ďťż

wika

Cytat z Wikipedii.

Plan obejmował wycofanie Dywizjonu Kontrtorpedowców w składzie trzech polskich niszczycieli: OORP "Burza", "Błyskawica" i "Grom". Rozwiązanie to było podyktowane wysokim prawdopodobieństwem bezproduktywnego zniszczenia tych okrętów, gdyby w sytuacji spodziewanej wojny z Niemcami pozostały one na Bałtyku. Okręty te były stosunkowo duże i istniało ogromne ryzyko, że już w pierwszych dniach wojny zostaną zniszczone przez wroga, stanowiąc łatwy cel. Pierwotnie w operacji uczestniczyć miał także ORP "Wicher", ale ostatecznie pozostawiono go w kraju. Wobec sojuszu polsko-brytyjskiego, miały one przejść do portów brytyjskich i stamtąd wraz z Brytyjczykami prowadzić działania przeciwko III Rzeszy.

Było to logiczne ale nasuwa mi się w związku z tym jedno pytanie. Czy kupowanie w sumie dużych niszczycieli, nie była to megalomania naszych morskich decydentów. Mam wrażenie, że bardziej przydałby się nam dywizjon ścigaczy torpedowych, które zostałyby bronić polskiego wybrzeża. Wydaje mi się też, że bardziej przydałaby się na Helu bateria dziął ok. 300 mm.obejmująca zasięgiem ognia całą Zatokę Gdańską. Nie znam się na ówczesnych cenach, ale może ktoś się orientuje, czy za cenę choćbu trzech niszczycieli możliwy był zakup ok. 10 kutrów torpedowych plus np. dwóch armat 300 mm?


Myślę, że nawet gdybyśmy 1 września dysponowali kutrami torpedowymi i baterią dział dużego kalibru zamiast kilku niszczycieli, nie miałoby to większego wpływu na przebieg działań wojennych. Przewaga niemiecka nie tylko na lądzie i w powietrzu, ale również (a może zwłaszcza) na morzu była przygniatająca. Tak więc trudno jest winić ówczesnych polskich polityków za obranie złego kierunku rozwoju naszej marynarki wojennej, ponieważ ze względu na skromne możliwości finansowe państwa po prostu musiała odgrywać w tamtym okresie wręcz symboliczne znaczenie.
A poza tym okręty które były na wyposażeniu ówczesnej Polskiej Marynarki Zbrojnej i tak nie były przez nas zakupione, lecz były darem Wielkiej Brytanii... Ogólnie jeśli chodzi o przemysł zbrojeniowy Polski z tego okresu, to mimo, że mieliśmy własne typy broni to i tak przemysł nie był w stanie wyposażyć w nią całej armii... Zresztą ówczesne doktryny walki na morzu wskazywały na taktykę stosowania dużych jednostek w dużych zgrupowaniach. Nie istniały jeszcze wtedy tak dobre torpedy dla ścigaczy (nie wiem zbyt dobrze ale wydaje mi się, że takich jednostek jeszcze wtedy nie było) aby skutecznie ich używać w walce przeciw ciężkim jednostkom.

A poza tym okręty które były na wyposażeniu ówczesnej Polskiej Marynarki Zbrojnej i tak nie były przez nas zakupione, lecz były darem Wielkiej Brytanii... .
Można wiedzieć skąd ta informacja? Bo jak dotoąd wszstko co czytałem, mówiło o kupnie tych jednostek. Czy Kolega przypadkiem nie pomylił okresó? To co dostaliśmy w czasie wojny (Piorun, Orkan, Dragon, Conrad i masa drobniejszego narybku) to było darowane, ale przed wojną wszystko było zakupione.

A co do zakupów: flota była planowana na wojnę z ZSRR, na paru forach jest to omówione po kilkaset postów. Nie będę pisał gdzie, bo nie chcę uprawiać niedozwolonej konkurencji.



Nie będę pisał gdzie, bo nie chcę uprawiać niedozwolonej konkurencji.

