wika
ja przepraszam bardzo, ale muszę wyładować frustrację jakoś, no.
mieszkam w bloku. Niestety. Mieszkanie w bloku oznacza przede wszystkim trzy rzeczy: zewnętrze czyli podwórko, sąsiadów, i administrację.
Wszystkie te elementy zebrane w jedno potrafią jednostkę przyzwoitą i spokojną wprowadzić w stan wrzenia od godzin wczesnoporannych do późnonocnych.
Lato mamy, okna otwarte na przestrzał, głos niesie idealnie, zasiadam w pogodnym nastroju do konstruowania maila. Piszę "witam". Z zewnątrz, niczym echo słów własnych, dochodzą mnie radosne słowa powitania sąsiadek, które widując się dwieście razy dziennie, okazują radość taką, jakby się odnalazły po Potopie. Nic to, myślę, nie zwracaj uwagi. Wystukuję tytuł filmu o którym chce napisać. Sąsiadki w międzyczasie się mnożą, to jakiś magnes jest, przyciągają się wzajemnie. Wpisuję "Monacccch" bo właśnie podskoczyłam. Dupek z góry znowu nastawia tę technomaniawę i blok zadrżał w posadach. Z furią wstaję, pędzę do odtwarzacza i nastawiam Advent Children na full. Dzień jak co dzień. Walczę z nim tak od kilku miesięcy. On mi po uszach zmiksowanym srumbrumbrumssru, to ja mu po uszach Battle in the Forgotten City. Dało radę. Wracam. Wykasowuje nadmiar "c". Oddycham głęboko i zaczynam. "Monachium" to niewątpliwie..." w umysł wdziera mi się jednak radosny pirgot sąsiadek pod oknem. No żesz w dupę jeża, czy one muszą pitolić bezpośrednio pod oknami, zamiast pójść kilka metrów dalej na ławkę? Z wysiłku zejdą? Co mnie obchodzi jakiej wielkości pani Zdzisia ma hemoroidy? I czym pani Fela zasila swoją pelargonię, że się tak rozrasta? I co, na dupę Zeusa, ma rozrastanie pani Feli do hemoroidów pani Zdzisi? to jakaś zależność jest?!!
Na szczęście, zbliża się czas robienia obiadu względnie Mody na sukces i panie się rozchodzą do własnych hacjend. Oddycham z ulgą i piszę "...Czarnego Września, którzy...". Trrrrrrrrrrrr! Kosiara cholerna. Śmietniki byście wysprzątali, porządniccy się znaleźli, trawka im przeszkadza. Trrrrrrr! Diabli nadali. Z furią sięgam po papierosa. Nie ma, skończyły się. Do sklepu, dobra, idę do sklepu. Wyjść wyjdę, gorzej z powrotem. Od frontu zamek się zacina. Administracja nie wymieni zamka, bo im się opłaca tylko wymienić razem z drzwiami. To nie wymienią. Walczę piętnaście minut. Rezygnuję. Pojdę od tylnego wejścia. Zamknięte, bo, w piegi ciosana mać, sąsiedzi z dołu zamykają z uporem maniaka, chociaż są tropiki, klatka śmierdzi sikami, ale im przeszkadza przewiew. Niezdrowo dla dziecka w przeciągu. Drę się do nich przez okno, czy mogą łaskawie otworzyć. Nie słyszą rzecz jasna, bo raz że wsłuchują się w upojną ścieżkę dźwiękową M jak majaki, dwa klatkę obok funkcjonuje Hrabia. Hrabia to miejscowy bezdomny, który z lat świetności zachował autentyczny gramofon. W porę letnią tłucze na nim hity w stylu "Ta ostatnia niedziela". W tempie przyspieszonym z wkurzenia wracam na front domu i biję się z tym kluczem. Napatacza się dżentelmen pełen chęci pomocy damie w potrzebie. Następny kwadrans pozbywam się dżentelmena. W końcu klatka otwarta i dżentelmen odprawiony. Pędzę ku mieszkaniu, ale słyszę za sobą "panno Karolino!" i już wiem - są nowe kłopoty. Pani Zosia, nasza miejscowa legenda. Przez kolejne półgodziny wysłuchuję że "zsypzapchanynakolejnymzebraniunicnieustalilitoskandaljesttrzebacośzrobićonitylkopieniądzebiorąinic"
Wyjście po fajki zajęło mi godzinę czasu. Dzień Świra, istny Dzień Świra, ja muszę odpocząć...
A moja klatka nie śmiedzi sikami, zamek w drzwiach się nie zacina- wręcz przeciwnie- drzwi się nie zamykają. Nie mam na klatce bezdomnych, a mieszkam na czwartym- ostatnim piętrze więc pitolące staruszki mi nie przeszkadzają.
