wika
Na początek małe wyjaśnienie dla tych, którzy być może tego nie wiedzą - pierwsza część w amerykańskich kinach kończyła się w momencie, gdy Sarah wsiada do samochodu i na siedzeniu pasażera widzi Beth. Fantastyczne i do tego wywołujące ciary zakończenie, z córeczką i tortem, jednoznacznie wskazujące że nasza bohaterka zginie kilka (przy odrobienie szczęścia w kilkanaście) sekund po CUT TO BLACK zwyczajnie wyleciało i znalazło się dopiero na DVD w wersji unrated.
Tutaj wkracza Descent 2, powstały właśnie na podstawie tej wykastrowanej wersji. Brytyjska kontynuacja brytyjskiego filmu opiera się na "american cut", innymi słowy niezły lol.
Punkt wyjścia sequela nie jest zbyt wyszukany i scenarzysta próbuje nawet udawać, że to wcale nie jest zwykła powtórka z rozrywki: jest ekipa poszukiwawcza, o akcji mówią w TV, jest pan szeryf i policjatka. Dowiadujemy się nawet że Juno z pierwszej części to córka senatora! (oczywiście nie ma to żadnego znaczenia) Wreszcie jest i Sarah, która po traumie z pierwszego filmu nic nie pamięta, a że wróciła jako jedyna, do tego cała zakrwawiona, pojawiają się podejrzenia. Do tego momentu jest jeszcze nie tyle dobrze, bo ani to zagrane, nakręcone czy napisane w jakiś wyróżniający się sposób, ale ot, standardowo, bez urągania inteligencji widza. Problem pojawia się w momencie, gdy trzeba zejść do jaskiń.
Co robi scenarzysta? Wymyśla sobie, że najlepszym sposobem na poszukiwanie zaginionych w SIECI NIEZBADANYCH JASKIŃ jest wysłanie tam trójki wyszkolonych ludzi + niemających potrzebnych do tego umiejętności szeryfa (po co on tam?) i policjantki (po kiego?!). VIPem będzie wyciągnięta wprost ze szpitalnego łóżka Sarah. Wspominałem że nic nie pamięta, nawet tego że jej córeczka zginęła rok temu? Biorą ją żeby wskazała im drogę, cytuję: Może coś sobie przypomni. No i się zaczyna...
The Descent jest w pełni kompletnym, niewymagającym żadnego rozwinięcia ani dopełnienia obrazem. Do tego jego specyfika (mimo że to film, jak dla mnie, do wielokrotnego oglądania) niejako uniemożliwia powtórzenie drugi raz tego samego, nie da się jeszcze raz stworzyć tego klimatu ani sprawić, by te same chwyty zadziałały. Chwilami Descent 2 sprawia wręcz wrażenie remake'u, bo reżyser bez grama litości bezczelnie kopiuje konkretne motywy z jedynki, dodając niewiele od siebie, a jak już dodaje, to nie wiadomo czy śmiać się, czy płakać - postać z jedynki która nie miała prawa przeżyć nie tylko żyje, ale jest mega cool badass jaskiniową monster killerką. Dowiadujemy się także bardzo istotnego szczegółu z życia stworów - jak chcą się wysrać, to walą kloce do jaskiniowej toalety. Tylko spłuczki brak.
Pierwsza część była krwawa, ale żadnego exploitation. Tutaj reżyser dwoi się i troi, by pokazać kolejne obrzydliwości (posoka wylewająca się z ust trupa wprost na twarz bohaterki? no problemo!), okraszając je momentami wręcz śmiesznymi minifontannami wyglądającej wyjątkowo tandetnie krwi.
