiony do tego filmu. Jakie więc było moje rozczarowanie, kiedy okazało się, że film to jedynie bardziej złagodzona wersja Dont mess with Zohan. Kupę nonsensów, beznadziejna historyjka z d...y wzięta infantylna i nieciekawa, poza tym jakieś aluzje seksualne, strzały z broni do ludzi, kiepskie CGI, no a przede wszystkim kompletnie nie wiadomo skąd się wzięło nagle to czary mary. Nie no sorry. W ogóle scenariusz kupy się nie trzyma, początek jest jak z najlepszej baśni, a później to chyba połowa scenarzystów Holiłudu przy nim majstrowała, baśń ginie w natłoku kiepskich żartów i wygłupów Sandlera. Jeżeli tak ma wyglądać dzisiaj kino familijne, to ja dziękuję bardzo. Nijak się ma ten twór do Niekończącej się opowieści (wielki sentyment), Goonies, czy niedawnego Gwiezdnego Pyłu.
1/10 za Keri Russell
In the electric mist - Niby wszystko jest ok, potencjał jest, są niepokojące bagna Luizjany, jest Tommy, jest niesłuszna śmierć, półświatek typów spod ciemnej gwiazdy itd. Ale wszystko to już gdzieś było, poza tym film ciągnie się niemiłósiernie, jest ten film nijaki, nie wciąga. Generalnie widać jak na dłoni, że adaptacja książki scenarzystom nie wyszła. Może książka zawierała dużo powiązanych ze sobą wątków, których wszystkich w filmie nie dalo się zmieścić. Nie wiem. Książki nie czytałem i nie wiem czy przeczytam, bo film mnie do tego nie zachęca. 4/10
Karate Kid - mówcie, że słabe, że naiwne, że przesłodzone, ale mam do tego filmu ogromny sentyment. Zawsze oglądam go z niekłamaną przyjemnością. Fabuła prosta jak konstrukcja cepa, aktorstwo średnie (chociaż Pata Mority nie da się krytykować ), ale film posiada niesamowity klimat tych wspaniałych lat 80 i genialny motyw przewodni - You're the Best Joego Esposito. Sentymentalna podróż w dziecięce lata, kiedy to kibicowało się Danielowi No i nie zapominajmy o treningu - woskowanie, wcieranie, malowanie, itp
Mocne 7/10 - głównie z sentymentu
P.S: Military twój blog jest genialny
P.S 2: Mają robić remake ;/ główną rolę zagra syn Willa Smitha, a mentorem ma być Jackie Chan. Podobno dzieciak ma uczyć się karate grając na Wii ... WTF !?
Jestem legendą (wersja kinowa): Pierwsze 20 minut nawet niezłe (nie licząc CGI sarenek), fajne obrazki wyludnionego NY, w kilku scenach nieźle budowany klimat, ale ogólnie to kiepsko. Brak temu filmowi jakiegoś większego pomysłu. Bohater chodzi z psem, Spoiler:
bohaterowi zabijają psa, bohater spotyka bohaterkę, bohater ginie
. W czterech zdaniach streściłem cały film.3/10
Ponoć ma powstać prequel. To może być całkiem niezły film. Retrospekcje to jedne z lepszych scen w I am legend.
Fanboys
Trochę się zawiodłem na tym filmie. To znaczy, nie w takim stopniu, żeby uznać go za totalne nieporozumienie, ale przez większość filmu zastanawiałem się, co różni go od komedii w stylu "Harold & Kumar Go to White Castle", czy "The Pineapple Express" i wyszło mi, że absolutnie nic. Spodziewałem się po fanbojach większej jazdy po bandzie, a wyszło, że jest to, lekko tylko śmieszny, pean ku czci Lucasa i "Gwiezdnych Wojen" (nawet "Epizod I" jest zaledwie "smyrnięty" krytyką). Pojawia się masa "zaprzeszłych" gwiazd jedni mają lepsze epizody (np. Shatner, Rogen, czy Trejo) a inni byle jakie, na zasadzie, że się "mordka" z GW pojawia (Carrie Fisher, czy Billy Dee Williams). Film opiera się głównie - niespodzianka! - na nawiązaniach i tekstach rodem z GW, ST i innych geekowych produkcji, ale z poziomem tego bywa różnie. W każdym bądź razie nie bawiłem się aż tak dobrze a momentów do śmiechu było mało.
Ogólnie, odgrzewany kotlet i tyle.
17 Again
Pierwsza połowa filmu to prawdziwa katorga. Nie spełnia w ogóle swojej podstawowej funkcji. Humoru (jakiegokolwiek) jest jak na lekarstwo albo i w ogóle. Taka pseudo komedyjka, przechodząca czasem w ckliwy i pretensjonalny pseudo moralizatorski dramat. A na dodatek wszystko okraszone fatalnym aktorstwem głównej postaci (i nie tylko), licznymi wpadkami montażowymi i kiepskim postsynchronem w niektórych momentach.
Na szczęście, od mniej więcej drugiej połowy, film nabiera nieco tempa i od czasu do czasu można się uśmiechnąć, a czasami nawet mocniej parsknąć śmiechem. Wszystko to zasługa postaci Neda - przerysowanego fana wszystkiego, co związane z fantastyką, jednak w tym swoim przejaskrawieniu bardzo komicznego i sympatycznego. Wątek z "Władcą Pierścieni" wymiata!
Ocena: 4,5/10 (coś pomiędzy "poniżej oczekiwań" a "OK")
Bez Końca reż. Kieślowski - Film zaczyna się maksymalnie klimatyczną sceną.
Pan z owej sceny jak widać umiera. Zostawia żonę, dziecko i sprawę sądową pewnego przywódcy strajku. Pierwsza polowa filmu jest tak nasycona metafizyką i klimatem że aż kaszkiet spada. Jednak w ogólnym rozrachunku mam wrażenie że wątek żony, mimo iż opatrzony najlepszymi scenami i motywami został wepchnięty nieco na silę. Najważniejsza jest w sumie postać Barcisia. Śmieszna rzecz, chudzielec z Miodowych Lat czy innego gównianego serialu tutaj wyciska z roli tyle ile się da. Determinacja na jego twarzy jest miejscami obezwładniająca. Warto zobaczyć odbrązowiony portret Solidarnościowca, toteż film polecam.
Aha, w filmie w roli 'Amerykanina' pojawia się Morse z Aliena 3. :) - http://img19.imageshack.u...dripxvidmdx.jpg
Spirit - Sraka. Bez polotu, silący się na zabawność z warstwą wizualną zerżniętą z Sin City (paradoksalnie, reżyseruje Frank Miller). Strasznie męczące i nijakie w smaku. Żeby robić takie rzeczy trzeba mieć na nazwisko Tarantino, po prostu.
Tylko mnie kochaj - Zaczną od najbardziej rzucającego się w oczy elementu. A mianowicie dobór muzyki, oto przykład zabójczej sceny - ten zarośnięty z Kryminalnych przymierza różne ciuchy, a irytujący bachor się cieszy. Co słyszę w tle? 'Jak to policeman przeszukuje mnie, bla bla bla'. No ludzie, JEDYNYM warunkiem doboru muzy w tym czymś jest jego (utworu) ówczesna popularność. Żenua. Do tego całość jest na maksa nieśmieszna (z wyjątkiem może Karolaka, którego wydaje się być zwyczajnie sympatycznym burakiem :)). Oglądało się jednak dość bezboleśnie, dorobiliśmy z kumplem teorię o mechanicznej ręce niejakiego Antoniego i na tego typu dowcipach niskich lotów dojechaliśmy do końca. Aha, wspomniałem i o żenującym i wszechobecnym Product Placemencie? No to wspominam.
Armia Boga - najfajniejszy film o problematyce okołoreligijnej. Pięknie nakręcony, z fajnymi dialogami. Jego duuuużą, ale jedyną wadą jest brak jakiegokolwiek odniesienia do ziemskich skutków działań zbrojnych w niebie. Przez to trudno się emocjonować - bo cała ta wojna wydaje się zupełnie nie wpływać na ludzkość. Gdyby lepiej nakreślili zależności niebo-ziemia, byłoby bosko. A jest tak na 7/10.
U pana Boga za piecem- Możecie się śmiać, szydzić, ale co tam- jak dla mnie to jest (w swym gatunku, rzecz jasna)arcydzieło. Świetnie odegrane role (w szczególności proboszcz i policjant) Nie zmnieniłbym ANI SŁOWA, nie wywalił/nie dodał bym ani jednej sceny. Atmosfera tego filmu- idealna synteza tekstów, muzyki, zdjęć, krajobrazów, zaśpiewu zabużańskiego i gry aktorskiej(dla większości grających w tym filmie to był filmowy debiut!). Mym skromnym zdaniem, wyżej w tej konwencji zajść się nie dało.
10/10
Arjuna, córka ziemi- Ach, mam do niego sentyment;) Oczywiście zdaję sobie sprawę z wad. Nachalne ekologiczne przesłanie, to raz. Uproszczona psychologia postaci to dwa. Niektóre odcinki się za bardzo ciągnęły, a inne bywały wydumane to trzy. Ale to nie zmienia faktu iż bardzo tą produkcję lubię. Gdy inni oglądali na przemian pokemony i flinstone' ów, ja kochałem się w bohaterce Ta bajka stała się częścią mnie. Stąd wysoka ocena.
PS. Anime jest świetnie narysowane i ma piękniuchną muzykę, na dowód intro:
http://www.youtube.com/wa...feature=related
8 z plusem/10
Underworld - jako aktywny propagator idei "gota wrzuć do błota" 6 lat unikałem tego filmu; skoro jednak dali za darmo bilet na maraton z trylogią, to czemu by nie skorzystać? W sumie było lepiej niż się spodziewałem.. gotycko - matrixowy kicz wali wprawdzie po oczach, ale fabuła jako tako trzyma się kupy, Backinsale w skórach jest efektowna, sceny walk ujdą, a Nighy robi kultowe miny.
5/10
Underworld - Evolution - typowy hollywoodzki sequel czyli trzy razy więcej tego samego trzy razy szybciej. Fabuła mocno zdurniała od poprzedniego razu (a ta rezurekcja pod koniec to dno dna), scen walk więcej, efekty nieco lepsze - całość jednak raczej mnie znudziła. I rada do twórców: jeżeli już zatrudniacie aktorów pokroju Billa Nighy i sir Dereka Jakobiego - dajcie im chociaż jakieś sensownie rozpisane role.
4/10
Underworld - Rise of the Lycans - tym razem ktoś doszedł do wniosku, że formuła wampirzej rozpierduchy wyczerpała się,czas więc skupić się na Fabule i opowiedzieć underworldowe love story, którego echa przewijały się w poprzednich częściach. Masakra. Scenariusz, gra aktorska, reżyseria - bieda z nędzą. Na osobny opieprz zasługuje (nigdy nie sądziłem że to powiem) Bill Nighy, który stworzył postać tak groteskowo przegiętą - nawet jak na swoje możliwości - że aż żałosną. Odradzam.
2/10
Backwoods - Gary Oldman i zapyziała hiszpańska wioska odcięta od świata zewnętrznego - czego chcieć więcej ?? . Historia może i prosta - dwie angielskie pary wybierają się do opuszczonej niegdyś leśniczówki, jednak sielanka wkrótce zamienia się w koszmar, gdyż z pozoru niewinna mieścina skrywa niebezpieczną tajemnicę. Klimat klimat i jeszcze raz klimat panowie, zajebiste zdjęcia, minimalne użycie muzyki ( tylko w kluczowych momentach) , czysty brutalny realizm, bez zbędnych udziwnień. Krótko:
Znakomity obraz z cyklu "Don't fuck with the locals"
7/10
Bondowy wieczór się nie udał, ale dziś go dokończyłem.