Może jednak powiesz nam nieco więcej na temat tych planów, ponieważ mogłoby to dostarczyć odpowiedzi na pytania, jakie pojawiły się w poprzednich postach.
Ja nie potwierdzam jakoby moje informacje były pewne. Nie jestem specjalistą w tym temacie i mogę się mylić... A są to jedne z tych informacji, "które gdzieś, kiedyś wyczytałem" i nie zapieram się, że mam rację na stówę, bo po prostu nie jestem pewien
Może pozwolę sobie wyjaśnić kwestię rzekomo podarowanych przez Wielką Brytanię niszczycieli. Informacja, jaką podał Roman P. jest oczywiście zgodna z prawdą historyczną. W latach 1933-1935 Kierownictwo Marynarki Wojennej ogłosiło trzy przetargi na budowę niszczycieli dla naszej floty wojennej. Dzięki temu powstały dwa polskie niszczyciele - "Błyskawica" oraz "Grom".

Co do innych wspomnianych wcześniej jednostek (m.in. Piorun, Orkan, Dragon, Conrad) zostały one juz podczas II WŚ wydzierżawione polskiej Marynarce Wojennej lub przekazane w zamian za utracone w boju okręty (tak było np. w przypadku ORP Piorun).

Zresztą ówczesne doktryny walki na morzu wskazywały na taktykę stosowania dużych jednostek w dużych zgrupowaniach. Nie istniały jeszcze wtedy tak dobre torpedy dla ścigaczy (nie wiem zbyt dobrze ale wydaje mi się, że takich jednostek jeszcze wtedy nie było) aby skutecznie ich używać w walce przeciw ciężkim jednostkom.
Ale czy z tą częścią mojej wypowiedzi ktoś się nie zgodzi??
II Wojna Światowa to właśnie okres świetności kutrów torpedowych. Najczęściej pojawiały się one w dużych zgrupowaniach. Jednostki tego typu wykorzystywały marynarki wojenne zarówno III Rzeszy jaki W. Brytanii, USA, czy ZSRR.

Nawet polska Marynarka Wojenna zamówiła w Anglii tuż przed wybuchem wojny dwa kutry torpedowe, których nie zdążono jednak wykonać przed rozpoczęciem działań wojennych.


Może jednak powiesz nam nieco więcej na temat tych planów, ponieważ mogłoby to dostarczyć odpowiedzi na pytania, jakie pojawiły się w poprzednich postach.

Generalnie chodziło o Gryfa i nizczyciele. Flota Bałtycka ZSRR była... powiedzmy taka sobie, do chwili wejścia do służby Kirowów zasqadniczo nie miała nam czym zagrozić, cała "siła" to jeden złomopancernik z czasów cara. Plany były takie, że Gryfem mieliśmy w razie czego zaminować wejście do Zatoki Fińskiej, a niszczycielami w przyppadku natknięcia się na WMF podjąć walkę, mieliśmy okręty szybsze i silniej uzbrojone, a załogi lepiej wyszkolone. Ponadto było chyba mozna liczyć na informacje z państw bałtyckich na temat wyjścia w morze FB.
Na ile to miało sens, nie wiem, ta działka nie leży w moich zainteresowaniach. Po prostu czytałem to co napisali ludzie mający na codzień dostęp do archiwów MW.
Przyznam, że nigdy wcześniej nie słyszałem o takich planach. Być może było to najbardziej racjonalne rozwiązanie. Skoro Polska nie miała żadnych szans, aby zbudować na tyle silną flotę, aby przeciwstawić się Kriegsmarine, warto było zabezpieczyć się przed ewentualnym atakiem ze wschodu. Odchodząc nieco od tematu pozwolę sobie na dosyć odważne stwierdzenie. Zastanawiam się często, patrząc z perspektywy czasu, czy nie lepiej byłoby dla Polski porozumieć się z... III Rzeszą i wspólnie zaatakować ZSRR, niż uparcie prowadzić politykę "równych odległości" oraz w imię honoru stać się ofiarą napaści dwóch mocarstw. Jest to jednak temat na oddzielną dyskusję...
Skoro nie mogliśmy zbudować floty z prawdziwego zdarzenia tzn. takiej która mogłaby przeciwstawić się jednemu z dwóch potencjalnych agresorów, to trzeba było wydawać kasę w trochę inny sposób. Tak jak pisałem wcześniej, powinny to być kutry torpedowe. Na lądzie {Hel} bateria armat ok.300 mm. Także co do okrętów podwodnych można mieć zastrzeżenia. "Orzeł" i "Sęp" to duże, oceaniczne jednostki. Pozostałe też do maleństw nie należały. Po co nam one na Bałtyku? Znowu można zaoszczędzić i mieć liczną flotyllę małych okrętów podwodnych. Byłoby to bardziej przydatne, bo może udałoby się zablokować Krigsmarine w ich portach.