Najgorzej u mnie jest nocą, w lato. Kiedy człowiek około 2 w nocy skończy czytać książkę, to dresiarze z pod bloku zaczynają robić imprezę. Lekko wnerwiające, ale można przywyknąć. Jednak kiedy impreza rozkręca sie z 5 (standardowa ilość) do 10 osób, to już wytrzymać się nie da. Najgorsze jest to, że nikt im nie zwróci uwagi, bo kto by się odważył iść do grupy nawalonych jak stodoła dresiarzy?
Trudno, takie życie
Przepraszam, ja wiem, że to nie jest śmieszne, ale poprawiłaś mi humor...
Ja nie mieszkam w bloku, ale sąsiadową traumę mam również. Myślę, że nic się nie stanie, jak to napiszę, bo człowiek, o którym opowiem, na forach filmowych raczej nie bywa.
Otóż moi sąsiedzi, ludzie dosyć specyficzni, tacy, którym Stephen King poświęciłby z dziesięć stron albo i więcej (hehe), mają w swoim ogródku CZEREŚNIĘ. Jedno drzewko, tak, żebyście nie wyobrazili sobie, że to jakiś sad czy coś w tym rodzaju. I, chociaż na rynek idzie się pięć minut, bardzo o ową czereśnię dbają, jakby była ich trzecim dzieckiem lub czymś w tym rodzaju. Ale z czereśniami tak to już jest, że czereśnie stanowią cel ptaków zwanych szpakami - toteż w okolicach czerwca za płotem już od paru lat zaczyna się prawdziwa szpakowa wojna.
Pierwszy etap polega na tym, że rodzinka kręci się wokół drzewka, klaszcze na szpaki, woła "a sio!" i "fe".
Drugi etap polega na tym, że Głowa Rodziny wychodzi na działkę z WIATRÓWKĄ. I zaczynają się patrole. Raz chodzi Sąsiad, raz Sąsiadka, raz Matka Sąsiadki. Ponieważ Matka Sąsiadki jest już po osiemdziesiątce i wiatrówki dawać jej się do rąk nie powinno, trzecia zmiania odbywa się bez broni palnej, za to z kartonem i pałką (babcia uderza co jakiś czas w ten karton i woła "a sio!".
Trzeci etap to wywieszenie RADIA. Radio gra na cały regulator, Kukowscy z jednej strony i Dulscy z drugiej otwierają okna, bo w domach tak gorąco, że można się udusić, a tu albo "eremef ef em", albo ksiądz Rydzyk się odzywa. Zgroza. Nie mówiąc już o tym, że prawie wszystkie nasze okna wychodzą na ich działkę, tak, że siedząc przed komputerem tak jak teraz, widzę czasami pokonującego odległość z domu do budynku gospodarczego Pana Sąsiada z wiatrówką w rękach, czasami nawet z psem u nogi. Dwa lata temu moja siostra przyjechała uczyć się do egzaminu, najpierw próbowała na tarasie, potem przeniosła się do domu z korkami w uszach - po trzech dniach oświadczyła, że nie ma mowy, ona wraca do Warszawy, woli słuchać ciężarówek niż tego RADIA. No i pojechała. Radio rzecz jasna jest nieśmiertelne, gra na okrągło przez miesiąc od ósmej do ósmej. Rok temu spadło. Niedługo żeśmy się cieszyli, bo tu już Pan Sąsiad z drabinką żwawo wybiega i sprzęt na gałęzi wiesza.
Największym wrogiem wojny szpakowej jest moja mama - tylko czekać, aż wywiesi z balkonu transparent z wielką pacyfką z podpisem: DAJMY SZPAKOM ŻYĆ! Rok temu ogłosiła wszystkim znajomym, że zaczyna kolekcjonować BUDKI DLA SZPAKÓW, tak, że na imieniny wszyscy pozwozili budki, które następnie w bardzo ciekawy sposób udekorowały naszą działkę. Jak Pan Sąsiad to zobaczył, to stanął przy płocie i wrzasnął: "Ewa, k***a, co to ma być, k***a?". "Budki dla szpaków". Hardkor.
W tym roku zaś miało miejsce bardzo osobliwe zajście, polegające na tym, że Pani Sąsiadka stanęła po drzewkiem, zaczęła uderzać w sprzęt babci (przypominam - karton i pałka) i wołać: "szpaki, a fe, złe szpaki, nie, ty wróbelku, TY możesz zostać!". Hardkor. Ale to miało miejsce, gdy mnie nie było w domu, więc nie wiem, czy mama nie zmyśla, ją na to stać ;).
Aha, kiedyś tam oglądałam "Lokatora" Polańskiego w nocy. Rano wstaję, wychodzę na taras z kubkiem kakao w jednej, a kanapką w drugiej ręce, ptaszki śpiewają, na niebie ani jednej chmurki, jaki wspaniały jest ten świat itd. Nagle patrzę: Sąsiad za płotem czai się z wiatrówką. Kakao omal nie wylądowało na cemencie, tak się przestraszyłam ;).