Casino Royale - film akcji tak dobry, że aż chce mi się płakać ze szczęścia, gdy go oglądam. Chyba od czasu trzeciego Die Hard nie było tak dobrego filmu akcji. Nakręcony tak, że niemal nie da się rozpoznać ograniczenia wiekowego PG-13, choć miejscami naprawdę brakuje bluzgów. Skróciłbym może tylko scenę grania w pokera - choć mnie osobiście ona nie nuży to słyszałem zarzuty, że jest nudna. Craig rządzi ze swoją facjatą pod tytułem cholera-go-wie-czy-on-brzydki-czy-przystojny-ale-na-pewno-bałbym-się-mu-spojrzeć-w-oczy. Do tego inteligentna i logicznie ułożona fabuła z dobrze zarysowanym bandziorem i kobitą Bonda. Ach...
Krótko o "Quantum of Solace": http://forum-kmf.fc.pl/vi...p=141973#141973
Po Offtopie.
Disaster Movie- "Ło matko! Syf niemożebny!" Tymi słowami mógłbym zakończyć tą reckę, ale nie. 1.Aktorstwo: Żenująco-gówniarski poziom; NIKT, powtarzam NIKT nie wybija się na milimetr powyżej dna.
2 Scenariusz- napchany do granic możliwości aluzjami do niedawnych premier. Pisany na kolanie, wypełniony wpadkami logicznymi.
3 Realizacja- partactwo i nieudolność wspięły się w tym filmie na szczyt możliwości, i Bóg mi świadkiem, pewnie długo nie zobaczę czegoś równie fatalnego.
4 Ogólne wrażenia- moje odczucia po tym filmie idealnie oddaje wypowiedź Michała Figurskiego na dzień po wyborach '05.
Reasumując-jeśli kiedykolwiek będziecie zmuszeni by obcować z tym czymś, to po seansie wkradnijcie się do sali z wyświetlaczem, wyrwijcie taśmę, oblejcie benzyną i podpalcie. Zróbcie chociaż to.
1/10 w pełni zasłużone
A teraz coś pozytywnego
5 koło u wozu, 2009 Creatyvni
Względem fabuły: Otóż 5 młodych ludków, wieczny chłopiec Robin, jego była dziewczyna piosenkarka Natalia, para Jarek&Karolina oraz obecny chłopak Natalii, Marcin wyjeżdzają na wakację na działkę. Wkrótce zaognia się konflikt...
Tak to jest produkcja amatorska, ale wygląda jak profesjonalny film (kamera HD o ile się nie myle). Zacznijmy od minusów
-Miejscami lekka teatralność sytuacji
-Niektóre sceny ociupinkę za długie
-Niewykorzystany potencjał nocnych strachów:)
No to teraz plusy. Jak na produkcję amatorską to jest fajnie zmontowana, role jak na naturszczyków dobrze zagrane(zwłaszcza główna para), sporo śmiesznych scen i tekstów. Ciężko mi o obiektywizm- w końcu to NASI zmajstrowali film:) Jeżeli dotąd was nie przekonałem do owej sympatycznej komedii romantyczno-obyczajowej... no to obejrzyjcie ją dla sceny koncertowo-pościgową-tyle rzec nie mogę by zbytnio nie spoilerować. Hitch ów film chyba już obejrzał (jeśli wszystko poszło zgodnie z planem), więc on będzie bezstronnym recenzetem. A wy obejrzycie w Czerwcu jak wpuszczą "5 koło..." do sieci.
PS Ten film miał oficjalną premierę w Mińskim Światowidzie, był w Siedlacach, był nawet i w Warszawie(nie wierzysz? http://creatyvni.com/news.php?readmore=60) więc myślę że można go traktować poważnie i dawać recenzję w neizaleźnych portalach.
Crank 2: High Voltage - ostra jazda bez trzymanki, mocniejsza i bardziej zwariowana niż w pierwszej części. Tu twórcy zerwali jakiekolwiek hamulce. Zero scenariusza, czysta improwizacja. W napisach końcowych widać, że ekipa bawiła się po prostu świetnie. Kilka fajnych cameo (Ron Jeremy ), dobra muzyka, niezłe zdjęcia kręcone z ręki. No i kultowy zwrot Fuck you, Chelios. Jeżeli kogoś jedynka nie kręciła ten niech nie sięga po dwójkę bo się przerazi
Fabuła 0/10
Aktorstwo 2/10 (Za Stathama:))
Muzyka 8/10
Zabawa 10/10
Fuck you Chelios 10/10
[ Dodano: Pią Maj 15, 2009 12:32 ]
Adrenalina 2 - Żałosny i głupi film. Fabuła to chyba jakiś żart%-) Niektóre sceny naprawdę bardzo niesmaczne, wręcz żenujące. Ode mnie 2/10.
Szybko i wściekle - W sumie to nawet mi się podobał:) Akcja, powrót "starych" bohaterów, kilka fajnych aut, fabuła niczego sobie. Jest kilka scen typowo bajkowych, ale wiadomo, że w takim filmie one po prostu muszą być. A niech będzie 7/10
Accidental Husband - już nigdy nie będę ufać koleżankom jeśli chodzi o komedie romantyczne Sztampa, nuda. Jedyny plus - piękna Uma Thurman. Się trochę zdziwiłem jak zobaczyłem Watchmenowego Komedianta w roli Don Juana.
2/10
Okuribito - Wiecie, ten od tegorocznego Oscara. Spodziewałem się czegoś lepszego, bo w tamtym roku rzeczywiście wygrał najlepszy z nominowanych filmów, tak w tym przynajmniej dwa były lepsze od tego japońskiego. Film jest dobry, żeby nie było, ma nawet jedną kapitalną scenę: bohater po pierwszym, obleśnym dniu w robocie po zobaczeniu martwego kurczaka na stole niespodziewanie wymiotuje a zaraz potem zaczyna dobierać się do swojej żony - może brzmi troche absurdalnie, ale jest zrobiona na poważnie i robi wrażenie. Jest też inna dobra scena, z obserwowaniem łososi, która jest jednak troche zerżnięta przez to, że pod jej koniec bohater tłumaczy ją przypadkowemu facetowi. Reszta jest nudnawa i jak dla mnie zbyt ckliwa, liczyłem na inną końcówkę, a nie takie sentymentalne, rodzinne obrazki. Zaskakująco dużo komediowych akcentów. Na koniec muzyka - piękna, ale chyba troche zbyt natarczywa i dosłowna 7/10
Sukiyaki Western Django - Lekki zawod. Ani to specjalnie porywajace ani zabawne, epizody Tarantina takie ło, mogą być. Gdyby skrocic ten film o 30 minut bylo by lepiej bo pojawiaja sie zastoje i nuda. No ale film ma ladne, plastyczne zdjecia, kolorki, swietnie kostiumy, wcale niezle krwawe strzelaniny. A chyba najwieksza wada tego filmu jest to, ze azjatyccy aktorzy pitola po angielsku Slabo
6/10
Idealny facet dla mojej dziewczyny - chyba coś się ze mną stało, bo po tym jak prawie zszedłem z tego świata oglądając padakę pt. Testosteron, najpierw całkiem nieźle bawiłem się na Lejdis, a teraz na tym.
Scenariusz jest niesamowicie konwulsyjny, wątek z Olbrychskim mógłby spokojnie wylecieć do kosza, ale dialogi, sceny czy wątki (pielgrzymka dziewic na szczudłach do Częstochowy) zwyczajnie mnie rozbawiły. Aktorsko też nieźle, chyba właśnie zostałem fanem Izy Kuny.
6/10
Charlotte Gray - przeciętne widowisko historyczne z dobrą, ale nie porywającą obsadą. Można obejrzeć, ale w sumie niewiele potem w głowie zostaje.
The Wedding Singer - bardzo lubię ten film więc z radością sobie powtórzyłem. Świetny, typowy w sumie Sandler - jest zabawnie, sympatycznie, trochę życiowo i chamsko, ale bez przesady. Na odprężenie jak znalazł.
Mutant: Fabularnie jest to kolejny film z cyklu "stworzyliśmy coś, co wymknęło się z pod kontroli", ale Del Toro bardzo dobrze buduje klimat. Te tunele metra naprawdę robią wrażenie i ze dwa razy prawie się przestraszyłem. Świetnym pomysłem jest dzieciak z autyzmem. Na minus, okropny happy-end.
7/10
Jak ugryźć 10 milionów 2: Jedynkę zapamiętałem, jako fajną komedię. Dwójka jest przeszarżowana i przewidywalna. Widok płaczącego pijanego Willisa nie śmieszy mnie, tak samo jak dwóch facetów budzących się w jednym łóżku po całej nocy chlania. No, ale parę fajnych żartów było i nie żałuję czasu poświęconego na ten film.
5/10
Nick i Norah - Spodziewałem się czegoś lepszego. Typowa papka amerykańska, mało śmiechu, dosyć typowe zakończenie. Raczej odradzam 4/10
Oj, nie zgadzam się. Więcej w recenzji, jak uda mi się znaleźć czas, żeby ją dokończyć .
Get Carter a.d. 2000 - zapowiadało się nieźle. Sly w garniaku już w pierwszej minucie jest niemiły i rozwala dłużnikowi facjatę. Potem jest niestety gorzej, znacznie gorzej. Nie spodziewałem się poziomu znakomitego oryginału, ale jakieś gadki, ugrzecznienia i morały, to trochę nie w stylu Sly'a. Irytuje obsada. Cook wygląda co prawda ładnie, McGinley jak zwykle się sprawdza, a Rourke jest w formie (także fizycznej), ale cała reszta irytuje, jak Cumming, lub rozczarowuje. Szkoda też pałętającego się po kątach pierwszego Cartera, czyli Caine'a. Jest co prawda parę fajnych scen, jak pościg między choinkami (gdzie auto wraz z drzewkiem zmiata jakąś parę kupujących ), czy pojedynek w windzie, ale przekombinowany montaż i krzykliwe ujęcia burzą całą atmosferę. Reasumując: wielki przeciętniak i niepotrzebny remake. Obejrzeć można, ale chyba lepiej przypomnieć sobie oryginał.
Everyone Says I Love You - robiony na starą modłę musical, z typowo allenowskim poczuciem humoru. raczej dla fanów musicali.
Popiół i Diament - generalnie spodziewałem się czegoś lepszego. Całkiem przyjemny film, jednak w gruncie rzeczy jest to tylko komunistyczna papka propagandowa.
Ucieczka do Zwycięstwa - znakomity film. Jestem wielkim fanem piłki nożnej, zawsze, gdy Reprezentacja gra na Śląskim jestem na meczu, oglądam mecze w TV (prawie każdą ligę) i sam gram w piłkę. Ten film to coś wspaniałego.
Historia grupy jeńców, która zagra mecz z kadrą Niemiec, a wszystko to w czasach II wojny światowej.
Na plusy zdecydowanie:
+ świetna obsada (Stallone, Caine, Von Sydow)
+ gwiazdy światowej piłki tamtych lat (nawet Kazimierz Deyna!)
+ niezła muzyka,
+ bardzo dobrze pokazane akcje piłkarskie,
+ całkiem niezła fabuła,
+ świetny klimat
Minusy:
- nie ma
Mam ogromny sentyment do tego filmu, gdy tylko mam okazję go obejrzeć to zasiadam przed TV. Mam go nawet nagranego na VHS
Podczas seansu nie dłuży się, wywołuje emocje (śpiewanie Marsylianki przez kibiców pod koniec meczu ! ) i pozytywnie ładuje energią.
Polecam gorąco !