Bo może udałoby się zablokować Krigsmarine w ich portach.

Nawet jeśli udałoby się zatrzymać Kriegsmarine miałoby to raczej niewielki wpływ na przebieg wojny. Wehrmacht i tak zmiażdżyłby naszą obronę na lądzie, a Luftwaffe dopełniłaby dzieła zniszczenia z powietrza. Reasumując, nawet gdybyśmy wydawali pieniądze na obronę w możliwie najbardziej rozsądny sposób niewiele poprawiłoby to naszą sytuację strategiczną we wrześniu 1939.
O ile zgadzam się z tym, że Orzeł i Sęp były dużo za duże na Bałtyk, o tyle pozostałe OP był stawiaczami min. Okręt taki jest niezwykle użyteczny, ponieważ pozwala na zostawienie niespodzianek pod portami wroga, co na długi okres czasu blokuje go, zanim nie zostanie oczyszczone przejście. Ogólnie OP klasy Wilk były naszej MW potrzebne.

Wehrmacht i tak zmiażdżyłby naszą obronę na lądzie, a Luftwaffe dopełniłaby dzieła zniszczenia z powietrza.
Ale nie można pomarzyć? Moją ulubioną kwestią w historii jest chwała oręża polskiego. Apod tym względem nie mamy się czego wstydzić. Dlatego też denerwują mnie zmarnowane możliwości.

Ale nie można pomarzyć?

Oczywiście, że można. Czasami nawet trzeba. Niestety lata 30. to już nie wiek XVII, kiedy wystarczyło zebrać trochę husarii, żeby pokonać znacznie liczniejszego wroga. W tym okresie raczej trudno mówić o zmarnowanych możliwościach, ponieważ były tak mizerne, że najwybitniejszy nawet dowódca musiałby prędzej czy później skapitulować.
Flota wojenna II Rzeczpospolitej była organizowana głownie pod kątem konfliktu z Sowietami Większość okrętów była przystosowana do stawiania min . "Gryf " był stawiaczem min 6 minowców , przystosowane do stawiania min ojręty podwodne typu "Wilk" Niszczyciele typu "wicher też mogły wykonać to zadanie Ta flota na miarę możliwości finansowych państwa w przypadku tego konfliktu mogła spełnić swoje zadanie i ochronić szlak żeglugowy z Morza Północnego do Gdyni . Gdy by nie agresja 17 września okręty ewakuowane z Bałtyku prawdopodobnie ochraniałyby wspónie a Royal Navy transporty do rumuńskiej Constancy
Ochraniałyby ?
Na pewno?
To to czy szlak żeglugowy z Morza Północnego, czy szlak żeglugowy do Constancy,? I kiedy?
W przypadku konfliktu z Sowietami przy zachowaniu neutralności Rzeszy polska flota mogłaby zapewnić bezpieczeństwo transportów do Gdyni Pamiętać należy że Sowiety mialy dostęp do Bałtyku tylko na niewielkim odcinku zatoki fińskiej. Ryzyko konfliktu z Rzeszą zaistniało w zasadzie dopiero w 1939 roku i wtedy opracowywano plany obrony na zachodniej { w uproszczeniu} granicy i wtedy jedynym rozsądnym posunięciem było ewakuowanie najwartściowszych jednostek do Anglii
Jeśli już to mała uwaga. Operacja o której mowa w całym temacie, jak również jego tytule nosiła kryptonim "PEKING". Nie zaś jak podał twórca tematu - "Pekin".
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dagmara123.pev.pl
  •  
    hp") ?>