O postaciach nie ma co mówić, bo to tylko kolejne ofiary. Ale o szeryfie muszę wspomnieć, bo tak irytującego debila już dawno w filmie nie było. Jesteś w sieci jaskiń, nie wiesz czy za chwilę przyjdzie ci się wspinać, czołgać czy co tam jeszcze, a wokół czai się od krwiożerczych stworów. Co robisz? Przykuwasz się kajdankami do drugiej osoby, bo "ty ją tu sprowadziłeś i ty ją wyprowadzisz". Trzymajcie mnie...
Jest też zakończenie, prawdziwy gwóźdź do trumny, lub by być dokładniejszym, szpadel do grobu tego szajsu. Zobaczycie - zrozumiecie.
Idiotyczny, niedorzeczny, irytujący i niemający prawa istnieć sequel.
Jako, że nie sądzę, żebym kiedykolwiek się zabrał za oglądanie tego arcydzieła, mógłbyś zdradzić owo zakończenie? :)
Ogólnie to Spoiler:
wszyscy się dla wszystkich poświęcają - bez większych skutków , aż wreszcie ostatnia osoba, której W KOŃCU udaje się uciec (i chce zadzwonić po pomoc) dostaje od jakiegoś wieśniaka szpadlem i nieprzytomną facet wrzuca ją z powrotem do jaskini. Podsumowując: ROTFL .
.Dawno takiego szajsu jak drugi "The Descent" nie widziałem, co gorsze, jako wielki fan części pierwszej czekałem na ten film może nie z niecierpliwością, bo od samego początku (po przeczytaniu zarysu scenariusza i jego recenzji gdzieś na necie) pomysł na film wydawał mi się być na maksa niedorzeczny, ale łudziłem się, że może jednak twórcy coś pozmieniają, żeby nie było aż tak idiotycznie jak we wspomnianym skrypcie i da się to bezboleśnie obejrzeć. No i pozmieniali, przez co całość jest jeszcze bardziej gówniana. Poniżej treść posta, którego skrobnąłem na forum AA jakieś 10 dni temu, na drugi dzień po seansie całości - wcześniej dałem radę zmęczyć tylko jakieś 50 minut filmu:
No i obejrzałem toto w całości, będąc mniej więcej przygotowanym na to, co za chwilę zobaczę. Od razu napiszę, że bardziej zbędnego, niepotrzebnego i z dupy wziętego sequela nie widziałem już dawno - zaczyna się to wszystko takim lolem, że klękajcie narody, później niestety jest tylko gorzej i głupiej. Już recki mitycznego scripmentu i zarys scenariusza mocno mnie zaniepokoiły, ale to co zobaczyłem w gotowym filmie tylko mnie zniesmaczyło i znudziło. Mamy jakąś grupkę bezjajecznych bohaterów, o których nie wiemy w sumie zupełnie nic także ich losem nie ma co się przejmować - wiadomo, że i tak zginą w mniej lub bardziej efektowny sposób (częściej w mniej). Wiadomo, kto wraca z jedynki, wejście na "scenę" tej co lubi "Szczęki" - .
I tak przez cały film, aż do końca. Najbardziej irytuje bohaterka czarnoskóra - nie wiem, skąd twórcy wzięli tak drewnianą "aktorkę", ale to, co ta pani sobą reprezentuje przechodzi wszelkie ludzkie pojęcie, a film niby miał być full pro. To samo szeryf grubas robiący jakieś dziwne miny i zachowujący się raczej jak jakiś niezrównoważony psychopata niż stróż prawa. O ekipie ratowników górskich wspominać nie ma co, bo nawet nie pamiętam jak każde z nich miało na imię i jak wyglądali, tak ciekawie nakreślono ich sylwetki...