8/10
P.S: Ta scena w połączeniu z muzyką po prostu mnie niszczy !
http://www.youtube.com/watch?v=VpnxiLjgpsU
Chasing Amy - jaki ten film jest świetny! Wreszcie nieirytujący Affleck, piękny scenariusz, świetne dialogi, jak zwykle megaczaderski występ Jaya i Cichego Boba. DZIEŁO. Nie wiem czy nie najlepszy film Smitha, na pewno w pierwszej trójce. Sztuką jest opowiedzieć o miłości w sposób nieszablonowy, ale mistrzostwem jest obrócić żarty o łamaniu zębów przy robieniu minety w coś poważnego
10/10
[ Dodano: Wto Maj 26, 2009 18:36 ]
Anioł zemsty: Schemat goni schemat, ale i tak podoba mi się ten film! Zrobiony jest w starym, dobrym stylu, bez szybkiego montażu, bez żadnych młodych aktorów. No i wyśmienity Irons, który rządzi każdą klatką tego filmu. Nawet jak go nie ma, to i tak czuć że to JEGO film! Fabuła jest poprawna, dobrze napisana intryga, trzyma się kupy.
W oczekiwaniu na "State of Play" może być
7/10
A Mighty Heart - dobra, choć przez większość czasu stonowana rola Angeliny. Poza tym niezła opowieść o śledztwie, które daje nadzieję. Niby na faktach i wiadomo jak się skończy, ale ogląda się bardzo dobrze.
City Island - premiera ma być na jesieni. Ja polecam, bo to świetny, pogodny film z bardzo dobrym aktorstwem. Jest trochę sztampy i schematów, jest trochę niepotrzebnych mądrości i finał nieco kopie po gałach, ale w całość wchodzimy jak w masło. Naprawdę proste, przyjemne kino, którego tak chwilami brakuje dziś.
Osobliwości Narodowego Rybołówstwa(Rosja 1997)- 5 przyjaciół wybiera się na ryby na weekend. Bardziej od ryb istotniejszy jest...alkohol.
A więc krótko:
+ Kreacje głównych bohaterów
+Generał Michałycz i jego nieśmiertelne cygaro
+ Piękne krajobrazy przy fińskiej granicy
+ "Słowiański charakter"
+ Sporo śmiechu...
- ..ale raczej sytuacyjnego, i czasami, nieukrywajmy, prostackiego
- Pod koniec dynamika siada
Filmik całkiem spoko. Na popijawę z kumplami w weekend idealny.
Nooo, 6,5/10, po paru Żywcach 7,5.
Eeee... musiałem być chyba skrajnie trzeźwy gdy to pisałem.
Film to mocne 7.5, a promile tylko podwyzszają
Od zmierzchu do świtu - ten film to dla mnie miłość od pierwszego zobaczenia
Odkąd kiedy to będąc 12 latkiem zobaczyłem go późno w nocy w TV (rodzinka na weselu ) oglądałem go za każdym razem kiedy tylko był emitowany.
Niesamowita obsada: Clooney, Tarantino, Keitel, Lewis, Marin, Savini i Trejo w połączeniu z absurdalnym scenariuszem po prostu miażdży. Mnóstwo krwi i flaków, gore pełną gębą
Do tego fajne dialogi i ciekawy humor. Aktorzy wyraźnie czuli atmosferę zabawy bo film to jedna wielka jazda bez trzymanki A kapela w knajpie grała kapitalnie
7.5/10
A kapela w knajpie grała kapitalnie
Oj i to nie tylko. ZZ Top - "She's Just Killing Me", "Dark Night". Ale oczywiście Tito & Tarantula wymiatają szczególnie jak grają na trupach
EDIT: Znowu ktoś się bawi w modelowanie dyskusji na forum. Muszę sprawdzić - może jest jakiś konkurs na najbardziej nadgorliwą moderację w internecie?
Coraline - Selick zrezygnował (trochę szkoda) z niesamowitego klimatu książkowego pierwowzoru i poszedł w swoją standardową groteskę wspomaganą toną cudownych pomysłów wizualnych. głosy podłożone świetnie (zwróćcie uwagę na Keith Davida dubbingującego Kota!), piękna muzyka Bruno Coulais (nazwisko do zapamiętania), film jako całość pomyślany perfekcyjnie i dopięty na ostatni, hm, guzik. No a ten design wizualny, te postaci, te cudnie skomponowane kadry! Podziwiam wyobraźnię Selicka i jego zaangażowanie w twórczość; widać w jego filmach, ile serducha w nie wkłada. Piękna, fantastycznie zrealizowana, oldskulowa trochę w duchu animacja. Polecam
8/10
Eternal Sunshine of the Spotless Mind- nie wiem dlaczego ale podchodziłem do filmu z początku jak do komedii romantycznej. Na szczęście seans pokazał jak bardzo się myliłem. Genialny obraz pokazujący jak wspomnienia są dla człowieka ważne i nie powinno się ich ot tak wymazać, po prostu się nie da. Głębokie spojrzenie w ludzką psychikę i w to jak trudno zapomnieć swojej prawdziwej miłości. Świetne role Carreya i Winslet oraz całej obsady która im towarzyszyła. Poruszający i wzruszający film która zapada w pamięć na bardzo długo.
Gorąco polecam
10/10
Kod Leonarda Davinci - Za dlugi. Rozlozylem go na 3 dni Nie mam nic przeciwko dlugim filmom pod warunkiem, ze robia go takie kozaki jak Scorsese czy śp. Leone. Sam film taki sobie. Troche przynudza ale oglada sie bez wiekszego bólu, niemniej ksiazka mi sie bardziej podobala.
6/10
Terminator 3 - to cienki film jest.
Body of Lies - Ridley traci formę, albo akurat nie miał niczego pod ręką i postanowił na wakacjach nakręcić coś aby zapełnić nudę. Ten film ciągnie się w nieskończoność. Ma parę fajnych momentów (jak np. porwanie Ferrisa na pustyni), ale generalnie fabuła trąci tu brakiem jakiegokolwiek zawiązania bohaterów z wydarzeniami. Co więcej, BoL jest tak anty-Scottowy, że szok. Niby jest dynamicznie, zgrabnie skręcone i ukazane, ale zdecydowanie za mało interesujące i absorbujące. Gdzieś w połowie seansu trzymałem kciuki, aby:
- DiCaprio zastrzelili laskę ze szpitala, wtedy chwyciłby za broń i byłaby jakaś akcja przynajmniej
- Russel wezwał przez radio A-10 i zrobił sieczkę nad Ammanem
Nic z tych rzeczy, a skopana końcówka (do momentu połamania paluszków było jeszcze w granicach akceptacji) dopełnia tę klęskę.
Rola Crowe'a mi się podobała wbrew pozorom. Niby lata z telefonem itd. ale fajnie udaje takiego gryzipiórka cwaniaczka. DiCaprio trzyma na swoich barkach resztę bo tak naprawdę przez 95% projekcji widzimy tylko jego. Daje radę.
5=/10 i to naciągane.
You Kill Me - kurde, sympatyczny, ciepły film W cholerę sztampowy (szczególnie pod koniec), a w pokazywaniu Polaków na maksa schematyczny (mamy wódkę, kiełbasę, pierogi i Na zdrowie, reszta już typowo po englishu), ale bardzo fajnie się ogląda. Kingsley klasa sama w sobie, reszta obsady też się sprawdza. Sporo tu głupot, kilka wątków pozostawionych ot tak sobie (choćby cały epizod Pullmana) i generalnie można mieć dużo zastrzeżeń, ale podobał mi się. Jest fajny, wisielczy humor, no i kilka scen jest kapitalnych. Polecam. Mocna 7.
Wczoraj TVP puściła Blood of the Innocent Taka żenułka VHS-owa, ale rozgrywa się w klimatach polskich. Fajna obsada - Hauer, Trzepiecińska, Rhys-Davies, Zieliński i sporo innych polskich aktorów:) Poza tym fil ten ma czaderski alternatywny tytuł AK-47: The Death Machine No i tagline ma miażdżący - Some must die so others can live .
Z sentymentu nie ocenię tego, bo pewnie ocena mieściła by się w przedziale od 0 do 2/10
Uśpieni: Levinson się nie patyczkował. Beztroskie życie czwórki przyjaciół zmienia się w koszmar, z którego nigdy do końca nie uda im się wydostać. Świetny scenariusz. Bez łatwych rozwiązań i bez happy-endu. Wyborna obsada, świetne role dzieciaków (aż szkoda, że Renfro potem zagrał tylko w "Uczniu szatana", a potem się stoczył), De Niro (ojciec Bobby to jedna z moich ulubionych filmowych postaci) i Hoffman grają koncertowo, ale najlepiej wypada Bacon. Jego spojrzenia na te dzieciaki długo nie zapomnę. Nawet Pitt mnie nie wkurzał, chociaż nie cierpię jego filmów z tego okresu (oprócz tych ze złotego roku 95).
Film którego nigdy nie zapomnę...
10/10
The Shining - czyli przypomnienie klasyka po latach. Nicholson po prostu przefantastyczny! Duvall też należą się duże brawa (a i też wcale nie uważam, żeby była tak brzydka jak wszyscy wokół sądzą - ba, ma nawet swój własny urok, a inna sprawa, że przez pół filmu biega jakby psu z gardła wyszła i wciąż płacze), za to niebagatelnie wkurzał mnie Lloyd - zagrał dobrze, ale te jego miny (szczególnie przerażenia) są zwyczajnie śmieszne. Cała reszta, cóż - legenda, z paroma genialnymi scenami i ze świetnym, niepokojącym klimatem (bardzo transowy film w ogóle - już od pierwszego ujęcia), który pozostaje na długo po seansie.
Terminator: Czytając o zakalcu od McG postanowiłem odświeżyć sobie oryginał. I powiem jedno: IDEAŁ. Więcej słów nie trzeba.
A ocena T:S z 4/10 spadła do 2/10 (za efekty).
Super Mario Bross - bijcie mnie, ale mam cholerny sentyment do tego filmu Masa fajnych wspomnień jest z nim związana. Obraz na podstawie kultowej gry, mimo iż sam mniej kultowy daje radę Super obsada - John Leguizamo, Bob Hoskins i Dennis Hopper, całkiem fajne efekty oraz niezła muzyka, a szczególnie piosenka Roxette - Almost Unreal.
Generalnie film to straszna chała bez fabuły, ale jak już mówiłem masa wspomnień nie pozwala mi go zjechać
6.5/10 - 1.5 zawyżone z sentymentu
The Game
Fincher u szczytu formy. Sam film zas bylby arcydzielem, gdyby nie ta francowata koncowka...
8/10
Hatchet - Po takim syfie jak nowy Piatek postanowilem sobie odswiezyc ten wyborny slaszer. Swietna rozrywka. Zero nudy, cycki, humor, wirtuozerskie gore ;] i najlepszy madder faker killer ever - Victor Crowley. Widac, ze jak sie chce to mozna nakrecic nowy slaszer w duchu oldskulu.
7/10
idealny facet dla mojej dziewczyny - rany, ale cienizna. obejrzalem poniekad przypadkiem, ale... maj gad. maj gad. nie jest to moze kupa kup, bo mimo ze zenujaca to nie ma dowcipów totalnie żenujących non stop (ale nie ma dowcipów). Wątek z Olbrychskim to wielkie WTF, a scenarzyści pokazali jacy są błyskotliwy i jak sprawnie operują symboliką wcielając głównego, 33 letniego, bohatera w rolę Jezusa. Whoa! Abstrahując już od tego, że koncept (abstrahując od WTF wątku Olbrychskiego) to zderzenie dwóch konceptów z filmów Smitha.
a scenarzyści pokazali jacy są błyskotliwy i jak sprawnie operują symboliką wcielając głównego, 33 letniego, bohatera w rolę Jezusa To był gag, nie symbolika Cróvko ty moja : )
No, domyśliłem się, że to był żart scenarzystów bo nieśmieszny był.