W tempie przyspieszonym z wkurzenia wracam na front domu i biję się z tym kluczem. Napatacza się dżentelmen pełen chęci pomocy damie w potrzebie. Następny kwadrans pozbywam się dżentelmena. W końcu klatka otwarta i dżentelmen odprawiony. Pędzę ku mieszkaniu, ale słyszę za sobą "panno Karolino!" i już wiem - są nowe kłopoty. Pani Zosia, nasza miejscowa legenda.
No to ty masz "pannę Karolinę", a ja mam "Klarcię", która jest idealnym przykładem na to, jak dziecku można obrzydzić życie samym imieniem. Trauma, po prostu trauma. Oczywiście "Klarcia" to ulubione zawołanie naszego Pana Sąsiada. Siedzę sobie kulturalnie na drzewie, podchodzi Pan Sąsiad, woła "Klarcia!!!" i zaczyna wypytywać, co się w szkole dzieje (jego córka chodzi do tego samego liceum co ja). Ale co tam. Biegamy z moim kumplem Cezarym po trawniku, bawimy się w Indian, a on włazi na płot i: "Klarcia, Czarek, co robicie?". I co, mamy mu powiedzieć: "spieprzaj, jankesie"? Zasuwam na rowerze ulicą, śmigam w dwie sekundy koło bramy Pana Sąsiada, wołam "dzień dobry", a on zdąrzy jeszcze odpowiedzieć: "dzieńdobrydoKamilkaKlarciujedzieszczynawycieczkę???". Wiem że jak się to czyta to wcale źle nie brzmi, ale potrafi być naprawdę baaardzo wkurzające. I trauma imienna do końca życia.
Ja naszczęście nie mam takiego hardcoru jak opisane powyżej Czasem sąsiad powierci wiertarką, a dzieciaki powrzeszczą na placu zabaw, a tak jest spokojnie. Nawet jest czysto i wszystko działa. Jak zacząłem czytać posta Deiny poczułem się u siebie jak w jakiejś utopii, chyba nie dobrze
A ja wole mieszkac w bloku jak w domu jednorodzinnym. 17 lat mieszkalem w bloku i czulem sie wspaniale. Potem przeprowadzilem się na burżujskie osiedle i żyje w ciągłym stresie.
Ktoś ci ciągle beemwicą piszczy pod oknami? ;)
Piszczą ale dzieci siostry.
Biorąc pod uwagę 'skąd' są Deina i Atremis, to ich opowieści wcale nie powinny dziwić...
Szósty Krąg Piekła i Dark City faktycznie nie brzmią zachęcająco;)
D'mooN, nie bądź taki enigmatyczny, mów po polsku :)
(eee... ale przecież w Szóstym Kręgu mieszkają heretycy, nie maniacy ganiania za szpakami!)
A ja kocham moje blokowisko! Nikt nikomu nie sra pod okno. Szkoda, bo takie jednostki wzbogaciłyby koloryt lokalny, no ale Koterski tak trafnie sportretował rzeczywistość jak każdy paranoik-megaloman-pseudoartysta.
Do najprzedniejszych klatkowych akcji-atrakcji zaliczam kłótnie sąsiadów z dołu, słyszalne chyba dwa osiedla dalej, a czasem toczone na poziomie ulica-okno mieszkania. Zdarzyło się też, że na pana S. wpadłem nocą, a dokładniej wdepnąłem w jego personę, kiedy leżała na ciemnej ulicy i słuchała płyt po nietrzeźwemu.
Inna ciekawa sprawa to zaczynające się o 7 rano koszenie traw lub naprawianie jezdni (poprzedzone wykruszaniem asfaltu, czy co oni tam robią). Tego już nie lubię, ale codziennie się nie zdarza, to i wytrzymuję. Chociaż nigdy nie mogę zrozumieć, dlaczego trawa na przełomie wiosny i lata musi być ścinana dwa razy w tygodniu. Czy szefom administracji osiedla daje to jakąś perwersyjną przyjemność? Ledwo zdąży źdźbło się od gleby odróżnić, już by je chcieli ewaporować najchętniej...
ja chyba też mam fart, bo u mnie na ogół cisza, spokój i marzenie. Fakt, że od czasu do czasu sąsiad uraczy mnie hip-hopem (najczęściej, gdy przeżywam rano fazę REM), czasem inny sobie powierci, psy poszczekają, dzieci popłaczą i trochę kłótni słychać, ale nic z czym nie dałoby się wytrzymać, bo na ogół jest spokój.