Nawet crawlery nie robią już takiego wrażenia jak ostatnio, a scena z końcówki filmu w wielkim rowie crawlerzego gówna (dosłownie) ze srającym na nasze bohaterki stworkiem to szczyt braku wyczucia i przekroczenie wszelkich granic śmieszności - właśnie, oglądając drugiego "Descenta" przez większość czasu miałem wrażenie, że patrzę na jakąś holly-parodię jedynki, a nie poważną kontynuację (scena ze szczurem, gówno, crawler koks, łopata itd.). W sumie nie ma się co dziwić, w końcu za scenariusz współodpowiedzialny był sam James Watkins, twórca wiadomo jakiego filmu. Coś na plus? Klimatyczna muza Julyana (choć też pozbawiona tej mocy co w jedynce), spoko zdjęcia natury, trochę niezłego goru (choć i ten chwilami śmieszy) i ze dwie w miarę przyzwoite sceny w jaskini. Ogólnie mimo wszystko bieda straszna i wielki zawód.
Drugą część "Zejścia" sponsoruje literka G...
Nawet crawlery nie robią już takiego wrażenia jak ostatnio, a scena z końcówki filmu w wielkim rowie crawlerzego gówna (dosłownie) ze srającym na nasze bohaterki stworkiem to szczyt braku wyczucia i przekroczenie wszelkich granic śmieszności
O kurde, to plus scena opisana przez Karola zaczyna we mnie rodzić ochotę obejrzenia tego filmu. Dawno już nie widziałem jakiegoś porządnego filmowego ścierwa :)
Wprawdzie o filmie pisałem już w krótkiej piłce, ale dodam swoje 3 Grosze i tu - to już nie Zejście. To po prostu Dno.
Kolejne bezsensowne poświęcenia i śmierci są tak idiotyczne, że aż chce się odwrócić głowę, a zakończenie to wyżyny kretynizmu. Tryskająca na około jucha wyglądała jak żywcem wyjęta z Kill Billa
The Descent opierał się przede wszystkim na wiarygodnych, ciekawych i bądź co bądź sympatycznych bohaterkach. W Part 2 ( tytuł to w ogóle jakaś chamska sugestia, że Zejście jest tylko "pierwszą częścią") czegoś takiego nie ma. Nawet Sarah ze swoim piskliwym głosem tylko irytuje, a "znienacka" powracająca postać jest jest po prostu zabawna - totalnie zdziczała po dwóch dniach pod ziemią?
Męczący, nudny, ciągnięty na siłę i głupi, ale jak na ironię dzięki obejrzeniu D2 zrozumiałem, jak cudownym filmem jest The Descent (nie będę używał określeń typu "jedynka", bo dla mnie sequel po prostu nie istnieje).
Nie wchodzi się dwa razy do tej samej jaskini
Właśnie, jeszcze kilka uwag, chociaż wiem, że daremnych w wypadku tego filmu.
Po co na samym początku dziennikarka wspomniała, że ten-jak-mu-tam ratownik (nie pamiętam nawet imion "bohaterów", powaga) tym razem zdąży na czas? Myślałem, że ten wątek zostanie jakoś rozwinięty, a tymczasem postać zginęła jako pierwsza i za przeproszeniem d*pa Crawlera.
Kolejna sprawa - od czasu wydarzeń z The Descent minęły dwa dni. Jakim cudem więc krajobraz zmienił się z ponurego i jesiennego, na słoneczny, zielony i ogólnie wiosenny?
I pierwsza rzecz która mnie uderzyła na samym początku. Sarah wylazła z jaskiń nie wiadomo gdzie, więc skorzystano z psa tropiącego by odnalazł jej ślad. No i ślad prowadził jedynie w okolice opuszczonego wejścia do kopalni. Mam rozumieć więc, że ona wjechała tam rozklekotaną windą i zabiła wejście starymi dechami?
Dlaczego żaden z debili nie wpadł na pomysł przeszukania okolicznego terenu, żeby znaleźć bezpośrednie wejście do jaskiń?
Wiem, że w wypadku tego potworka ciężko nawet się zastanawiać nad tymi kwestiami i marnować czas, ale paszport mi się w kieszeni otwiera jak sobie przypominam. Obym jak najszybciej wymazał z pamięci to co widziałem.