Potwory Kontra Obcy - miałem spore oczekiwania i nie zostały one zaspokojone. 3D uratowało częściowo seans, scena akcji z kolosalnym robotem w połowie filmu naprawdę robi świetne wrażenie dzięki przestrzenności (w kilku innych miejscach również, ale tam najbardziej). Niestety całościowo jest poniżej moich nadziei (które na szczęście ostudziły różne opinie w necie). Oj gdyby w PL premiera była równo z światową, to bym wyszedł pewnie zrozpaczony.
Pełniejsza opinia na blogasku: http://craven.polter.pl/
The Glass House - początek sztampowy: rodzice giną w wypadku, osierocone dzieci przenoszą gdzieś na drugi koniec Stanów. Potem jest lepiej i z dużymi możliwościami - podejrzenia, nieufność, tajemnice nowych opiekunów. Wszystko rujnuje końcowe 30 minut, które przechodzi w thriller próbujący udawać Hitchera i tego typu filmy. Żenada. 4/10 za środek filmu i Leelee w stroju kąpielowym. Ogółem jednak odradzam.
Winter People - obsada mocna, historia nieco naciągana i parę scen naciąganych, tudzież niepotrzebnie spłaszczonych, podobnież i dialogi, ale generalnie niezgorszy kawałek kina.
RED CORNER - żółte ludzie i ich prawo są złe, Ameryka i inne walczą o swoje na ich dzikiej, mega nieprzyjaznej ziemi - w sumie to prawie taki nowoczesny western typu "Człowiek zwany Koniem" czy inne . Ogólnie to spoko historia - coś mnie tak świta, że nawet może i na faktach toto (choć pewności nie mam, moze być, że nie na faktach ) - ogólnie - Giri jak cie moge, pani zółta fajna, rezta ok. Fabuła momentami full schemat, innymi momentami nawet fajna, reszta czasu ziewać się chciało. Giri niby taki dręczony, ale zawsze ładnie ogolony i nawet jeść mu się nie chce. Tak z 5/10 dam, w końcu fajna muzę i kilka dobrych scen z akcyjką ala wczesny Seagal trza nagrodzić, c'nie "Amistad" Żyda chyba lepszy był, a nawet "Death Warrant" z Jean-Claude tez jakoś fajniejszy się wydawał, bo chociaż skakali i się bili z półobrotu i inne.
Nothing (reż.: Vincenzo Natali) - jako komedia jest to po prostu tragiczne, ani razu nawet się nie uśmiechnąłem. W ogóle szkoda że tak fantastyczny pomysł posłużył za punkt wyjścia dla tak głupiego filmu. Ktoś powinien zrobić z tego thriller/horror.
4/10
Once Upon a Time in the West - kolejna rewelacja spod ręki Leone. dostrzegam tym filmie dekonstrukcję mitu Dzikiego Zachodu posuniętą jeszcze dalej niż dolarowej trylogii: tajemniczy "jeździec znikąd" nie jest bezinteresownym dobroczyńcą, bezbronna wdowa nie jest wbrew pozorom aż taka bezbronna i potrafi wykorzystać swoje atuty, magnat kolejowy to schorowany człowiek, którego w końcu pochłonęła wywołana przez niego samego lawina. Może nadinterpretuję, ale mamy tu obraz Ameryki zbudowanej na gwałcie, przemocy i intrygach, nie zaś szlachetnym wysiłkiem kolonizatorów. W każdym razie 10/10.
Ja bym tak nie przeceniał tej demitologizacji, według mnie nie można myśleć tak zero jedynkowo, że albo gwałty przemoc i intrygi albo szlachetny wysiłek - OUATITW przedstawia obie strony medalu - amerykę kolonizowali ludzie, którzy z jednej strony grzesznikami byli solidnymi, ale też swoją robotę odwalili jak trzeba, przecież taki ogromny obszar sam się nie zagospodarował.
Terminator - Se odświeżyłem bom dawno nie widzial. Efekty sie postarzaly. Najbardziej to widac na animatronicznym pysku Arnolda, ale klimat osaczenia i terroru pozostal ten sam co kiedys. Krew, przemoc, fucki. Kiedys mogli nakrecic powazny thriller sajens fikszyn z elektornicznym morderca. Az przykro patrzec, ze juz takich filmow sie nie robi vide T4 z pg13.....
9/10
Arnold w jedynce jeszcze sie dobrze nie wczul w role bo mrugal podczas strzalow i mial grymas kiedy wyważał drzwi pierwszej Sary
Prestiż:
Świetny film. Naprawdę dobrze napisany scenariusz, solidne aktorstwo, rewelacyjne zdjęcia. Za pierwszym razem nie nadążałem za tym, co się działo na ekranie. Teraz wszystko spokojnie obczaiłem Jest jedna rzecz, która mnie w tym filmie niemiłosiernie wkurza, mianowicie maszyna Tesli. Według mnie to idiotyczny pomysł.
8,5/10
Gwiezdne wojny: Epizod I
Lubię "Mroczne widmo", darzę ten film sentymentem z dzieciństwa. Ma wady, dużo wad, ale mimo to fajnie się go ogląda. No i jest Neeson. I świat nie wygląda tak CGI-plastikowo jak w kolejnych częściach. Największą wadą tego filmu jest kretyńskie zachowanie Jar Jara i niewykorzystanie postaci Darth Maula (tak to się pisze?). Ta postać miała potencjał, żeby stać naprawdę charakterystyczną postacią. Niestety zrobiono z niego niemowę, który jest w filmie tylko po to, żeby był jakiś pojedynek na miecze świetlne.
6/10
Gwiezdne wojny: Epizod II
Gniot zrobiony bez żadnego pomysłu. Najgorszy jest jednak Anakin. Nie wiem, gdzie Lucas miał oczy, że wybrał Christiensena. Mógłby on nauczać polskich aktorów, jak NIE powinno się grać w filmach. Pojedynek Yody z Dooku to porażka. Więcej nie chce mi się pisać bo nie warto, za tydzień kończymy z kolegą sagę.
2/10
Star Wars: Episode I - The Phantom Menace- szczeże powiedziawszy był to pierwszy mój krok w stronę sagi, pierwszy zaliczony w życiu epizod. Darzę ogromnym sentymentem, więc mało jest rzeczy które mi w tym filmie zgrzytają. Jest Neeson, fajne CGI i świetne wyścigi na tatooine. Jeden z najlepszych świetlnych pojedynków w sadze. Ciekawy początek sagi który nie pozwala się nudzić.
7/10
Star Wars: Episode II - Attack of the Clones- zdecydowanie najgorsza część sagi, dłużące się nudne sceny, drętwe dialogi i nieciekawa historia. Wygląda jakby robili to naprędce bez żadnego przemyślenia. Nieciekawe pojedynki świetlne. Jedyna co gra to świetne efekty które pasują do stworzonego tam świata.
3/10 za efekty i epickość niektórych sekwencji walk.
Star Wars: Episode III - Revenge of the Sith- najbardziej mroczna i brutalna jak na swoją baśniowość część nowej trylogii. Lucas zrobił tu świetną robotę, o wiele bardziej się postarali dzięki czemu ogląda się z wypiekami na twarzy. Epickie bitwy i niezwykle widowiskowe pojedynki świetlne to wielki plus tego filmu, oraz świetne a czasami mistrzowskie efekty specjalne. Powstanie Vadera jak dla mnie mistrzostwo.
8/10
"Wielki kanion" czyli symultaniczność spod ręki Lawrence Kasdana, niezła, ale tylko niezła, albo aż niezła. Tak jakoś mam, że wszystkie tego typu historie porównuję do "Na skróty", co - jak do tej pory - ujemnie wpływało na ich ocenę. No więc, w porównaniu z tworem Altmana, to troszeczkę miałkie i bez wyrazu, pozbawione tej szydery i autorskim spojrzeniem nieprzesiąknięte. Kilka scen bardzo fajnych (jak ta z zagubionym Kevinem Klinem w samym sercu opanowanego przez gangi Inglewood). Parę scenek zupełnie niepotrzebnych i silących się na melancholijną refleksję o przemijaniu, parę rówie niepotrzebnych i zupełnie o czymś innym. Właśnie w rozbiciu na różne tematy, nie bardzo do siebie pasujące i pozlepiane jakby na siłę, dostrzegam największą wadę tego obrazu. Jest miejsce na rozmyślania o człowieku postawionym wobec zagadnienia wieczności, scenki rodzinno - obyczajowe, jak i poruszające temat przemocy w mediach oraz dzielnicach wieloetnicznych (w czym trochę przypomina "Miasto Crashu" ; )) itd.. Niestety, z tej mieszanki ostatecznie niewiele wynika, scenariusz zaś sprawia wrażenie lekko wymuszonego. Ale i tak nieźle i w sumie polecam, bo to miły film i ponadpoprawnie wykonany (zdjęcia, muzyka, aktorstwo, zwłaszcza Danny'ego Glovera).
"Duchy Goi" - trochę jednak się zawiodłem. Myslałem, że będzie to biografia - jak w przypadku "Amadeusza" i "Człowieka z księżyca" - bogatsza, bardziej wielowymiarowa, o uniwersalnym przesłaniu i wykraczająca daleko ponad przedstawienie losów danej postaci. Tymczasem, można się dowiedzieć jedynie, że w Hiszpanii XVIII wieku był niezły burdel, szalała inkwizycja, a jak nie inkwizycja, to rewolucja i nikt nie mógł być pewien niczego, co budziło demony nie tylko na płótnach Goi, ale może przede wszystkim w ludzkich duszach. Postaci kiepsko rozpisane, niedbale i bez namysłu, jeśli chodzi o prawdopodobieństwo psychologiczne, ale - i to jest największy zarzut - w sposób, który nie wywołuje jakiegokolwiek przywiązania czy zaangażowania ze strony widza. Ot, marionetki na kartach historii.
Ja Cię kocham, a Ty z nim - tym razem dziewczyna wybierała film i ... następnym razem ja wybieram Lubię Carella, koleś nawet nieźle tutaj gra (odbiega od wizerunku głąba, który do tej pory wykreował), ale film jest strasznie średni. Nawet J. Binoche go nie ratuje. Jest kilka fajnych scen, kilka razy można się uśmiechnąć, a nawet wzruszyć ( wykonanie piosenki Let My Love Open The Door przez głównego bohatera), ale 10 minut po wyjściu z kina nie pamiętam na czym byłem. Można zobaczyć tylko po co ?
5/10 - głównie za poważnego Carella.
Crimson Tide - niesamowite jak ten film trzyma w napięciu. Przykład blockbustera, który nie irytuje głupimi tekstami, jest dość poważny no i znakomicie zagrany. Pojedynek z Denzela z Gene'm to prawdziwa maestria aktorstwa. A przecież dochodzi do tego równie wypasiony drugi plan - Gandolfini, Nucci, Mortensen, Zahn i Matt Craven. To chyba najlepszy film T. Scotta (choć w sumie Hunger też jest spoko, ale to inny gatunek). Aha, muzyka Zimmera, mimo, że miejscami patetyczna i nachalna to mocno ryje banię w deszczowej scenie wysłania marynarzy na pokład Arizony.
9/10
No i film jest z 1995 roku....
Blood Simple - oj dawno tego filmu nie widziałem już Początek przynudzał, ale im dalej w las, tym lepiej. Można się trochę przyczepić do niektórych reakcji i zachowań bohaterów, ale to detale. Całościowo film jest świetny i trzyma się kapitalnie (fantastyczne przejścia od sceny do sceny!). Końcówka wymiata, choć nieco naciągana. No i Frances urocza za młodu Polecam.