Mi tam kłótnie nie przeszkadzały a nóż można było posluchac jaki z sasiada skurwiel. No i moje kłotnie jakoś zwykle były głośniejsze. No i policja i straż pożarna do mnie przyjeżdżały wiec jak juz to ja byłem czyjąś traumą (a raczej moi ex-wspolokatorzy). No ale z mila checia wroce na swoje blokowisko gdzie wszystkich znam i nikt mnie nie okradnie. Wyobrazcie sobie: Zyjesz sobie 17 lat w jednym miejscu i elo przeprowadzasz sie mija raptem minimalna ilosc czasu i juz cie okradaja.
w moim bloku, chociaż przynajmniej nie w klatce na szczęście, straż miejska jest średnio trzy do czterech razy w tygodniu, bo ktoś kogoś napadł, pobił, pijak zasnął pod wejściem skutecznie blokując sobą drogę, wykłócają się albo namiętnie imprezują. Ale mogło być gorzej. Mogłabym mieszkać na Mokotowie i codziennie widywać znajomych mojej siostry...
Mój kuzyn jakiś czas temu wprowadził się do bloku z żoną i małą córeczką (2 lata, teraz już 4). Wszystko było pięknie, dopóki po dwóch miesiącach jakaś rodzinka nie zajęła mieszkania pod nimi. Rano kuzyn wychodzi na balkon i nagle słyszy wielkie, przeciągłe: "ŁEEEEEEEEEEEEE!!!". Do tego "ŁEEEEEEEEEEEEE!!!" dołącza się kolejne "ŁEEEEEEEEEEEEE!!!"... i jeszcze kolejne "ŁEEEEEEEEEEEEE!!!". Co się okazało? Otóż nowi sąsiedzi mają TROJACZKI. Super, co nie?
Po paru dniach słuchania "ŁEEEEEEEEEEEEE!!!" parę razy dziennie (lato, okna pootwierane) a także w nocy (wiadomo), kuzyn z żoną puka do drzwi nowych sąsiadów i pyta się, czy dzieci można uspokoić. "Ależ to dzieci są, panie", mówi sąsiad, uśmiecha się i trzask, zamyka im drzwi przed nosem.
"ŁEEEEEEEEEEEEE!!!"
ja chyba też mam fart, bo u mnie na ogół cisza, spokój i marzenie. Fakt, że od czasu do czasu sąsiad uraczy mnie hip-hopem (najczęściej, gdy przeżywam rano fazę REM)
to rano to kiedy Ci wypada, kolo 14?;)
Alez kretynska piosenke dzisiaj rano sasiad z gory puszczal. Za takie teksty autor powinien dostac kilka tygodni robot publicznych.
Może powinnaś mu zacząć puszczać teledyski z Telewizji Trwam? Wiesz, dzieci w BIAŁYCH koszulkach biegnące przez pole pszenicy, chłopcy z KRÓTKIMI włosami, dziewczynki z WARKOCZYKAMI itd.? Może to poskutkuje.
Btw., wypróbowałaś moją metodę na pozbycie się spod okna tych kobitek od hemoroidów?
to rano to kiedy Ci wypada, kolo 14?;)
hehe, o 14 to ja się budzę dlatego, że on to puszcza o 8-10
wiem, znam ten ból...
Artemis, nie i nie zamierzam
Ojejku
A ja się tak starałam, żeby ci pomóc
No cóż, idę myśleć dalej
Widze , ze w full problemow macie w swoich miejscach zmieszkania . Ja mieszkam na wsi i u mnie najwiekszym problemem jest to ze wszyscy wszystko wiedza o Tobie zanim ty sie o tym dowiesz ble . Juz nie wspominajac o moich sasiadkach ( WKO ) , ktore na swoja siedzibe wybraly moj skromny domek ! Nie ma dnia zeby do mojej babci nie zawitala jakas kolezanka . Ale zeby byl chociaz z tego jakis pozytek chociaz jeden ---- nie ! Siedza w chacie i wesza , obgaduja , owinki ze swiata penetruja , a temat o mlodziezy to temat rzeka ciagnie sie i ciagnie jak guma po asfalcie ....wrrr . Pamietam jak sie raz n ate baby wqr.... uzbieralem z moich drzew z 6kg czeresni i zostawilem w kuchni , wracam za pare godzin a one wraz z moja kochana babcia wpierdzieliy wszystko !!! Nie wytrzymalem i pojechalem im wiazanka ( i byl motyw do powrotu do tematu o mlodziezy ) --Razem z Tata chcemy kupic pare workow plastikowych i potem sie zobaczy
Ja w sobotę na TVN oglądałem Chłopców z Ferajny i około godziny 1 usłyszałem... dzieci biegające po osiedlu. Moja mama twierdzi, że zawsze jak jest jakaś impreza u dorosłych (imieniny itp.) to słychać dzieci, ale te latały po podwórku.
to chyba z Kryptona były skoro latały
to chyba z Kryptona były skoro latały
Chlopcy z Kryptona a dziewczynki z Themysciry
W sumie adoptowalbym jedno, bo kolekcje komiksow ładnie by uzupełniało
ło jej, jakaś para właśnie burzliwie ze sobą zrywa dokładnie pod moim oknem. "mam dość twoich kłamstw, Ty zdziro!" - a podobno dialogi w telenowelach wenezuelskich są sztuczne i nieżyciowe;)
gdybyś znała moją siostrę i jej ekschłopaka (tego, co myli Philipa Seymoura Hoffmana z Leonardo DiCaprio) to byś tak nie powiedziała :). "ależ ty nie masz do mnie szacunku! nie lubię kiedy to robisz! nie, wcale tak nie uważam. po prostu mam dość twoich kłamstw".
