wika
W ostatnich tygodniach doszło do zaostrzenia konfliktu związków zawodowych z polskim rządem. Wszystko związane jest natomiast z problemami Stoczni Gdańsk, przed którą stanęło widmo bankructwa.
Stoczniowcy obwiniają rząd za nie reprezentowanie ich interesów w Komisji Europejskiej, która chce zamknięcia zakładu. Donald Tusk zarzucał mianowicie związkowcom awanturnictwo, demagogie i działanie polityczne.
Po czasie wzajemnego obrzucania się inwektywami postanowiono zorganizować debatę publiczną premiera z przedstawicielami związków zawodowych OPZZ i Solidarność.
Premier postanowił jednak zaprosić na debatę także dwa mniejsze związki: "Okrętowiec" oraz Związek Zawodowy Inżynierów i Techników. Zaproszenie tych dwóch mniejszych związków (ok. 200 członków) było powodem, dla którego stoczniowa "S" oraz OPZZ odrzuciły zaproszenie do debaty.
W czasie debaty Donald Tusk zapewnił stoczniowców, że nie zostawi ich bez pomocy w przypadku gdyby Komisja Europejska nie zaakceptowała planu restrukturyzacji zakładu.
Jak oceniacie cały konflikt związki kontra rząd?
Jak powinien działać Donald Tusk w tym przypadku?
PS.
Z całą sprawą wiąże się tez przeniesienie przez rząd uroczystości rocznicowe 4 VI z Gdańska do Krakowa… Jak się do tego ustosunkujecie?
Nie jestem specjalistą z dziedziny ekonomii , może dlatego nie rozumiem jednej rzeczy: skoro znalazł się INWESTOR, to oczywistą sprawą jest fakt że Stocznia Gdańska może (a nawet powinna) przynieść w przyszłości dochód.
W przeciwnym wypadku nikt nie zainteresowałby się zakupem przedsiębiorstwa który nie przyniósłby nowemu właścicielowi dochodów.
Dlaczego rząd chce utracić kontrolę nad Stocznią ?
Dlaczego politycy w sposób notoryczny sprzedają nasz rodzimy kapitał (wliczając w to instytucje strategiczne)?
Naszych obywateli będzie się karmić optymistycznymi wiadomościami kalibru: "Polska jest jedynym krajem w Unii Europejskiej, którego PKB wciąż rośnie. 1,1 proc. wzrostu przebił oczekiwania ekonomistów".
Czy zwykli obywatele odczuli na swoich portfelach ten wspaniały sukces??
Nie jestem specjalistą z dziedziny ekonomii , może dlatego nie rozumiem jednej rzeczy: skoro znalazł się INWESTOR, to oczywistą sprawą jest fakt że Stocznia Gdańska może (a nawet powinna) przynieść w przyszłości dochód.
W przeciwnym wypadku nikt nie zainteresowałby się zakupem przedsiębiorstwa który nie przyniósłby nowemu właścicielowi dochodów.
Dlaczego rząd chce utracić kontrolę nad Stocznią ?
Dlaczego politycy w sposób notoryczny sprzedają nasz rodzimy kapitał (wliczając w to instytucje strategiczne)?
Wytłumaczenie jest bardzo proste.
Cała rzecz bierze się stąd, że stocznie postanowiono rozwalić.
Jak to się odbyło ? Ano w ten sposób, że odpowiednio ustawiony zarząd przyjął zamówienie na statki, których nasze stocznie nie potrafiły wykonać (szło chyba o jakiś podwójny kadłub, czy coś w tym guście; szczegółów nie pomnę). W związku z tym, trzeba było bulić odszkodowanie za niewykonanie zamówienia.
Po co to ktoś zrobił ? Z jeszcze prostszego powodu. Żeby stocznie znalazły się w tarapatach, ich wartość spadła i można było taniej kupić.
I po raz kolejny: dlaczego ktoś to zrobił ? Powiedzmy, że w zamian za "nieopododatkowane" 10% wartości stoczni prosto do kieszeni.
Innymi słowy: mafia, która (z krótkimi przerwami) rządzi nami od 89 roku wyprzedaje za drobne "srebra rodowe" tym, którzy dadzą najwięcej w łapę. Mistrzem tego typu zagrań był niejaki Lewandowski - obecnie kandydat PO na komisarza politycznego.
Co ciekawe. Pamiętacie może nie tak dawną wypowiedź gen. Czempińskiego nt. tego, że on (czyli służby specjalne) uczestniczył w zakładaniu PO ?
Już niedługo po tej wypowiedzi Tusk ogłosił plan przyspieszenia "prywatyzacji" - czyli dalszej wyprzedaży - w sytuacji kryzysu, czyli kiedy wszystko jest na dołku.
W ten właśnie sposób w Polsce dokonuje się "prywatyzacja". I pewnie tak samo miało to wyglądać ze stoczniami. Tyle, że coś poszło nie tak.