Elektroniczny Morderca 2 - Co za film! CO ZA FILM!!! Niesmiertleny klasyk. Nigdy mi sie nie znudzi. Tyle lat minelo, a efekty nadal kopią dupe. Kazda scena akcji niszczy, pojedynki T800 z T1000 tu synonim kultu, fabula caly czas mega interesująca mimo, ze zna sie ja na pamiec no i zakonczenie przy ktorym zawsze sie wzruszam. Film kompletny. 10/10 Nigdy nie bedzie lepszego Terminatora.
bardzo rozbawila mnie scena tuż po pokonaniu T1000, w ktorej Arnold wstaje i mowi - I need a vacation Nie wdzialem jej wczesniej. Dopiero teraz obejrzalem Pełną wersje filmu
bardzo rozbawila mnie scena tuż po pokonaniu T1000, w ktorej Arnold wstaje i mowi - I need a vacation Nie wdzialem jej wczesniej.
Była także w wersji kinowej/producenckiej.
Angel Heart - przypomniałem sobie dzisiaj i powiadam: naprawdę znakomita rzecz. Chandlerowski kryminał z domieszką metafizyki voodoo, sugestywny klimat Nowego Orleanu, dobra fabuła, brak łopatologii, przemyślane użycie strony wizualnej, świetna muzyka... Rourke dobrany rewelacyjnie, DeNiro rozgrywa swoją partię nie popadając groteskę (co musiało być dość trudne). Nie mam zastrzeżeń, 9/10.
End of the line - przyzwoity kanadyjski horror. Grupka pasażerów metra musi stawić czoła fanatycznym sekciarzom, którzy postanowili urządzić wszystkim Koniec Świata. Jak to fanatycy, do sprawy zabierają się z werwą, jednak pasażerowie nie pozostają im dłużni, czego wynikiem jest pokaźna ilość mordów z użyciem młotków, łomów i siekier. Dobre wyważenie miedzy napięciem a gore zadymą czyni film bardzo oglądalnym. 8/10
Les Revenants - dla odmiany brak gore zadymy. Zmarli wychodzą z grobów i mieszkańcy francuskiej mieściny muszą wymyślić, co z tym fantem zrobić. Po odbyciu cyklu nudnych nasiadówek władze postanawiają zmarłych włączyć z powrotem do swojej społeczności, co nie okaże się łatwe. Główni bohaterowie będą musieli zastanowić się, czy w obliczu zmian, jakie wprowadziła śmierć bliskich, ich powrót ma w ogóle sens. Do plusów filmu należą właśnie te nudne nasiadówki (z których dowiadujemy się min. że powrót umarłych nie będzie zagrożeniem dla systemu emerytalnego ), przeciętni a przez to wiarygodni bohaterowie, ogólne poważne podejście do tematu i muzyka. 7/10
The Last House on the Left (2009) - remake filmu Wesa Cravena jest mniej brutalny od oryginału, ale daje radę. W łapy brutalnego gangu przypadkiem dostają się dwie dziewczyny. Jedna ginie, druga zostaje brutalnie zgwałcona. Bandyci znajdują schronienie u nieświadomych (póki co) rodziców zgwałconej dziewczyny. Film ma dobre tempo i jest nieźle zagrany. Szczerze mówiąc, oryginał strasznie mnie wynudził, dlatego remake był dla mnie pozytywnym zaskoczeniem. Czekanie na ujawnienie prawdy i finałową rzeź było dość zajmujące. Sam finał zresztą też. Jak już robić remaki, to właśnie takie. 7/10
Krwawe Walentynki 3D
Kurde, ale fajny film! Dla mnie to spore - pozytywne - zaskoczenie. Po nijakim remake'u "Piątku 13" nie spodziewałem się, że nowa wersja "My Bloody Valentine" tak mnie pochłonie. Nie jest to może cud jakiś objawiony, ale ciekawa fabuła, plus kilka niezłych trików (np. pojawianie się mordercy w naprawdę niespodziewnych momentach) sprawia, że ogląda się to gładko i przyjemnie. Końcowy twist, chociaż z deczko naciągany, to ma tą zaletę, że generalnie nie sposób go przewidzieć a na dodatek do samego końca trzymani jesteśmy w niepewności.
Film polecam! Ocena: 8/10
P.S. Nie widziałem w horrorze jeszcze takiego 'hardkoru', coby całkiem goła panienka... i to tak długo na ekranie... heh...
Piątek 13-tego - Zawiodłem się niestety odgrzewany kotlet, w sumie niczym nie zaskakuje, nie przeraża. Można sobie obejrzeć ale raczej Was nie zachwyci... zdecydowanie za małooo. 5/10
Krwawe Walentynki - o jaaaa... co za debilny film:/ fabuła, gra aktorów, poziom grozy, głupota, zakończenie - to chyba największe minusy tego anty-dzieła. Zdecydowanie odradzam. 2/10 (tylko dlatego, że widziałem gorsze filmy...)
No, jak widać, są gusta i guściki. Można odebrać "My Bloody Valentine", jako film debilny, ale jak dla mnie, jako rozrywka jednorazowego użytku i typowy slasher sprawdza się dużo lepiej niż "Piątek 13", na którym kilka razy zdarzyło mi się przysnąć. Może z oceną trochę przesadziłem, jednak 2/10 Tylera wydaje mi się trochę dla filmu krzywdzące, zwłaszcza w zestawieniu z tym 5/10 dla "Friday 13th".
Crimson Tide - niesamowite jak ten film trzyma w napięciu. Przykład blockbustera, który nie irytuje głupimi tekstami, jest dość poważny no i znakomicie zagrany.
Również odświeżyłem sobie ten film. Pomimo tego, że czasami wyraźnie widać zapędy do scen patetycznych i mocno hollywoodzkich, to wspomniany duet pierwszoplanowych bohaterów z nawiązką rekompensuje słabsze momenty. Drugi plan również bardzo dobry, ze szczególnym wskazaniem na Mortensena. Gandolfini natomiast mi się nie podobał, przeszarżował ze swoją rolą chyba.
Tyle jest tych stanów w USA Kto by je wszystkie pojął.
Czas zabijania: Na wstępie napiszę, że uwielbiam Johna Grishama i tylko dzięki niemu zwróciłem uwagę na ten film, choć książki jeszcze nie czytałem. Potencjał był ogromny: trudna sprawa sądowa, rasizm, KKK, rozważania nad karą śmierci, czy prawo równa się sprawiedliwość (bez podtekstów). Niestety Schumacherowi średnio to wszystko wychodzi. Większość jego zagrywek to ograne schematy, raczej nie budzące emocji. Jedna scena jest wręcz komiczna: Spoiler:
Prawnik wraca do domu, dom płonie. Prawnik próbuje wbiec do domu krzycząc "tam jest mój PIES"
Ale ogólnie rzecz biorąc, film ogląda się naprawdę nieźle. Zwłaszcza drugi plan daje radę: Samuel L. Jackson za swoich dobrych czasów, Kevin Spacey świetnie gra sądowego gwiazdora, dwaj Sutherlandowie. Zawiódł mnie McConaughey. Zwyczajnie nie mogłem patrzeć na tą jego słodką buźkę. Zasadniczo większość zalet tego filmu to pomysły Grishama.
6/10
Muszę koniczenie przeczytać książkę
Titanic
Zupelnie nie pojmuje psioczenia na ten film. Cameron przeciez kazdy aspekt czy to przygodowy, czy romansowy (ktory nie jest banalny i słitaśny, jak niektorzy chca usilnie twierdzic) dopial na ostatni guzik ze znana sobie zelazna konsekwencja. Sama katastrofa poraza realizmem i groza, pozniejsze zamarzniete zwloki w wodzie dopelniaja tylko obrazu zywcem wyjetego z koszmaru. Tylko koncowy tekst Paxtona w sumie niepotrzebny. Ogolnie bardzo sie mi podobalo. Czasem warto sobie odswiezyc film sadzac, ze zna sie go na pamiec.
The Constant Gardener - odświeżenie z okazji zakupu DVD; wrażenia te same co przy pierwszym seansie: świetne realizacyjnie, inteligentne i wbrew pozorom niebanalne, rewelacyjnie zagrane; seans minimalnie psują powciskane w różne miejsca (zwłaszcza przedostatnia scena) hollywoodyzmy. Szkoda, że nie zachowano skrajnie pesymistycznej, wiarygodniejszej końcówki książkowej.
8/10
Street Figher: The legend of Chun-Li - dane mi było obejrzeć jeden z najgorszych filmów ever. Wow, po prostu Bartkowiak pojechał po całości. Zacznijmy od tego, że twórcom należy się pała z biologii. Film zaczyna się od sceny wspólnej gry na pianinie tatusia i córeczki. Tatuś skośnooki, córa również. Potem w wieku 12 lat (chyba) córa jakby zatraca azjatyckie geny i staje się z wyglądu europejką, by kilkanaście lat później w postaci Kristin Kreuk (ładnej bądź co bądź niewiasty) tworzyć amerykańskoazjatycki miks. To raz. Dwa. Chris Klein gra tu najgorszego policjanta w historii kina. Żaden policjant tak mnie nie rozbroił swoją cipkowatością. Trzy. To co zrobiono z niektórymi postaciami z uniwersum gry woła o pomstę do nieba. Bison? OMFG! W końcówce jest żenująco śmieszny. Barlog? Michael Clarke Duncan i wszystko jasne. Vega? Nędza. Pecha ma również Robin Shou - jak nie Mortal Kombat to teraz Street Fighter, tylko, że tu ktoś mu dokleił perukę z Biedronki. Zaś sama fabuła jest smętna i niedorzeczna (w kontekście zamiarów Bisona). A walk jest tutaj bardzo mało. Ach zapomniałbym - jest jeszcze Moon Bloodgood w negliżu jako ozdobnik.
Jest tu coś fajnego? Wbrew pozorom tak. Jak na PG-13 to trzy sceny nawet mi się spodobały: widok obciętych głów w kontenerze, Bison napier...jący w wiszącą jak worek bokserski kobietę i chlustająca dookoła krew, oraz wyjaśnienie tajemnicy Bisona. W paru momentach jucha tez fajnie tryska np. po strzale w głowę, ale nie jest tego dużo.
1/10 za film
2/10 za klimat Street Fighter
Coraline-bardzo, ale to bardzo przyjemna bajka że użyję tego słowa, ciekawe postaci i fabuła, film lepszy nawet niż sławne Miasteczko Halloween, pewnie w 3D by się fajnie oglądało, ale nie chciałam sobie psuć seansu polskim dubbingiem.No i piękna animacja.
Obejrzałem francuską "Klasę" (Entre les murs) i jestem autentycznie wstrząśnięty. Film dotyka tylu problemów społecznych, że powinien stać się "lekturą" obowiązkową dla studentów socjologii. Tym ważniejszy w Polsce, że pokazuje szanse i zagrożenia społeczeństwa multi-kulti, jakie niewątpliwie i u nas za jakiś czas się rozwinie.
Breach: Gdy mówiono o "Dobrym agencie" De Niro, zupełnie niezauważony przez kina przemknął się ten film. Młody agent musi rozpracować szpiega, który przez 25 lat zdradzał ważne plany USA. Scenariusz jest napisany poprawnie, bez jakiś oczywistych dziur logicznych. Świetny Cooper. Właściwie, gdyby nie on, filmu by nie było. Ten młody aktor też nie jest zły. Właściwie nie wiem, co więcej napisać, więc napiszę krótko: Solidne kino szpiegowskie.
8/10
Breach:
Też podobał mi się film, ale właśnie takie 8/10. Nic nowego.
Sterylnie, rzemieślniczo i klasycznie potraktowany temat, który tworzy film poprawny idealnie. Wszystko od linijki, nic poza ramy. Chris Cooper rzeczywiście szaleje, fajnie go zobaczyć w większej roli.
Beowulf - nie bic, po prostu nie chce odkurzać starego tematu.