(ale bez tego ostatniego. moja siostrzyczka to dyplomatka ;P)
to chyba z Kryptona były skoro latały
No dobra, przemieszczały się w szybkim tempie, a czy latały, czy chodziły to nie wiem, bo film oglądałem.
ja na szczescie mieszkam w kamienicy i nie mam okna na podwórko ale kilka problemów też mam.
1. okropnie mnie wkurwiają bachory na moim podwórku. jak wychodze z psem to nie daja mi spokoju. te mniejsze od razu "o jaki ładny piesek itp" i 15 małych szkrabów chce pogłaskać biednego małego jamnika, a te starsze śmieją sie ciagle z moich długich włosów i obrażają mnie od małp, blondynek, yeti, futrzaków itd. męczące strasznie.
2. wkurwiają ludzie z psami, którzy zawsze chcą o czymś pogadać. KURWA jak wychodze z psem to po to żeby sie jamnik mógł wyszczać tudzież wysrać a nie zeby gadać ze starym dziadem o jego ciapku czy innym azorze.
ale po co tyle miesa w sumie napewno bardzo irytujace jak ten caly shit w naszym kraju :/ zgadzam sie w pelni tez bym miesem walil
A mój brat na psa dziewczyny podrywał
Dziś poszedłem z mamą do banku, bo coś tam chciała zrobić, a ja służyłem do noszenia późniejszych zakupów. Siedziały tam 2 staruszki i staruszek. Najpierw 15 minut gadali o takich złych, co po balkonach skaczą, czy jakoś tak. Potem przyszła babka i spytała się, czy może wejść bez kolejki, bo wcześniej zapomniała "adresu konta". Myślałem, że ta trójka rzuci się na nią i ją wypatroszą, ale nie... wywiązała się kolejna 15 minutowa dyskusja o powolności tego całego systemu, a na koniec zaczęli opowiadać sobie o swoich kontach, kartach, kradzieżach itp.
Poprostu myślałem, że pierdolca dostanę. Co one przychodzą tam, żeby o balkonach, czy o kontach gadać? Kurde na rozmowy to niech się w domu spotykają, bo ja nie każdy chce słuchać, jak wnuczek siostry pani polowej miał kartę Visa, ale mu ukradli i 3 godziny siedział w banku, żeby zablokowali.
Niestety one maja juz tak zakodowane , nawet najwieksi hakerzy by tego nie przeprogramowlali , ja mam u siebie w "miescie" wiejskie kierdy wiec czuje ten sam bol
Mnie też wnerwia zarząd dzielnicy. Na "Dni Ursynowa" pozapraszali jakieś zespoły hip-hopowe, których twórczość nie wychodzi poza dom kultury zwany "Domem Sztuki", zamiast zaprosić najsłynniejszego chyba mieszkańca Ursynowa- Pezeta (chodził do mojej podstawówki ). I raczej kasą się nie mogą wykręcać, bo Pezet wystąpiłby na takiej imprezie za free, bo on lubi Ursynów. A tu człowiek czyta "Zespół raz, dwa 7"
zobaczymy, jak z Was sie zrobia stare dziadki, o czym bedziecie gadac
pewnie o mlodych laskach ktorych na psa juz nie poderwiecie
[cholera, na mojego owczarka jeszcze nikt sie nie zlapal...]
O Tobie bedziemy gadac hahahaha you can`t run from destination
znalazłem też dobre strony swojego miejsca zamieszkania. lubie moich pijaczków podwórkowych. zawsze jak mnie jakiś zaczepi to fajnie sobie z nim pogawędzić jakie to życie parszywe i beznadziejne. czasem nawet poczęstuje bidaka kiepem(a taki dobry jestem, chociaż czasem mnie to wkurwia ). po za tym w nocy nie hałasują nie robią burd tylko uczciwie pracują jako parkingowi: oczywiście płacą tylko osoby które nie są mieszkańcami okolic podwórka.