Nie rozumiem potrzeby stosowanie permanentnego CGI - jeszcze dużo wody w Wiśle upłynie, nim graficy odwzorują wiarygodnie fakturę skóry. Ale ogólnie - ani nie znudził specjalnie, ani nie wkurzył infantylizmem, choć to może byc zasługą, że drugim okiem obserwowałem polowanie kota na moje konczyny. Fabularnie - prosto, ale nie głupio.
Że patetycznie? C'mon, to film o tym jak patos powstaje.
Takie 5/10.
The Illusionist - niewykorzystany potencjał. Ludzie, jak można było wrzucić do jednego filmu taka obsadę, taką scenerię, takiego kompozytora, taką tematykę, i zrobić z tego tak wyrobniczy, przeciętny "film z twistem"??? . Ma to jakieś tam zaczątki klimatu, ekipa aktorska na swoim standardowym poziomie - ale jestem pewien, że za tydzień nic już z tego pamiętać nie będę.
5/10
Live! - film, o którym chyba nikt nie słyszał. Nawet na IMDB ma niecałe półtora tysiąca głosów, mimo że wyszedł dwa lata temu. Pewnie strejt-tu-diwidi. Dziwne, bo główną rolę gra Eva Mendes oraz - dziś już znany - Jeffrey Dean Morgan w roli drugoplanowej. Ale z drugiej strony nie dziwne, bo film jest słaby.
Ciekawy koncept: ściemodokument o tym, jak twarda producentka telewizyjna (Eva Mendes) wpada na pomysł zrobienia jednoodcinkowego reality show z rosyjską ruletką w roli głównej. Wykonanie jest już mniej interesujące. Ogladamy jak się mierzy z przeciwnościami losu - tj. przekonuje szefów, załatwia kontrakty na reklamy i powoli tworzy program, w którym przegrany zabije się na oczach telewidzów. Eva Mendes to nie aktorka, która może udźwignąć na swoich barkach cały film i rolę twardej producentki, dlatego jedyną postacią, która mnie tu zainteresowała był Jeffrey Dean Morgan w roli poczciwego ojca-farmera, który jednak pojawia się tu bardzo rzadko.
W rezultacie zakończenie pozostawiło mnie bez większych emocji, chociaż film próbuje stawiać ważne pytania etyczne. Raczej szkoda czasu - wystarczy przeczytać streszczenie na IMDB i samemu zadać sobie te pytania.
Event Horizon
Spodobał mi się ten film. Klimat gęsty jak rtęć, scenografia, kostiumy, wszystko tip top (może pomijając przebajerzony silnik).Stosuje się dość ograne motywy, ale z dużą siłą. Potrafi solidnie przestraszyć. Obeszło się bez niepotrzebnej metafizyki. Tylko załoga, statek, i strach przed nieznanym.
Ode mnie 8/10.
wszystko tip top (może pomijając przebajerzony silnik)
I final...
Ale tez lubie ten filmik. Pokazuje, ze nie wszystko, do czego dotknie sie Anderson to kal :)
Event Horizon
(...)
Ode mnie 8/10.
Też lubię, prosty i dobrze zrealizowany pomysł, z świetną scenografią - jak dla mnie silnik również jest OK w tej konwencji. IMO Anderson potrafi(ł) wejść w nastrój i rzemieślniczo zrobić film - jak byłem dzieciakiem, to Mortal Kombat był dla mnie totalnie wypasionym filmem, Soldier też jest fajnym, lekkim sf-flickiem, pierwszy Resident też dawał radę.
Tylko to AVP totalnie, totalnie go przerosło.
Lola Rennt! - Pachnidło i - zwłaszcza - The International zwróciły moją uwagę na Toma Tykwera, postanowiłem więc sięgnąć po jego najsłynniejsze dzieło. Warto było.
Główny knyf fabularny to wprawdzie zrzynka z Przypadku Kieślowskiego (czego reżyser bynajmniej nie ukrywa), ale Tykwer rozegrał ten motyw inaczej, poszedł w stronę groteski i surrealizmu. O ile inne znane tytuły próbujące pogrywać efektem motyla i wpływem przypadkowości na ludzkie losy(wzmiankowany Przypadek czy filmy Innaritu) są BARDZO POWAŻNE, o tyle Lolę można traktować niemal jak dobry thriller z elementami komedii absurdu. Powiem szczerze, że dawno nie kibicowałem tak głównym bohaterom żadnego filmu. Scenariusz naszpikowany jest rozwiązaniami typu deus ex machina, ale reżyser sam wprowadza do niego cudzysłow w postaci patentów tak ogranych, że aż rozbrajających (motyw z szybą czy końcówka drugiego wariantu). I właśnie ten rezyserski nawias i zawieszenie filmu na nitce dobrej woli widza sprawia, że Lola Rennt! jest filmem niesamowicie bezpretensjonalnym i "fajnym w ogladaniu". O świetnej, sympatycznie efekciarskiej reżyserii, rewelacyjnej muzyce i standardowo bardzo dobrej France Potente (do twarzy jej w tej fryzurze) nawet nie chce mi sie wspominać.Polecam.
8/10
Princess Mononoke - nie wiem co mnie powstrzymuje przed wystawieniem 10, chyba tylko to że zabrakło mi takich emocji jakie towarzyszyły mi podczas oglądania Spirited Away. Tak czy inaczej to przepiękny film, owoc wielkiej wyobraźni. Ani przez moment infantylny, za to bardzo dojrzały i dorosły.
Once Upon a Time in the West - zostałem zmiażdżony. Film IDEAŁ. Jeśli ktoś w dalszym ciągu nie wie co to jest epa, to OUATITW jest kwintesencją tego słowa.
Ojciec Chrzestny: Kocham każdą klatkę tego filmu. Każdy gest Marlona Brando to mistrzostwo, każda nuta z soundtracku to szczyt perfekcji w dziedzinie muzyki filmowej. Co się będę rozpisywał. Dla mnie kinematografia dzieli się na dwie części: na Ojca Chrzestnego i całą resztę.
100/10
Enemy at the Gates - po raz 3, ale że drugi raz było na zakrapianym maratonie, to właściwie po raz 2, czyli po raz 1 od kinowego seansu. Cóż, film na pewno bardzo dobry, ale jednak mógł być lepszy. Przede wszystkim sztampowy, hollywoodzki romans w tle (w ogóle film jak na Annauda bardzo amerykański), poza tym drażniący swoją manierą angielscy aktorzy udający Rosjan, kilka niewykorzystanych postaci drugiego planu (jak Perlman, który pojawia się i znika) i parę scen, do których można się przyczepić. Na plus za to świetne snajperskie pojedynki, Harris, który jest klasą samą w sobie, hornerowska muzyka, która pomimo tego, że jest kolejną odnogą czegoś tam, to została bardzo dobrze dopasowana do klimatu filmu, no i właśnie...jest tu mimo wszystko klimat tej brudnej Rosji z czasów wojny, a i nikt się nie boi w ukazywaniu tejże, także jak ktoś strzela, to wiadomo, że będzie krew. Ogółem jak ktoś nie widział to polecam, ale tak na 7/10.
Jakoś koło drugiej pomyślałem: iść spać, czy jeszcze posiedzieć? Po czym mój wzrok padł na stojącą na półce ostatnią część serii o terminatorach (znaczy drugą oczywiście ). Znowu 10/10, a teraz już naprawdę idę spać :]
Say... That's a nice bike :]
BTW, rozwaliła mnie zajawka z tyłu pudełka :]
Terminator T-800, wojownik z przyszłości, robot w ludzkiej postaci, ma za zadanie uchronić od śmierci Sarę Connor i jej 10-letniego syna Johna. Zgodnie z wiedzą wojowniczego cyborga pewnego dnia chłopak poprowadzi ludzi do walki przeciw maszynom i okaże się wybawcą Ziemi. Musi więc przeżyć, by wszystko odbyło się zgodnie z przeznaczeniem. T-800 i Sarah mają przeciwko sobie niezniszczalnego prawie przeciwnika - wysłanego również z przyszłości, okrutnego i precyzyjnego w działaniu cyborga T-1000.
Jezus, Maria, Józef i wszyscy święci Ja chcę rangę "wojowniczy cyborg" :]
Mamma Mia!- krajobrazy ładne, zdjęcia ładne, piosenki też...tylko co z tego? Mamma Mia to cienki film i tyle. Ani Firth, ani Brosnan, ani Stellan Skasgard, ani nawet Meryl Streep nie uratują celuloidowego kiepa bez dramaturgii i wiarygodności psychologicznej. Film "nie boli" tylko jeśli wyłączymy mózg na czas seansu.
5/10
Vinci- no cudo po prostu! Dialogi i postacie w 100% wiarygodne, intryga miejscami przekombinowana, ale nawet na chwilę nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Nie można się przyczepić do gry aktorskiej(można ew. do sposobu zdobycia obrazu). Za to, iż jako 12 letni szczyl byłem na tym w kinie(ach, sentyment) daję aż 8/10
Trio z Belleville: Widziałem miłość braterską, siostrzaną, miłość rodzica do dziecka(i odwrotnie) ale jeszcze nigdy nie obejrzałem bezgranicznej miłości babci do wnuczka; babuni przyjdzie zmierzyć się z francuską mafią, a jej sojusznikami będą...
Co tu dużo mówić: urzekł mnie ten film(po avatsie widzę, że mojego poprzednika także;).
Cudna kreska, oryginalny pomysł, ciekawe postacie, lekki surrealizm... Drugie 8/10 w tym rankingu
Edit: Hitchu, oczekiwałem, że "kupię" postaci i ciąg przyczynowo-skutkowy. Nie wyszło.
Serio oczekiwales dramaturgii i wiarygodnosci psychologicznej po "MAMMA MIA"...?
Dust Devil Director's Cut
W domysle film o poszukiwaniu celu, siakimś odkupieniu... Dupa. Podstawówka lepiej gra. Film jest nijaki, bez werwy, emocji czy napięcia. Nie czuc że film dzieje się w Afryce - jak byk USA. Zdjęcia nijakie, dialogi nie mniej dretwe od aktorów. Mam problem z muzyką - kawałki fajne, ale niesamowicie gryzą się z obrazem. Na plus tło historyczne, urywki z radia i telewizji. Ale i tak kiepsko....
4/10
Resident Evil
W gry nei grałem, więc nie mogę sie odnieść, ale sam film całkiem fajny. Bardzo dobre zdjecia i muzyka dają fajny klimat. Fabuła nieoryginalna ale retrospekcje bardzo ładnie zrobione. Nie podobały mi się sekwencje gdy Jovovic skacze po scianach i leje się z zombiakami. Film ma kilka kapitalnych ujęć - otwarcie i zamknięcie są swietne. Solidna produkcja.
7/10.
Lesbian Vampire Killers - czyli Brytole podrabiają Sama Raimiego z jego wczesnych lat. Ze skutkiem, IMO, bardzo dobrym. Dwaj Angole na zadupiu swego kraju muszą zawalczyć z wampirami - lesbijkami, bardzo zdeterminowanymi, by ożywić swą królową Carmillę. Do tego cztery śliczne Niemki, wściekły wikary, średniowieczny bar dla gejów i średniowieczna klątwa, którą oczywiście bohaterowie muszą znieść. Co ja mogę dodać, that`s entertainment! 8+/10 bardzo mocne.
Dust Devil Director's Cut
Wayne's World - 9/10 - dawno się tak nie uśmiałem, najlepsza komedia 90's. Tylko tyle i aż tyle
Reality Bites - niby Linklater dla ubogich, hollytwoodzki bunt, łopatologia itp - ale, kurde, podobało mi się. Film "robią" głównie dialogi i konstrukcja postaci. Teoretycznie bohaterowie stanowią reprezentację określonych postaw osławionej "generacji x"(luzak - filozof, artystka z zacięciem na zmianę świata, japiszon), ale w trakcie seansu percepcja postaci w occzach widza ulega cięgłej weryfikacji. nikt nie jest jednowymiarowy, każdy może się zmienić, podjąć nieprzemyślane decyzje, zaskoczyć swoim zachowaniem. W sumie najlepszy film Stillera.