Mieszkam na Warszawskim Bródnie (ponoć okolica o złej sławie, że niby praga itp), w bloku i na domiar złego na parterze. Jednak jakoś specjalnie nie narzekam na otoczenie, żadne menty pod budynkiem nie przesiadają, tzn nie za często. Owszem zdarzyło się kilka akcji. Np. kiedyś w sobotnią noc pod moimi oknami miała miejsce intensywna bójka, fajnie bo miałem miejsce w pierwszym rzędzie ale było troche za duzo krwi. Innym razem ktoś zostawił samochód z włączoną, zapętloną piosenką "numa numa jej" Ozone, po godzinie zacząłem wariować, na szczęście znalazł się jakiś porządny obywatel i za pomocą cegły otworzył samochód (papa przednia szybo) i wyłączył radio
Oczywiście że czasem musze znosić głośne beaty ale od czego są szczelne okna
Godzina 21.50. Wychodzę na dwór na wieczorny spacer z psami, przy okazji wyrzucam śmieci. Otwieram drzwi klatki schodowej i wychodzę na prostokątne podwórko otoczone z każdej strony budynkami. Oświetla je światło z nad wejścia do klatki oraz trzy stare latarnie. Robie kilka kroków w przód. Dochodzę do ławki, śpi na niej osiedlowy, znany mi kloszard, który dwie godziny temu pytał mnie niezwykle kulturalnie o godzinę. Facet jest najniżej w osiedlowej hierarchii, jest bezdomny, śpi gdzie popadnie m. in. w starych ruinach kamienic, których tu nie brak (jedną mam za oknem - piękny widok). Jego koledzy mają lepiej, mają gdzie pójść, mają te cztery ściany i dach nad głową. Organizują sobie mety w mieszkaniach, w których kiedyś mieszkali z rodziną albo wciąż z tą rodziną mieszkają. Nie na długo, bo zadłużenie rośnie. Nie mają prądu, gazu, a co za tym idzie i ciepłej wody. Ale nie do końca jest to zgodne z prawdą. Prąd organizują sobie na lewo. Ale wracając do śpiącego kloszarda na ławce. Dochodzę do śmietnika (parę metrów od owej ławki), facet wstaje i zaczyna coś mówic. Odwracam się, kloszard mnie już nie widzi, zaczyna mówi głośniej, krzyczy. Myślę sobie - samotność, chęć kontaktu z drugą osobą, stąd ten monolog z samym sobą, a może pijacki amok. Wrzucam śmieci do kosza, idę dalej w kompletną ciemność. Parę kroków dalej słyszę dźwięk, coś jak gaworzenie dziecka, coś jak mowa osoby niedorozwiniętej. Przystaje w ciemnym miejscu, nasłuchuje i czekam. Po chwili z ciemności wyłania się znany na osiedlu koleś, który jest niedorozwinięty. Znam jego braci. Idzie dalej wydając z siebie nieartykułowane dźwięki, a z nim jego nieodłączny pies. Unikam jakiegokolwiek spotkania z nim, ale nie ze strachu przed nim, ale przed jego dziwacznym zachowaniem. Idę dalej. Dochodzę do rogu budynku. Tu już jest widno. Na owym rogu stoi dwóch "rogersów" (lumpków osiedlowych). Totalnie zniszczeni przez życie, może przez wypity alkohol, często gęsto niewiadomego pochodzenia. Można się ich przestraszy, mogą cie zaczepic. Mieszkają w mojej klatce, w regularnej melinie, nic fajnego, przez to na korytarzu nie pachnie fiołkami, ale dobrze, że rzadko się awanturują. Stoją i rozmawiają. Opowiadają sobie jakieś historie, śmieją się. Mijam ich, zmierzam do klatki. Widzę, że kloszard się podnosi i znowu coś mówi, a po chwili już krzyczy. Wchodzę do klatki. Ja tu żyje od urodzenia, a co jeśli nie jest się stąd? Obok jest komisariat policji. To dla mnie wszystko jest takie naturalne. Z boku wygląda surrealistycznie, strasznie.
Mieszkam w Łodzi na Starych Bałutach. To opisywane zdarzenie trwało może 10 minut...
Mieszkam w Łodzi na Starych Bałutach.
Ja prawie całe życie na Retkini, ale nieobce jest mi to, o czym piszesz.
Środa, godzina 20:50, może 21, warszawski Ursynów. Idę sobie spokojnie z moim kumplem, aż dochodzimy do ulicy. Po zachowaniu wszelkich zasad ostrożności przechodzimy przez nią i nagle z za zakrętu wyjeżdza na nas samochód ze stosunkowo dużą prędkością (to przejście jest niebezpieczne, kiedyś mało się na nim nie zabiłem). Mój kolega lekko przyśpieszył, a ja wykonałem gwałtowny manewr polegający na odskoczeniu. I co w tym nadzywczajnego? A no to, że mój kolega musiał jeszcze kierowcy pokazać środkowy palec. Kierowca zatrzymał się, a z wozu wyszło trzech panów ubranych w dresy, ostrzyżonych na łyso, większych niż 185 cm. Nagle słyszę głos mego toważysza krzyczącego "spierdalamy". Cóż miałem robić? Zanim tamci zdąrzyli nas zauważyć my już byliśmy w... kiwaciarni. Kiedy tylko nasi rywale przestali koło niej krążyć ile sił w nogach popędziliśmy w stronę metra (około 400m). Nie wiedziałem, że umiem tak szybko biegać Na szczęście tamci już nas nie dogonili... I dobrze, bo inaczej czytalibyście mój nekrolog...