7/10
Serio oczekiwales dramaturgii i wiarygodnosci psychologicznej po "MAMMA MIA"...?
Oczekiwać tego jak najbardziej należy od KAŻDEGO filmu, nawet nędznego musicalu. Co najwyżej można było, więdząc że MM to gniot, się tego nie spodziewać.
Mamma Mia to durny, kolorowy gniot z żenującymi, poje****mi żarcikami i z plastikowymi bohaterami granymi przez dobrych aktorów . Scenariusz zastapiono piosenkami Abby. Zmarnowałem 2 godziny życia oglądając to gówno. Ocena:-10/10.
This is Spinal Tap - film jedyny w swoim rodzaju. Rockument na sto dwa. Przy scenie wyboru obrazka pod cover albumu "Smell the Glove" poryczałem się ze śmiechu. Wystarczy to do oceny maksymalnej.
10/10
State of Play - Bardzo fajny, ciężki miniserial. Nieco bolą standardowe ryje znane z produkcji BBC, ale da się to przeżyć. Warto obejżeć, szczególnie, że wkońcu ktoś się pokusił zrobić napisy do tego.
Pan Zemsta - na początku trochę bałem się sięgnąć po ten film, ale po wielokrotnych namowach ze strony swoich znajomych postanowiłem obejrzeć. Film zrobił na mnie niesamowite wrażenie jeśli chodzi o zdjęcia, w całości zbudowany jest obrazami, co bardzo cenie, a ich dopełnieniem są oczywiście piękne, soczyste, kolory. Cała intryga i historia również są świetne, postać głównego bohatera na plus. Bałem się, że to będzie jakaś masakra ( a takich filmów szczerze mówiąc nie lubię w ogóle ), ale na szczęście nie jest źle chociaż zdarzają się sceny dosyć mocne.
8/10, naprawdę warto zobaczyć.
Oszukać przeznaczenie - Dawniej zrobił na mnie dużo większe wrażenie, teraz jakiś taki nijaki. Ciekawy pomysł, kilka fajnych scen, ale niestety trochę mnie momentami nudził. Kiedyś oceniłem go wyżej a teraz nie mogę mu dać nic więcej niż 6/10
Bracia Skladanowscy - paradokument Wima Wendersa o trzech braciach, wynalazcach bioskopu, pionierach kina. Cały film podzielony jest jakby na dwie części - jedna z nich, kręcona kamerą z lat dwudziestych, przedstawia całą historię braci, druga część - kręcona już normalnie - to rozmowa z córką Maxa Skladanowskiego, głównego wynalazcy. Jak na dokument to film zrealizowany bardzo przyjemnie, przynajmniej część stylizowana na stary film, ta naprawdę przypadła mi do gustu, druga już mniej. Jeśli ktoś interesuje się historią kina to polecam obejrzeć ( film dołączony był do pomarańczowego boxu Wendersa, który kupiłem w szczególności dla "Nieba nad Berlinem" ).
6/10
Ucieczka z Nowego Jorku - ten film ma jedną wadę - za dużo wplecionych elementów komediowych. Z całej gamy dowcipnych wstawek udała się tylko końcowa scena z kasetą. Reszta jest mniej lub bardziej dobijająca. Zwłaszcza w zestawieniu z takimi motywami jak np. Snake przypatrujący się bandzie brudasów zabawiających się z zaćpaną kobietą. Tak czy siak klimat manhattańskiego więzienia jest świetny, głównie dzięki genialnej scenografii i stylowi jaki Carpenter nadał poszczególnym miejscom (WTC, Madison Square Garden). Do tego całą gama brudu i syfu, grafitti na ścianach.
8/10
Jaws - mniej więcej co roku o tej porze powracam do tego filmu. Pomimo tekstu Martiego z BTTF "ten rekin i tak zawze był lipny" to oglada sie to znakomicie. Szczególną uwagę wywiera oczywiście drugi akt, poświęcony całkowicie na morderczym polowaniu. Szczwane posunięcie Spielberga z beczkami, które w znacznej częsci rozwiązały problem skomplikowanej realizacji a równocześnie dodały znakomitego realizmu za który kocham ten film.
10/10
Ice Age: Dawn of the Dinosaurs - wobec takich filmów używam (i nadużywam) określenia sympatyczny.
Fabuła niesamowicie prościutka, ale jest naprawdę zabawnie, żadnych wymuszonych popkulturowych gagów, chociaż nawiązań nie brakuje, choćby do Parku Jurajskiego, ale nic na siłę. Sceny z wiewiórem i wiewiórą (momentami autentycznie mistrzowskie jak tango czy bańki) bardzo ładnie wplecione w scenariusz. Zdecydowanie najlepsza część.
Efekty 3D bardzo "zwyczajne", żadnych nachalnych chwytów w postaci przedmiotów/postaci wyskakujących z ekranu. Podczas oglądania zwykłej wersji raczej nikt nie pomyśli "O, to ujęcie powstało z myślą o 3D."
True Romance - ehh ten film zawsze bedzie zajebiisty. Mega mieszanka gangsterki, sensacji, romansu, czarnej komediii w mocnej obsadzie - Christian Slater, Patricia Arquette, Dennis Hopper, Gary Oldman, Christopher Walken, Brad Pitt, James Gandolfini, Val Kilmer, Samuel L. Jackson, uff Rezyseria Tony Scott, scenariusz Tarantino. O czym ten film to pewnie wiekszosc wie no ale jak ktos nie widzial to film opowiada o Clarensie Worleyu, fanie komiksow i filmow karate, ktory pewnego dnia poznaje Alabame, call girl. Ta okazuje sie miec pewne problemy z alfosnem (nie do poznanie Oldman) wiec Worley (Slater) postawia dac mu do zrozumienia zeby sie odpierd.olil A to ledwo poczatek. Mega czad.
9/10
scena z hooperem i walkenem to extraklasa kultu 10/10
Oszukać przeznaczenie 2 - Gorszy od pierwszej części. Trochę komiczny wręcz scen, gra aktorów na niezbyt wysokim poziomie, momentami nudny i przewidywalny, ale chociaż fajne (trochę zabawne) zakończenie. Ogólnie ogląda się go nieźle ale bez rewelacji. 5/10
Piknik pod wiszącą skałą-
Bardzo dobry film. Zdjęcia, muzyka, gra aktorska- tylko pochwalić. Sporo niedomówień, dużo tropów Spoiler:
( nauczycielka porównuje jedną z zaginionych do anioła, a potem w pokoju jej koleżanki widzimy obrazek anielicy...).
. Innymi słowy film pozwala na snucie najróżniejszych teorii.Spodobał mi się też co innego; że pod wiktoriańską surowością kryją się wielkie emocje
(czyżby nasza rzeczywistość też była takim gorsetem dla Nieznanego?)
To były plusy, teraz trochę krytyki. Odnośnie klimatu; owszem bardzo dobry, ale ma wadę: nie przytłoczył mnie. Nawet przez chwilę nie pomyślałem "kurczę, to mogło spotkać mnie".
Problemem byli też bohaterowie: Np. sierżant, młody dziedzic i brat Sary wydali mi się... nie dokończeni. Jakby byli dopiero szkicami postaci...(choć Sara nadrabiała za nich wszystkich) Brakowało mi też...akcji. Nie, nie wybuchów, strzelanin itd.-to by zepsuło film.
Ja na miejscu bohaterów robiłbym wszystko, byle tylko trafić na trop zaginionych, np. objechał okoliczne więzienia i sprawdził czy nie uciekł stamtąd jakiś popapraniec. Przjerzałbym lokalne archiwa- czy na Wiszącej Skale nie zdarzały się jakieś dziwne zjawiska. A jeśli zawiodły by racjonalne metody, zająłbym się siłami nadprzyrodzonymi; nie dlatego że wierzę; byle coś robić. Pójść do wróżki/egzorcysty/do aborygeńskiego szamana, cokolwiek.
Poza tymi zgrzytami to (powtarzam) bardzo dobry film. Ale czy arcydzieło? Nie wiem.
8/10.
Pewnie Artemis mnie zabije...
Najwspanialsza Gra w Dziejach - golf to trudny sport. Kto próbował ten wie dlatego szczególnie lubię filmy o tej dyscyplinie (Tin Cup, Caddyshack) i nie mogłem sobie odpuścić w/w filmu.
Obraz opowiada historię Francis Ouimet, młodego chłopaka z robotniczej rodziny, który dostaje szansę gry w amerykańskich mistrzostwach golfa w 1913 roku.
Film ma niesamowity klimat, świetne zdjęcia, niezłą muzykę oraz bardzo dobre aktorstwo.
Shia LaBeouf pokazuje, że jak nie stroi głupich min u Baya i nie krzyczy ciągle "NO NO NO !" to potrafi zagrać bardzo dobrze. Jego bohater z miejsca zdobywa sympatię i nie sposób go nie lubić.
Polecam bo warto.
7.5/10
Oszukać przeznaczenie 3 - Nie wiem jak ocenić. W sumie ogląda się dobrze, ale jest jakiś taki strasznie cukierkowy, kolorowy itp. Dosyć przewidywalny, kilka całkiem udanych scen, fabuła jak zwykle ta sama, czyli lekko naciągana:) Obejrzeć można, zwłaszcza jeśli się widziało 2 pierwsze części. Wydaję mi się trochę lepszy od drugiej części i słabszy od pierwszej, więc niech będzie 5.5/10 )
Layer Cake - Naszła mnie ogromna ochota, żeby znowu zobaczyć ten film (co już samo w sobie jest rekomendacją). Guess what? 8/10 - czyli znacznie lepiej, jak poprzednio. Co prawda parę rzeczy/rozwiązań/postaci i ich zachowań nadal mnie irytuje, ale to tylko drobne skazy na świetnej całości. Polecam.
King Kong kontra Godzilla: Matko jaka tandeta. Godzilla to facet w gumowym stroju i wcale się z tym nie kryje, podobnie Kong Kong. Fabuła głupia, efekty specjalne mizerne - potwory niszczą makietę Tokio, a do jej zbudowania posłużyły najtańsze zabawki z hipermarketu. Swoją drogą, sprawdza się jako komedia.
2/10
Come on... o to chodzi przecież w tych filmach.
Przynajmniej nie było tam kolosalnego żółwia z rakietowymi silnikami i zdolnościami akrobaty...
Keith - Niezły film, fajna historia, dobrze się ogląda i do tego ciekawy tytułowy bohater (mimo, że momentami trochę mnie drażnił). Ogólnie całkiem udany film, choć bez rewelacji. 6/10
Come on... o to chodzi przecież w tych filmach.
Tak, ale tutaj tandeta wykonania przekracza wszystkie dopuszczalne normy. Już darując stwierdzenie, że małpy są naturalnymi wrogami jaszczurek.
Transporter 3 - Miałem ochotę na trochę rozrywki i w sumie tej w tym filmie było całkiem sporo. Ogląda się dobrze, Jason jak zwykle nieśmiertelny i w bijatyce przeciwko 10-15 osobom wychodzi bez szwanku, nawet nie pocąc się %-) Ale to, że ten film będzie "bajkowy" wiadome było od początku. Szkoda tylko, że dosyć często drażniła mnie gra tej Natalyi Rudakovej(chyba nie tak się odmienia%-)). Poza tym jest to przyzwoite kino akcji na raz do obejrzenia i zapomnienia. Niech będzie 6/10 jak na ten gatunek.
Punisher: War Zone: O matko, co za gniot Dużo krwi, dużo za dużo, źle wyreżyserowany sceny akcji, marny scenariusz, kiepskie aktorstwo, beznadziejny bad guy. Tylko Stevenson jakoś próbuje sobie radzić, ale daleko mu do poprzednich Punisherów.