Coraz bardziej się ciesze, że mieszkam gdzie mieszkam, a mi się wydawało, że sąsiad z wiertarką to koniec świata
A jaka jest standardowa odzywka dresa na mój widok jak już jakiegoś spotkam? "Brud!"
A u mnie jak się wchodzi do piwnicy to jest kartka "UWAGA ŚWIATŁO" .
Ja prawie całe życie na Retkini, ale nieobce jest mi to, o czym piszesz.
A dokładnie w którym miejscu ?
Hmmm... Pizzeria Duet wiesz gdzie jest?
romeck, Retkinia, uuuuu. Ja na Widzewie-Wschodzie, towarzystwa czasami nie brakuje, zwłaszcza jak bydło wraca po meczu, ale ogólnie jest spokój.
Ja miałem taką oto "przygodę", byłem wtedy chyba w pierwszej klasie liceum. Gadamy sobie z kumplem, ja miałem rower. Przechodziło dwóch kolesi i jeden do mnie z takim tekstem:
Koleś: Wiesz że mógłbym ci ten rower teraz zajebać?
Ja [pewny siebie]: Wiem.
Popatrzyli i poszli. WTF?
Aha, na parterze mieszka stara idiotka która nic nie robi tylko cały czas siedzi pod drzwiami i jak ktoś nie zamknie drzwi do klatki to OD RAZU! wyskakuje z krzykiem.
a ja powoli pieprze traumy blokowe i za jakiś czas będę żył w psychozie remontowo-budowlanej, a później - nareszcie - w traumie wiejskiej
za to w miejscu, gdzie mieszka mój ojciec, budują mu prawie (500m) pod oknem centrum handlowe, które jest z kolei umiejscowione jakieś 100m od wielkiej kościelnej fabryki. I to wszystko między czterema wielkimi, spokojnymi osiedlami, w których życie dotychczas płynęło jak w filmach Kusturicy. teraz się zacznie „dzień świra”, z ogłuszającym dzwonem kościelnym i burczeniem buldożerów rozjebujących wszystkie drogi dookoła. I co najdziwniejsze, ceny mieszkań podskoczyły w ciągu roku o jakieś 40% (w tym ponad 20% tylko dzięki ultramarketom z sinemasiti-szkoda że już tam nie mieszkam )
Szczęściarz jeden, tez zawsze chciałam mieć domek z duuużym ogródkiem. Zresztą w tych czasch to chyba bardziej prawdopodobne niz posiadanie własniego mieszkania. Przynajmniej w Kraku, gdzie ceny sa kosmiczne. Ech, szkoda gadac.
Btw, moje osiedle to całkiem spokojna przystań. Tylko czasami w środku nocy można usłyszeć mrożące krew w żyłach okrzyki "Je*ać Wisłę i policje CRA-CO-VIA" a nowo przybyłych witają napisy: "Wola wita. Życzymy miłego wp****lu" oraz "Jedyna religia to cracovia. Reszta to Matrix"[/i]
A ja ostatnio usłyszałam o godzinie 7 rano jak się jakiś osobnik wydarł: "Ty głupi chu... wypierda..... z mojej budowy!" Urocze
Ja wlasnie widzialem przejazd Borowikow ,ale marna ta eskorta byla jak na nasze panstwo ,tylko skoda octavia sie mi w oczy rzucila ,reszta to jakies maluchy
Eorath ,moja kumpela powiedziala by ooo SLODKO
Ja bylem w tamtym roku w Lodzi na Balutach z kumplami .bylo zabawnie . Niedosc ze napotkalismy kibicow chyba LKS ,bo sie na nas darli ostro to zgubilismy sie w manufakturze. Ktos nam przestawil samochod o pare metrow ,mnie o malo co woz strazacki nie rozjechal (a przechadzalem sie chodnikiem) ,a na kumpla rzucil sie pitbul ,ale zlapal go za nogawke .Bylismy tez swiadkami jak 4 dresow z BEEMWU zjebalo ostro dziadka ,ktory wszedl na pasy (policja stala 3-4 samochody dalej) .Aha i kumpel zostal wyzwany od kur.. ,bo jego pies biegl bez smyczy (pies ,ktory sikajac przerzucal caly swoj tulow i robil fikolka , btw mial cos z kregoslupem) .Poza tym milo wspominam wyjazd
taaaa , kocham to miasto w którym autobusy zawsze przyjeżdzają na czas i nigdy się nie psują a policja nie spisuje za siedzenie na ławce.
Na moim pięknym blokowisku jedyne co mi przeszkadza to dresy które mnie często gonią z racji tego że noszę glany i psy opróżniające się na chodnik , w których ja kupy często wchodzę
Kupy i glany to bardzo niefortunne połączenie... Powiedziałabym wręcz: tragiczne.