1/10
Do jakich poprzednich? Mówisz o Kłodzie Jane? Widziałem (pomijając WZ) tylko tą wersję i doprawdy, porównując Stevenson wypada świetnie. W sumie to jedyny jasny punkt filmu.
Kłoda Jane według mnie wypada najlepiej z trójki Jane-Stevenson-Lundgren
Horsemen - Jeźdzcy Apokalipsy - Quaid, Zhiyi, Stormare... obsada ciekawa, ale reżyser kompletnie tego nie wykorzystał. Fabularnie jest po prostu słabo. Pomieszanie Seven, Piły, Milczenia Owiec i jeszcze paru innych thrillerów z ostatnich lat zaowocowało czymś przeraźliwie nudnym. Jedynym fajnym momentem jest scenka z Ericiem Balfourem w barze. Zakończenie za to śmierdzi tanim dramatem. Omijać z daleka.
2/10
Papierowy Żołnierz - współczesny Tarkowski, czyli nuda w ZSRR, usypiające dialogi niby o życiu, a w sumie o niczym, oraz aktorzy szwędający się bez celu. Tło ciekawe, bo są to lata 60 i kolejne próby wyniesienia człowieka na orbitę przez Rosjan. Aktorzy grają dobrze, ale co z tego, skoro nieiwiele z historii wynika i nudne to jak flaki z olejem. Odradzam. Choć fani Tarkowskiego będą się pewnie dobrze bawić.
Papierowy żołnierz - Mefisto, czyżbyśmy się minęli? Ze swojej strony mogę powiedzieć, że owszem, choć akurat ja nijaki charakter filmu zrzucam też na karb "rosyjskiego aktorstwa". Porównanie do Tarkowskiego zrozumiałe, choć zarówno pod względem głębi, jak i zdolności absorbowania widza jest to parę klas niżej, choć w podobnej stylistyce. Tarkowski mnie nie zmęczył, "Papierowy żołnierz" owszem, trochę. Ale przypuszczam, że parę obrazów/scen z tego filmu zapamiętam.
Papierowy żołnierz - Mefisto, czyżbyśmy się minęli?
to zależy, bo chyba kilka seansów było
Tarkowski mnie nie zmęczył, "Papierowy żołnierz" owszem, trochę. Ale przypuszczam, że parę obrazów/scen z tego filmu zapamiętam.
ja Tarkowskiego już prawie nie pamiętam - mniej więcej to samo mam z Żołnierzem. Tyle tylko, że tego pierwszego widziałem lata temu, a tego drugiego dosłownie przed chwilą, co chyba o czymś świadczy
Notorious - Nie oczekiwałem dzieła i w sumie się nie zawiodłem, niezły film, dobrze się ogląda, szkoda, że wydawał mi się jakiś taki cukierkowy, kolorowy - bez klimatu. Śmiało można obejrzeć 6/10
Star Trek: The Wrath of Khan - drugi film to jest już o lata świetlne za znakomitą, wizjonerską jedynką. Zresztą zdziwiłbym się gdyby film w którym czarnym charakterem jest eksponujący klatę podstarzały playboy z kiepską fryzurą był naprawdę udany. Za to zabawnie ogląda się debiutującą tu Kirstie Alley ze spiczastymi uszami.
Dałeś radę obejrzeć z tym lektorem?
Musiałem. Grunt że było w 2,35:1.
Ja wytrzymałem z 5 minut. Nie ogarniałem co kto mówi...
Fast Food Nation - bardzo, ale to bardzo zgryźliwa krytyka fast foodów i zakładów mięsnych w USA, ale trzeba Linklaterowi przyznać, że nie poszedł w łatwą propagandę i starał się przedstawić sprawę w sposób obiektywny. Filmowi niestety szkodzi głównie scenariusz, który rozłazi się w szwach od nadmiaru zbędnych wątków i scen; w jednych trzeba było upchnąć celebrytów, którzy podobno sami zgłosili się do projektu, w innych - przeforsować określoną tezę, jeszcze inna to puszczanie oczka przez reżysera w kierunku fanów jego twórczości. Całość nie tworzy jakieś zamkniętej historii, to bardziej szereg scen połączonych wątkiem głównym i postaciami. Tym niemniej obejrzeć jak najbardziej można.
6/10
Moonwalker-taka to bajka dla dzieci bez jakiejś konkretnej fabuły, ale nie to chyba w tym filmie się liczy.Najważniejsza jest muzyka, której jest bardzo dużo i dla niej tylko warto ten film obejrzeć.Popisy aktorskie Michaela raczej marnej jakości, ale widać że się facet starał.2/10 za fabułę, 10/10 za muzykę.
Maverick - ale czad!!! Arcyfajna przygodówka w westernowych klimatach, obsadzona przez same kultowe ryje (Gibson, Garner, Molina, Coburn), z fantastycznym poczuciem humoru, klimatem i dobrym scenariuszem. Dodatkowo twórcy jakimś cudem sprawili, że foster wygląda niesamowicie sexi.
W trakcie całego seansu miałem banana na ryju. Powraca nieśmiertelne zdanie "teraz już tak nie kręcą"
A, jeśli kiedyś powstałby plebiscyt na najlepsze cameo w historii, pewna scena z tego filmu powinna wskoczyć do top 3.
Religulous - po raz nie wiem już który. Rewelacyjny dokument Billa Mahera o religiach i jej wyznawcach. Maher jeździ po świecie i zadaje często niewygodne pytania, czasem nieoszczędzając swoich rozmówców i zwykle starając się wyciągnąć od nich coś więcej niż "wierzę i już". Wbrew obawom niektórych, film nie skupia się tylko na jednej religii - przygląda się katolicyzmowi, islamowi, judaizmowi, scjentologii, mormonizmowi... Ogląda się to fantastycznie - jest dowcipnie, błyskotliwie i intrygująco. Warto!
Piorun - Niezła bajeczka jednak kierowana chyba do trochę młodszych widzów. Fajny pomysł, kilka zabawnych scen:) 6/10
The International - Porządne kino. Mało akcji - więcej fabuły, więc jeśli ktoś oczekuje widowiskowego kina akcji to źle trafił:) Gra aktorów na porządnym poziomie, wciągająca fabuła. Warto zobaczyć. 7/10
Deja Vu - o bosz, stracone dwie godziny. Oglądajac film odnosiłem wrażenie, że cały scenariusz powstawał na takiej samej zasadzie jak ciasto z galaretką. Według stałego przepisu z garści gotowych składników. Trochę tego, trochę tamtego, ludzie lubią podróże w czasie, lubią dochodzenia i ckliwe powiastki o walce z przeznaczeniem, a jeszcze najlepiej żeby główny bohater się zakochał, bo ludzie w kinie lubią wielką miłość. Efekty specjalne też lubią, więc dajemy.
Niestrawny filmowy zakalec, rzecz przewidywalna i schematyczna, bo złożona z samych części wtórnych. Może i ktoś powie, że wie na co szedł i nie oczekiwał wiele, tylko dobrego kina akcji, rozrywki, zabawy i potrafił swój umysł wyłączyć, ale jak dla mnie poziom cynizmu twórców filmowych w tym wypadku przekroczył jednak dopuszczalne granice i dobrze bawić się na tym czymś nie potrafiłem w ogóle.
Ciśnie mi się jeszcze taki cytat dotyczacy tego, jak powstają takie fajne hollywodzkie filmy (z "Gracza"):
- Skąd weźmiemy te historie? - Skądkolwiek. To nie ma znaczenia.
- Z gazet. Wybierz jakąś historię.
"Protest imigrantów przeciwko cięciom budżetowym dot. walki z analfabetyzmem"
- Ludzki upór zwycięża ludzką niedolę. Brzmi jak Horatio Alger w getcie.
- Wsadź tam Jimmy'ego Smitsa i masz seksowne "Wszystko albo nic".
- Następne. No dalej.
- To nie moje poletko.
- To bez znaczenia. Strzel. Tu się nie przegrywa.
"Błoto, które zsunęło się ze zbocza, zabiło 60 osób w slumsach Chili"?
- Dobre. Triumf ponad tragedią. Jakby w stylu Johna Boormana. Na końcu happy end, scenariusz napisze się sam.
Bronson - ostry film o ostrym i wesołym gościu. Więzienie zamiast karą było dla niego hotelem w którym czuł się naprawdę dobrze. Generalnie to bardzo sympatyczny koleś ale gorzej było jak mu się podpadło bądź coś mu odwaliło. Jak na razie to pierwszy film Nicolasa Winding Refna jaki widziałem, w kolejce są Pusher i Valhalla Rising, mam nadzieję że równie brutalne i bezkompromisowe. Na okładce dvd widnieje hasło Mechaniczna Pomarańcza XXI wieku, myślę sobie ściema jakaś, ale z powietrza sobie tego nie wzięto bo przez cały film właśnie takie się odnosi wrażenie, nastrój w filmie panujący jest bardzo zbliżony, między innymi dzięki przewijającej się przez cały film muzyce klasycznej. Tom Hardy w roli Bronsona jest wyśmienity, świetnie się wczuł w tego, hmm, postrzeleńca z zacięciem komediowym. Na niektóre jego wyczyny patrzy się z niedowierzaniem, by za chwilę wybuchnąć śmiechem po jego subtelnych żarcikach. Niektóre sceny w których Bronson naparza się z klawiszami wyglądają iście poetycko.
Colossus: The Forbin Project - fabuła może wywoływać pewne skojarzenia; pewien naukowiec tworzy super komputer w którego ręce zostaje oddany cały system obrony USA. Po aktywowaniu, Colossus znajduje kumpla, bo okazuje się że Rosjanie też mają takiego kompa. Jak już się oba kompy dogadały po swojemu to postanowiły razem zaprowadzić porządek ("pokój") na świecie. Dalej już się można domyślać jak się sprawy mogą potoczyć. Bardzo miło było obejrzeć inspirację Camerona (chyba że zainspirowała go już książka na podstawie której film powstał) do stworzenia swych dzieł. Bardzo niepokojący film, napięcie stopniowo wzrasta, a film kończy się dość pesymistycznie.
Zdecydowanie warto zapoznać się z obiema pozycjami.
Podziękowania dla Gluta za zamieszczenie tego w temacie z plakatami:
Tak właśnie trafiłem na film.
Hangover - uwielbiam bromance, a ten jest wyjątkowo fajny. Główni aktorzy świetnie ze sobą współgrają (ku mojemu zaskoczeniu polubiłem Bradleya Coopera!) i ciężko nie zainteresować się ich przygodą. Mam nadzieję, że Todd Phillips dalej będzie kręcił bromanse - Old School było świetne, a teraz robi jego sequel. Potem ma być sequel Hangover właśnie - też fajnie! Oby poziom nie spadł, bo zabawa jest przednia.
Idealny facet dla mojej dziewczyny - Film na raz do obejrzenia i zapomnienia, kilka śmiesznych scen, dosyć wulgarny i wiadomo nie dla wszystkich:) 5/10
Wiatr buszujący w jęczmieniu- bardzo sprawnie nakręcony film pokazujący los większości rewolucji, gorzki i prawdziwy. Zamiast historii Irlandczyków możnaby tam pokazać wycinek z dziejów dowolnego innego kraju, bo chyba w każdym wydażyło się coś podobnego. Niektórych mogą drażnić nieco nachalne, zbyt dosłowne i w sumie banalne klamry fabularne. Pod względem technicznym również bardzo dobrze- przekonujące kreacje aktorskie i udane zdjęcia tworzą specyficzny nastrój, który pozwala zapomnieć, że oglądamy tylko film.
Podziękowania dla Gluta za zamieszczenie tego w temacie z plakatami:
Podziękowania dla ciebie za wybadanie terenu. : ) Brzmi cholernie interesująco, już ściągam.