Dzisiaj idąc do pracy wdepnąłem w psią kupę. Na chodniku. Pantoflem. Gorzej byłoby z glanem, bo kupa wchodzi w bieżnik na podeszwie i trzeba wydłubywać patykiem. Ale nie ma nic gorszego jak wdepniecie w kupę sandałem, bo gdy kupy jest dużo, to wchodzi pomiędzy palce
Bałuty? To tam gdzie O.S.T.R. mieszka? ;)
taaaa , kocham to miasto w którym autobusy zawsze przyjeżdzają na czas i nigdy się nie psują
Aktualnie w Łodzi nie da się podróżować komunikacją miejska. Nagromadzenie robót drogowych przechodzi ludzkie pojęcie. Dlatego radzę postępować zgodnie z powiedzeniem "Piechotą zdrowiej".
aaa to przy to już wiem gdzie ;]
no , jak wsiadasz do autobusu to albo się psuję , albo stoi w korkach przez godzine [ ostatnio tak jechałam na bałuty ] albo wogóle nie przyjeżdza. Najbardziej kocham linię 76 i 99...poprostu kurwicy można dostać jak się tymi rupieciami jezdzi.
ja nieważnę w jakich butach i tak zawsze w gówno wdepnę
Eorath ,moja kumpela powiedziala by ooo SLODKO
A ja nadużywam "uroczo"
jak wsiadasz do autobusu to albo się psuję, albo stoi w korkach przez godzine
Zapomniałaś dodać, że już sie dwa autobusy u nas paliły. Jeden to nawet doszczętnie. Ale dziś był u nas pan premier, od dziś e Łodzi wszystko będzie w porządku.
jaaasne
parę dni temu musiałam na autobus (65) czekac 50min (trzy przystanki za krańcówką)! Później przeczytałam w gazecie, że nie przyjeżdżają ponieważ brakuje kierowców ;/ W każdym razie - był tak przepełniony, że na zakrętach niebezpiecznie przechylał się na boki. Normalnie aż się bałam...
A tak w ogóle - jak po 'krakowsku' będzie krańcówka i migawka (bilet miesięczny)?
Hmmm ... stawiam, że to będzie bilet miesięczny Nie mamy żadnych specjalnych nazw. Z jakiej to okazji sie do nas sprowadzasz?? :>
studia moja droga
Jakie i gdzie??
stosunki miedzynar. na uj (:
Tzw. 'interracial'?;)
A tak w ogóle - jak po 'krakowsku' będzie krańcówka i migawka (bilet miesięczny)?
W całej Polsce mówi się chyba pętla, ale pewien nie jestem.
Ostatniej zimy mój kolega jadać autobusem nr 57 po ulicy Piłsudskiego, opowiadał mi następujące zdarzenie.
Stoję na przodzie Ikarusa, twarz mam niemal przyklejoną do szyby kabiny kierowcy. Godziny szczytu, tłok niemiłosierny. W pewnym momencie słyszę dźwięk trzeszczącego metalu, coś jak pękniecie, zgrzyt. Obserwuje kierowce. Akurat mamy przystanek. Kierowca korzystają z sibi radia i łączy się z centralą . Mówi, że ma awarię i prawdopodobnie uszkodzone hamulce. Na co pan po drugiej stronie odpowiada, żeby dojechał do końca tz. do krańcówki, a tam autobus zjedzie do bazy. Przypomnijmy, że jest zima. Kierowca rusza. Naglę znowu słychać zgrzyty, a autobusem zaczyna zarzucać. Prowadzący Ikarusa (cud techniki węgierskiej) mówi głośniej do siebie usilnie naciskając pedał hamulca: "Kurwa nie dość, że siebie zabije, to jeszcze tych wszystkich ludzi, których wiozę ze sobą". Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Autobus stanął, a kierowca przeprosił pasażerów i poprosił by wyszli.
W całej Polsce mówi się chyba pętla, ale pewien nie jestem.
W Warszawie, Bydgoszczy i Gdańsku mówi się pętla , a Warszawie sie dodatkowo nauczyłam, że istnieje coś takiego jak karta miejska
A z traum blokowych, na studiach w Gdańsku przez trzy lata mieszkałam w czterech miejscach (w pierwszym dwa tygodnie więc się nie liczy, ale było śliczne i nowe):
- w pierwszym właściciele mieszkania mieszkali w bloku naprzeciwko i jeśli zapalałyśmy światło w kuchni i za chwilę gasiłyśmy, po czym znów zapalałyśmy, to dzwonili i sprawdzali, czy się ktoś nie włamał
- w drugim było straaaaaasznie, stary blok, miał okropną klatkę schodową - dziura pośrodku i wokół dziury schody a na samej górze świetlik
- trzecie w Sopocie - właściciel nas nachodził , a poza tym fajne było...
Tzw. 'interracial'?;)
sure
dżizas, jaka pętla - ja tam mówię bilet za stary jestem na ten slang
LOL :))))